XI TYDZIEŃ PO ZESŁANIU DUCHA ŚWIĘTEGO. WTOREK. Rozmyślanie. Niechęć do bliźnich. O. BERNARDYN GOEBEL

salveregina.pl 1 miesiąc temu

Źródło: O. Bernardyn Goebel OFMCap. – PRZED BOGIEM. Rozmyślania na wszystkie dni roku kościelnego. T. II., 1965r.

Rozmyślanie.

NIECHĘĆ DO BLIŹNICH.

Są ludzie, którzy nie tylko chwilowo, ale zawsze działają nam na nerwy. Być może, szanujemy ich i podziwiamy. Drażnią nas jednak i denerwują. Wystarczy, żeby ktoś ich wspomniał, a rodzi się w nas niemiłe uczucie. Jest w nas trwała ku nim niechęć. Ale i do tych niesympatycznych ludzi odnosi się upomnienie Św. Pawła Apostoła: „Znoście jedni drugich z miłością!” (Ef. 4, 2). W Obliczu Pana Boga odpowiemy na dwa pytania związane z niechęcią do braci, która może bardzo utrudniać miłość.

1. Na czym opiera się niechęć?

Bywa niechęć o zatrutym korzeniu. Może nim być zawiść i zazdrość. W bliźnim widzimy współzawodnika, który nas w pewnych rzeczach przewyższa, usuwając nas w cień. Dlatego nie lubimy go. Może to być zbytnia drażliwość. Jakiś człowiek, rzeczywiście czy tylko w naszym mniemaniu, dokuczył nam, powiedział przykre słowo lub czegoś odmówił. Nie możemy mu tego zapomnieć.

Bywa też niechęć niewinniejszego, naturalnego pochodzenia. Kiedy nas pytają, dlaczego tego czy tamtego nie lubimy, wymieniamy najczęściej określone wady, które nam się w tym człowieku nie podobają, które czynią go niesympatycznym. Mówimy: Nie mogę znieść tego zadzierania nosa, próżności, samolubstwa, gadulstwa itp. Do pewnego stopnia możemy mieć słuszność. Ale czy ta diagnoza uzasadnia zupełnie naszą niechęć? Przecież nierzadko bywa, iż my sami posiadamy te same przywary, do których czujemy odrazę. Człowiek zadzierający nosa nie może znieść drugiego, który to samo robi, zapaleniec zapaleńca, a gaduła gaduły! Dziwne jest i to, iż wadę, która nas w innych denerwuje, ledwie dostrzegamy czy odczuwamy w naszym przyjacielu. Moralne więc braki i przywary same w sobie nie mogą uchodzić za najgłębszy powód niechęci.

Dodać należy, iż antypatie trzeba też sprowadzić do pewnych braków z naszej strony, iż w znacznej części opierają się one na nieporozumieniu. W stosunku do pewnych ludzi brak nam po prostu klucza do ich duszy. Klucza, który by nam ukazał obok stron ujemnych także przymioty, związek ich charakteru z wychowaniem, otoczeniem itd. Widzimy ich tylko w pewnym określonym świetle: wykoszlawionych, zeszpeconych. Obraz ten, nie oddający należycie człowieka, nie może nam się podobać. Nie odkryliśmy jednak jeszcze ostatnich korzeni niechęci. Dlaczego jednych ludzi tak łatwo rozumiemy, a drugich z takim trudem?

W niechęci występuje, najczęściej nieokreślony, moment uczuciowy. Tak jak wobec pewnych rzeczy i zajęć doznajemy mimowolnego pociągu lub odrazy, z których nie umiemy rozumowo zdać sobie sprawy, tak i wobec poszczególnych ludzi. Podstawą tej sympatii czy antypatii jest chyba wielka różnorodność typów ludzkich zestrojonych lub nie zestrojonych ze sobą. Musimy po prostu te sympatie i antypatie przyjąć i odpowiednio ustawić w życiu moralnym.

— Zastosowanie. Św. Franciszek z Asyżu miał z natury wstręt do trędowatych. Pewnego dnia ten syn bogatego kupca jechał konno i spotkał trędowatego. Przezwyciężył się, z rycerskim bohaterstwem skoczył z konia i ucałował biedaka. To bohaterskie zwycięstwo jak sam w Testamencie opowiada — stało się punktem zwrotnym w jego życiu (Celano). Na naszą drogę Pan Bóg nie przyprowadza trędowatych, ale stawia obok nas niesympatycznych ludzi. Mogą oni być wielką Łaską, okazją do zahartowania się. Mają być dłutem rzeźbiącym duszę na Wzór Chrystusowy. Starajmy się zrozumieć te Boże Plany! Wtedy nasze niechęci zmienią się w szkołę miłości.

— Postanowienie. Starać się poznać głębsze przyczyny niechęci.

2. Jakie stanowisko zająć należy wobec niechęci?

Musimy najpierw zdać sobie sprawę, czy nasza niechęć do bliźniego nie wyrasta z zatrutego korzenia.

Niebezpieczeństwo złudzenia jest tu wielkie. Nie chcemy się często przyznać, iż w gruncie rzeczy zazdrość, urażona pycha czy miłość własna jest jej powodem. Trzeba sporo rzetelnej samoobserwacji i samokrytycyzmu, aby jasno widzieć. Skoro niełatwo odkryć zatruty korzeń, to jeszcze trudniej go wyrwać. Sięga nieraz głęboko i rośnie ciągle. Tylko wytrwały bój z nieuporządkowanymi skłonnościami i wytrwała modlitwa o Łaskę Bożą prowadzą do celu: do bezinteresownej, pokornej, wybaczającej miłości.

Często naturalna niechęć sama w sobie nie sprzeciwia się miłości. Jest uzasadniona, jeżeli jest skierowana ku rzeczywistym błędom i brakom bliźniego. jeżeli wypływa z nieodpowiedniej znajomości człowieka, wiąże się z ograniczonym ludzkim poznaniem. O ile jest uczuciowego pochodzenia, stoi poza zasięgiem woli. Uczuciom nie można rozkazywać.

Nawet naturalna niechęć może jednak łatwo stać się okazją do grzechów przeciwko miłości: do niesprawiedliwych sądów, niecierpliwości i chropowatości w słowie i czynie. Wobec ludzi niesympatycznych jesteśmy zawsze „naładowani”. Do wybuchu nie potrzeba wiele. Dlatego wobec tych ludzi trzeba dużo opanowania. Obcowanie z nimi staje się w ten sposób szkołą cnoty. Zwłaszcza wtedy, gdy nie zadowalamy się „poprawnym” stosunkiem, schodząc im z drogi ostrożnie, ale szukamy ich towarzystwa, jesteśmy wobec nich uprzejmi, delikatni, uczynni, kiedy się za nich specjalnie modlimy. Są to naprawdę bohaterskie i niepodejrzane akty nadprzyrodzonej miłości bliźniego. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus pisze w swych Dziejach duszy: „Pewna bardzo pobożna siostra naszego klasztoru była mi nie bardzo sympatyczna. Co tylko robiła, to mi się nie podobało. Zadawałam jednak sobie trud, by właśnie do tej siostry odnosić się uprzejmie, tak jakby była moją najlepszą przyjaciółką. Gdy ją spotkałam, modliłam się po cichu za nią i ukryte jej cnoty ofiarowywałam Dobremu Panu Bogu. Starałam się na wszelki sposób wyświadczać jej małe usługi. Kiedy mnie kusiło, by jej powiedzieć coś niedobrego, starałam się być uprzejmą i kierowałam rozmowę na inny temat. A kiedy zły duch nadto mnie prześladował, uciekałam, jak żołnierz-dezerter. Czy to nie dziwne, iż ta siostra jednego dnia odezwała się do mnie: Droga siostro Tereso, niech siostra mi powie, co też siostrę tak do mnie pociąga?”

— Zastosowanie. Św. Franciszek z Asyżu miał z natury wstręt do trędowatych. Pewnego dnia ten syn bogatego kupca jechał konno i spotkał trędowatego. Przezwyciężył się, z rycerskim bohaterstwem skoczył z konia i ucałował biedaka. To bohaterskie zwycięstwo jak sam w Testamencie opowiada stało się punktem zwrotnym w jego życiu. Na naszą drogę Pan Bóg nie przyprowadza trędowatych, ale stawia obok nas niesympatycznych ludzi. Mogą oni być wielką Łaską, okazją do zahartowania się. Mają być dłutem rzeźbiącym duszę na Wzór Chrystusowy. Starajmy się zrozumieć te Boże Plany! Wtedy nasze niechęci zmienią się w szkołę miłości.

— Postanowienie. Wykorzystywać sposobności, by ćwiczyć się w prawdziwej miłości bratniej.

Modlitwa.

Zbawicielu mój, jakże często uciekałem od braci niesympatycznych. Przepraszam Cię ze wstydem za to tchórzostwo. Spraw, bym w nich, właśnie w nich Ciebie widział i miłował! Spraw, bym czynił wobec nich miłosierdzie, które to, co odrażające „zmieni mi w słodycz dla duszy i dla ciała”. Amen.

Zachęcamy do:

  1. uczczenia Niepokalanego Serca Maryi w miesiącu Sierpniu ku Jej czci poświęconym: Nabożeństwo sierpniowe poświęcone ku czci Niepokalanego Serca Maryi – dzień 6
  2. uczczenia Przemienienia Pańskiego: Nabożeństwo na święto Przemienienia Pańskiego.

© salveregina.pl 2024

Idź do oryginalnego materiału