🔉Żywot Świętobliwego Stanisława Hozjusza, Kardynała.

salveregina.pl 1 miesiąc temu

6-go Sierpnia.

(Żył około Roku Pańskiego 1504).

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku opracowane podług Ks. Piotra Skargi TJ, Ojca Prokopa Kapucyna, Ojca Bitschnaua Benedyktyna i innych wybitnych autorów wyd. III, 1937r

więty Stanisław, Biskup warmiński i Kardynał, mąż około Kościoła Katolickiego wielce zasłużony, wytrwały bojownik przeciw kacerstwu, znakomity pisarz i uczony. Urodził się w Krakowie w roku 1504 z rodziny mieszczańskiej Hoss, która pochodziła z Niemiec; pisał się zaś z łacińska Hosius. Już w dziecięcych latach dziwną chęć do nabożeństwa po sobie pokazywał, przeto matka jego z euforią na to patrząc, jeszcze nie dorosłemu, już wszystkie szaty kapłańskie sporządzała, od złota i pereł kosztowne, których potem zostawszy kapłanem przy Ołtarzu używał. Okazywał się w nim wielki pochop do nauk, gdy trzech się razem języków uczył, łacińskiego, niemieckiego i polskiego, ale nie mniejszy do cnoty, kiedy Żywoty Świętych czytając, z nich sobie zbierał przykłady do naśladowania.

Z Wilna do akademii krakowskiej posłany, chwalebnie w wysokich umiejętnościach postąpił. A iż na ów czas trafił, kiedy się luterskie nowinki w Wittenberdze krzewić poczęły, żeby im według siły wieku swego zaraz na początku się oparł, wierszem opisał tak luterskiej sekty płochość, jako i zdradę heretycką, a potem które tylko tymże jadem zarażone książki w ręce jego wpadły, wszystkie z żarliwości o Wiarę palił. Za osobliwego obrońcę obrał był sobie patrona swego, Św. Stanisława, Biskupa, do którego co piątek na Skałkę uczęszczał. Przez tego Świętego Męczennika przyczynę, prosił sobie u Pana Boga o dar czystości, jakoż w tej cnocie jeszcze i natenczas tak się ćwiczył, iż od własnej siostry pod przymusem prawie do tańca w dni zapustne wyciągniony, gwałtem się wydarłszy uszedł.

Szczęścił mu Pan Bóg za to w naukach tak, iż Piotr Tylicki, Biskup krakowski i podkanclerzy, widząc jego talent piękny, radził mu, aby dla większego postępu do Włoch się udał. W Padwie wtedy, a potem w Bolonii pod doktorem Łazarzem Bonamikiem słuchając lekcji, niedługo obojga prawa doktorem zawołanym został. Do Polski skoro powrócił, jako insi tak osobliwie Samuel Maciejowski, Biskup krakowski wielce go sobie ważył i za jego zaleceniem król Zygmunt I między sekretarzy swoich go policzył, a umierając, synowi swemu zalecił, żeby go do najpierwszej która by w Prusach wakowała infuły wyniósł.

Nim jednak do pasterskiej godności postąpił, wydawała się w nim wielka żarliwość, z której on zaczął kazania do ludzi. Atoli iż nie miał do tego niektórych przymiotów, kiedy mówić z pożytkiem nie mógł, przynajmniej piórem chciał służyć zbawieniu bliźnich, zaczem kazania już polskim, już niemieckim, już łacińskim językiem pisał, które wymowniejszym kaznodziejom podawając, wiele Panu Bogu dusz pozyskał. Gdy zawakowało Biskupstwo Chełmińskie, dysydenci wszystkimi siłami do tego mu u króla przeszkadzali, choćby Hozjuszowi znaczne upominki dawali, aby się był z tej godności wyłamał, ale on podarunkami gardził, a sam dosyć koło tego pracował aby nie był Biskupem, uważając się tego niegodnym. ale król August, jako przyrzekł ojcu swemu, tak Hozjusza Biskupem Chełmińskim prawie pod przymusem uczynił.

Nie długo trwało, a z chełmińskiej na warmińską diecezję postąpił; wszędzie nie tylko nauką, ale i przykładnym życiem owieczki sobie powierzone do Pana Boga prowadząc, dlatego pacierze kapłańskie codziennie klęcząc mawiał. W dni święte z zamku Heilsborskiego do kościoła zstępował, tam na Mszach, kazaniach, procesjach i innych obrządkach, nieprzerwanie aż do końca bywał obecnym. Ubóstwo, jako tylko mógł, ratował. Żadnego heretyka między domowymi swymi nie ścierpiał i owszem Prajkę, starostę Brunsberskiego, którego żona heretyczka do luterii pociągnęła, z urzędu złożył nic się nic oglądając na królewskie za nim przyczynienia.

Na Synod prowincjonalny Piotrkowski od Mikołaja Dzierzgowskiego Arcybiskupa gnieźnieńskiego złożony, chociaż nie był obwiązany, z niebezpieczeństwem życia swego jechał, albowiem gdy Wisłę na statku niewarownym przebywał, a lód nagle się łamiący łódź pogrążał, Hozjusz oczy do Nieba podniósłszy zawołał: „Chryste! o rzecz Twoją idzie, ratuj nas!“ a tak cudownie z innymi ocalał. Na owym Synodzie jednych w Wierze chwiejących się utwierdził, drugich do obrony Kościoła Katolickiego zachęcił, podawszy najpierw bardzo uczone i mocne pismo Arcybiskupom i Biskupom, a w końcu inną książkę pod tytułem „Wyznanie chrześcijańskie“ jako przeciwstawienie niegdyś wydanego od heretyków wyznania Augsburskiego.

Alojzy Lippoman, Biskup weroneński i Nuncjusz Apostolski pod te czasy przebywający w Polsce, doniósł do Rzymu apostolskie zabiegi Hozjusza około Wiary Katolickiej i dlatego Ojciec Święty Paweł IV wezwał go do siebie, żeby się był z nim o sposobach naradził, którymi by tak wielkiej zgubie dusz w herezję uplątanych mogło się zabieżeć. Słyszał Papież jego żarliwe około trzody Chrystusowej rady i umyślił go Kardynałem uczynić, ale śmierć zamysły jego zbiła. Nastąpił na Apostolską Stolicę Pius IV; ten Hozjusza do Ferdynanda cesarza i Maksymiliana króla czeskiego Nuncjuszem swoim wysłał, gdzie na tych mocarstwach trzy lata pracował i na koniec to na nich wymógł, iż pozwolili, aby przerwany Sobór Trydencki był znowu zebrany i ukończony.

Papież tym ucieszony, Hozjuszowi Kardynalski kapelusz posłał do Wiednia a niedługo go legatem swoim i prezydentem na tenże Sobór naznaczył i ogłosił. Z jaką zaś sławą imienia polskiego tam obstawał Hozjusz, trudno wypowiedzieć, to się jednak słusznie mówić może, iż wielka część szczęśliwego powodzenia tego Synodu jemu się i jego zabiegom przypisać powinna. Na początkach samych przybycia jego do Trydentu, zapadł był na ciężką niemoc, w której gdy mu tak lekarze jako inni ojcowie radzili, aby jadł mięsne potrawy, nie dał się na to namówić. Janowi Ocieskiemu pod te czasy kanclerzowi koronnemu, który go do tego listem nakłaniał żeby był na Synodzie wyjednał dla Polski pozwolenie jedzenia z nabiałem w dni postne, żadną miarą tego się podjąć nie chciał i mądrym listem dobrze mu zapłacił.

Gdy szczęśliwie przy serdecznym staraniu Hozjusza doszedł Święty Sobór Trydencki do skutku, przyłożył nie mniej i do tego pracy, aby od państw chrześcijańskich był przyjęty i zachowany. Niezliczoną moc listów mądrych względem tego do cesarza rzymskiego, królów i książąt, do ich konsyliarzów pisał i rozsyłał. A iż przeciw niemu wielki gwar ze strony panów trącących w Polsce herezją powstał, iż długo nie mieszkał w ojczyźnie i od jej usług oddalił się, więc pisał do Papieża, prosząc o pozwolenie, aby do swej diecezji powrócił. Zezwolił na to Ojciec Święty i listownie za podjęte dla Kościoła Bożego prace z wdzięcznością mu podziękował.

Powróciwszy zaś Hozjusz do ojczyzny najpierw wszystkie siły swoje łożył, aby w diecezji warmińskiej (do której już heretyckie powietrze z bliskich Niemiec zaszło) to wszystko było wykonano, co na powszechnym Synodzie Trydenckim świętobliwie było postanowione, w czym trudności wielkie z niebezpieczeństwem życia zażył. ale to wszystko zwyciężył i sam do zhukanych w Brunsberdze swoich owiec zjechawszy, prawdę im wytykał i fałsze hydził, pomagali mu do tego sprowadzeni od niego z Włoch Księża Jezuici, choć i kamieniami i błotem na nich rzucano i inne pogardy im wyrządzano. A chociaż w pomienionym mieście upór heretycki zatwardził serca, przecież Hozjusz nie ustawał w gorliwości swojej za Wiarę, a w Elblągu choć wzburzone na siebie zastał miasto, jednak gorącymi słowy wielu z drogi nieprawości i błędu do uznania Prawdy Katolickiej przyprowadził.

Najcięższy miał Hozjusz na sercu żal z tego, iż heretycy Zygmunta Augusta króla zdradliwie podchodzili, iż choć był katolikiem, jednak i rad słuchał nowinek heretyckich i skutecznie się im nie zastawiał. Więc go Hozjusz o to i publicznie napominał, aby swoim pobłażaniem nie dał się krzewić złemu, a choć dziwnie śmiałe były Hozjusza słowa, Duch Boski który przezeń mówił, to sprawił, iż się nań król nie gniewał i owszem mu dziękował, iż nie pochlebnie z nim idzie i raz do niego rzekł: „Czyń jakoś zaczął, i opowiadaj mi Wolę Boską; wiem iż nikomu nigdy nie pochlebiłeś i dla zbawienia mego mówisz, cokolwiek mówisz“.

Jakoż nie ustawał prawdy mówić królowi nowy ten Stanisław. Przyjechał pewnego czasu król do Gdańska, zjechał tam spieszno za nim Hozjusz w rzeczy na powitanie króla, ale również, aby czego szkodliwego wierze nie wytargowali na nim Gdańszczanie. Przeto gdy wielkim gwarem pospólstwa, tudzież i złotem nalegali na króla, aby wyznanie Augsburskie od lutrów uknowane podali królowi do aprobacji, Hozjusz niczym nie dający się ustraszyć, przemówił do króla: „Nie mieszaj się o królu do rzeczy kościelnych, ani Biskupom nie wiąż gęby, ale raczej ucz się od nich. Tobie Bóg rządy królestwa zlecił, nam Kościół powierzył. Do króla należą zamki i pałace, do Biskupa należą kościoły. I owszem ty broń stanu Kościoła przeciw heretykom, aby Chrystusowa Ręka broniła panowania twego“.

Gdy tak Hozjusz na dobro katolickie i ojczyzny swej pracował, Zygmunt August posłem go swoim do Rzymu wysłał. Mile go przyjął Św. Pius V, Papież (który go w jednym liście kolumną Kościoła Świętego nazwał), a gdy ten przeniósł się do wieczności, Grzegorz XIII jego na papiestwie następca, uczynił Hozjusza najwyższym penitencjarzem, co jest wielką godnością w gronie Kardynałów. I tam nic nie spuścił ze swojej o wiarę żarliwości, bo około nawracania Szwedów i samego ich króla Jana III, za którym była Katarzyna Jagiellonka siostra króla Zygmunta Augusta, stateczna katoliczka, także około nawrócenia Anglików wiele pracował. Ale osobliwsze miał staranie o utrzymanie wiary w Polsce, przeto gdy umarł Zygmunt August, wszelkich sposobów zażywał, aby obrany nowy król prawdziwy katolicki, jakoż obrany był za jego radą, Henryk Walezjusz, który od młodości będąc mężnym rycerzem, wałczył szczęśliwie z Hugenotami (albo kalwinistami francuskimi).

Podobnego starania przyłożył przed obraniem Stefana Batorego na królestwo, którego też nie zaniechał zagrzewać, aby przyjętą wiarę katolicką statecznie chował i utrzymywał. W Rzymie dalej siedząc, w tychże cnotach się ćwiczył, w które od młodości był zaprawiony. Na ciało swoje i w starości nie litościwy, które już rózgami, już dyscyplinami, już postronkami, cierniem, albo ościstymi prętami siekł, aż do krwi, a iż mu się zdało, iż sobie jeszcze folgował, dlatego cudzej choćby ręki i siły do biczowania ciała swego zażywał. Mając więcej lat niż siedemdziesiąt, gdy mu radzono aby w postach sobie folgował, mawiał: „Rzekł Bóg: Czcij ojca twego i matkę twoją abyś był długowiecznym na ziemi. Więc kiedy ja będę czcił ojca mego Boga i matkę moją, Kościół Święty, który posty nakazał, będę długowieczny. Oby to uważała młódź pieszczona wieku naszego, która przy zdrowiu i siłach odrzuca posty! bo widzimy, iż ci pasibrzuchowie i chorowici i nie długowieczni“.

Dla ubogich wielce był miłosiernym. O pałac Hozjusza nie trzeba się było w Rzymie pytać, gdyż po tym go każdy poznał, iż codziennie przed nim kupami stali ubodzy, dla których tak się wyiskrzał z pieniędzy, iż jego szafarze narzekali, Bóg zaś mu dodawał, bo niektórzy Kardynałowie i panowie skrycie mu znaczne sumy dawali, wiedząc iż będą rozdane ubogim. Za jego bytności w Rzymie, okrutnica owa Elżbieta, królowa angielska, nieznośnie prześladowała Katolików, tak iż bardzo godni ludzie, księża i kawalerowie szli na wygnanie. Z tych wielu żywił i trzymał przy sobie Hozjusz, niektórych zaś to radą, to zaleceniem do panów ratował. Od Św. Piusa V, Papieża, wielkie sumy na takich wyżebrał a ze swoich dochodów takim dla wiary wygnańcom do Flandrii i Francji pieniądze posyłał.

Gdy pod Naupaktem wojsko chrześcijańskie świetne odniosło zwycięstwo nad Turkami, trzysta z niewoli tureckiej wybawionych przybyło do Rzymu. Tych w domu swoim żywił Hozjusz, w Wierze uczyć kazał, a potem na drogę ich opatrzywszy, do ojczyzny swojej rozpuścił. Więc gdy w Rzymie tak pobożnymi uczynkami jaśniał Hozjusz, u wszystkich był miany za męża świętego, przeto wiele godnych ludzi, a między niemi przezacni Biskupi z Portugalii i Francji do Rzymu jeździli, aby widzieć i poznać go. Wiele znalazło się takich, którzy dufając wielkim Hozjusza zasługom u Pana Boga, wzywali jego przyczyny w swoich nieszczęściach i doznawali skutku. Jednemu szalonemu nie mogli ludzie dać rady, ale skoro na głowę jego włożono czapeczkę Hozjusza, zaraz się uspokoił i ozdrowiał. Człowiek pewien cierpiąc srogie boleści w ręku, dostał wody, którą Hozjusz przy Mszy Świętej ręce umywał. Skoro nią ręce swoje obmył, zaraz ustały boleści. Przeto zachodzący do Rzymu Anglicy, Niemcy, Polacy, Słowacy, za relikwie dostawali jego starych czapeczek, pism ręki jego i innych rzeczy.

Ku chorym także wielce był miłosierny, dlatego nie tylko o domowych swoich chorujących usilne miał staranie, ale też nawiedzał szpitale, w których i cieszył i wspomagał chorych. Tę zaś jego miłość ku nędznym i cudami Pan Bóg ozdobił, albowiem nie raz się trafiło, iż gdy mu dano znać o kim chorującym, mówił słudze swemu: „Idź i mów mu, iż jam rozkazał, aby nie chorował“, więc zdrowy powstał. O nabożeństwie jego ku Panu Bogu i Matce Najświętszej co mówić? Kapłańskich pacierzy choć i w słabości nigdy nie opuścił, a odmawiał je nabożnie zamknięty w swoim pokoiku. Przed Mszą Świętą żadnych spraw nie traktował, samem rozmyślaniem się bawiąc. A raniusieńko do kościoła na nią chodził, nie zważając jakiekolwiek było powietrze. Mówił mu kiedyś lekarz jego: „Zła pogoda jest, będzie szkodzić“. Odpowiedział mu Hozjusz: „Ale Bóg Dobry jest, to poratuje“. Gdy mu ubodzy i pielgrzymi polscy, którym obiady u siebie sprawował, po stole śpiewali ową staropolską pieśń: „Boga-Rodzica“ tak jej mile słuchał, iż z euforii łzami się zalewał.

Podczas jubileuszu wielkiego kościoły naznaczone, a bardzo odległe miły starzec pieszo obchodził, Najświętszy Sakrament niezliczonym ludziom sam w nich rozdawał. Często obchodził kościoły, groby, cmentarze, jaskinie, w których ciała Świętych Pańskich spoczywają i tam modlitwy swoje wylewał. Co mu czasu do modlitwy i wielkich spraw zbywało, na czytaniu ksiąg i pisaniu trawił. Kościół Św. Stanisławowi Biskupowi i Męczennikowi, a przy nim szpital dla przychodniów Polaków pierwszy w Rzymie stawiać począł, i nie mały koszt na to wysypał.

Że Hozjuszowi podeszłe lata powrotu do ojczyzny broniły, aby jego trzódka w Warmii zostawiona bez dobrego pasterza nie poniosła jakiego uszczerbku w wierze, pominąwszy dwóch synowców kanoników Warmińskich, przybrał sobie do pomocy przewybornego męża, Marcina Kromera. Jakoż co zaczął Hozjusz dla zbawienia owieczek swoich, to Kromer dopełnił; bo za staraniem tych dwóch Biskupów Warmia dotąd jest w Katolickiej Wierze chwalebnie stateczna.

Dopędziwszy zaś Hozjusz wieku swego lat siedemdziesiąt i sześć, ostateczną złożony był chorobą i za naleganiem przyjaciół i lekarzy, iż wtenczas niezmierne w Rzymie panowały gorąca, przeniósł się do Kapraniki, gdzie mało się lepiej mając, do szczęśliwej śmierci pilnie się gotował. W boleściach różnych często owe słowa nabożnie powtarzał z Psalmu: „Gotowy jestem i nie turbuję się“ i owe: „Niech się stanie Wola Boska. Przyczyń Panie boleści, przymnóż cierpliwości“. A gdy nastąpiło święto Św. Marty, uradował się i rzekł: „I ja z Martą, Boga mojego przyjmę do przybytku mego“. Jakoż tego dnia ostatni wiatyk przyjmował, który gdy przyniesiono, wszelką siłą z łóżka powstał i padł na kolana; gdy mu ktoś radził, aby siedział, odpowiedział: “nie czyń mnie pieszczoszkiem, abym nie miał Bogu tej czci oddać, którą tylko mogę”. Gdy powoli czynił testament, a najwierniejszy mu Reszka, widząc jego słabość wielką, przynaglał aby prędzej kończył, rzekł do niego: “Nie bój się, ja tę noc przeżyję, a jutro resztę skończymy”, jakoż się to ziściło. Przyjąwszy zaś Olej Święty, będąc sobie przytomny aż do zgonu, w ustawicznych aktach nabożnych duszę Panu Bogu oddał, z niewymownym żalem wszystkich, którzy go znali.

Ciało jego do Rzymu sprowadzone z wielką czcią pochowane jest w kościele Św. Maryi za Tybrem, pod którym tytułem był Kardynałem. A jako świat cały napełnił sławą świętobliwości swojej, tak od Pana Boga otrzymał Chwałę między Świętymi niepoślednią i nagrodę prac wielką bardzo, którą się nieprzestannie cieszy w towarzystwie Doktorów Świętych.

∗ ∗ ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół Święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w Rzymskim Martyrologium:

Dnia 6-go sierpnia na górze Tabor Przemienienie Pana naszego Jezusa Chrystusa. — W Rzymie przy drodze Apijskiej w cymetrium Kallista dzień zgonu Św. Sykstusa II, Papieża i Męczennika, który w waleriańskim prześladowaniu ugodzony mieczem, otrzymał koronę męczeńską. — Również Świętych Męczenników Felicyssyma i Agapita, Diakonów wspomnianego Papieża Sykstusa, oraz Subdiakonów Januariusza, Magnusa, Wincencjusza i Stefana, których razem z nim ścięto i w cymetrium Pretekstata pogrzebano. Jak Św. Cyprian pisze, doznał z nimi śmierci męczeńskiej także niejakiś Kwartus. — W klasztorze benedyktyńskim Św. Piotra w Kardennie pod Burgos w Hiszpanii śmierć męczeńska Św. Stefana, Opata z 200 mnichami jego, którzy przez Saracenów dla Wiary Świętej zabici, pochowani zostali przez Chrześcijan w tym samym klasztorze. — W Alkali w Hiszpanii cierpienia dwóch Świętych Braci Justa i Pastora. Obaj byli jeszcze chłopiętami i chodzili do szkoły, gdy wybuchło prześladowanie. Na pierwszą wieść o tym porzucili tabliczki i stawili się dobrowolnie przed starostą Dacjanem jako Chrześcijanie. Tenże kazał ich pojmać i obić laskami. Ponieważ jednak mimo to pozostali stałymi i dodawali sobie nawzajem odwagi, zostali wreszcie poza miastem ścięci mieczem katowskim. — W Rzymie pamiątka Św. Hormisdasa, Papieża i Wyznawcy. — W Amidzie w Mezopotamii pamiątka Św. Jakuba, Pustelnika, słynnego dla wielu cudów swoich.

© salveregina.pl 2024

Idź do oryginalnego materiału