21 MAJA. Żywot Św. Jana Bonvisi.

salveregina.pl 7 godzin temu
Zdjęcie: Bł. Jan Bonvisi


Czy wiesz, że…:

  • Św. Jan Bonvisi od najmłodszych lat unikał zabaw i strzegł się wszelkiego grzechu, przygotowując się do życia pełnego świętości.
  • Przebywając w Hiszpanii, odkrył duchowe zagrożenia wynikające z bogactwa i postanowił wstąpić do zakonu franciszkańskiego.
  • Podczas pielgrzymek przeżył liczne upokorzenia, które znosił z pokorą – pozwalał się bić i wyśmiewać, nie broniąc się przed upokorzeniem.
  • Jako mistrz nowicjatu gromił starszych współbraci, którzy dawali zły przykład młodym zakonnikom.
  • Miał dar cudów i proroctwa – potrafił przewidzieć przyszłość swoich współbraci, a w jego klasztorze zdarzały się cudowne rozmnożenia żywności.

Wysłuchaj żywotu:

Żywot Św. Jana Bonvisi.

(Żył około Roku Pańskiego 1572.)

Wspomnienie przypada na dzień 21 maja.

— Grób. Miejsce pochówku Św. Jana Bonvisi pozostaje nieznane, ponieważ brak udokumentowanych źródeł wskazujących jego lokalizację.

W włoskim mieście Luca urodził się Św. Jan z dostojnej rodziny Bonvisi r. 1509. Brat jego Wawrzyniec poświęcił się stanowi wojskowemu pod Franciszkiem Sforza; Jan zaś oddać się miał służbie żołnierzy Chrystusowych. Przyszłe swe powołanie zaznaczał już w młodości, kiedy oddawał się całym sercem pobożności, unikał zabaw z swymi rówieśnikami, strzegł się wszelakiego grzechu, a ćwiczył się w cnocie. Przede wszystkim zachował od dziecięctwa nieskalaną czystość duszy i ciała, chociaż w 16. roku życia na wielkie co do tej cnoty narażony był niebezpieczeństwa. Zapanował zaś nad poruszeniami zmysłowymi tak modlitwą jak postami; doskonałość cnoty objawiała się na zewnątrz w skromnych, choćby ubogich szatach, w pogardzie dostatków, w dziełach miłosierdzia obfitych.

Zajęcia kupieckie zaprowadziły go do Hiszpanii; zyski zdobyte przeraziły go; poznał ich dla duszy niebezpieczeństwo; przekonanie takie, doświadczeniem stwierdzane, oraz usposobienie serca, na koniec wdzięczność dla Pana Boga za zdrowie po groźnych chorobach nakłoniły go do przyjęcia sukni Św. Franciszka w Aragonii. Po skończonym w trzech latach nowicjacie miał przejąć na siebie pewne obowiązki klasztorne i urzędy. Wymówił się od nich pokorny zakonnik; natomiast wyprosił sobie celem większego umartwienia pozwolenie pielgrzymowania po cudownych miejscach i zakładach innych klasztornych.

Ruszył tedy z towarzyszem przez gwardiana mu danym nasamprzód do Biskaya, gdzie przykładem swym zawstydził zakonników, którzy nie ze wszystkim zachowywali zasady przepisanej reguły. Tutaj i w innych miejscowościach z posłuszeństwa i pokory znosił dolegliwości, które świadczyły o wielkich postępach jego w cnocie. Bez skargi pozwolił się bić, szydzić w siebie i naigrawać; uważał siebie za najniegodniejszego na ziemi człowieka; stąd niczemu się nie bronił, co by go więcej jeszcze upokorzyć zdołało.

Wycieńczony pielgrzymkami i wędrówkami, złamany chorobami, których się brakiem pożywienia, słotami, mrozami nabawił, doszedł w końcu i do swej ojczyzny, prosząc swych współbraci, aby go nie umieszczali ani w Luca ani w znanej mu Florencji. Stosownie więc do życzenia Św. Jana wskazano mu początkowo klasztor Franciszkanów w Asyżu; później przeniósł się do Perugia, gdzie w zdumienie wprawiał zakonników ostrością swego życia, umartwieniem ciała, pokorą duszy.

Takie przymioty i cnoty spowodowały przełożonych do rozkazu, aby Św. Jan mistrzem był odtąd nowicjatu; opuścił Hiszpanią, aby uniknąć godności klasztornych; z posłuszeństwa musiał we Włoszech objąć urząd, którego zlecenie było dowodem niezwykłego zaufania. Oddawał się wychowaniu nowicjuszów z całą gorliwością. Uczył ich pracy modlitwy; uczył ich umartwienia i cnoty, przede wszystkim pokory. Bezustannie im powtarzał, aby chętnie przyjmowali słuszne czy niesłuszne nagany, bo tylko przez pokorę droga prowadzi do prawdziwej doskonałości. Nie oszczędzał tych nigdy, którzy z mniej czystych pobudek szukali schronienia tylko w klasztorach, a mało myśleli o celach życia zakonnego. Tym zaś, których pokusy trapiły, służył pomocą i radą. Ułatwiał mu spełnianie obowiązku swego dar przenikania dusz powierzonych pieczy nowicjuszów; ułatwiał mu wpływ, jaki wywierał na kapitułach klasztornych, kiedy otwarcie gromił starszych współbraci, którzy zamiast przykładem świecić, dają gorszenie wychowańcom zakonnym.

Ku takiemu powszechnemu zadowoleniu spełniał Św. Jan Bonvisi urząd swój, iż powołany został po pewnym czasie na gwardiana klasztoru Św. Urbana pod Narnia w miejscowości nierównie słynnej z życia Św. Franciszka z Asyżu jak wzgórze Alwernia. I na tym stanowisku umiał zachować adekwatną miarę łagodności i surowości, rozbudzać chęć posłuszeństwa i zapał gorliwości. On to usunął swoją pokorą niewymowną powód do sarkania, bo zjednał sobie gwardiana z Narnii, rozgniewanego siostrzany klasztor o nieprawne zbieranie jałmużny w nieprzeznaczonych dlań miejscowościach. Nie znosił przy tym żadnego wyróżnienia, a skoro nie mógł zapobiec lepszemu dla siebie pożywieniu, rozdawał je dobrowolnie ubogim.

Zaufanie ogólne przeniosło go na gwardiana klasztoru w Perugia, słynnego pamięcią Bł. Idziego. Unikając styczności ze światem, nie mógł się przezwyciężyć, aby wedle zwyczaju odwiedzić miejscowego starostę, a jego dobrej woli siebie i klasztor polecić. Jakim duchem przejęty był w spełnianiu swych obowiązków, dowodzą najlepiej jego skargi, iż żadnej większej trudności nie spotkał w życiu klasztornym jako właśnie ciężaru powinności przełożonego. Nie mogę ich bowiem, mówił, wykonywać wedle swojej myśli; a jednak nie chciałbym się od nich usuwać, bo wiedziałem, iż są ciężarem i środkiem do niemałych zasług. Łatwiejsze, bo mniej odpowiedzialne jak stanowisko gwardiana, są bez wątpienia obowiązki kaznodziejskie, a choćby spowiednika, bo wystarcza prawie zawsze czysta intencja.

Miłując zupełnie ubóstwo, karcił wszelkie zbytki tak w klasztorach jak poza nimi; nie pozwalał ani sobie ani innym na żadne ozdoby lub wygody w celach; nosił habit wyszarzały, różaniec najprostszy; występował przeciw rozrzutności w budowach zakonnych, bo zdaniem jego miłość ubóstwa łączyć się miała z dotkliwą biedą rzeczywistą w myśl Św. Franciszka z Asyżu.

Kiedy został definitorem prowincji, niespożyte położył zasługi około urządzenia klasztoru Klarysek w Perugia; trzy całe lata (1548-1551) na to poświęcił, ale i później darzył klasztor ten szczególniejszą swą opieką.

Zerwawszy raz ze światem, mało się udzielał w sprawach, które nie odnosiły się wprost do zakonu; wszelkie rozmowy ograniczał jak najbardziej; krewnych swoich nie przyjmował albo ich przynajmniej krótko zbywał. Przez wzgląd na swoje powołanie odmówił choćby bratu swemu, Wawrzyńcowi, który w chorobie wzywał go do siebie; nie chciał opuścić klasztoru, aby udać się do Luca, bo obawiał się rozproszenia i niebezpieczeństwa dla swej duszy.

Jak mistrzem w umartwieniu ciała i ducha był Św. Jan Bonvisi, tak był i mistrzem w modlitwie. Modlił się bezustannie; modlitwy ustnej dopełniał przy każdej sposobności, myślnej oddawał się przy każdej pracy; znał i pokusy przy modlitwach, oschłości ciężary, ale nic go powstrzymać nie mogło, aby duszy swej nie wznosił do niebios i na duchowej nie pozostawał rozmowie z Panem Bogiem. Pan Bóg sługę swego obdarzył też niezwykłymi Łaskami cudów i proroctwa. Kiedy niespodzianie przybyli obcy współbracia do jego klasztoru, a żywności prawie żadnej nie było pod ręką, dwa znalezione jajka dziwnie starczyły na zaspokojenie głodu wszystkich; przy tym właśnie w chwili największej niezaradności nieznany jakiś młodzieniec oddał u furty klasztornej cały zapas brakującej zupełnie żywności. Nieraz Św. Jan cudownych doznawał zachwyceń, w których widywał i Samego Zbawiciela w otoczeniu Chórów Anielskich i Najświętszą Maryę Pannę. Przepowiedział też braciom zakonnym rozmaite ich upadki; niejednym groził potępieniem, jeżeli nie skorzystają Łaski pokuty, innym cnotliwe po pokucie zapowiedział życie. Przepowiednie jego sprawdziły się w zupełności.

Żyjąc umartwieniem wznosił się Św. Jan do pragnienia męczeństwa. Pan Bóg wysłuchał do pewnego stopnia jego prośby, bo zsyłał na niego długotrwałe choroby; święty zakonnik znosił je z największym poddaniem się Woli Stwórcy. Uległ im w końcu r. 1572 w Asyżu w klasztorze Matki Boskiej Anielskiej.

Nauka moralna.

Wszelka mądrość życia, mówił Św. Jan Bonvisi, polega na ufności w Panu Bogu. Kto chce być doskonałym, ufa Panu Bogu, nie ufa sobie; tylko przez ufność Panu Bogu odczuwa w sobie człowiek i rozumie niebiańskie natchnienia. Prawdziwą to mądrością, oddać się zupełnie Panu Bogu we wszystkich sprawach; w Nim pokładać całą nadzieję; modlitwa sama niczym nie jest innym, jeno nadzieją otrzymania tego, czego nam potrzeba.

Pan Bóg jest dobrem najwyższym i najmądrzejszą istotą, dlatego znośmy wszystko, co nas z Jego Woli spotyka, bo miłuje nas więcej niźli pojąć zdołamy. Kto światu ufa, nie rozumie Dobroci i Miłości Pana Boga. A jak Pan Bóg nas bezpośrednio miłuje, tak i my Go kochać mamy dla Jego Dobroci i Doskonałości. Nie ma większego trudu, jak nie miłować tego, który nas miłuje; a Pan Bóg nas miłuje nieskończenie, stąd całą siłą kochać powinniśmy Pana Boga. Odwodzą nas od miłości Pana Boga rzeczy stworzone, które pozorami nas łudzą i przeszkodą są nam w drodze do Pana Boga. Nie zwódźmy się nimi, bo szczęścia nam nie udzielą ani nie wywołają w nas zadowolenia; nie one mają być naszym celem, jeno środkami do życia pełniejszego zasług niespożytych.

Zadaniem bowiem życia, abyśmy nad światem nad sobą zapanowali, a przez to do Pana Boga się zbliżali. Czym większą nasza moc nad sobą i nad otoczeniem, tym silniejszą nasza cnota, tym liczniejsze zasługi, tym pewniejsza droga do Niebios. Ponęty świata mają nas ćwiczyć w walce o szczęście wieczne, mają nas więcej duchowymi czynić, abyśmy tym słuszniej duchem z Panem Bogiem już na ziemi jak najserdeczniej mogli obcować.

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich, oprac. Ks. Władysława Hozakowskiego 1907r.

Idź do oryginalnego materiału