Ateiści i niktosie, czyli zmierzch chrześcijaństwa w Ameryce

1 rok temu

Ameryka dokonała religijnej ewolucji w trakcie ledwie jednego pokolenia

Korespondencja z USA

O jednym w Ameryce nie zapominaj, oni są tam szaleńczo religijni! – przestrzegała mnie wiele lat temu brytyjska znajoma, która spędziła w USA trochę czasu w uniwersytecie.

Wiedziała, co mówi. Jej amerykańską Alma Mater był niewielki, ledwie kilkutysięczny college, ukryty gdzieś w środku Kansas czy Kentucky, jeden z wielu, jakimi amerykańska prowincja jest usiana. I choć kulturowy szok wypchnął ją z powrotem do rodzinnego Londynu szybciej, niż planowała, specyficzne doświadczenia pozostały i lubiła się nimi dzielić ku przestrodze innych.

Przez pierwsze lata emigracji temat religijności szczęśliwie nie zaprzątał mojej uwagi wcale. Mieszkałam w Dolinie Krzemowej, która od dziesięcioleci dzierży berło jednego z najbardziej zróżnicowanych etnicznie i kulturowo przyczółków Ameryki. Nawiązywać tam z kimś rozmowę na tematy religijne i duchowe, to jak pytać o wysokość zarobków czy wyniki w nauce czyichś dzieci – faux pas największe z możliwych.

Wszystko jednak się zmieniło, kiedy los rzucił mnie w głąb kraju. Z pierwszych odwiedzin w Fort Collins w Kolorado, wówczas 90-tysięcznym mieście, do którego miałam kilka miesięcy później się przeprowadzić, zapamiętałam przede wszystkim aleję kościołów, w którą przeistaczała się na pewnym odcinku druga co do wielkości ulica w mieście. Nie były to oczywiście świątynie katolickie, ale wszystkie bez wątpienia chrześcijańskie lub blisko z chrześcijaństwem związane – jak przybytek Kościoła mormońskiego, którego kolebka znajduje się w sąsiadującym z Kolorado stanie Utah. Wystarczyło też kilka rozmów z lokalsami, by potwierdzić, iż wiara zajmowała w życiu tej małomiasteczkowej społeczności niebywale ważne miejsce.

Jak pustoszeją świątynie, czyli Księga Wyjścia, wiek XXI

20 lat później sytuacja przedstawia się zgoła inaczej. Aleja kościołów wciąż istnieje, ale choć populacja miasta podwoiła się przez ten czas, widok pustych przykościelnych parkingów i stan fasad kościelnych budynków nie skłaniają ku refleksji, iż ten segment miejskiej architektury (i związanego z nią życia społecznego) przeżywa okres świetności. Megaświątynia Timberline Church, chrześcijańska, nie denominowana, rozbudowana na początku tego milenium, by pomieścić jednorazowo do sześciu tysięcy osób, już przed pandemią poczytywała sobie za sukces, jeżeli w niedzielę odwiedziło ją kilkuset wiernych. Jej imponujące zaplecze lokalowe co prawda wciąż tętni życiem, ale zamiast kółek biblijnych i grup edukacyjno-towarzyskich dla dzieci i młodzieży znanych w Ameryce powszechnie jako youth groups (amerykański Kościół ewangelicki takimi grupami stoi), korzystają z niego społeczności z zewnątrz. Drużyny skautów, kółka zainteresowań, szkoły czy wreszcie lokalni aktywiści wszelkiej maści, bo instytucja oferuje za darmo wynajem swoich pomieszczeń na takie cele.

Badania potwierdzają moje obserwacje. Gdyby użyć biblijnej terminologii, można by śmiało powiedzieć, iż z początkiem trzeciej dekady trzeciego tysiąclecia amerykańskie chrześcijaństwo wylądowało w samym środku Księgi Wyjścia. Opuszcza Amerykę w nie mniejszym pośpiechu niż onegdaj starotestamentowi Izraelici Egipt. Najszybciej zmierzają ku wyjściu młodzi. Jak wykazał sondaż ośrodka Pew Research Center z września zeszłego roku, aż co trzecia amerykańska zetka (osoby urodzone po 1995 r. – przyp. red.) i milenialsi (urodzeni w latach 1980-1995 – przyp. red.). mówią dziś o sobie, iż są religijnymi niktosiami – po angielsku religious nones. Dla porównania – w pokoleniu Gen-Xerów (urodzeni w latach 1965-1979 – przyp. red.) w ten sposób opisuje siebie co szósta osoba, a wśród seniorów powyżej 70. roku życia jest to tylko 3% tej populacji.

Jak mieć w życiu religię, czyli zrób to sam

O motywach współczesnego człowieka, szczególnie młodego, by zrywać z tradycyjnymi instytucjami wiary, rozprawiać w szczegółach nie trzeba. Mniej więcej znamy je wszyscy, w Polsce choćby lepiej niż na zachodzie Europy. Z jednej strony, wypełniający nam czas i zaspokajający potrzeby przynależności do rozmaitych grup pokrewieństwa duchowego internet, z drugiej – nadmierne „uprawicowienie” kościołów chrześcijańskich, z którymi nowoczesna, myśląca kategoriami tolerancji i inkluzywności młodzież nie chce się utożsamiać. jeżeli dodamy do tego skandale pedofilskie i ideową hipokryzję, które od lat kompromitują te instytucje, to postawy młodych bronią się same. Dosadnie, ale trafnie ujął to Ben Toriseva, 22-latek z Minnesoty, który w lipcu ub.r. udzielił krótkiego wywiadu stacji telewizyjnej Kare+11 Minnesota: „Dlaczego zrywamy z kościołem?

Bo masa ludzi z mojego pokolenia wychowanych w religijnych rodzinach czuje się emocjonalnie okaleczona. Tradycyjny kościół zachowuje się jak hejter. jeżeli nie naginasz się do jego zasad i standardów, stajesz się ofiarą jego bullyingu – wyjaśnił Toriseva i dodał: – Czy to dziwne, iż ludzie od czegoś takiego uciekają?”.

Nie pomaga również to, iż w dużym stopniu zmieniły się normy kulturowe, które najdobitniej manifestują się właśnie w pokoleniach najmłodszych. – Mówimy o obowiązującym dziś już niemal powszechnie w każdej sferze życia modelu pick-and-choose, który młodzi bez oporów stosują również w życiu duchowym – wyjaśnia Jim Burklo, wiceszef Biura Życia Religijnego i Duchowego na Uniwersytecie Południowej Kalifornii w Los Angeles. – Nie znaczy to, iż zaraz mówimy o całkowitym odejściu od wiary. Raczej o tym, iż jako społeczeństwo idziemy w kierunku heterodoksji. Ludzie wybierają własne składniki swojego życia duchowego, przyrządzają z nich własną potrawę wedle własnego uznania i pilnują, by spełniała ona przede wszystkim ich osobiste potrzeby. To trend ogólnoświatowy.

Jak amerykańskie niktosie stanęły na podium

Skoro to trend ogólnoświatowy, to czy jest w Ameryce news, o którym warto pisać? Otóż jest, i to nie jeden, ale aż dwa, a nadto oba z gatunku „diabłów”, które ukryły się w szczegółach.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 3/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Fot. AP/East News

Idź do oryginalnego materiału