"Blisko". Gdyby tak poszły na ten film szkoły…

1 rok temu
Zdjęcie: Blisko


Właśnie takiego kina dziś potrzebujemy: pokazującego nie tezy w tzw. wojnie kulturowej, a dramat osób, które padają ofiarami tej wojny. Ofiarami uprzedzeń, stereotypów, przewrotnej seksualizacji.

Poranek w prześwietlonej słońcem sypialni. Dwóch trzynastolatków – Léo (Eden Dambrine) i Rémi (Gustav De Waele) – śpi obok siebie w jednym łóżku. Kiedy przyjdzie czas pobudki, zaczną się wygłupy. A potem wyjście do świata na zewnątrz, czyli problemy…

Lukas Dhont, cudowne dziecko belgijskiego kina, w swoim drugim filmie ponownie dotyka drażliwego tematu. Debiutancka „Girl” została kilka lat temu uznana przez Europejską Akademię Filmową za „odkrycie roku”. Pokazywała perypetie szesnastoletniej Lary (Victor Polster), marzącej o karierze baletnicy, a uwięzionej w ciele chłopca. Wchodzące właśnie na ekrany „Blisko” (Grand Prix festiwalu w Cannes 2022) stanowi refleksję na temat nastoletniej przyjaźni, ostracyzmu i żałoby.

Wydaje mi się, iż sekret sukcesu zaledwie 31-letniego filmowca tkwi w empatii i delikatności, z jaką opowiada on swoje historie. Co tu dużo mówić, Dhont to personalista z krwi i kości, którego nie tyle interesuje WAŻNY problem (chociaż też), co bohaterowie, ich perspektywa, ich uśmiechy i łzy. W 2018 roku publiczność była poruszona losami dziewczyny po korekcie płci, teraz trudno przejść obojętnie wobec opowieści o dwóch chłopcach, którym społeczne wyobrażenia niszczą młodość.

„Jesteście parą, prawda?” – to pytanie, rzucone przez rówieśników, powoduje trzęsienie ziemi. Léo i Rémi czują, iż coś jest nie tak. Zaczynają się od siebie oddalać. Nie wypada przecież okazywać sobie publicznie zażyłości, na przykład kłaść przyjacielowi głowę na kolanach w trakcie przerwy. Co powiedzą na to inni koledzy?! A koleżanki?! Będą z nas szydzić. Zamiast tego lepiej być „męskim”, spędzać czas z kumplami, rozmawiać o piłce. I jeszcze lepiej: zapisać się do drużyny sportowej, akurat w takiej dyscyplinie, która uchodzi za twardą.

„Blisko” to kino bardzo atrakcyjne wizualnie, może choćby zbyt atrakcyjne. Widzimy pola tulipanów (akcja rozgrywa się w końcu na belgijskiej prowincji!) subtelną grę kolorami i światłem, twarze nastolatków pozbawione jakichkolwiek skaz. Niech was to jednak nie zmyli: pod sensualnym płaszczem reżyser opowiada przejmująco smutną historię o wyrzuceniu dzieci z ich dzieciństwa w rzeczywistość dorosłych.

To świat, w którym królują jaskrawe podziały na kategorie i przypisane im etykiety. jeżeli jesteś chłopcem, masz nie leżeć obok kolegi, tylko grać w hokeja. Nie możesz sobie pozwalać na czułość czy tytułową bliskość, a skupiać się na powinnościach i zadaniach. Wszystko dokładnie podzielone. Proste, tak proste, iż aż prostackie.

Nowy film Dhonta nie jest bezbłędny, zawiera w sobie kilka klisz, w dodatku z polskiej perspektywy może wydać się bajką zbyt odległą od doświadczenia: główni bohaterowie są, przynajmniej do pewnego stopnia, świadomi siebie, zaś rodzice i cały system szkolny – wspierają ich na drodze przez trudne emocje. Może rzeczywiście tak sprawy się mają w Belgii, ale raczej nie w Polsce….

A jednak podczas seansu pomyślałem, iż właśnie takiego kina dziś potrzebujemy, również nad Wisłą: kina pokazującego nie tezy w tzw. wojnie kulturowej, rzekomo zagrażającej naszemu krajowi, a dramat osób, które padają ofiarami tej wojny. Ofiarami uprzedzeń, stereotypów, bezdusznej plemienności oraz – szumnie podnoszonej przez polską prawicę – przewrotnej seksualizacji.

Gdyby tak na „Blisko” poszły starsze klasy podstawówki i licealiści, nauczyciele i rodzice…. Film ten ilustruje bowiem wyraźnie, jak powtarzane bezmyślnie oceny nie przystają do realnego życia. Trzynastolatkowie nie patrzą przecież na siebie jak na parterów seksualnych, nie operują jeszcze pojęciami dorosłych. Spoglądając na przyjaciela, dostrzegają przyjaciela. Tyle i aż tyle. Nachalne niszczenie takiego spojrzenia to zbrodnia.

Żyjemy niestety w świecie, w którym trudno pozostać dzieckiem. Bohaterowie Lucasa Dhonta przekonają się o tym na własnej skórze. I o czymś jeszcze: iż społeczna akceptacja wiąże się nierzadko z zabiciem czegoś pięknego w sobie, iż nie da się funkcjonować jedynie w spokoju i zadowoleniu. Że pewnych spraw nie będzie można już naprawić. I ostatecznie prawdopodobnie najważniejsza refleksja: życie nie polega na tym, iż funkcjonujemy zawsze bez strat, ale – pomimo strat.

Idź do oryginalnego materiału