„Co daje głęboka wiara? Nic dobrego”. Bardzo współczuję Natalii Niemen

stacja7.pl 3 godzin temu

Dawno temu minęła mnie na Rynku Jeżyckim w Poznaniu kobieta w zjawiskowym płaszczu. Zerknęłam za nią – to była Natalia Niemen – wówczas wschodząca gwiazda równie wschodzącego rynku muzyki chrześcijańskiej w Polsce. Natalia była dla nas – wierzących studenciaków – rozpoznawalną postacią. Najpierw kołysaliśmy się przy piosenkach New Life M, potem uwodził nas głos jej męża Mate.O, no i wreszcie to jej piosenka towarzyszyła nam na salach poporodowych. (Ile moich koleżanek chlipało przy jej singlu „Jestem mamą, to moja kariera” choćby nie zliczę). Jednym słowem – Natalia Niemen funkcjonowała jakoś w moim świecie. Kilka dni temu wyświetlił mi się short wywiadu u Żurnalisty.pl, w którym wystąpiła. Wysłuchałam go raz, potem drugi i pomyślałam, iż bardzo współczuję Natalii i… iż trudno się z nią nie zgodzić.

Wiem, iż Natalia nie należała do Kościoła katolickiego, ale i tak uważam, iż warto spojrzeć na jej wypowiedź w kontekście myślenia magicznego, które nie wybiera sobie wyznania i może dotknąć każdego.

Dalsza część artykułu pod wideo.

@zurnalista.pl

Co daje głęboka wiara?

♬ oryginalny dźwięk – zurnalista.pl – zurnalista.pl

Potrzeba magii, nadzwyczajności…

Jest w nas potrzeba magii, nadzwyczajności, cudu. Tym większa, im jesteśmy młodsi. Świat wtedy wydaje się nam zbyt ogromny, mało przewidywalny i pełen potworów. Dlatego potrzebujemy wróżek, świetlnych mieczy i zaklęć. Mniej więcej około 7 roku życia coś się jednak zmienia. Przestajemy wierzyć w ogrodowe skrzaty, a listy do Świętego Mikołaja zamiast wysyłać do Laponii coraz śmielej wręczamy rodzicom; zaczynamy dorastać. Nasze mózgi stawiają na racjonalność, naukę schematów i wyciąganie wniosków z przeszłości. jeżeli wszystko pójdzie dobrze, niedługo miecze zamienimy na mocne argumenty, a wiarę w magię i cudowne interwencje Psiego Patrolu na umiejętne zarządzanie swoim życiem; staniemy się wewnątrzsterowni. Przestaniemy pokładać nadzieję w niezwykłościach, a skupimy się na własnych zasobach i mocnych stronach. Zrozumiemy, iż świata nie zdobywa się wierząc w cuda, ale ciężko pracując i budując życiodajne więzi. A wiara? Wiara będzie nam towarzyszyć w całym tym procesie, wzmacniać go i nadawać mu adekwatny kierunek.

To, co opisałam powyżej to bardzo proste i zdecydowanie skrótowe ujęcie dynamiki rozwoju psychicznego człowieka. jeżeli mamy szczęście, mądrych rodziców i sprzyjające środowisko, być może uda nam się osiągnąć dojrzałość przed 40-stką. Musimy tylko uważać na traumy, pułapki systemu edukacji, rodzinne obciążenia genetyczne i nieznośnego wujka, który nie szanuje naszej prywatności i przy wigilijnym stole pyta o chłopaka. I żeby tylko o chłopaka… Jednym słowem czasem dojrzałość jest na wyciągnięcie ręki, a czasem wydaje się być całkowicie poza naszym zasięgiem i, co ważne – nie ma w tym naszej winy. Niestety deficyty emocjonalne mogą przemienić się w zaburzenia lękowe, te z kolei, nieleczone, zapraszają do naszego życia depresję. Mówiąc w skrócie, nie jest lekko. Tak naprawdę „pokręceni” i obciążeni jesteśmy wszyscy, a przez to podatni na…. wiarę w magię. Czasem będzie to astrologia, czasem tarot, a czasem niestety wiara w Boga.

ZOBACZ>>> Nie ma przesady w słowach papieża. O co to larum?

Kiedy wspólnota ma zagłuszyć ból

Wspólnoty charyzmatyczne, z których wywodzi się Natalia Niemen, mają jedną niezwykle dobrą cechę. Potrafią stworzyć bardzo przyjemną atmosferę. I to wcale nie jest zarzut. Uwielbianie Pana Boga śpiewem, modlitwa charyzmatyczna, wstawiennicza czy o uzdrowienie dają uczestnikom poczucie domu. Otacza nas troska, słyszymy wiele dobrych słów, czujemy się chciani i akceptowani. Przez Boga i ludzi wkoło.

Dla osób przeżywających życiowe trudności, dla ludzi w kryzysach psychicznych zmagających się z nawracającymi lękami, natarczywymi myślami, obniżonym nastrojem przebywanie w takim miejscu może przynieść chwilową ulgę. Źle się dzieje jednak wtedy, kiedy wraz z charyzmatyczną otoczką nie pojawi się mądra i zdrowa nauka. A ta w wielu wypadkach powinna zaczynać się od słów – „Jezus leczy. Tylko warto sprawdzić, czy przypadkiem nie czeka na nas najpierw w gabinecie lekarskim”. Deficyty emocjonalne mają jedną paskudną cechę – bolą. I czasem zamiast ruszyć na długo wyczekiwane spotkanie z samym sobą w terapii czy poprzez farmakologię, wolimy zagłuszać ból choćby wieczorem wielbienia. We wspólnotach charyzmatycznych bardzo ważnym elementem posługi jest modlitwa uzdrowienia. Towarzyszą jej zwykle konferencje o Bogu, który ma moc uzdrawiać, a choćby wskrzeszać. Warto jednak zdawać sobie sprawę, iż podstawowym narzędziem uzdrowienia, jakie stosował Pan Jezus była… terapia. Jezus leczył rozmową, słowem. Był mistrzem pytań. Mało tego! Zwykle nie „patyczkował się” ze swoimi pacjentami. Wcale nie był „pluszowym”, delikatnym terapeutą, kiedy pytał Nikodema „Jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz?” i raczej brakuje subtelności w prośbie, jaką skierował do Samarytanki o przyprowadzenie męża. Jezus konfrontował z prawdą. Po to przyszedł na świat i takie zadanie powierzył nam wszystkim. Życia w prawdzie i domagania się prawdy.

Nie liczmy na gratisy z nieba

Św. Jan od Krzyża, Doktor Kościoła komentując pragnienia nadzwyczajnych łask napisał: „Taka droga nadzwyczajna jest niepotrzebna, mamy bowiem rozum, prawo i naukę Ewangelii, które aż nadto wystarczają. Nie ma takich trudności czy potrzeb, których by nie można było rozwiązać za ich pomocą i to z większym upodobaniem Bożym i z większym pożytkiem dusz”. Ten karmelitański mistyk wiedział aż za dobrze jak słodki smak mają Boże pocieszenia, a jednak w, cytowanej wyżej, „Drodze na Górę Karmel” nieustannie stawia ponad nie rozum, prawo i Ewangelię. Nie ma nic złego w modlitwie uwielbienia, we wspólnotach charyzmatycznych ani w żadnych innych grupach w Kościele o ile opierają się o te trzy filary. A tak na marginesie – najlepsze konferencje o „Nocy ciemnej” Jana od Krzyża usłyszałam wiele lat temu nie gdzie indziej, jak we wspólnocie charyzmatycznej Jerozolima działającej przy poznańskich dominikanach.

Naszym chrześcijańskim obowiązkiem jest rozwój. Nieustanne przechodzenie od śmierci do życia, od niewoli do wolności. Od postawy bezwolnego sługi do postawy dojrzałego przyjaciela. Często myślę o tym, kim jestem przed Panem, kiedy wołam do Niego o pomoc. Czy przypadkiem nie wolę być wtedy zalęknionym dzieckiem i liczyć na gratisy z nieba? Albo kim jestem kiedy życie mnie przygniata i zamiast mądrze zarządzić kryzysem, przybieram postawę ofiary i daję w kość domownikom. Pan Jezus tuż przed śmiercią nazwał uczniów przyjaciółmi. To bardzo zobowiązuje.

PRZECZYTAJ>>> Jan od Krzyża. Człowiek, który zna drogę do Nieba

Czy w wierze szukam magii?

Słuchając tej wypowiedzi Natalii, myślę, iż musimy zejść jeszcze głębiej i skonfrontować się z fundamentalną kwestią; dlaczego adekwatnie jesteśmy przy Bogu? Dlaczego jesteśmy w Kościele, uczestniczymy w życiu sakramentalnym, chodzimy na różaniec w październiku i na cotygodniową grupkę dzielenia? Czego szukamy w wierze? jeżeli kolejnej wróżki-zębuszki, tylko większej, potężniejszej i z mocniejszymi dowodami skuteczności, prędzej czy później spotka nas rozgoryczenie. Nadejdzie moment, w którym miłosierdzie Boże skonfrontuje nas z naszą niedojrzałością, interesownością, szukaniem siebie. Kiedy zniknie nadzieja na cudowne uzdrowienie, kiedy nasilą się lęki, a przyjaciel, za którego odmawialiśmy nowennę pompejańską, znowu pójdzie w alkoholowe tango, Bóg zada nam jedno pytanie: „kogo przez cały ten czas szukałeś?”. Każda noc życia pociąga za sobą noc wiary. Gdzie byłeś Boże? Gdzie byłeś, kiedy wołałem? Dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego nie walczyłeś o mnie? Ale na dnie życiowego zwątpienia mamy wybór – odrzucić „Boga” albo uznać, iż stworzyliśmy sobie bożka, który – podobnie jak dżin z lampy – miał spełniać nasze życzenia. Miał być naszym pocieszeniem, ratunkiem, rozwiązaniem. A Bóg jest wielkim Innym. Nieodgadnionym, Nieopisywalnym, czasem boleśnie Niezrozumianym.

Kiedy dotyka nas cierpienie, tracimy oparcie i poczucie sensu, przeżywamy głębokie rozczarowanie. Sobą, życiem, małżeństwem, Bogiem. W swojej najnowszej książce Agnieszka Kozak zwraca uwagę na to, iż słowo rozczarowanie zawiera słowo czarowanie – przeżyć roz-czarowanie to odrzucić myślenie magiczne i stanąć w prawdzie. Roz-jechać się z magią, oprzytomnieć. Chciałem mieć Cię Boże na własność, chciałem wierzyć, iż odpowiesz na każdą modlitwę, chciałem, żebyś prostował moje ścieżki za mnie i rozwiązywał moje problemy. Chciałem żyć według mojego pomysłu. Ale Ty doświadczyłeś mnie Panie i dziś oddycham zwątpieniem i karmię się chlebem smutku.

W takiej ciemności dusza uwalnia się od interesowności. Staje się bezbronna jak nagie dziecko, ale równocześnie dojrzała i niewzruszona jak potężne drzewo. Doświadczona ponad miarę, zaczyna przeczuwać, iż wcale nie została pozbawiona Boga; na dnie cierpienia przeżywa właśnie swój czas Nawiedzenia. W takim mroku modlitwa wreszcie staje się wolna. Dusza pozbawiona złudzeń może spojrzeć Bogu głęboko w oczy i milczeć, trwać, być. Jedno „Amen” wypowiedziane na dnie zwątpienia znaczy stokroć więcej niż godziny najpiękniejszego wielbienia.

Jeśli miałabym definiować głęboką wiarę, powiedziałabym, iż jest to właśnie taki stan. Mówić wobec cierpienia – Nie rozumiem Cię Boże, nie widzę Cię i nie czuję, ale jestem Ciebie pewien, bo Ty jesteś dobry.

Źródło

atom
Idź do oryginalnego materiału