🔉Żywot Św. Bernarda, Opata i Doktora Kościoła

salveregina.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Św. Bernard


20 Sierpnia.

Żywot Św. Bernarda, Opata i Doktora Kościoła.

(żył około roku 1120.)

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. IV, 1880r.

Święty Bernard z Burgundii rodem, przyszedł na świat w zamku miasteczka Fontaines, dziedzicznym ojca swego Tescelina, z hrabiów Châtillon pochodzącego. Matka jego Aleta z książętami burgundzkimi spokrewniona, niewiasta cnót niepospolitych, w bojaźni Bożej domem rządziła, i sześciu synów a siódmą córkę mając, wszystkie dzieci własnymi piersiami wykarmiła; i rzadkim szczęściem a osobną Łaską Bożą, wszystkie wyrzekając się ziemskiego po rodzicach dziedzictwa, na Służbę Pańską się obróciły. Kiedy się trzeci z porządku, Bernard miał urodzić, śniło jej się, iż powiła szczenię białe, które zaraz szczekało; a sen ów opowiadając pewnemu duchownemu, usłyszała od niego te słowa: – Nie obawiaj się niczego, Pan Bóg ci da syna wielkiego kaznodzieję, który wilków i nieprzyjaciół Kościoła gromić będzie. Nie pomału pocieszona tym matka, skoro zapowiedziane jej dziecię urodziło się i podrosło, najtroskliwiej je wychowała; wyższe zaś naukowe wykształcenie syna, duchownym w Châtillon, gdzie były słynne podówczas szkoły, powierzyła.

Pełen niepospolitych zdolności młodzieniec, łączył w osobie swojej zarazem wszystkie przymioty, które go do przyszłej usposabiały doskonałości. Pilny w pracy, prosty w obyczajach, spokojny, skromny, posłuszny, ujmował sobie każdego. Dzieckiem jeszcze będąc, zachorował raz Bernard na głowę, i niewiasta jedna szeptaniem i gusłami leczyć mu ją chciała. Dostrzegłszy tego, porwał się z łóżka chłopczyna, odpędził ją jako sługę diabelską; a w tejże chwili Pan Bóg wiarę jego nagradzając, przywrócił mu zdrowie.

Dorastając Bernard, a bardzo pięknej będąc urody, stał się ulubieńcem niewiast, których tym staranniej jeszcze unikał. Pewnego razu przecież, ujrzał powabną bardzo młodą osobę, w którą z szczególnym upodobaniem wpatrywać się zaczął. Wtem spostrzega się młodzieniec, zawstydza się sam siebie, i chcąc się ukarać, bieży do pobliskiego jeziora, zanurza się w nim po szyję, i dostatecznie przeziębły, ugasza w sobie na zawsze za Łaską Bożą, wszelkie pożądliwości uczucie.

A tak poznawszy i własnym już doświadczeniem, jakie sidła do grzechu, jakie niebezpieczeństwa świat człowiekowi zastawia, począł rozmyślać o zakonnym życiu. Po długiej rozwadze stanowcze powziął w tym względzie postanowienie, i udał się do klasztoru Cystersów, gdzie Reguła Św. Benedykta zreformowana przed kilkunastu laty zaledwie, przez opata Stefana, tak surową i ścisłą była, iż mało się odważyło do niego wstępować. Nie uląkł jej się Bernard, i owszem, sam poddając się ochoczo owej ostrości życia, pomimo iż mu to wielu odradzało, niemałą liczbę innych do naśladowania go przywiódł. I zacząwszy od bliskich sobie, przekładając im omylność tego świata, do grzechu dróg wiele, srogość Sądu Bożego, ciężkość piekła a słodkość naśladowania Chrystusa; najpierw wuja swojego Gauldry de Trouillon, zacnego wojaka i możnego pana, a następnie pięciu braci swoich zakonowi żarliwością serca swego, pozyskał. Najstarszy z braci Gwido, był już mężem i ojcem, a żona jego z trudnością na rozłączenie z nim przyzwoliwszy, sama też mniszką została. Drugi brat Gerard, mężnym był żołnierzem, wszystko mu się wiodło i śmiał się z braci, a Bernard mu rzekł: W tym boku włócznia utkwi, i twe serce do dobrego otworzy. I tak się stało: przebity włócznią w boju, ślub niezwłocznie uczynił, iż się za bratem do klasztoru uda. Słowem, tak wielu i młodych i dojrzałych już ludzi za sobą pociągnął, iż matki synów a żony mężów kryły z dala od niego, ażeby ulegając dziwnemu urokowi jaki na wszystkich wywierał, i oni także za nim nie poszli.

Zmówiwszy się wtedy Bernard z towarzyszami swymi których miał już około trzydziestu, wychodził z domu ojca, gdy Gwido widząc najmłodszego brata Niwarda igrającego z dziećmi, rzekł: Niwardzie, ty sam już tylko dziedzicem wszystkiej majętności naszej zostaniesz. Bardzo dobrze, odpowie chłopię, ale nie równo się dzielimy, mnie dajecie ziemię, a sobie bierzecie Niebo, i niedługo za tamtymi do klasztoru pośpieszył.

Miał Bernard lat 23, kiedy w 1113 r. wstąpił do zakonu Cystersów, którego pełny rozkwit i znaczenie, od tego dopiero poczyna się czasu. A iż miedzy garnącymi się do niego, było wielu żyjących w małżeństwie, dla ich żon wtedy, które także mniszkami zostawały, zbudował mąż święty klasztor, Willetum zwany. Rok nowicjatu swego w takim skupieniu ducha, w takiej bogomyślności przepędził, iż zapominając o wszystkim, i ciała własnego jakoby nie czuł. Surowe bardzo posty czynił, a kiedy jak na mękę do stołu siadał, nie wiedział co je lub pije, i zdarzało się, iż zamiast wina napił się oliwy, a zamiast masła zjadał łój stary. Długi czas w jednej celi mieszkając, nie wiedział czy jest sklepiona albo nie, i jakie okna w kościele, gdzie wielką część dnia przebywał. Tak to myśl jego zawsze Panem Bogiem zajęta, żadnym zewnętrznym przedmiotem zwabić się nie dała.

Zostawszy zakonnikiem, dosięgnął też Sługa Boży i najwyższego stopnia doskonałości. Bracia tej Reguły nadzwyczaj czynne i mozolne wiedli życie, karczowali lasy, uprawiali pola, zamieniali pustynię w urodzajne i zamieszkaniu ludzkiemu przystępne przestrzenie. Bernard pomimo bardzo słabego zdrowia, brał udział w najcięższych pracach; a wypoczynkiem jego była modlitwa, i rozpamiętywanie albo czytanie Pisma Świętego, z którego jakoby z nieprzebranej skarbnicy, rzadką światłość czerpał. Gdy go kto pytał: Skąd takiej nabrał nauki? – Mistrzami moimi są lasy i dęby – odpowiadał. Bowiem, kiedy pracował, Pan Bóg darami nadprzyrodzonej Łaski umysł i serce jego wzbogacał. Zdarzały się wypadki, iż zbezsilony cierpieniem, ciężko pracować z bracią nie mógł; nagradzał to natenczas innymi najprostszymi posługami, byleby tylko żadnej chwili żywota nie zmarnować.

Kiedy już ci świętobliwość i pisma jego tak go rozsławiły, iż coraz większa liczba najznakomitszych i różnego stanu ludzi cisnęła się do zakonu, Szczepan opat zlecił mu, aby wziąwszy z sobą 12-tu braci nad którymi mianował go opatem, udał się na pustynię i tam nowy klasztor założył. Zaszedł wtedy z nimi Święty aż do diecezji Langres, i wśród głębokiego lasu napotkawszy wąwóz w dzikim bardzo położeniu, i z tej przyczyny Doliną Goryczy zwany, założył tam zamierzony klasztor, którego pierwsi zakonnicy w tak wielkiej nędzy i ubóstwie żyli, iż tylko liście dębowe za pokarm im służyły, a wielu braci z głodu pomarło. Za czasem jednak, dzikie to ustronie do tyle pomyślnego pracą i staraniem swym przyprowadzili stanu, iż nazwano je Clara Vallis, Doliną Świetną; a klasztor ów stał się najsłynniejszym tego Zakonu domem. Podeszły w leciech ojciec Bernarda Świętego, przybył tam do synów swoich, a mnichem jak i oni zostawszy, w wielkiej pobożności życia dokonał.

Miał też Bernard i siostrę, która zamężną już będąc, razu jednego pięknie przystrojona z sługami do klasztoru przybyła. Gdy to oznajmiono braciom, żaden jej się nie ukazał. Ona płakała i odejść nie chciała; a usłyszawszy iż ją gnojem ozdobnie uwinionym nazwali, w żalu wołała dopiero: Grzeszna-ci jestem, ależ Chrystus dla grzesznych umarł; szukam i ja też rady i rozmowy u Świętych! Nie gardźcie duszą moją. Słysząc to Bernard, wyszedł do niej, i dawszy radę, aby one ozdoby i próżności zrzuciła, i zbudowawszy rozmową swoją, odprawił ją do domu. Wzruszona głęboko słowami jego niewiasta, uczyniła wszystko jak kazał; a nadto, usilnie błagając męża, aby jej do Zakonu iść pozwolił, we dwa lata uzyskała to czego żądała, i mąż przyjmując przykładnie według zwyczaju kościelnego żywot wdowieński dla siebie, żonę swą do klasztoru do Willetu odesłał.

Niepodobna wypowiedzieć, jak się wielkie i dojrzałością stare cnoty młodego wiekiem Bernarda, wsławiły. Biegli do klasztoru jego bogaci, na wielkie ubóstwo; rozkosznicy, na wielką nędzę; uczeni, na wielką pokorę; zacni, na wielką wzgardę. Zapominali oni czym byli, ażeby tylko uczestnikami Krzyża Chrystusowego zostać. Miarę pokuty przechodząc, zdrowie tracili, a Bernardowi Świętemu z trudnością przychodziło ich nabożeństwo posłuszeństwem miarkować. Sam też tak ostry wiódł żywot, iż w ostatecznej potrzebie najwyższa dopiero władza, zmusiła go do pobłażenia sobie chwilowo.

Pomimo zrujnowanego bardzo pracą fizyczną i umartwieniami zdrowia, niezliczone on Kościołowi posługi oddawał odszczepieństwa i kacerstwa gromił mową i pismem, przeciwników przekonywał, kazania z nadzwyczajnym pożytkiem czynił. Wiele dzieł najgłębszej religijnej treści pisał, a te pełne namaszczenia Ducha Świętego utwory Św. Bernarda, w których cześć i nabożeństwo ku Przeczystej Matce Bożej tak się potężnie odbija, są dziś jednym z wielkich skarbów piśmiennictwa kościelnego. Słowem, zostający pod jego przewodnictwem klasztor w Klarawalli, stał się szkołą światła i pobożności, która wydała niemałą liczbę Świętych. Cystersi rozszerzając tam swoje zabudowania, jednak pomieścić się już nie mogli; w miarę wtedy wzrastającej ich liczby, wysyłano po 12-tu z opatem na czele, dla zakładania nowych klasztorów, których za życia Św. Bernarda powstało 160 po różnych krajach: we Francji, w Hiszpanii, we Włoszech, w Anglii i w Niemczech; później, miała ich i Polska, o czym pozostałe szczątki ich domów, po dziś dzień świadczą.

Niewysłowione zasługi męża Świętego, nie nadwyrężyły bynajmniej pokory jego; najweselszym był, kiedy uchodząc od możnych panów którzy go czcią otaczali, wróciwszy między bracią, z nimi jak równy przestawał. Gardząc wszelkimi dostojeństwami, arcybiskupstwa mediolańskiego i remeńskiego (Rheims) przyjąć nie chciał. A wszelako, powagę i posłuszeństwo u ludzi miał niezrównane, i z żadnej się dla Kościoła Bożego pracy nie wymówił.

Za czasów Św. Bernarda, po śmierci Papieża Honoriusza II, Chrześcijaństwo zasmucone zostało zatargami spowodowanymi obiorem dwóch papieży na raz; jednym z nich był prawnie obrany Innocenty II, a drugim, Piotr Leon, Anakletem II nazwany. Duchowieństwo francuskie chcąc temu rozdwojeniu koniec położyć, zgromadziło synod w Clermont i w Etampes, na którym i król Ludwik zwany Otyłym, był obecny. Przyzwano tam Bernarda Świętego i po długim roztrząsaniu sprawy zdali się wszyscy na jego uznanie. Modlił się Święty, badał pilnie rzecz całą, a w końcu Innocentego II. prawym Papieżem ogłosił. To jego orzeczenie synod zatwierdził, cały świat katolicki przyjął, a cesarz, namiestnika Chrystusowego sam do Rzymu wprowadził.

Za przywróceniem jedności Kościołowi, upadło i odszczepieństwo, gdy książę Akwitanii Wilhelm obstając tym więcej przy anty papie Leonie, zaczął na nowo umysły burzyć, a trzymających stronę Innocentego biskupów, z kraju wygnał. Udał się Bernard do niego w asystencji duchowieństwa, i przekładając rzecz całą, prosił o zgodę i pokój. Gdy jednak i tym sposobem nic nie uzyskał, uciekł się Bernard Święty do innego środka. Odprawiał on Mszę Świętą, podczas gdy książę jako wyklęty, stał w przedsionku; przyjąwszy wtedy Komunię Świętą, wziął kapłan Święty Ciało Boże na patenę, wyszedł z Nim do księcia, i grzmiącym a przejmującym głosem przemówił: Prosiliśmy ciebie, ale wzgardziłeś nami; oto On Sam, Syn Dziewicy przybywa do ciebie; On Głowa Kościoła Tego, Który ty prześladujesz! Oto twój Sędzia, na Którego Ręce dusza twoja przyjdzie! Izali i Nim wzgardzisz jakoś sługami Jego wzgardził? – Książę patrząc na Ciało Pańskie i przerażony mocą słów Świętego, zdrętwiał i upadł twarzą na ziemię, a podniesiony padł jak nieżywy powtórnie. Aż za wyraźnym rozkazem Bernarda powstawszy, zwyciężony Mocą Bożą, porzucił swój upór, zabrane biskupom stolice przywrócił; poddając się zaś władzy Innocentego, wszystkich którzy mu dotąd przeciwnymi byli za sobą pociągnął, i stał się wiernym nadal, i przykładnym synem Kościoła.

Bernard Święty przyzwany wtedy przez Papieża do Rzymu, wielkie trudności, jakie podówczas trapiły Kościół Święty, wymową, świętobliwością, powagą i mądrością swoją nie tylko tam, ale także we Francji i w Sycylii usunął, i pokojem go obdarzył. Gdy nastał na papiestwo Eugeniusz III, wezwał Bernarda Świętego, ażeby panujących i ludy do wojny krzyżowej przeciw niewiernym zachęcał. Spełnił żądanie jego Święty, powiodło się poselstwo, ale wielkie nadużycia, wielkie grzechy i zbrodnie, a rozpusta krzyżowców sprawiły, iż Pan Bóg nie pobłogosławił wyprawie, co na obcego wszystkiemu Sługę Bożego, niemałe ściągnęło prześladowanie. Pomimo to jednak, wziętość jaką miał u ludzi sprawiała, iż się zjeżdżano ze stron dalekich, aby go tylko zobaczyć, i błogosławieństwo jego otrzymać. Nie zmniejszało to bynajmniej pokory jego, bo kiedy nad chorymi wielkie cuda czynił, mówił nieraz do otaczających go bliżej: Nie wiem co się to dzieje, ja w sobie żadnej świętobliwości nie czuję; wszakże Pan Bóg nie na zasługę i nie na cnotę czyniących cuda, ale na wiarę potrzebujących patrzy. Uderzony razu jednego w policzek za to, iż nie chciał poddać się temu czego od niego żądano, nie dozwolił żadnej uczynić krzywdy człowiekowi, który go tak znieważył. Przy tak głębokiej pogardzie siebie samego, obok ubóstwa, cenił też bardzo mąż Święty i ochędóstwo, i mawiał: Mnie się ubóstwo podoba, ale niechlujstwo nigdy.

Znękany wreszcie pracami, umartwieniami, chorobą, pożegnał Bernard Święty zgromadzonych wokoło siebie licznych braci, i przeżywszy lat 64 rozstał się z tym światem, idąc mądry i wierny robotnik po zapłatę do Pana i Boga swego, Któremu cześć i sława na wieki nieskończone. Amen.

Kanonizowany przez Papieża Aleksandra III. roku 1153.

Pożytki duchowne.

Społeczeństwo urabiało się w małych kółkach zakonnych, na zasadach moralności ewangelicznej którą owe stworzenia w rozmaitych jej odcieniach i cnotach rozwijały, a w szczególnych Świętych Pańskich potęgowały nawet. Tym to sposobem ukazywała się ona przystępną człowiekowi dobrej woli, przystępną całej ludzkości. I tak, lud wybrany niegdyś, był kolebką przygotowaną na przyjęcie obiecanego mu Chrystusa Pana, tak dla utorowania drogi szerzyć się mającej Świętą Krwią Boską okupionej Jego Nauki, tworzyły się z natchnienia Bożego po całym świecie owe towarzystwa gorliwych Sług Pańskich, które przyświecając ludziom przykładem razem wiary, nauki, świętobliwości i pracy, założyły jedyne niewzruszone fundamenta cywilizacji, im, a nie czemu innemu późniejszy swój rozwój tak pod moralnym jak i pod materialnym względem zawdzięczającej. Głęboko czuło ówczesne społeczeństwo, i oceniało wysoko niewymowne zakonów zasługi, a dzieje tamtych wieków przekazały nam pamięć czci, posłuszeństwa i poszanowania, jakimi wielcy ich założyciele i Święci, owi w całym słów tych znaczeniu słudzy Sług Pańskich, otoczeni bywali; pamięć uroku i władzy jaką wywierali na dźwigającą się z ciemnoty i barbarzyństwa ludzkość.

© salveregina.pl 2024

Idź do oryginalnego materiału