Z dala od Kazembe

misjesalezjanie.pl 3 godzin temu

Przebywając aktualnie daleko zarówno od polskiego domu, jak i domu w Kazembe, mam okazję spojrzeć na wszystko z dystansu i oczyścić umysł z trybu “bajkowe życie”.

Razem z Emilią musiałyśmy tymczasowo przenieść się z wioski w odległej prowincji Luapula do stolicy Zambii, Lusaki, w celu załatwienia urzędowych spraw. Różnica tych rzeczywistości jest znacząca i, mimo iż do Polski mam przez cały czas kilka tysięcy kilometrów, wydaje mi się, jakbym wróciła do polskiego miejskiego życia (które choćby lubiłam, ale mimo wszystko Luapula to takie zambijskie Podlasie, więc nic dziwnego, iż to tam czułam się jak w domu).

Dni pełne pracy zamieniły się w dni przymusowego odpoczynku, którego, jak się okazało, obie wcale nie chciałyśmy. Zresztą psychicznie trudno byłoby odpocząć w tak niepewnej sytuacji.

Kupiłyśmy swobodnie rzeczy niedostępne w okolicy Kazembe. Jadłyśmy pizzę, która pobudziła mi te kubki smakowe, o których już zdążyłam zapomnieć. Byłyśmy w kinie, które dla wielu mieszkańców Luapuli jest nieznanym miejscem. Staramy się więc korzystać z tego czasu i jakoś się cieszyć, ale ta euforia jest płytka w porównaniu do tej, która towarzyszyła nam przez ostatnie trzy miesiące.

Niedawno przeczytałam myśl, iż jako zaangażowanym chrześcijanom łatwiej jest nam robić wielkie rzeczy dla Pana Jezusa, głosić Ewangelię i służyć potrzebującym, niż towarzyszyć Mu tam, dokąd On sam idzie. Czasem to po prostu miejsce szarej codzienności i poczucia straty czy samotności. Bycie blisko Niego wymaga głębokiej więzi i prawdziwej chęci trwania przy Nim – zarówno w chwilach radosnych, jak i trudnych. Taka relacja nie jest konieczna, by głosić Ewangelię czy czynić cuda, bo choćby ci, którzy widzieli największe znaki, opuścili Jezusa w chwili Jego męki. Właśnie doświadczenie trudnych dni pozwala odpowiedzieć sobie szczerze, czy naprawdę zależy nam na Jezusie. Łatwiej jest być przy Nim, gdy wszystko idzie dobrze, niż wziąć swój krzyż i naśladować Go tam, gdzie wcale nie chcemy iść. A jednak właśnie to jest istotą bycia Jego uczniem.

Lusaka jest miejscem, gdzie zdecydowanie nie chcę teraz być. Chociaż nasza sytuacja jest raczej pozytywna i oczekujemy powrotu do Kazembe w niedalekiej przyszłości, trudno jest zapomnieć o wszystkich okolicznościach i zrobić sobie wakacje. Zwłaszcza że, tak czy inaczej, mój czas planowanego powrotu do Polski zbliża się szybko, więc każdy dzień się liczy. Ale mimo wszystko próbuję łapać tu pewne momenty i odnajdywać w nich sens.

Bo właśnie w takich momentach dojrzewa wiara, choćby wtedy, gdy oddaleni o 1000 km odmawiamy za siebie wzajemnie chodzony różaniec – chłopcy w Kazembe za nas, a my za chłopców w Kazembe.

Aleksandra Oleksiuk,
Pracuje w Kazembe w Zambii

Idź do oryginalnego materiału