Czasem ludzie załamują
się totalnie i wpadają w czarną rozpacz, kiedy poważna choroba wkrada się w ich
życie, zabiera im dotychczasową sprawność, samodzielność i czyni ich
niepełnosprawnymi. Część ludzi wtedy załamuje się i traci sens życia, ale
dlaczego?
Koniec jednego jest
początkiem drugiego. Może tamto życie, pełne sprawności skończyło się, ale skąd
wiesz, czy teraz nie zaczęło się twoje lepsze życie?
Choroba nie oznacza końca
życia. To wezwanie do walki. Do walki, w której Jezus nam pomaga. Nie ma się co
łudzić (i mówię to w oparciu o własne doświadczenie), iż bez Boga poradzisz
sobie w tej walce. Może pociągniesz sam kilka lat, ale w końcu przyjdzie
kryzys, z którego sam nie wyjdziesz, a żaden człowiek nie będzie w stanie ci
pomóc.
Możesz się oburzać, że
tak nie będzie, ale będzie. Wtedy, gdy już się będziesz zbliżał do dna i
uderzysz o nie, przejdzie On - Jezus, i całkowicie zmieni twoje życie. Tylko
nie spodziewaj się, iż na pewno doświadczysz uzdrowienia fizycznego, bo Jezus
może uzdrowić cię duchowo, a to jest ważniejsze uzdrowienie, bo ten trud, który
znosisz, nie będzie dla ciebie trudem. Mimo tego, iż ten trud będzie obok
ciebie, ty będziesz żył ciesząc się życiem, a wszystko co ci się przydarzy
będziesz traktował, jak wyzwanie, jak możliwość, poprzez którą możesz komuś
pomóc. Ty możesz komuś pomóc!!! Poprzez ofiarowanie twojego trudu w czyjejś
intencji.
Może wydaje ci się, iż to
już koniec twojego życia, ale tak naprawdę to otworzyły się przed tobą nowe
możliwości.
Mógłbyś nie wierzyć w te
słowa, gdyby pisała to osoba w 100% sprawna i bez żadnych przejść zdrowotnych,
ale pisze to osoba od 14 lat niepełnosprawna, więc może coś w tym jest?
Ewelina
Szot