
HERZLIJA, Izrael – Dla Eli Sharabiego 7 października 2023 roku stał się dniem przełomowym — początkiem 491 dni spędzonych w niewoli Hamasu. W swojej nowej książce „Zakładnik” opowiada o tym, jak przetrwał i dlaczego dziś wybiera życie wolne od gniewu i goryczy.
Sharabi przeprowadził się do kibucu Be’eri, położonego w pobliżu Strefy Gazy, jako nastolatek. To tam poznał swoją żonę Lianne.
W rozmowie z CBN News powiedział:
— Kibuc Be’eri to przepiękne miejsce. Otoczone polami, z cudowną społecznością. Silną i bardzo ciepłą. Tam ułożyliśmy sobie życie.
Be’eri, założony w 1946 roku — jeszcze przed powstaniem państwa Izrael — był jednym z najbardziej dotkniętych atakiem społeczności przygranicznych Strefy Gazy 7 października.
— To było nasze marzenie — wychować tam rodzinę. Dzieci dorastały szczęśliwe… aż do chwili, gdy nasz raj zamienił się w piekło.
Alarmy rozpoczęły się około 6:30 rano. gwałtownie zrozumieli, iż dzieje się coś nietypowego.
Sharabi wspomina:
— Po pół godzinie w bezpiecznym pokoju, z dwiema córkami i naszym psem, dostaliśmy wiadomość od zespołu ratunkowego z kibucu. Ostrzegli nas, byśmy się nie ruszali — podejrzewano, iż terroryści z Hamasu przedostali się do Be’eri.
Spędzili ponad cztery godziny w ukryciu, czekając na pomoc izraelskiej armii. Dostawali wiadomości od dzieci z kibucu, które pisały, iż ich mama lub tata zostali zabici. Wiedzieli, iż terroryści w końcu dotrą i do nich. Wtedy Eli i Lianne podjęli decyzję.
— Zrobimy wszystko, by chronić Noyę i Yahel — tłumaczy Eli. — Najlepszym sposobem było nie stawiać oporu. Robić wszystko, co każą. Pomyślałem, iż pewnie mnie porwą, a Lianne i dziewczynki ocaleją dzięki brytyjskim paszportom.
O 10:45 do ich domu wtargnęło dziesięciu uzbrojonych napastników. Gdy zaczęli strzelać, Eli i Lianne osłonili córki własnymi ciałami. niedługo potem Eli został porwany i wywieziony do Gazy.
— Krzyknąłem do dziewczynek: „Wrócę!”. Chciałem je uspokoić. To był ostatni moment, kiedy je widziałem. Gdybym tylko wiedział… powiedziałbym im wiele więcej. Może zachowałbym się inaczej. Nie wiem.
W ataku na kibuc Be’eri zginęło ponad 130 osób, w tym żona Eli’ego — Lianne — oraz ich córki: nastoletnia Noya i młodsza Yahel. Przez pierwsze 52 dni niewoli Hamas trzymał Sharabiego w prywatnym domu, razem z innym zakładnikiem — tajskim pracownikiem z kibucu. Potem nastąpiło zawieszenie broni.
— I wtedy uznali, iż to dobry moment, by przetransportować mnie przez tunele — mówi Sharabi. — Mniejsze ryzyko, iż ktoś ich zaatakuje.
Zabrali go do meczetu, gdzie otworzyli właz w podłodze.
— Zobaczyłem drabinę. Kazali mi schodzić. Na początku odmówiłem. Próbowałem ich przekonać, iż nie chcę. To wyglądało jak mój własny grób — ciemność, brak powietrza… Ale przyłożyli mi broń do głowy. Wtedy przypomniałem sobie obietnicę daną dziewczynkom, iż wrócę. Wybrałem życie.
Zszedł ponad 45 metrów pod ziemię. Tam spotkał innych zakładników i spędził w tunelach blisko 15 miesięcy.
— Były tam codzienne upokorzenia, psychiczny terror, czasem przemoc. Większość czasu byliśmy przykuci łańcuchami. Higiena? Tragiczna. Kąpiel raz na sześć tygodni — pół wiadra zimnej wody, prawie bez mydła, bez pasty do zębów, bez bieżącej wody — wspomina.
Znał arabski, więc tłumaczył innym zakładnikom, co mówili porywacze.
Zapytaliśmy go o fragment książki: — Pisał pan, iż jako najstarszy z czterech zakładników, stał się pan dla nich ojcem, przewodnikiem. Dlaczego?
— Jestem z tego bardzo dumny. Wiara nie przychodzi łatwo — mówi Eli. — Trzeba nad nią pracować. W ciemności trzeba szukać światła. To trudne, ale bardzo ważne. Kazałem im każdego wieczoru przed snem znaleźć jedną dobrą rzecz, jaka wydarzyła się danego dnia. To jak mięsień — trzeba go trenować.
Choć początkowo byli sceptyczni, metoda działała.
— Tworzysz swoją rzeczywistość, choćby w ciemności i cierpieniu. Może to być łyżeczka cukru w herbacie raz na tydzień. Albo iż dziś jedzenie podał ktoś, kto nie upokarzał cię tak jak inni. Albo iż ten, który cię zwykle upokarza, zniknął na 2–3 dni. To są dobre dni. Trzeba umieć je dostrzegać — tłumaczy.
Choć nie jest osobą religijną, Sharabi znał kilka modlitw — w tym „Szema Israel” z Księgi Powtórzonego Prawa: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem, Pan jest jedyny”.
— W momencie, kiedy wsadzili mnie do samochodu, zacząłem odmawiać Szema Israel. Nie wiem czemu. I nie przestałem przez 491 dni. Potem spotkałem Elliaha Cohena, który znał modlitwy poranne. To dobrze rozpoczynało dzień.
W piątki wieczorem odmawiali modlitwy szabatowe i zostawiali kawałek pity do pobłogosławienia.
— To było coś więcej niż religia. To przypominało o domu. Dawało siłę. A w niewoli szukasz siły wszędzie — w wierze, w Bogu. jeżeli to cię umacnia — to cudowne.
Sharabi przeżył wiele sytuacji bliskich śmierci.
Zapytaliśmy: — W tym całym koszmarze… czuł pan obecność Boga?
— Myślę, iż więcej niż dziesięć razy byłem o sekundę od śmierci. A potem, gdy przez cały czas żyjesz… zaczynasz wierzyć. Po prostu czujesz, iż ktoś cię chroni, iż ktoś chce, byś żył. Dlatego, gdy mnie uwolniono, poczułem, iż dostałem drugą szansę. Jestem za nią wdzięczny. Wdzięczny, iż żyję. Wdzięczny, iż jestem wolny.
8 lutego 2025 roku Sharabi został uwolniony podczas transmitowanej ceremonii. Ważył mniej niż 45 kilogramów. Najpierw spotkał się z matką i siostrą. Wtedy dowiedział się, iż jego żona i córki zostały zamordowane 7 października, a jego brat Yossi również został porwany i zabity — jego ciało przetrzymywano jako zakładnika.
— przez cały czas są tam ludzie, ponad 700 dni później. Tak, jednym z nich jest mój brat. Ale jestem szczęściarzem — miałem Lianne przez 28 lat. Moje córki przez 16 i 13. Mieszkałem z bratem w tym samym kibucu. Miałem piękne życie. I mam rodzinę, która walczyła o mnie przez 500 dni.
Nie chce, by żałoba go przygniotła — nie po tym wszystkim.
— Kocham życie — mówi po prostu. — Dostałem drugą szansę. Mimo ogromnych strat, mimo wiadomości, które usłyszałem w dniu uwolnienia — o śmierci Yossiego, Lianne, Noyi i Yahel — musiałem wybrać. Nie pozwolić, by żal mnie pochłonął, by mnie okradł. Musiałem znaleźć sposób, by iść dalej.
Krótko po uwolnieniu opisał swoją historię. Jego książka „Zakładnik” to pierwsze świadectwo osoby porwanej 7 października. Bestseller w Izraelu, przetłumaczony już na angielski, niedługo ukaże się w kolejnych językach.
— To był dla mnie proces terapeutyczny. Czułem, iż ta historia musi zostać opowiedziana. Dla historii Izraela. Dla mojej historii.
Mimo cierpienia, jakiego doznał, chce, by czytelnicy wynieśli z książki coś dobrego.
— Można z niej wiele wynieść, ale najważniejsze to docenienie podstawowych rzeczy. Bo kiedy tracisz wolność, rozumiesz, czym ona jest. Bezcenna. Móc zdecydować, kiedy iść do łazienki, kiedy się wykąpać, co wyjąć z lodówki…
Dziś wykorzystuje swoją historię, by przekazywać prawdę światowym przywódcom.
— Możliwość wystąpienia w ONZ, przemówienie przed Radą Bezpieczeństwa przez 20 minut i opowiedzenie faktów, które widziałem — to było dla mnie niezwykle ważne.
Ale być może najistotniejsze jest to, iż nie żyje negatywnymi emocjami.
— Nie jestem zgorzkniały. Słowa jak smutek czy złość nie są czymś, z czym się mierzę każdego dnia. Bo wiem, iż te emocje mogą mnie zatrzymać. A ja chcę iść dalej. Odbudować życie. Wierzę, iż tak właśnie moi bliscy — żona, córki i brat — byliby ze mnie dumni.
Autor: Julie Stahl
Źródło: CBN News