7 lutego.
Żywot Św. Romualda, pustelnika.
(żył około roku 987.)
Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. III, 1880r.
Romuald z książęcego pochodzący rodu, przyszedł na świat w Rawennie, mieście włoskiem. W młodości za krewkością lat swoich idąc, lekki bardzo wiódł żywot; jednak myśl o Panu Bogu i o pokucie nie opuszczała go nigdy. I kiedy raz będąc na łowach, piękne, tajemne wśród puszczy ujrzał miejsce, mówił do siebie: O jakby tu chroniący się przed światem pustelnicy, spokojnie i wesoło nabożeństwu swojemu oddawać się mogli!
Ojciec młodzieńca, Sergiusz, był wielkim świata tego sługą, a poróżniwszy się raz z jednym krewnym swoim, stoczył z nim bój krwawy w którym przeciwnika swą ręką zabił. Znajdujący się w tym pojedynku przy boku ojca Romuald, przyjął także i zwyczajną podówczas krwi rozlewców pokutę. Udał się do klasztoru Klasseńskiego Św. Apolinarego, i tam przez dni 40 w płaczu i ostrym umartwieniu, za grzech swój płacił.
Częste mnichów o Panu Bogu i o marnościach tego świata rozmowy, zwracały niekiedy myśl pokutnika do poświęcenia się służbie Bożej. Jednak odpychał ją od siebie. Aż razu jednego rzekł mu mnich, wybrany towarzysz jego: jeżeli ujrzysz w tym kościele męczennika Apolinarego Świętego, czy przestaniesz na mej radzie, aby świat opuścić? A on rzekł: Przestanę. – I w nocy, gdy obydwa na modlitwie w kościele trwali, światłość wielka napełniła go, a Św. Apolinary w biskupim ubiorze, i mając złotą kadzielnicę w ręku, obchodził i kadził wszystkie Ołtarze; po czym wrócił na miejsce, z którego wyszedł i zniknął. Widzenie to powtórzyło się raz jeszcze, i serce Romualda tak poruszyło, iż gdy według zwyczaju modlił się potem gorąco przed Ołtarzem Przeczystej Dziewicy, z którego widział zstępującego biskupa, zawrzał najwyższym miłości Bożej uczuciem, a we łzach się rozpływając, postanowił wszystko opuścić i poświęcić się Panu Bogu. Rzucił się tedy braciom do nóg, i prosił, by go niezwłocznie do Zakonu swego przyjęli. W klasztorze tym trzy lata przepędził nowicjusz, nie tylko własną doskonałość na pieczy mając, ale i często upominając braci, aby na przyjętą regułę pamiętali, a w zakonnych obowiązkach sobie nie pobłażali.
Pragnąc zaś Panu Bogu swemu co dzień lepiej służyć, wyprosił u starszych iż mu pozwolili udać się na puszczę, aby tam wziąwszy za mistrza pobożnego bardzo pustelnika imieniem Marynusa, większą czynił pokutę. Marynus ten pełen czystej prostoty i miłości Pana Boga, nie mając przewodnika na taki żywot, za własną dobrą szedł wolą; trzy dni w tygodniu jadł tylko trochę chleba i garść bobu, a drugie trzy dni jedną potrawę i nieco wina się napił; przez trzy dni też cały Psałterz prześpiewał. Jemu to w posłuszeństwo Romuald się oddał. On ćwicząc ucznia chodził z nim po lesie, pod jednym drzewem dziesięć, pod drugim dwadzieścia, pod trzecim trzydzieści i czterdzieści psalmów z nim śpiewając. Romuald nie uczony, gdy ledwo co na onym Psałterzu mógł wyczytać, i schylając się lenić się czasem i drzemać poczynał, mistrz jego z laską nad nim po prawej stronie stojąc, bił go w lewą stronę głowy tak często i długo, iż na koniec rzekł mu Romuald: – Mistrzu miły, jeżeli wola twoja bij mnie po drugiej stronie, bo już mało co na lewe ucho słyszę. Podziwiony cierpliwością jego Marynus, roztropniejszym był później w karaniu.
Około tego czasu Wenecjanie wzburzyli się byli na księcia swego Witalisa Kandiana, i pod- mówiwszy pana jednego Piotra Urseolusa, za jego pomocą zdradą wypędziwszy go z pałacu i kraju, Piotra królem Dalmatów uczynili. ale ten niebawem żałując grzechu swego i troszcząc się o zbawienie swej duszy, przyzwał z Francji opata jednego, pielgrzyma imieniem Gwaryna, oraz dwóch pustelników Marynusa i Romualda, i grzech im swój oznajmiwszy, prosił aby radzili co miał uczynić? Jednozgodnie dali mu radę, aby państwo źle nabyte porzucił, a zakonnikiem został, co usłyszawszy, a Duchem Bożym tknięty, Piotr postanowił tron, żonę, dzieci i rozkosze świata pożegnać i Chrystusowi Panu się oddać. Nabrawszy tedy skarbów dla ubogich, i zmówiwszy się ze sługą swym Gradenikiem tajemnie morzem z onymi trzema mnichami puścił się do Francyi, gdzie w klasztorze Gwarynowym wraz z Gradenikiem, mnichem został.
Marynus i Romuald niedaleko tego klasztoru, w puszczy zamieszkali, a po roku, Piotr z towarzyszem swoim przyłączył się do nich. I gdy Romuald szczególną pomiędzy bracią odznaczał się mądrością i ostrością żywota, Marynus a za nim drudzy, uznali go swym przewodnikiem i starszym. Romuald przez rok cały jadł tylko raz na dzień garść uwarzonej tatarki, a przez trzy lata z Gradenikiem rolę orząc i zboże siejąc, rękoma własnymi siebie i innych żywił.
Książę Piotr do dostatniego przywykły pokarmu, znieść takich postów nie mógł, i gdy się żalił przełożonemu iż połową bochenka chleba posilić się nie jest wstanie, on mu czwartą część jeszcze przyczynił, i taką powolnością, na raz obranej zatrzymał go drodze. Syn księcia tego przyszedł nawiedzić go na puszczy. Ojciec prorockim duchem mówił do niego: – Synu, wiem iż Weneckim księciem zostaniesz i powodzić ci się będzie, starajże się prawa kościołom zachować, a poddanych sprawiedliwie, bez względu na przyjaźń lub nienawiść, sądzić.
Skoro tylko Romuald dowiedział się iż ten lub ów święty trudniejszą w postach zachowywał surowość, niebawem siebie i uczniów swoich do niej przyuczał. Lekko jednak bardzo ważył tego, kto w jakim bądź kierunku czego wielkiego się podjął, a w tym do końca nie wytrwał. Na Służbie Bożej nie dopuszczał opieszałości, mówiąc, iż lepiej jeden psalm ze skruchą i podniesieniem serca odśpiewać, niżeli sto z roztargnieniem.
Wpośród prac i zachodów rozmaitych około własnego i bliźnich zbawienia, doszła była Romualda z Rawenny wiadomość, iż ojciec jego Sergiusz, który tam w klasztorze Św. Sewera mnichem był został, wystąpić chciał i do świata powrócić. Na poratowanie ojca umyślił Święty iść do Rawenny; o czym dowiedziawszy się mieszkańcy wsi okolicznych, rozżaleni iż go utracą, postanowili go zabić, aby przynajmniej ciało jego święte przy sobie, ku swej obronie mieć mogli. Zeszli się wtedy do niego, aby swój zamiar wykonać, gdy Romuald poznawszy co się dzieje, udał szalonego, i tym sposobem rąk ich uszedł w pokoju.
Przyszedłszy do Rawenny pieszo i boso, gdy znalazł ojca takiego jak słyszał, a żadne przekładania i uwagi nic nie pomogły; Romuald nogi jego w kłodę wsadziwszy, zabić mocno kazał; i tak długo trapił ciało jego, aż się opamiętał, i resztę życia w prawej pokucie szczęśliwie dokonał. Dopóki żyw był atoli, wydziękować się nie mógł ojciec ten synowi, iż tak potrzebnym okrucieństwem cielesność jego skruszył, a przywrócił go Panu Bogu.
Około tegoż czasu hrabia jeden francuzki Oliban zwany, nawiedził był Romualda Świętego, i wyznając mu na Spowiedzi wielkie występki i złości swoje, o radę zbawienną prosił. Święty mu powiedział: – Nie możesz być zbawionym, aż świat opuściwszy, do klasztoru wstąpisz. Nie chcąc tak trudnej przyjąć pokuty, zgromadził hrabia opatów i biskupów, i radę im Romualda przedstawił. Ci jednogłośnie ją zatwierdzili. Wrócił więc Oliban do Romualda, i rozmową jego wzruszony, wszystko co posiadał rozdał, i zakonnikiem został. Taką to wiarą grzesznicy dobijali się Nieba.
Gdy pierwsi towarzysze Romualda Świętego rozeszli się po świecie, i jedni pobici, drudzy w pielgrzymowaniu, a inni w zupełnym odosobnieniu pokucie się oddawali; Romuald chodząc z miejsca na miejsce, obdarzony został wielką summą pieniędzy od Hugo margrabiego. Zaraz więc w powiecie Serenatu klasztor Św. Michała założył, i braci doń nazbierawszy, sam w bliskiej małej osiadł chałupce; pozostałe zaś pieniądze innym kościołom jałmużną rozesłał. Włóczył się potém po niedostępnych kątach; a zamieszkawszy na jednym bagnisku, Origarium zwanym, spuchł, i wszystkie stracił włosy od strasznych jego wyziewów, a ciało na nim stało się pstre jak żmija.
Przebywał potém z towarzyszem Gwilhelmem, na wyspie Perecie, dwanaście mil od Rawenny, gdy cesarz Otto III, będąc w tym mieście i reformując klasztor Klassyński, zostawił mnichom wolność, aby sobie przełożonego wybrali. Wszyscy zgodzili się na Romualda, ale cesarz wnioskując, iż Święty użyć się nie da, sam pojechał do niego, i tam na łóżku jego noc przespał, za wielką to sobie rzecz mając, na miejscu gdzie ciało Świętego legało choć godzin kilka nędzy sługi Bożego skosztować. Kocem tylko jego, iż był bardzo gruby, przykryć się nie chciał. Po wielu trudnościach i namowach cesarza, przyjął nareszcie Romuald Święty opactwo Klassyńskie i rządził bracią, prawej, zakonnej prostoty drogą prowadząc ich do dobrego. Ale gdy się niekarnym uprzykrzył i szemrać na niego poczęli; widząc, iż im nie pomaga, a sam wiele traci, odwoławszy się do arcybiskupa i do króla, urząd opactwa złożył i klasztor opuścił.
W tymże czasie cesarz Otto rozgniewany na Krescencjusza senatora rzymskiego, który z bronią w ręku chciał mu się opierać, a raz mu się ukorzywszy, znowu go zdradził, gardłem ukarać go kazał. Gdy grzechu tego spowiadał się przed Romualdem, on mu za karę bosymi nogami z Rzymu do Św. Michała na górę Garganu pielgrzymkę naznaczył, i tę cesarz wypełnił. A potem post cały w klasztorze Klassyńskim z kilku sługami mieszkając, pościł, śpiewał, na rogoży sypiał, włosiennicę nosił, i obiecał Romualdowi, złożywszy koronę, mnichem zostać. Przebywszy Święty jakiś czas w Tyburze, i mając z sobą Tamma, pokutującego dworzanina cesarskiego i Bolesławina, czyli raczej Kazimierza, królewicza polskiego, którego był też mnichem uczynił, a później do Klunialne posłał, poszedł na pustynię Peremu i tam dziwnie pokutne wiódł z nimi życie. I zaprawdę, było się czemu dziwować, gdy oni wielcy panowie i książęta, którzy w rozkosze, w złoto, srebro i wszelkie opływali dostatki, do takiej dla miłości Chrystusa przychodzili nędzy. Święty mistrz ten wielkie miał do nich szczęście; boso chodzić, na chlebie przestawać, sieci, łyżki i miski robić, i w ustawicznym nauczył ich ćwiczyć się umartwieniu.
Gdy cesarz idąc za jego wolą, w Peremie klasztor zbudować kazał i hojnie go uposażył, Romuald sprawował go czas jakiś, ale gdy go bracia słuchać nie chcieli i pożytecznym być im nie mógł, rozstał się z nimi i poszedł do Ottona cesarza, przypomnieć mu obietnice zostania mnichem. Nie cofnął się cesarz, ale chciał pierwej pojechać raz jeszcze do Rzymu, a tam uspokoiwszy państwo i zwycięzcą wróciwszy do Rawenny, zdać cesarstwo i do klasztoru wstąpić. A Św. Romuald rzekł mu: – jeżeli do Rzymu pojedziesz, Rawenny już nie zobaczysz. I tak się stało, bo z Rzymu wracając, w Paternie umarł. Dla cnót wielkich cesarza tego, Mirabilia mundi go zwano.
Pojechał potem Romuald Święty do miasta Parencjum, gdzie na bliskiej puszczy trzy lata przemieszkał, i tam zamknięty, wielkiej światłości w rozumieniu Pisma Świętego nabrał. Przeniósł się później do miasta Kamerynu, i wolne znowu w nieodległej puszczy znalazłszy miejsce, osiadł tam i z wielkim pożytkiem zbawieniu dusz ludzkich służył. Klasztorów obojej płci fundował wiele: na wielu miejscach kolegia kanoników i kleryków pod regułą zakładał, a księży nauczał aby się świętokupstwa strzegli, bo wiedział iż byli tacy, którzy sobie tego za grzech nie mieli, gdy beneficja kupowali i zamiany nimi czynili.
Najznakomitsi panowie i książęta, synów swoich powierzali duchownemu kierunkowi tego Świętego, a między tymi, którzy sami potajemnie domy bogatych ojców porzucali, a do niego uciekali, był jeden syn hrabi Gwidona, który młodo bardzo umierając zakonnikiem, rzekł do Romualda: – Ojcze, przykre widziadła snują mi się przed oczami. Spowiadaj się, powie Święty, jeżeli grzech jaki pomnisz. – A on grzesznik szczęśliwy, z bojaźnią wyzna: Iż kilku mioteł które mi starszy wziąć kazał, jeszcze od niego nie wziąłem Romuald ciesząc, rozgrzeszył go i zamknął mu oczy. Obecny temu kapelan ojca jego, ślepy zupełnie, zbliżył się do ciała onego i zawołał: – jeżeli w Niebie jesteś jako ja wierzę, zjednaj mi niech przejrzę. Zaledwie wymówił te słowa kapłan, wzrok odzyskał.
Miał ten Święty dar od Pana Boga, iż gdy panowie świeccy grzechami obciążeni, na niego patrzyli, dreszczem i bojaźnią się przejmowali, a wielu krusząc się na sercu, do Pana Boga się nawracało.
Ten wielki Święty przecież, niemało od złych uczniów swoich wycierpiał. Spotwarzył go raz jeden z nich o grzech któremu drudzy uczniowie uwierzyli, a od którego nie tylko wysoka cnota, ale już sam wiek stuletniego przeszło starca, wolnym go czynił. Wołali tedy na niego: Starcze, powrozu i ognia godzien jesteś. I za pokutę przez sześć miesięcy Mszy Świętej nie dozwolili mu miewać. Jako pokorny, usłuchał ich Święty, i na wysługę cierpliwości, skromnie zniósł czarną potwarz.
Miał ten obyczaj Romuald Święty, iż gdy gdzie braci na wysługę Boską posyłał, żegnając ich, dawał im chleb, jabłko lub cokolwiek ręką swą przeżegnanego. Co gdy chorzy od nich brali, wnetże wracało im zdrowie. Gdy cesarz Henryk do Włoch przyjechał, z wielką prośbą wezwał do siebie męża świętego, a z wysoką czcią go witając, zawołał:
Oby dusza moja w tem ciele była. Dworzanie zaś jego, Niemcy, płatki z sukni świętego mnicha strzygli, i za relikwie do domu nieśli. Zjednał on sobie u Henryka klasztor góry Amiaty dla licznych uczniów swoich, z których dwaj, Benedykt i Jan, za czasów króla Bolesława Chrobrego, do Polski przyszli.
Po ciężkich pracach niezmiernie umartwionego, a zbawieniu ludzkiemu pożytecznego i sto dwadzieścia lat liczącego żywota, rozstał się Romuald Święty szczęśliwie z tym światem w klasztorze in Valle de Castro, który sam był zbudował. Polecajmy się modlitwom jego, abyśmy zbawienne z takiego wzoru zbierając owoce, przez Chrystusa Pana naszego, stali się kiedyś uczestnikami nagrody jego na wieki. Amen.
Uwaga.
Jakże różnym od naszego pojęciami, obyczajami, dążeniami, a mianowicie wiarą, przedstawia nam się ów wiek X. o ile stan ciemnoty i barbarzyństwa tych czasów, znaczył ich piętnem wielkich i licznych zbrodni, to gdziekolwiek pochodnia Nauki Pana Chrystusowej poniosła jej światło, tak żywym te pierwotnej prostoty serca, zapalała ogniem Miłości Bożej, iż prawdziwie nadludzką siłą zrzucali oni z siebie starego człowieka, wady i ułomności swoje, aby żyć tylko doskonałością istotnie anielską, w niezachwianym oczekiwaniu onej niewysłowienie szczęśliwej wieczności, do której ciasna tylko tego smutnego padołu prowadzi droga.
Nie zgadzałoby się ani ze zdrowym rozsądkiem, ani ze sposobem w jaki dziś pojmujemy obowiązki Chrześcijanina, używać podobnych dawnym środków ku uświęceniu naszemu. Nie umarzajmy ciała kilkudniowymi o chlebie i wodzie postami, gdy zdrowie nasze istotnie na to nie pozwala; ale chrońmy się zbytkownymi zasycać się potrawami, żeby nam zawsze dostatecznie zostało czem głodnego nakarmić. Nie przy odziewajmy się łachmanami, ale wystrzegając się owych urągających ubogiemu, a olśniewających kosztownością ubiorów, skromną a przyzwoitą zadowalajmy się szatą, aby nam nie zabrakło czem nagiego przyodziać. Nie uciekajmy na pustynie, aby tam walki z sobą samymi staczać, co wśród ogólnego barbarzyństwa potrzebnym i naturalnym było; ale w własnym sercu swoim wytworzywszy sobie jakoby pustynię, chrońmy się do niej, aby tam słuchać głosu Prawa Bożego, ilekroć zetknięcie. z ludźmi, braćmi naszymi w Chrystusie Panu, wyrozumiałości, łagodności i cierpliwości od nas wymagać będzie.
Nie zapatrujmy się już na tyle same w sobie wartości mające klasztory jako na jedyną drogę prowadzącą do zbawienia; ale nosząc każdy z nas w duszy Zakon Zbawiciela, Zakon Prawdy i Miłości, uczmy siebie i drugich, jak się próżności, dumy, samolubstwa i zazdrości pozbywać, jak bliźnim czystej, a żywej życzliwości uczuciem służyć mamy, żeby Królestwo Niebieskie rozszerzając na tym świecie, tak Łaską Bożą przygotowani, osiągnąć go w chwili przejścia na wieki.