Tam, gdzie ważą się losy życia i śmierci, państwo nie może abdykować, pozostawiając pacjentów i lekarzy bez jasnych reguł gwarantujących ochronę praw podstawowych.
Aborcja w szpitalu w Oleśnicy, dokonana w dziewiątym miesiącu ciąży, wstrząsnęła Polską. Opublikowany w środku kampanii wyborczej reportaż z pewnością miał dolać oliwy do ognia polsko-polskiej wojny – początkowo jednak był tematem dość niszowym. Dopiero kuriozalne „zatrzymanie obywatelskie”, dokonane w blasku fleszy przez Grzegorza Brauna, nadało sprawie rozgłos, gwałtownie podkręcając temperaturę debaty publicznej.
Mimo to aborcja nie stała się tematem numer jeden kampanii prezydenckiej. Dwaj główni kandydaci starali się unikać kwestii, które mogłyby pozbawić ich poparcia umiarkowanego elektoratu. Sprawa z pewnością jednak niedługo wróci. Warto więc – już bez kampanijnych emocji – zastanowić się nad tym, co wydarzyło się w Oleśnicy i jak traktujemy problem zdrowia psychicznego kobiet.
Co robić w sytuacjach krańcowych?
Przed niemal dwu laty prof. Błażej Kmieciak napisał dla Więź.pl niezwykle szczery i głęboki tekst „Psychiatryczne wahadło aborcyjne?” o pytaniach, na które nie zna odpowiedzi. Sprawa aborcji w szpitalu w Oleśnicy pokazuje, iż podobnych wątpliwości nie ma zdecydowana większość społeczeństwa. Nieznajomość podstawowych faktów nie przeszkadza w formułowaniu radykalnych sądów, czy to za, czy też przeciw aborcji, także w sprawach najtrudniejszych, jak ta, nad którą chcę się zastanowić.
Istotny społecznie problem zdrowia psychicznego ciężarnych kobiet przez jedną stronę sporu jest ignorowany lub bagatelizowany, a przez drugą wykorzystywany przedmiotowo. Tymczasem tragizm sytuacji, w której co roku znajduje się wiele kobiet (a także często mężczyzn towarzyszących swoim żonom czy partnerkom), nakazuje daleko idącą ostrożność w ferowaniu jakichkolwiek sądów.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Na kanwie historii pani Anity i Felka chciałbym pokusić się o refleksję nad napięciem, jakie generuje bezkompromisowe nauczanie Kościoła w konfrontacji z osobistymi, często tragicznymi wyborami osób, które doświadczają sytuacji krańcowych. Istotne wydaje się tu zatrzymanie nad dramatem kobiet i ich najbliższych, aby zrozumieć, z jak skomplikowaną i często pozbawioną nadziei sytuacją muszą się mierzyć. Warto wreszcie zadać sobie pytanie, jaką postawę wobec takiego cierpienia powinien przyjąć chrześcijanin.
Starałem się w pierwszej kolejności, w oparciu o materiały źródłowe, zebrać to, co rzeczywiście wiemy o pani Anicie i Felku, aby oddzielić fakty od nieznajdujących oparcia w dokumentach projekcji. Następnie opisałem aktualny stan prawny, ze szczególnym uwzględnieniem sporu o dopuszczalność przerywania ciąży z uwagi na zagrożenie zdrowia psychicznego ciężarnej. Pokrótce przytoczyłem również najnowsze wypowiedzi polskiego episkopatu w tej kwestii, by na koniec podzielić się własną refleksją.
Zastrzegam jednocześnie, iż nie piszę ani z perspektywy teologa, ani lekarza, z pokorą uznając swoją ignorancję w tych dziedzinach (choć tekst był konsultowany z lekarzami). Z zawodu jestem prawnikiem, a prywatnie mężem i ojcem, który stara się żyć Ewangelią i nie zadowalać się (zbyt) prostymi odpowiedziami. Dlatego perspektywa prawna i humanistyczna jest mi najbliższa.
Biegiem do pokoju zabiegowego?
Podstawowym źródłem wiedzy o sprawie są: obszerny reportaż Pauliny Nodzyńskiej w „Gazecie Wyborczej” z 17 marca 2025 r. oraz tekst, który ukazał się 30 kwietnia na łamach portalu Onet.pl. Opisują one historię Anity i Macieja, którzy spodziewali się narodzin drugiego dziecka – Felka. Warto jednak podkreślić, iż teksty te prezentują co do zasady perspektywę pani Anity, a co za tym idzie nie są pozbawione emocji i subiektywnych ocen, które trudno zweryfikować. Nie zgadzają się też w nich pewne okoliczności.
Powyższe imiona są fikcyjne, ale tekst jednoznacznie wskazuje, iż małżonkowie cieszyli się z rychłego powiększenia rodziny i nadali dziecku imię[i]. Dramatyczne zdarzenia miały miejsce pół roku wcześniej: najprawdopodobniej w październiku 2024 r. Choć badania prenatalne dawały powody do obaw, para była dobrej myśli. Koszmar zaczął się w 34. tygodniu ciąży, gdy usłyszeli diagnozę: osteogenesis imperfecta, tj. wrodzona łamliwość kości.
To rzadka, genetyczna choroba tkanki łącznej, której główną cechą jest zwiększona łamliwość kości. W zależności od typu może mieć różny przebieg, od łagodnego po ciężki, przy czym typ II uznawany jest za najcięższą i zwykle letalną postać choroby. W przypadku Felka typ choroby jednak nie był znany przez większy czas przebiegu ciąży znany. Po 34. tygodniu ciąży pojawiały się co chwila zmieniające się rokowania, izolacja na oddziale psychiatrii, interwencja fundacji Federa i żądanie przez matkę dziecka przeprowadzenia aborcji.
Lekarze z Centralnego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, pod którego opieką znajdowała się pani Anita, proponowali poród poprzez cesarskie cięcie. Kobieta zdecydowała się jednak opuścić szpital – wypisała się na własne żądanie, uzyskując jeszcze od ordynatorki oddziału psychiatrycznego zaświadczenie uprawniające do wykonania aborcji. Przeprowadziła ją lek. Gizela Jagielska w szpitalu w Oleśnicy.
Tu warto się zatrzymać. Zaskakujący, wręcz szokujący, jest w reportażu „Gazety Wyborczej” opis okoliczności przeprowadzenia procedury „indukcji asystolii płodu”. Warto przytoczyć go in extenso: „Wreszcie pojawiła się dr Jagielska. – Wszystko w pośpiechu: biegiem do sali piętro niżej, ona zdejmuje kurtkę, ja wskakuję w koszulę nocną. Maciej musi zostać, nie ma czasu. Chyba nie trwało to zbyt długo. Łzy same leciały. Po wszystkim wróciłam do Macieja i powiedziałam: Felek właśnie odszedł. Staliśmy tak przytuleni na szpitalnym korytarzu i razem płakaliśmy”.
Powyższy fragment reportażu „Gazety Wyborczej” jest zastanawiający i niepokojący. Dowiadujemy się, iż planowany zabieg odbył się w pośpiechu, jakby ukradkiem. Pacjentka w 36. tygodniu ciąży musiała udać się do pokoju zabiegowego biegiem… Czy tak wyglądają normalne, planowane procedury medyczne?
Bez należytego szacunku
Jeśli choćby polskie prawo dopuszczałoby tego rodzaju zabieg, to szacunek dla życia dziecka, jego przyrodzonej godności, a także szacunek dla rodziców, domagają się godnych warunków przeprowadzenia procedury medycznej, zapewniających intymność i możliwość spokojnego pożegnania. Nie sposób dopatrzeć się w powyższym opisie jakiejkolwiek troski zarówno wobec dziecka, jak i wobec rodziców. Żałoba nie powinna zaczynać się na korytarzu.
Należy również zauważyć, iż zastrzyk z chlorku potasu powoduje zawał serca. Dziecko w dziewiątym miesiącu życia odczuwa ból, który przy zawale jest ogromny. Pozostaje zatem pytanie: czy dziecko zostało odpowiednio znieczulone? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Tekst Onetu wspomina jedynie o tym, iż lek. Jagielska potrzebowała do pomocy położnej, której tego dnia nie było w szpitalu. Zabieg odbył się, ponieważ pomocy udzieliła inna pani neonatolog.

Zamiast rozsądnych przepisów, jasnych i odpowiednich do wagi sprawy procedur (np. szczegółowych i wiążących prawnie zasad i standardów wydawania orzeczenia przez lekarza psychiatrę, wymogu każdorazowego zorganizowania konsylium) – pozostała próżnia prawna
Jakub Sewerynik
Wedle moich ustaleń w podobnych przypadkach stosowane jest znieczulenie dożylnie podawane kobiecie ciężarnej, które przechodzi przez łożysko do organizmu dziecka. Nie wiem jednak, czy w tym przypadku zostało podane i czy rzeczywiście istotnie ograniczyło ból odczuwany przez dziecko.
A jest to o tyle istotne, iż główną motywacją decyzji o aborcji deklarowaną przez rodziców Felka było oszczędzenie mu bólu. Nie wiem, czy brali pod uwagę nie tylko skutki ciężkiej, prawdopodobnie śmiertelnej choroby, jaką zdiagnozowano u ich synka, ale też ból, jaki powoduje podanie zastrzyku w serce z chlorkiem potasu.
To jednak jeszcze nie koniec dramatycznych zdarzeń. Pani Anita opowiedziała „Gazecie Wyborczej” o „sześciu najgorszych godzinach w życiu”, czyli o porodzie siłami natury, który nastąpił po zabiegu – porodzie martwego noworodka. Słowa bohaterki reportażu naprawdę poruszają: „I ta przerażająca cisza. Nikt nie krzyczy, nie robi hałasu. Przetrwałam tylko dzięki życzliwej położnej”. Trudno choćby wyobrazić sobie traumę, którą przeszła w tych dniach i jaki wpływ na jej zdrowie psychiczne miała ta gehenna.
Kontrowersje co do faktów
Pełen emocji tekst „Gazety Wyborczej” jest niewątpliwie tendencyjny, na co wskazuje już sam tytuł: „Anita: Zamknęli mnie na oddziale psychiatrycznym. Miałam urodzić chore dziecko i oddać je do badań”. Autorka żongluje faktami, sugerując sporo nadużyć w łódzkim szpitalu. Spośród wielu można wskazać choćby na zarzut rzekomo nieuzasadnionej izolacji na oddziale psychiatrycznym. W końcowej części reportażu przywołany jest jednak list pani Anity skierowany do lekarzy, w którym pacjentka zasugerowała, iż chce „pójść na te schody i po prostu zrzucić się z nich”. Wyraziła więc jasno zamiary samobójcze, które implikowały konieczność izolacji.
Wątpliwości potwierdza również długie oświadczenie prof. Piotra Sieroszewskiego z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Kierownik I Katedry Ginekologii i Położnictwa w 18 punktach zaprzecza wielu doniesieniom „Gazety Wyborczej” w sprawie pani Anity. Wskazuje m.in., iż zaproponowano pacjentce natychmiastowe rozwiązanie ciąży przez cięcie cesarskie oraz objęcie dziecka wysokospecjalistycznym leczeniem pediatrycznym. Poinformowano także rodziców Felka, iż wrodzona łamliwość kości jest wadą, dla której istnieje celowane leczenie, a pacjenci są sprawni intelektualnie.
Oczywiście należy pamiętać, iż prof. Sieroszewski jest stroną w sprawie, przedstawia zatem swój punkt widzenia, a niekoniecznie obiektywną prawdę. W tekście Onetu pani Anita zarzuca mu istotne nadużycia. Miała usłyszeć od niego: „Na oddziale psychiatrycznym on może ją w każdej chwili uśpić, zrobić cesarskie cięcie i wyciągnąć dziecko. Powiedział: «A co pani z nim zrobi, to pani sprawa»”.
Trzeba zatem pamiętać, iż wielu istotnych faktów nie znamy i prawdopodobnie nigdy nie poznamy. Wiemy tyle, ile postanowili ujawnić rodzice Felka oraz redaktorki „Gazety Wyborczej” i Onetu. Lekarze zobowiązani są przestrzegać tajemnicy lekarskiej i co do zasady nie mogą ujawniać informacji dotyczącej zdrowia pacjenta osobom nieuprawnionym. Informacje te zwykle ujawniają pacjenci.
Nawet jeżeli był to najgorszy możliwy typ wrodzonej łamliwości kości, to zwykle dopiero po urodzeniu można ocenić stan i rokowania pacjenta[ii]. A przebieg choroby w przyszłości to jedynie prognoza, która może okazać się nieprecyzyjna. Możliwe, iż dziecko umarłoby w trakcie porodu lub niedługo po nim, możliwe, iż żyłoby kilka tygodni lub miesięcy w wielkim cierpieniu, ale wydaje się, iż nie można też wykluczyć – szczególnie wobec stanowiska prof. Sieroszewskiego – bardziej optymistycznych scenariuszy.
Więcej nie wiemy, niż wiemy
Należałoby więc uczciwie przyznać, iż więcej nie wiemy, niż wiemy, a prawie każdy szczegół ma tu istotne znaczenie. Nie tak jednak działają media społecznościowe. Tu wszelkie wątpliwości rozstrzyga się na korzyść swoich poglądów czy interesów. Jedni przyjęli więc tezę, iż była to choroba letalna i niezwykle bolesna, a drudzy stwierdzili, iż dziecko mogło się adekwatnie normalnie rozwijać, nie doznając istotnych cierpień – z tych pozycji dużo łatwiej jest atakować przeciwników.
Sęk jednak w tym, iż istotą sprawy była niepewność co do typu i przebiegu choroby. Dramat tej sytuacji nie jest obojętny ani dla zdrowia psychicznego rodziców, ani dla ich umiejętności oceny faktów i podejmowania racjonalnych decyzji.

- Barbara Józefik
- Katarzyna Sroczyńska
Gender w gabinecie
Opisany wyżej zabieg byłby nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu, gdy przerwanie ciąży z powodu wad letalnych dziecka było dopuszczalne do 24. tygodnia ciąży. To paradoksalny skutek zawężenia przez Trybunał Konstytucyjny w 2020 r. przesłanek legalnej aborcji.
Wtedy właśnie rozgorzał spór o to, czy zagrożenie zdrowia psychicznego ciężarnej kobiety jest przesłanką uzasadniającą legalność aborcji na podstawie art. 4a ust. 1 ustawy o planowaniu rodziny (ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej). Sprzeciw wobec orzeczenia, które obaliło utrzymujący się przez 23 lata „kompromis aborcyjny”, wyprowadził na ulice pod sztandarami Strajku Kobiet, mimo pandemii koronawirusa, dziesiątki tysięcy rozwścieczonych ludzi.
Czarne marsze i czerwone błyskawice stały się symbolami sprzeciwu wobec zmiany prawa. Jednocześnie inicjatywy takie jak Aborcyjny Dream Team zyskały ogromną platformę promocyjną. W 2022 r. Donald Tusk zapowiedział, iż osoby sprzeciwiające się aborcji na żądanie do 12. tygodnia nie znajdą się na listach wyborczych Koalicji Obywatelskiej, a po wyborach prawo zostanie zmienione.
Próżnia prawna
Wobec uchylenia tzw. przesłanki eugenicznej istotne stało się rozstrzygnięcie, czy zaburzenia psychiczne zagrażające życiu lub zdrowiu kobiety ciężarnej mogą być uznane za podstawę do aborcji. Sprzeczne interpretacje przepisów wskazały, iż istnieje swoista próżnia prawna. Dlatego też w czerwcu 2023 r. minister zdrowia w rządzie PiS, Adam Niedzielski, powołał zespół ds. opracowania procedur związanych z przerywaniem ciąży, który miał przedstawić projekt wytycznych.
Dyskusja nad uznaniem zaburzeń psychicznych za podstawę do przerwania ciąży spotkała się jednak ze stanowczym sprzeciwem środowisk konserwatywnych, które twierdziły, iż będzie to furtka do aborcji na żądanie. Również Zespół Ekspertów ds. Bioetycznych KEP wydał stanowcze oświadczenie, w którym jednoznacznie sprzeciwił się dopuszczalności aborcji z powodu występowania u matki zaburzeń psychicznych.
W efekcie ministerstwo nie wydało żadnych regulacji. Zamiast rozsądnych przepisów, jasnych i odpowiednich do wagi sprawy procedur (np. szczegółowych i wiążących prawnie zasad i standardów wydawania orzeczenia przez lekarza psychiatrę, wymogu każdorazowego zorganizowania konsylium) – pozostała próżnia prawna.
A życie próżni nie znosi. W sierpniu 2024 r. wytyczne wydała ministra nowego rządu Izabela Leszczyna, dopuszczając de facto aborcję do dziewiątego miesiąca ciąży, m.in. na podstawie zwykłego zaświadczenia od lekarza psychiatry, co zostało obrazowo nazwane „aborcją na zaświadczenie”.
Wytyczne te jedynie dopuszczają zasięgnięcie dodatkowej opinii lub zorganizowanie konsylium, ale wyraźnie też wskazują, iż nie może być to regułą. Ewentualny wymóg przeprowadzenia konsultacji uznany został wprost za ograniczenie dostępu do legalnej aborcji.
W efekcie wytyczne Ministerstwa Zdrowia skutecznie zaciemniają podział odpowiedzialności i umożliwiają bardzo luźne podejście do stosowania przepisów. „W aktualnym stanie prawnym powoływanie się na zagrożenie dla zdrowia psychicznego kobiety przy podejmowaniu decyzji o przerwaniu ciąży często służy do zastępowania nieistniejącej przesłanki embriopatologicznej” – przyznaje konsultant krajowa w dziedzinie położnictwa i ginekologii.
Sprzeczne stanowiska środowisk medycznych
Z kolei Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (dalej: PTP) wskazał w swoich wytycznych, iż lekarz psychiatra występuje jedynie w roli konsultanta-eksperta, a więc wydając orzeczenie, nie decyduje o przerwaniu ciąży ani nie kieruje na taki zabieg.
Decyzja należy zatem do kobiety ciężarnej oraz lekarza przeprowadzającego zabieg. Jednakże Gizela Jagielska wyraźnie przyznała w wywiadzie dla Kanału Zero, iż jako ginekolog nie ma kompetencji do kwestionowania orzeczenia psychiatry, a dodatkowe konsultacje byłyby utrudnianiem dostępu do aborcji. Innymi słowy, w istocie odpowiedzialność jest rozmyta, a finalnie nie odpowiada nikt.
Na marginesie można wskazać, iż w Kodeksie etyki lekarskiej nie sposób znaleźć usprawiedliwienia dla działań zmierzających do zakończenia życia dziecka nienarodzonego. Zgodnie z art. 39 podejmując działania lekarskie u kobiety w ciąży, lekarz równocześnie odpowiada za zdrowie i życie jej dziecka, a jego obowiązkiem są starania o zachowanie zdrowia i życia dziecka również przed jego urodzeniem.
Zgodnie z wytycznymi PTP orzeczenie powinno wskazywać, czy wykonanie zabiegu zażegna lub co najmniej zniweluje zagrożenie zdrowia psychicznego kobiety ciężarnej. Wydaje się, iż o ile lekarz nie udzieli pozytywnej odpowiedzi na to pytanie, aborcja nie powinna być dopuszczalna. Wobec braku możliwości osiągnięcia zamierzonego skutku byłby to zabieg niecelowy, a tym samym nieuzasadniony – w wytycznych jednak brak takiego stwierdzenia. PTP wskazało, iż wydanie orzeczenia powinno być zawsze poprzedzone osobistym badaniem pacjentki z dochowaniem należytej staranności (nie określono jednak minimalnej liczby wizyt).
Może najważniejsza jest postawa oparta na empatii i delikatności? Brak uznania, iż kobiety ciężarne mogą doświadczać kryzysów psychicznych, w których stają przed dramatycznymi, a często tragicznymi wyborami, budzi mój głęboki sprzeciw
Jakub Sewerynik
Są to jednak jedynie wytyczne stowarzyszenia psychiatrów, które nie mają żadnej mocy wiążącej. W obecnym stanie prawnym brak jasno ustalonych procedur i wymogów, jakie powinno spełniać orzeczenie lekarza psychiatry. Nie ma również prawnego obowiązku organizowania konsylium w sytuacji, w której zabieg może zakończyć się śmiercią dziecka (notabene wytyczne Ministerstwa Zdrowia wręcz zniechęcają lekarzy, wskazując, iż może być to uznane za ograniczenie prawa do aborcji).
W moim przekonaniu taki stan prawny nie licuje z zasadą demokratycznego państwa prawa i konstytucyjną ochroną życia. Warto zauważyć, iż np. w sytuacji stwierdzenia śmierci mózgowej odłączenie pacjenta od aparatury podtrzymującej życie wymaga zwołania konsylium. Dlaczego więc decyzja o zabiegu, które może zakończyć się śmiercią dziecka – szczególnie dziecka zdolnego do przeżycia poza organizmem matki – nie jest traktowana z podobną powagą?
Nauczanie Kościoła a prawo stanowione
Zgodnie z nauczaniem Kościoła katolickiego „bezpośrednie przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone jako cel lub środek, jest głęboko sprzeczne z prawem moralnym” (KKK 2271). Katolicy powinni podzielać ten pogląd. Czy jednak należy oczekiwać, aby osoby spoza Kościoła katolickiego zajmowały takie samo stanowisko?
Oczywiście uznawanie ochrony życia od poczęcia nie jest jedynie kwestią wiary, a poglądem etycznym, który podzielać mogą osoby niewierzące. Jednak choćby wśród chrześcijan są w tej kwestii daleko idące spory. Leszek Kołakowski pisał: „nikt nie powie, iż jest to sprawa błaha i niewarta roztrząsań”. Jak dobrze wiemy, jako społeczeństwo jesteśmy bardzo podzieleni w podejściu do dopuszczalności przerywania ciąży i nic nie wskazuje na możliwość osiągnięcia porozumienia w tej kwestii.
Osobiście żałuję, iż dalece niedoskonały i niesatysfakcjonujący dla wszystkich stron sporu „kompromis aborcyjny” został zerwany. Spowodowało to bowiem zwiększenie negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej (por. „Ewangelium vitae”, 73), czego przykładem są zdarzenia z Oleśnicy. Potwierdzają to również dane Narodowego Funduszu Zdrowia, które mówią o dwukrotnym wzroście przeprowadzonych aborcji w skali rok do roku (lata 2023 i 2024).
Problem polega jednak na tym, iż radykalne działania pro-life mogą, paradoksalnie, skutkować liberalizacją prawa aborcyjnego albo – jak możemy w tej chwili obserwować – liberalizacją interpretacji obowiązujących przepisów.
Z kolei restrykcyjne prawo przyczynia się do wzrostu szarej sfery czy tzw. turystyki aborcyjnej. W obecnej sytuacji społecznej zaostrzenie prawa aborcyjnego w taki sposób, aby było całkowicie zgodne z nauką Kościoła katolickiego, mogłoby – parafrazując Leszka Kołakowskiego – nie tyle ewangelizować świeckie prawo, ale przeciwnie, poganizować chrześcijaństwo, czyniąc z niego ideologię[iii].
Sednem sprawy dla katolików powinno być z jednej strony kształtowanie sumień, a z drugiej organizowanie pomocy dla kobiet, które mierzą się z tego typu dylematami, aby miały pewność, iż nie zostaną same z ciężko chorym dzieckiem. Dziś często nie mogą liczyć na realne i adekwatne wsparcie. Nie ma tu również prostych i łatwych rozwiązań, ponieważ – jak to w przypadku wyborów tragicznych – każda decyzja wiąże się z daleko idącymi konsekwencjami.
Bez empatii i delikatności
W obszernym oświadczeniu z 29 kwietnia 2025 r. zespół ekspertów KEP ds. bioetycznych odniósł się do sprawy Felka i jego mamy, szczegółowo analizując stan kliniczny (wskazując na brak pewności zarówno co do rozpoznania, jak i co do przebiegu klinicznego choroby), perspektywę prawną oraz moralną i społeczną. Zespół przypomniał również nauczanie Kościoła, cytując obszernie punkt 62 encykliki „Evangelium vitae” św. Jana Pawła II[iv]. Po raz kolejny wskazał również na „nieprawidłowość tzw. przesłanki psychiatrycznej”, czyli jej niedopuszczalność w obecnym stanie prawnym.
I choć oświadczenie to należy ocenić pozytywnie w porównaniu ze wspomnianym wyżej dokumentem z 4 września 2023 r., to wciąż brak w nim tego, co być może jest ważniejsze od pogłębionej merytoryki – empatii i delikatności. Brak postawy, o której pisał na tych łamach prof. Kmieciak. Brak przyjęcia do wiadomości i uznania, iż kobiety ciężarne mogą doświadczać kryzysów psychicznych, w których stają przed dramatycznymi, a często tragicznymi wyborami, z którymi nie potrafią sobie poradzić.

- Wiesław Dawidowski OSA
- Damian Jankowski
Leon XIV. Papież na niespokojne czasy
Co prawda, w środkowej części oświadczenia Zespół ekspertów KEP ds. bioetycznych pojawiają się zdania: „Oczywistym jest, iż rodzice, a w sposób szczególny matka, przeżywa w okresie ciąży zdrowotne problemy swojego dziecka w bardzo bolesny sposób. Może to prowadzić do kryzysów i załamań psychicznych”. Można jednak odnieść wrażenie, iż problem jest zbagatelizowany prostym rozwiązaniem: „można matce pomóc w profesjonalny sposób, wykorzystując terapie psychiatryczne […]”. Ale to niestety wcale nie jest takie proste.
Po pierwsze, opieka psychiatryczna nad kobietami w ciąży pozostawia w Polsce wiele do życzenia, a dla części społeczeństwa jest faktycznie niedostępna. Niezbędna jest tu nie tylko rozległa wiedza, ale też uważność i delikatność stanowiące wciąż kompetencje deficytowe.
Po drugie, wspomniane terapie często wymagają zastosowania leków, których podanie może mieć skutki uboczne dla dziecka. Wielu psychiatrów nie chce więc ich przepisywać, a stawianie kobiety pogrążonej w kryzysie psychicznym przed decyzją, czy akceptuje ryzyko dla dziecka związane z farmakologią, jest dodatkową traumą i często ciężarem nie do uniesienia.
Po trzecie, terapie nie działają natychmiastowo (wręcz w pierwszym okresie pacjentka może czuć się choćby gorzej!). Leki mogą uzależniać, ale także mogą być nieskuteczne, a niektóre kryzysy mogą prowadzić choćby do samobójstw.
Ortodoksja nie może oznaczać braku delikatności
Nie można więc udawać, iż problemu nie ma, ponieważ problem jest. I to niezwykle poważny! Należy go dostrzec i uszanować cierpienia osób, które doświadczają kryzysów zdrowia psychicznego. Kryzysów, wobec których medycyna i farmakologia są często bezsilne. Nie można godzić się na bagatelizowanie chorób psychicznych!
Podejście podobne do przywołanego wyżej prezentuje niestety część organizacji i działaczy pro-life. Jest to niezwykle krzywdzące dla kobiet, które mierząc się z kryzysem zdrowia psychicznego, przeżywają ogromne cierpienie. jeżeli ktoś nie był w takiej sytuacji, to prawdopodobnie może tego nie rozumieć, a przecież powinniśmy starać się okazać empatię i wypowiadać z pokorą wobec ogromu często niezawinionego cierpienia. Ortodoksja wszak nie oznacza braku delikatności.
Brak jasno ustalonych procedur nie licuje z zasadą demokratycznego państwa prawnego, konstytucyjną ochroną życia i przyrodzoną godnością każdego człowieka, także jeszcze nieurodzonego
Jakub Sewerynik
Warto przywołać tu śp. papieża Franciszka, który wielokrotnie i zawsze zdecydowanie potępiał aborcję jako grzech ciężki. Jednocześnie podkreślał również znaczenie miłosierdzia i przebaczenia. W 2015 r. udzielił wszystkim kapłanom władzy rozgrzeszania aborcji, wskazując, iż „nie ma żadnego grzechu, którego nie mogłoby objąć i zniszczyć Boże miłosierdzie, gdy znajduje serce skruszone, które prosi o pojednanie się z Ojcem” („Misericordia et misera”, 12).
Franciszkowa metafora Kościoła jako „szpitala polowego” nie oznacza akceptacji dla grzechu, ale wyjście z wygodnych i bezpiecznych katedr do miejsc, w których znajdują się osoby poranione, doświadczające często w sytuacjach skrajnych ogromnego bólu fizycznego lub duchowego.
W warunkach polowych lekarze i personel medyczny często dysponują ograniczonymi środkami – ważne, aby uczniom Chrystusa nigdy nie zabrakło miłości, której atrybutami są delikatność i współczucie.
Czy można oceniać decyzję rodziców?
Nie czuję się kompetentny, aby oceniać decyzję rodziców Felka. Nie wiem, jaki był ich stan psychiczny, czy i w jakim stopniu udzielono im rzetelnej informacji o wszystkich konsekwencjach możliwych procedur medycznych, a także czy byli w stanie te informacje przyswoić i podjąć świadomą decyzję. Nie wiem, ale chcę wierzyć, iż ich motywacją nie było pozbycie się problemu, ale chęć oszczędzenia dziecku niewyobrażalnych cierpień. Nie wiem, czy targani sprzecznymi uczuciami, wycieńczeni psychicznie i fizycznie nie zostali zmanipulowani.
Intuicja podpowiada mi, by nie ferować wyroków. Pewnie przez resztę życia będą mierzyć się z pytaniem, czy podjęli adekwatną decyzję. Może sobie z nią poradzą, a może rana ta nie będzie chciała się zagoić. Mogą cierpieć na tzw. zespół poaborcyjny[v] lub PTSD. Zajmujący się tą tematyką dr Witold Simon twierdzi, iż zespół ten dotyka całe rodziny, a trwa choćby do końca życia.
Jak zauważył prof. Kmieciak, kilkanaście lat temu w stanowisku Royal College of Psychiatrists w Londynie stwierdzono, iż trudno w sposób naukowy dowieść, jaka jest relacja pomiędzy zdrowiem psychicznym kobiety a zabiegiem aborcji. W związku z powyższym wydano zalecenie, w którym jasno zaznaczono konieczność dokładnego informowania pacjentki o możliwych negatywnych skutkach psychicznych, jakich może doświadczyć po zabiegu aborcji.
Działacze pro-life często słyszą (niestety nierzadko trafny) zarzut, iż troszczą się o życie jedynie do porodu. Chciałbym, aby działacze pro-choice swoją troską obejmowali także rodziny po aborcji, oferując im przede wszystkim odpowiednie wsparcie terapeutyczne.
Zagrożenie zdrowia psychicznego jako przesłanka aborcji
Psychiatrzy twierdzą, iż w pewnych sytuacjach ciąża może stanowić zagrożenie dla zdrowia psychicznego kobiety ciężarnej. o ile wykonanie zabiegu przerwania ciąży zażegna lub co najmniej zniweluje to zagrożenie (co samo w sobie jest jednak niezwykle trudne do ustalenia), to w moim przekonaniu zabieg ten powinien być dopuszczalny w obowiązującym stanie prawnym, czyli jako działanie nakierowane na ratowanie zdrowia lub życia pacjentki.
Decyzję powinna oczywiście podjąć kobieta (jeśli to możliwe wraz z ojcem dziecka) po zapoznaniu się ze wszystkimi konsekwencjami możliwych procedur medycznych, szczególnie z możliwym wpływem przerwania ciąży na jej zdrowie psychiczne.
Natomiast z punktu widzenia obowiązującego prawa jest dla mnie oczywiste, iż po 24. tygodniu ciąży jej przerwanie powinno nastąpić przez poród, a nie uśmiercenie dziecka w łonie matki (co słusznie porównywane jest do eutanazji, tylko dokonywanej po tamtej stronie łona). Aborcja w Oleśnicy nie powinna mieć miejsca – była niecelowa, a indukcja asystolii płodu była działaniem nieadekwatnym i nieproporcjonalnym, naruszającym zasady etyki lekarskiej.

Problem zdrowia psychicznego ciężarnych kobiet przez jedną stronę sporu jest ignorowany lub bagatelizowany, a przez drugą wykorzystywany przedmiotowo. Tymczasem tragizm sytuacji nakazuje daleko idącą ostrożność
Jakub Sewerynik
Brak jasno ustalonych procedur i wymogów, jakie powinno spełniać orzeczenie lekarza psychiatry, a także obowiązku organizowania konsylium w sytuacji, w której zabieg może zakończyć się śmiercią dziecka, nie licuje z zasadą demokratycznego państwa prawnego, konstytucyjną ochroną życia i przyrodzoną godnością każdego człowieka, także jeszcze nieurodzonego. Sytuacja ta powinna być więc niezwłocznie naprawiona.
Wstrzyknięcie chlorku potasu w serce nienarodzonego dziecka nikogo nie pozostawia obojętnym i mało kto jest w stanie zaakceptować dopuszczalność takiej procedury medycznej. A historia Felka wraz ze wszystkimi zdarzeniami, które towarzyszyły jej ujawnieniu, mogła – prawdopodobnie wbrew intencjom autorki reportażu w „GW” i środowisk zwolenników liberalizacji prawa do przerywania ciąży – zmniejszyć akceptację dla aborcji.
Poszukiwanie akceptowalnego kompromisu
Wkrótce prawdopodobnie pojawią się kolejne sytuacje, w których racje będą bardziej równomiernie podzielone, a konflikt wartości na nowo rozgrzeje i tak skrajnie spolaryzowane społeczeństwo. Konfliktu tego nie da się rozwiązać poprzez siłowe narzucenie przez większość parlamentarną „naszych” albo „ich” wartości całemu społeczeństwu, ponieważ działanie takie wywoła prawdopodobnie sprzężenie zwrotne i dalszą eskalację. Jedynym sensownym rozwiązaniem jest poszukiwanie rozsądnego kompromisu, który – choć nie będzie spełniał oczekiwań żadnej ze stron – będzie dla wszystkich stron akceptowalny.
W sporze o aborcję zderzają się dwie postawy, które są przecież co do zasady komplementarne: troska o życie nienarodzonego dziecka i troska o życie oraz zdrowie ciężarnej kobiety. Środowiska pro-choice zarzucają przeciwnikom aborcji przedmiotowe traktowanie kobiet, które mają być dla obrońców życia jedynie „inkubatorami”.
To oczywiście niesprawiedliwa przesada, jednak warto zadać pytanie, czy postawom, wypowiedziom lub metodom działania środowisk pro-life nie brakuje czasem delikatności i empatii, szczególnie wobec kobiet, które – podobnie jak pani Anita – nie traktując ciąży w sposób błahy, znalazły się w sytuacji tragicznej?
Czy przedstawiciele Kościoła, a szczególnie biskupi i księża, tłumacząc prawo Boże, zamiast zaczynać od piętnowania grzechu, nie powinni najpierw posłuchać, potowarzyszyć, okazać zrozumienie? Nie chodzi mi o akceptację dla decyzji o przerwaniu ciąży, ale o zrozumienie delikatności sytuacji, w której duchowni nigdy się nie znajdą.
Wierzę podobnie jak o. Dariusz Piórkowski, iż człowieka zmienia tylko miłość, a nie przymus prawny czy strach przed potępieniem. Tylko miłość może ośmielić serce człowieka do podjęcia ciężaru, który wydaje się nie do uniesienia. A skoro Bóg jest miłością (1 J 4,8), to czy przejawem prawdziwej ortodoksji i postawy pro-life nie powinna być delikatność, empatia i miłosierdzie?
Przeczytaj także: Za życiem, byle konsekwentnie
[i]
Nota bene ciekawe, czy zamierzony przez autorkę reportażu był prowokacyjny w efekcie wybór fikcyjnego imienia, pochodzącego od łac. felix – szczęśliwy.
[ii] Warto odnotować istotną różnicę w reportażu GW i tekście Onetu: reportaż GW nie potwierdza jednoznacznie diagnozy w postaci wrodzonej łamliwości kości typu II. Pani Anita wskazała tam jedynie, iż była to mutacja de novo, czyli niepochodząca od rodziców, co jednak nie determinuje ostatecznie typu choroby. Z kolei w tekście Onetu pani Anita stwierdziła, iż diagnoza ta została postawiona już w szpitalu w Łodzi (choć lekarze mieli tam sprzeczne opinie), a następnie potwierdzona na prywatnej wizycie u genetyka. Lekarz ten miał stwierdzić: „Nie będę państwa oszukiwał, nie jest dobrze. Kości czaszki są nieprawidłowe rozwinięte. Gruczoły są powiększone, więc dziecko odczuwa ból już w brzuchu. Klatka piersiowa jest słabo rozwinięta, serduszko jest za duże. […] Trzeba będzie zrobić operacje, złamać te kości, włożyć śruby, za dwa lata zrobić nowe, jedna śruba kosztuje 50 tys. zł. W najlepszym przypadku, jeżeli dziecko przeżyje poród, a później pod respiratorem i jeżeli się niczym nie przeziębi i zarazi, to może gdzieś, kiedyś, jakiś wózek… Ale ja nie mogę państwu powiedzieć, czy to dziecko tyle przeżyje”.
[iii] Por. L. Kołakowski, „Amatorskie kazanie o wartościach chrześcijańskich”. w: „Chrześcijaństwo”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2019.
[iv] „Mocą władzy, którą Chrystus udzielił Piotrowi i jego Następcom, w komunii z Biskupami – którzy wielokrotnie potępili przerywanie ciąży, zaś w ramach wspomnianej wcześniej konsultacji wyrazili jednomyślnie – choć byli rozproszeni po świecie – aprobatę dla tej doktryny – oświadczam, iż bezpośrednie przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone jako cel czy jako środek, jest zawsze poważnym nieładem moralnym, gdyż jest dobrowolnym zabójstwem niewinnej istoty ludzkiej. Doktryna ta, oparta na prawie naturalnym i na słowie Bożym spisanym, jest przekazana przez Tradycję Kościoła i nauczana przez Magisterium zwyczajne i powszechne. Żadna okoliczność, żaden cel, żadne prawo na świecie nigdy nie będą mogły uczynić godziwym aktu, który sam w sobie jest niegodziwy, ponieważ sprzeciwia się Prawu Bożemu, zapisanemu w sercu każdego człowieka, poznawalnemu przez sam rozum i głoszonemu przez Kościół”.
[v] Rzetelność nakazuje wskazać, iż tzw. zespół poaborcyjny jest kwestionowany przez część psychiatrów.