Pseudobiskup warszawski pan Kazimierz Nycz, "kardynał" Novus Ordo |
Dziś polskojęzyczne media obiegła wiadomość, iż "kardynał" modernistycznego Neokościoła, pseudobiskup warszawski pan Kazimierz Nycz, znany liberał i ulubieniec warszawskiego establishmentu politycznego wyraził pozytywnie nt. projektu ustawy o "związkach partnerskich", który ma być w najbliższym czasie procedowany w parlamencie tzw. III RP (właściwie to będą najprawdopodobniej co najmniej dwa projekty, jeden "rządowy", autorstwa lewicy, i drugi autorstwa PSL, co ciekawe, obie te formacje są w obecnej koalicji rządzącej, choć są stawiane poniekąd w opozycji wobec siebie). Pan Nycz stwierdził, iż "powinna być możliwość zawierania związków partnerskich, o ile nie będą zrównywane z małżeństwem". W obu tych projektach jest jednak mowa, iż owe "związki partnerskie" będą mogły być zawierane zarówno przez pary heteroseksualne, jak również homoseksualne. Będzie to więc formalne sankcjonowanie prawne grzechu sodomskiego. Pan Nycz nie tylko mówi rzeczy sprzeczne z katolicką nauką moralną, ale zwyczajnie bredzi. Państwo nie może akceptować publicznie grzechu sodomskiego, tak samo, jak nie może akceptować aborcji, z jakiegokolwiek powodu. Tak jak aborcja nie powinna być legalna, nigdy, w żadnym przypadku, bez żadnych wyjątków, tak samo związki homoseksualne nie mogą być legalne w żadnym możliwym przypadku. Oczywiście, morderstwo, jakim jest aborcja, powinno być dodatkowo ścigane prawnie i karane, na równi z każdym innym morderstwem, a więc karą najwyższą, jaką powinna być kara śmierci. W przypadku osób praktykujących sodomię, o ile nie afiszują się z tym, aż tak surowe kary nie są konieczne, gdyż państwo nie ma prawa zmuszać ludzi do bycia dobrymi. Dopóki nie krzywdzą innych (jak to jest w przypadku morderstwa), a jedynie samych siebie, państwo nie powinno ingerować, jednak nie ma prawa w jakikolwiek sposób sankcjonować grzechu czy w nim dopomagać.
Zasadniczo więc katolicy nie mogą popierać "związków partnerskich" które mogą być zawierane zarówno przez mężczyznę i kobietę, jak również przez dwóch mężczyzn lub dwie kobiety. Takie coś musi się spotkać ze zdecydowanym oporem ze strony katolików, a każdy polityk, który zagłosuje za taką ustawą, nie może przystępować do sakramentów, podobnie jak każdy głosujący czy popierający aborcję lub in vitro. Jest to po prostu niemożliwe do pogodzenia z moralnością katolicką, gdyż rzeczonym związkom nadaje się przywileje, które prawnie je zrównują lub prawie zrównują z małżeństwem traktowanym wyłącznie jako związek mężczyzny i kobiety, jak stanowi chociażby tzw. konstytucja tzw. III RP z 1997 r.
Jakie więc "związki partnerskie" katolicy mogliby, a choćby powinni popierać? Ano takie, które zastąpiły by i wyparły całkowicie instytucję tzw. "małżeństw cywilnych"! Małżeństwo bowiem jest SAKRAMENTEM, a tzw. "małżeństwo cywilne" jest ordynarną parodią sakramentu! Jest to wymysł rewolucjonistów, który pojawił się po raz pierwszy w historii we Francji po rewolucji [anty]francuskiej, później mocno utrwalony prawnie i rozpropagowany na pół Europy przez liberała i rewolucjonistę Napoleona Bonaparte. Na ziemiach polskich pojawiły się po raz pierwszy w zaborze pruskim; zaś po odzyskaniu niepodległości, dzięki staraniom m.in. Prymasa, Augusta kard. Hlonda, obecne tylko na ziemiach d. zaboru pruskiego (podobnie jak rozwody); wprowadzone ostatecznie dopiero przez komunistów po roku 1945.
Dążeniem naszym, jako katolików, musi być, aby w katolickim państwie Narodu Polskiego nie było "małżeństw cywilnych" a co za tym idzie, także rozwodów. Należy wrócić do normalności, do stanu w którym jedynym małżeństwem, uznawanym przez prawo państwowe, jest małżeństwo sakramentalne, zawarte w kościele przed Bogiem i wobec kapłana, a nie parodia jaką jest "ślub" w urzędzie stanu cywilnego, przed urzędnikiem państwowym, przewodniczącym "ceremonii ślubnej". Ten post-rewolucyjny wymysł który powstał jako parodia sakramentu małżeństwa powinien zostać jak najszybciej zniesiony i zakazany. Nie po to Chrystus Pan, Zbawiciel i Król tego świata, podniósł małżeństwo do rangi sakramentu, aby mogło istnieć równolegle, zrównane prawnie "małżeństwo" nie będące sakramentem i niepodlegające Prawu Bożemu, które nie jest nierozerwalne i które można rozwiązać. Ten cywilny kontrakt nie może być nazywany mianem "małżeństwa"!
Dlatego bowiem powinny istnieć "związki partnerskie", gdyż państwo nie może zmusić wszystkich swoich obywateli do bycia katolikami, i do zawierania małżeństwa sakramentalnego. W państwie mogą być ateiści czy wyznawcy religii niechrześcijańskich. Dla nich właśnie powinny być owe "związki partnerskie", oczywiście z definicji jedynie dla par heteroseksualnych, a więc dla mężczyzny i kobiety, bez niepotrzebnego parodiowania małżeństwa, a więc bez ceremonii w pałacu ślubów, bez nazwania tego "małżeństwem", powinno to być dokładnie to, czym jest w istocie, a więc zawarciem umowy cywilnoprawnej, w obecności notariusza, którą obie strony mogą tak samo sprawnie i gwałtownie rozwiązać, bez procesów sądowych etc. Taki kontrakt może być praktycznie zrównany z tymi przywilejami, którymi w tej chwili cieszą się tzw. "małżeństwa cywilne", nie będzie jednak mógł być nazywany "małżeństwem", a dotyczyć będzie wyłącznie mężczyzny i kobiety, a więc normalnej, zdrowiej pary, która tworzy normalną rodzinę.
Takie "związki partnerskie" jak najbardziej powinniśmy popierać, oczywiście pod warunkiem, iż będą dotyczyć wyłącznie par heteroseksualnych, oraz, iż w tym samym momencie znika z przestrzeni prawnej instytucja "małżeństwa cywilnego", będąca post-rewolucyjną, lewacką parodią prawdziwego małżeństwa! Małżeństwo może być zawarte wyłącznie przed Bogiem, w imię Trójcy Przenajświętszej, jest ono nierozerwalne i państwo nie może sobie nad nim rościć żadnej władzy, może jedynie i powinno otoczyć je szczególną opieką i przywilejami. Związki partnerskie natomiast muszą istnieć po to, aby państwo miało kontrolę i pieczę nad tymi, którzy nie należą do Kościoła katolickiego, ale należą jako obywatele do Państwa i wspólnoty narodowej. Państwo nie może w jakikolwiek sposób zrównywać prawnie "związków partnerskich" z małżeństwem, choć rzeczywiście, część przywilejów może się pokrywać, i jest to naturalne, o ile jest zgodne z Prawem naturalnym!
Michał P. Mikłaszewski, redaktor naczelny