Zły dzikus kosi trawę
19 sierpnia 2024 Ewa Polak-Pałkiewicz http://ewapolak-palkiewicz.pl/zly-dzikus-kosi-trawe/
Jean-Jacques Rousseau epatował w XVIII w. współczesnych wizją „dobrego dzikusa”. Człowieka naturalnego, bez żadnych obciążeń moralnych i religijnych, który woli zwierzęta od ludzi, żyje w ciszy puszczy czy sawanny, nie wadząc nikomu i jest szczęśliwy. Społeczeństwo z jego zgiełkiem, szkoła z jej obowiązkami, cywilizacja z jej hałasem mogą mu tylko szkodzić. Dzikus Rousseau dziś jest ideałem nie tylko ekologicznych aktywistów, ale całego lewicowo-liberalnego świata politycznego i artystycznego. Nie tęskni za rodziną, muchy i chrząszcze wraz z wężami i krokodylami mu ją znakomicie zastępują, więc nie będzie występował przeciw „prawom kobiet do własnego brzucha”.
Ale cała ta lewicowa czereda tworzy dziś żarliwie także nowy negatywny tym razem mit „złego dzikusa”. Taki nie chodzi zarośnięty i nagi, nie pije wody prosto z rzeki, ubiera się, goli i kosi trawę w swoim ogródku wstrętnymi kosiarkami. Ohyda! Chcemy tylko dobrych dzikusów, złym dzikusom wydajemy bezwzględną wojnę!
Zwykli właściciele porządnie utrzymanych ogródków, pól czy sadów są dla obrońców środowiska i ziemi bez niemowląt, prymitywami bez wrażliwości, odrażającymi dzikusami. To nie przenośnia. Osobiście spotykam takich ludzi i oglądam, chcąc nie chcąc, ich posesje coraz częściej. Przybywa wśród nas użytkowników działek, którzy idąc za najnowszą modą, upojeni są wizją zarastania ich chwastami po dachy, zapadaniem się owoców, liści i gałęzi w jeden wielki kompost. Sprzątanie tego wszystkiego jawi się im jako ponure barbarzyństwo. Roje węży, jakie lęgną się w tym wszystkim, jako raj.
Nieustające „mea culpa”
Nieoczekiwaną imitację tej filozofii życiowej prezentują także najbardziej awangardowo nastawione środowiska kościelne. To nie tylko popieranie różnych inicjatyw rzekomo w obronie „matki Ziemi”. Chodzi o uznanie, iż religie pogańskie są tak samo dobre jak nasza i ideałem dla świata, zabezpieczeniem światowego pokoju, jest włączenie ich w obręb tego, co przez dwa tysiąclecia uznawane było za jedyną prawdziwą religię. Włączyć je tak jak aktywiści ekologiczni włączają chwasty w uprawy szlachetnych roślin, dziką puszczę w pielęgnowany przez leśników las. Temu służy choćby festiwal nieustannego przepraszania różnych grup etnicznych za rzekome krzywdy, jakie wyrządził im Kościół. Kilka lat temu w niewielkim rumuńskim mieście Blaj papież Franciszek dokonał „mea culpa” w związku z koncepcją, iż społeczność romska padła ofiarą dyskryminacji. „Chciałbym prosić o przebaczenie Pana i wasze, za to, iż na przestrzeni dziejów was dyskryminowaliśmy, znęcaliśmy się lub patrzyliśmy na was źle, oczami Kaina a nie Abla, i nie potrafiliśmy was uznać, docenić i bronić w waszej specyfice”, mówił papież. Do kościoła św. Andrzeja Apostoła przybyło z tej okazji sześćdziesięciu Romów; dwustu dwudziestu czekało przed świątynią (w Blaj mieszka 1 706 Cyganów; 8,27 proc. ludności tego miasta). Świadectwa historyczne nie zawierają żadnych informacji o „dyskryminacji” i „znęcaniu się” Kościoła nad Cyganami.
Podobnym przedsięwzięciem było korzenie się papieża przed Indianami w Kanadzie, rdzenną ludnością kontynentu, którym rzekomo ludzie Kościoła wyrządzili straszne krzywdy, m.in. zabierając ich dzieci do szkół z internatami prowadzonych przez zakonnice, ucząc ich religii i języka angielskiego, zapewniając lepszy start życiowy.
„Uporczywość, z jaką Franciszek powraca do kwestii takich jak inkluzja [łac. includere – włączenie, dołączenie, zawieranie – EPP], walka z dyskryminacją, «gościnność» oraz «kultura spotkania», może dla niektórych sprawiać wrażenie przejawu miłości bliźnich” – stwierdza włoski teolog prof. Roberto de Mattei – „i – by posłużyć się metaforą samego papieża Bergoglio – elementu «dowodu tożsamości chrześcijanina». Ci, którzy tak sądzą popełniają jednak ten sam błąd co katoliccy progresiści z końca lat XX wieku, utrzymujący, iż zainteresowanie Marksa proletariatem wynikało z jego troski o zasady sprawiedliwości społecznej”.
Pochylanie się Franciszka nad „peryferiami”, „opuszczonymi”, „uciekinierami” nie ma jednak źródła w Ewangelii, która wzywa chrześcijan przede wszystkim do nawracania innowierców i pogan. Tu zaś prezentowana jest rzekomo wyższa idea walki z „nierównościami”. Utożsamia się je z każdą formą „niesprawiedliwych różnic społecznych”.
„To, czego chcemy, to walka z nierównościami, oto największe zło, jakie istnieje na świecie”, zaznaczył Franciszek w jednym z wywiadów („La Republica” z listopada 2016 r.). Skompromitowany propagandowy slogan o rzekomej walce rewolucji z nędzą i ludzkim cierpieniem nabiera dziś rumieńców w słowach i gestach papieża.
Jan Wałach – Krajobraz ze snopami na łące
Zagadka papieża Franciszka
Głoszona też jest koncepcja „stapiania się ras” (meticciato); termin ten jest jednym z ulubionych papieża Franciszka. W tej wizji czeka nas w niedalekiej przyszłości już choćby nie mieszanka, ale prawdziwy stop ras (niczym twardy stop metali), bowiem populacje będą się tak długo przemieszczać, jego zdaniem, aż nastąpi trwała integracja społeczna i genetyczna, znikną różnice etniczne, widmo nierówności rozwieje się niczym poranna mgła i wszystko co ludzkie zostanie ożywione świeżą krwią i odmienną od tradycyjnej mentalnością. Po prostu zostaniemy zasileni – my, Europejczycy – nowymi mocami, nie tylko fizycznymi. Ta wizja radykalnego uzdrowienia zepsutego industrialnego społeczeństwa przez zasilenie go tym pełnym witalności rzekomo, bliższym naturze, bardziej prostym i szczerym, w oczach Franciszka ma tę jeszcze zaletę, iż owemu „miksowi” społecznemu łatwo będzie uznać, iż jako jeden lud ma wyznawać jednego Boga. Ale kim będzie ten Bóg? Oto prawdziwa zagadka.
Odwiedzając Międzynarodowy Fundusz Rozwoju Rolnictwa w Rzymie Franciszek zwrócił się do reprezentantów rdzennych społeczności, które nazwał „żywym głosem nadziei” i nie ukrywał, iż ci „którzy wiedzą jak słuchać ziemi, dostrzegają ziemię i dotykają ziemi” będą dobrymi kandydatami, by wniknąć („zlać się kulturowo”) w uschniętą i podupadłą populację społeczeństw Zachodu. A żeby to mogło nastąpić trzeba tymczasem dbać o „ochronę tych, którzy żyją w najuboższych wiejskich obszarach planety, są jednak bogatsi w mądrość dzięki swej koegzystencji z naturą”.
„Piony ruszyły!”
Natura nauczycielką mądrości? Jean-Jacques Rousseau był tego samego zdania. Tylko warto zapytać, czy tacy na przykład Romowie chcą inkluzji? Obserwacja ich życia i zwyczajów utwierdza, iż niczego tak nie pragną jak żyć wewnątrz własnej społeczności i są całkowicie zadowoleni, iż nie muszą się z nikim „zlewać”, ani upodabniać do nikogo, za to z przyjemnością i bardzo sprawnie cywilizowanych „dzikusów” wykorzystają, a choćby pokażą im, gdzie raki zimują. Podobnie jak rdzenni mieszkańcy wielkich połaci świata objętych przez wojujący Islam. Jednak Franciszek nie zraża się i gdy ogłasza „grzech ekologiczny” chętnie przywołuje przykład peruwiańskiej Amazonii (spotkał się tu w 2018 r. z krajowcami), którzy są dla niego nosicielami „mądrości” i „wiedzy” i potrafią jako jedyni docenić „skarb, jaki kryje ten region”. Amazonia jest tu zarówno symbolem jak i punktem odniesienia. Także dla Leonardo Boffa, byłego franciszkanina, w tej chwili świeckiego publicysty, ulubionego pisarza papieża Franciszka. Jest ona „kosmologicznym modelem, w którym natura postrzegana jest jako żyjąca, posiadająca własną duszę jedność, tj. wewnętrzną i spontaniczną zasadę aktywności”, podsumowuje wizję papieża prof. Roberto de Mattei.
Znamienne, jak podkreśla włoski teolog, iż Franciszek nie oczekuje od mieszkańców Amazonii żadnego kajania się „za kanibalizm oraz ofiary z ludzi praktykowane przez ich przodków. Mosty, które zastąpić muszą mury są jednokierunkowe”.
A zatem, nasi nieocenieni ekologiści postulujący kompostowanie działek, ugorowanie ziemi zamiast ogrodów i upraw oraz zamianę lasów w pierwotną puszczę, by biedne dyskryminowane dotychczas chwasty, szarańcza, stonka i korniki mogły wreszcie odetchnąć i nacieszyć się wolnością, to nikt inny jak zwiastuni nowego świata. Świata bez oprysków, barier, różnic, bez… (resztę dopowiada piewca tego świata, John Lennon).