Dzikie, niepotrzebne, marnujące przestrzeń – tak o nich myśleliśmy. Dziś wiemy, iż to nieprawda – chwasty nie tylko nie są zagrożeniem, ale wręcz pełnią niezastąpioną rolę w przyrodzie.
Maj jest miesiącem szczególnym. To czas, gdy łąki zielenieją już na dobre. Niegdyś przez lata pokrywały się kobiercami z kwiatów i roślin – i to z tych, których nie uprawia człowiek, przez co są nieco pogardliwie nazywane chwastami. Tego już nie ma. Zanikają także inne znaki tej pory roku: coraz rzadziej można usłyszeć, jak ktoś przed przydrożnym krzyżem czy kapliczką śpiewa „Chwalcie łąki umajone”.
Chwasty doczekały się też swojego dnia. Nie przypada on jednak w maju, a pod koniec marca. Jest to Dzień Doceniania Chwastów. Został ustanowiony w celu przypomnienia o ważnej roli, jaką te rośliny pełnią w świecie przyrody, ale też ich znaczenia w świecie ludzi. Jednak to właśnie pod koniec maja jest mi najprzyjemniej pisać o nich felieton.
Jak zostać „chwastem”?
Jakie znaczenie ma słowo „chwasty” w języku polskim? Jedna definicja mówi, iż są to „rośliny dziko rosnące w ogrodzie lub na polu, hamująca wzrost roślin użytkowych”. Inna mówi o roślinach niepożądanych w gospodarce rolnej i leśnej. W powszechnym odbiorze chwasty zatem to coś złego, niepotrzebnego. A jednak dziś wiemy, iż to nieprawda – nie tylko nie są zagrożeniem, ale wręcz przeciwnie: pełnią niezastąpioną rolę w przyrodzie. Lata walki z nimi – zwłaszcza w ostatnich dekadach, przy użyciu coraz bardziej precyzyjnych metod – sprawiły, iż wiele gatunków roślin określanych jako „chwasty” zaczęło zanikać. Dziś niektóre z nich uznaje się za ginące, a część już za wymarłe.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Chwastem można zostać bardzo łatwo. Wystarczy, iż jest się gatunkiem niepożądanym w uprawie przez rolnika, działkowca, a choćby właściciela trawnika. To, iż danej roślinie przypina sią taką łatkę, jest zatem czymś bardzo uznaniowym. Chwastem nazywa się zresztą nie tylko te gatunki, które przeszkadzają w uprawie rolnej czy ogrodowej. Bywa nim i gatunek drzewa lub krzewu niepożądany w gospodarce leśnej, a choćby gatunek ryby, z której nie ma „pożytku” w gospodarce rybackiej.
W moim osobistym słowniku nie nazywam tak dziko rosnących roślin. Wręcz przeciwnie, uważam rumianki, wyki, i setki innych gatunków za wyjątkowo piękne, i pożądane. Zdaję sobie też sprawę z roli, jaka każda z tych roślin pełni w świecie przyrody, ale o tym jeszcze za chwilę.
„Chwasty” w totalnym odwrocie
Jako mały chłopiec wiele czasu spędzałem na wsi. Były codzienne spacery, było wspólne zbieranie truskawek i wykopki. W pamięci wciąż tkwią mi krajobrazy upraw zbóż, w których rosły maki, rumianki i chabry. Z „chwastami” walczyło się wyłącznie manualnie i punktowo, dzięki ich manualnego usuwania na całkiem sporej truskawkowej plantacji, gdzie jeździło się z babcią. Nikt nie stosował środków ochrony roślin, nie szukał dziś łatwo dostępnych dopalaczy, aby zwiększyć zbiory. A truskawki miały niezapomniany smak. I rosły co roku przyciągając nie tylko nas, ale i wiewiórki z sąsiedniego lasu. Na naszych oczach zabierały sobie owoce i konsumowały na pobliskiej sośnie. Nikt nie miał im tego za złe.
Nie zapomnę łąk, ukwieconych i kolorowych. Mieniących się różnymi barwami. Te obrazki wciąż we mnie realizowane są i jedyne, czego żałuję, to braku kolorowych dobrych klisz i aparatu, którym mógłbym te krajobrazy zatrzymać w kadrze. Dobrze, iż jeszcze są w mojej pamięci. Kolejne dekady, mijające wraz z moim dorastaniem, oznaczały dramatyczne zmiany w krajobrazie pozamiejskim. Szczególnie ostatnie 20 lat przekształciło łąki i pola w moim rodzinnym regionie Białostocczyzny.
Co roku dokładnie przyglądam się polom uprawnym w regionie, w którym mieszkam. Tam, gdzie wchodzą uprawy, człowiek nie ma litości. Kilka razy w roku prowadzone są opryski. Rolników tradycyjnych można policzyć na palcach jednej ręki. Oczywiście, każdy chce zarobić na swojej pracy. Ale ten sposób myślenia okazuje się zabójczy dla roślin, które nie wpisują się w model intensywnej uprawy. Ma to również konsekwencje dla nas samych – wpływa na to, co trafia na nasze talerze, co jemy i co ostatecznie wchodzi do naszych organizmów.
Dziś ostatnimi ostojami chwastów są nieużytkowane łąki, niekoszone przydroża, skraje lasów, czy wreszcie miejskie tereny zielone. Szczególnie te ostatnie wydają się być kluczową ostoją dla bohaterów tego felietonu. Tu wiele zależy od zarządcy zieleni. Czy zdecyduje się na koszenie trawników między blokami i zostawi przestrzeń do wyrośnięcia chwastom? Czy będzie prowadzić działania, które będą sprzyjać zachowaniu coraz rzadszych gatunków roślin dzikich? Kwietne łąki, chociaż ładnie wyglądają, nie do końca spełnią swoją rolę. Lepiej oddać takie połacie owym chwastom.
Oczywiście są też ryzyka dla naszych chwastów. Jedno z większych stanowią inwazyjne gatunki roślin, sprowadzone zresztą przez człowieka. Takim wyjątkowo celnym przykładem jest nawłoć kanadyjska. Została sprowadzona do Europy z Ameryki Północnej. Stosowano ją jako roślinę ozdobną. Jednak z czasem zaczęła uciekać z przydomowych ogrodów. Dziś w wielu miejscach w Polsce, zarasta duże połacie nieużytków, wypierając inne rośliny. Tworzy wysokie łany o charakterystycznych żółtych kwiatach, które totalnie zmieniają łąkę. Przeciwdziałanie tej ekspansji wcale nie jest łatwe.
Po co nam „chwasty”?
Chwasty nie pasują do uporządkowanej grządki, ogródka, pola rzepaku czy zbóż. Tam nie ma dla nich miejsca. Tymczasem pozbycie się ich, zaburza równowagę w glebie. Okazuje się, iż chwasty tę glebę wzbogacają. Jak czytamy na stronie Instytutu Rozwoju Myśli Ekologicznej: „mają zdolność do pobierania składników odżywczych z głębokich warstw gleby i przenoszenia ich na powierzchnię, co przyczynia się do poprawy jej jakości”. Jednocześnie chwasty są zabezpieczeniem gleby przed erozją. Ich system korzeniowy chroni ziemię przed wypłukiwaniem.

Jeśli są bezkręgowce, to jest i pokarm dla kręgowców, w tym ptaków, co jest najważniejsze w okresie wychowu piskląt. Nie bez powodu to chemizacja rolnictwa odpowiada za dramatyczne spadki liczebności ptaków w krajobrazie rolniczym
Paweł Średziński
Chwasty pełnią także inną, kluczową rolę – są roślinami żywicielskimi dla wielu gatunków fauny. Od dostępności ich kwiatów i nektaru zależy los licznych owadów, nie tylko pszczół. Zielone rośliny, ich łodygi i liście, stanowią miejsce składania jaj przez wiele gatunków, a larwy żerują na różnych częściach tych niedocenianych roślin. To obecność „chwastów” warunkuje przetrwanie kolejnych pokoleń. Odgrywają one bardzo istotną rolę między innymi w życiu motyli, dlatego badacze tej grupy organizmów mówią o konieczności mniej intensywnego koszenia łąk i zostawiania miejsc, gdzie owady mogłyby się rozmnażać.
A jeżeli są bezkręgowce, to jest i pokarm dla kręgowców, w tym ptaków, co jest najważniejsze w okresie wychowu piskląt. Nie bez powodu to chemizacja rolnictwa odpowiada za dramatyczne spadki liczebności ptaków w krajobrazie rolniczym. Wreszcie chwasty choćby poza okresem lęgowym i wegetacyjnym – jesienią i zimą – dostarczają nasion ptakom. Te wzajemne zależności i powiązania są bardzo ważne i niesamowicie rozbudowane. Im więcej gatunków „chwastów”, tym więcej do zbadania i opowiedzenia mają przyrodnicy.
Oczywiście można jeszcze przywołać argumenty, które potwierdzą, iż chwasty są źródłem pokarmu, substancji odżywczych i mogą być lekami w ludzkiej apteczce. Sałatki ze świeżych liści, suszone „chwasty”, oleje. Jest wiele sposobów na wykorzystanie tych roślin.
Wiesiołek
W moim przydomowym ogrodzie nie ma nawłoci. Za to co roku wyrastają wiesiołki – wspinają się ku górze, na razie jeszcze nieśmiało. Choć nie korzystam z ich kulinarnych adekwatności, są u mnie mile widzianym gościem. Cieszę się, iż rosną i z premedytacją zostawiam je na zimę, bo przyciągam w ten sposób ptaki, które wiedzą co dobre i sięgają po wiesiołka, kiedy za oknem już buro. A w okresie wegetacyjnym miło jest popatrzeć na żółte kwiaty, które bujnie rosną.
Kwiaty wiesiołka, choć w ciągu dnia zamknięte, otwierają się wraz z nadejściem zmierzchu. Mają charakterystyczną, żółtą barwę i już o zmroku zaczynają wydzielać słodki aromat, który przyciąga nocne motyle. Gdy noc się kończy, kwiat więdnie – ale kolejnego wieczoru z innego pąka rozkwita nowy. Z niecierpliwością czekam na lato i na pełne ich rozkwitu noce.
Czekam też na żmijowce, które dobrze sobie radzą na piachu, a kwitną równie pięknie, przyciągając roje owadów na początku lata. Podobnie jest z lebiodką pospolitą, która pojawiła się w moim sąsiedztwie dobrych kilka lat temu, sama, i zaczęła zajmować coraz to nowe połacie mojego ogrodu. To, co będzie się na niej działo w czasie kwitnienia, jest ucztą dla miłośników makrofotografii. Ucieszyło mnie również nadejście cykorii podróżnika, rośliny kojarzonej z przydrożami, obdarzonej pięknymi i charakterystycznymi kwiatami.
Nie pozostaje nic innego, jak cieszyć się skrawkiem nieskoszonego ogrodu, w którym brzęczy od owadów, gdzie wieczorami słychać koncerty, a ptaki i motyle odnajdują swoje miejsce na ziemi. Kiedy tak sobie siedzę i patrzę na tę łąkę, to aż chce się zaśpiewać – „chwalcie łąki uchwaszczone”.
Przeczytaj również: Suchy Poniedziałek. Susza nie bierze się znikąd