
Minął już prawie tydzień od II tury wyborów prezydenckich w Polsce. Emocje powoli opadają (choć przegrana strona próbuje używać różnych tanich chwytów i manipulacji, aby podważyć wynik głosowania, przoduje tym działaniom, a jakże, najbardziej chyba skompromitowany polityk III RP, Roman Giertych, dawny założyciel Młodzieży Wszechpolskiej i Ligii Polskich Rodzin, któremu wtóruje w tym m.in. kolejna największa zakała ostatnich 50, albo i 100 lat, Lech Wałęsa ps. Bolek).
W tym czasie wielu zdążyło się już pokłócić z rozumem i myśleniem racjonalnym i śmiertelnie obrazić, albo na Grzegorza Brauna, oraz jego zwolenników, za to, iż ośmielili się wykonać taktyczny ruch, i zagłosować na „mniejsze zło”, czy raczej, przeciwko najgorszemu możliwemu złu; albo obrazić się na rzeczywistość i na własny rozum, stwierdzając, iż w tych wyborach nie było „mniejszego zła", iż między obydwoma kandydatami nie było adekwatnie żadnej, zasadniczej różnicy...
Twierdzenie, całkowicie na poważnie, iż w tych wyborach Rafał Trzaskowski to nie było „większe zło” jest oznaką umysłowej aberracji lub zwyczajnej głupoty. Jak można przeczytać na portalu Nacjonalista.pl (którego nikt przy zdrowych zmysłach raczej nie może posądzać o "kolaborację z systemem") w artykule zatytułowanym Nowy (p)rezydent III RP: Szansa na wstrzymanie liberalnych szaleństw? :
"Polscy nacjonaliści w ramach akcji #ByleNieTrzaskowski apelowali o taktyczny głos na Karola Nawrockiego. Nie chodziło jednak o jakiekolwiek identyfikowanie się z dotychczasowym, antynarodowym dorobkiem zaplecza politycznego PiS-uaru. Nawrocki znienawidzony przez lewicę i liberałów może wstrzymać realizację ich destrukcyjnej agendy w zakresie obyczajowym. To daje nam nadzieję i szansę na odpowiednie przygotowanie się na kolejne miesiące i lata. Ruch nacjonalistyczny po dobrym wyniku Grzegorza Brauna musi stać się czynnym aktorem na scenie politycznej."
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt polityczny:
Grzegorz Braun wykazał się naprawdę dużą zręcznością polityczną. Dzięki jednemu zdjęciu Karola Nawrockiego z Żydem zbudował koło poselskie. Ci, którzy go za to krytykują, nie doceniają, jak sądzę, wagi mechanizmów rządzących demokracją parlamentarną.
***Kandydat wspierany przez PiS sam się podłożył; pewnie przez czysty przypadek. Przy okazji konferencji CPAC Karol Nawrocki sfotografował się z wyjątkowo szemranym amerykańskim rabinem, Boteachem Shmuleyem.
Shmuley od dawna sprawnie i łatwo rozgrywa polską prawicę (może nie ma zresztą co rozgrywać, bo wszystko jest na tacy?). Potrafi łechtać jej wrażliwość wypowiedziami dotyczącymi II wojny światowej.
Ta manifestowana propolskość nie przeszkadza mu w paradowaniu z tęczowymi flagami albo prowokacyjnych stwierdzeniach, iż Jezus nie był nigdy katolikiem, nie wspominając już o jego zaangażowaniu w nader wątpliwy biznes własnej córki, związany z erotycznymi gadżetami.
Na CPAC zrobił sobie z Nawrockim zdjęcie; może Shmuley sam go zagadnął, a może ktoś z otoczenia Nawrockiego rabina po prostu znał jako człowieka, który od dawna kręci się wokół PiS.
Tak czy inaczej, Grzegorz Braun natychmiast to wykorzystał.
Wykazał się błyskawicznym refleksem – i wygrał.
W social mediach wysoko „zawiesił” feralne zdjęcie. Opublikował kilka materiałów poświęconych Shmuleyowi – a wszystko na krótko przed rozpoczęciem ciszy wyborczej, co dla Nawrockiego było, mówiąc wprost, śmiertelnym zagrożeniem.
Pewna część elektoratu Grzegorza Brauna uważa współpracę z Żydami za głęboko kompromitującą, toteż istniało niemałe ryzyko, iż uznają Nawrockiego za niewybieralnego – i zamiast iść głosować, zostaną w domu.
Następnego dnia Grzegorz Braun Karola Nawrockiego jednak wyraźnie poparł, deklarując, iż odda na niego głos.
W ten sposób rozbroił bombę, którą – dzięki nieopatrzności Karola Nawrockiego – sam podłożył pod jego prezydenturą.
Efekt?
Tuż po wyborach powiększył swoje zaplecze w Sejmie, tworząc koło poselskie dzięki przejściu do Korony posła PiS, Sławomira Zawiślaka.
Można byłoby krytykować Grzegorza Brauna za to, iż w ważnym momencie „grał na siebie”.
Trudno jednak zaprzeczyć: tak po prostu wygląda polityka.
Ostatecznie oceniamy po owocach, a te są dość oczywiste:
- Braun udzielił poparcia Nawrockiemu, zyskując za to wzmocnienie własnej siły politycznej.
- Polska nie ucierpiała, bo – także dzięki poparciu Brauna – Trzaskowski przegrał.
Cynizm polityczny? Cóż - raczej polityczna skuteczność.
(za: https://www.facebook.com/pavelchmielewski)
Jako katolicy, mamy obowiązek oceniać wszystko przez pryzmat tego, co mówi nam święta Wiara katolicka, a zwłaszcza, czego nauczają nas Najwyżsi Pasterze. Ojciec Święty, Papież Pius XII uczył, iż katolicy mają „ścisły obowiązek uczestniczyć w wyborach. Kto się od tego uchyla, zwłaszcza z tchórzostwa, popełnia ciężki grzech, grzech śmiertelny”. To adekwatnie rozwiewa wątpliwości. Ojciec Święty przemówił; jego słowa pozostają i naszym obowiązkiem jest dać im posłuch. W połączeniu z jasnymi wskazaniami katolickich moralistów na temat głosowania na tzw. „mniejsze zło”, mamy dość jasne instrukcje od Kościoła, jak należy postępować w duchu prawdziwie katolickim, zgodnie z katolicką moralnością i nauką Papieży.
Muszę przyznać, iż sam w tej sprawie długi czas myliłem się, i propagowałem na tej stronie teorie nieprawdziwe, jakoby najlepszym rozwiązaniem w przypadku braku idealnych kandydatów był zawsze bojkot wyborów, a głosowanie na tzw. „mniejsze zło” zawsze było grzeszne. Wszystkich którzy poczuli się zgorszeni lub zostali przeze mnie wprowadzeni w błąd, chciałbym serdecznie przeprosić. Oczywiście są sytuacje gdy głosowanie na niektórych kandydatów może być i jest obiektywnie grzeszne. Pamiętajmy iż Kościół Święty w niektórych sytuacjach również zakazywał swym wiernym udziału w wyborach lub w ogóle w życiu politycznym danego państwa, które np. dopuszczało się prześladowań Kościoła. Tak było we Włoszech, po tzw. zjednoczeniu, gdy Papież Pius IX wydał encyklikę Non expedit (z łac. nie jest pożytecznym). Papież w tej encyklice zabronił katolikom biernego i czynnego udziału w wyborach parlamentarnych oraz udziału w polityce włoskiego państwa.
Dokument ten nie stanowił nieomylnego Magisterium, jest to właśnie typowy przykład dokumentu o charakterze politycznym, a nie doktrynalnym czy moralnym (w przeciwieństwie do przemówienia Piusa XII). Papież Pius IX pisał to w konkretnych okolicznościach historycznych (aneksja terytorium Państwa Kościelnego przez Królestwo Włoch) oraz do określonej grupy odbiorców (katolicy we Włoszech) a nie do całego Kościoła Powszechnego. Dlatego ten dokument z pewnością nie był ani nie jest nieomylny, obowiązywał tylko włoskich katolików, i tylko tymczasowo (już św. Pius X złagodził, a we wrześniu 1919 r. Benedykt XV zniósł te postanowienia, poza tym niedługo później, w lutym 1929 r. Pius XI podpisał z Włochami Traktaty Laterańskie, ustanawiające Państwo Watykan...).

„Ogłoszenie kościelne. Następujące osoby popełniają grzech śmiertelny i nie mogą otrzymać rozgrzeszenia: 1. każdy, kto jest członkiem partii komunistycznej. 2. każdy, kto w jakikolwiek sposób propaguje ich działalność. 3. każdy, kto głosuje na nich lub ich kandydatów. 4. każdy, kto pisze, czyta lub rozpowszechnia prasę komunistyczną (…)”. I dalej: „każdy, kto wyznaje, broni i rozpowszechnia materialistyczną i antychrześcijańską doktrynę ateistycznego komunizmu jest tym samym ekskomunikowany i odszedł od wiary”, mówiły zawieszone w parafiach obwieszczenia.
Kampania została zainicjowana watykańskim dekretem z 1 lipca 1949 r., w którym Święte Oficjum, odpowiedziało na cztery pytania dotyczące partii komunistycznej. Odpowiedzi były podobne do tych zawartych następnie w ogłoszeniach parafialnych. Sam papież zatwierdził dekret dzień wcześniej. Decyzja o publikacji ogłoszeń była kolejnym dowodem na to, jak dobrze Pius XII rozumiał zagrożenie komunizmu. W marcu 1946 roku Ojciec Święty upomniał kapłanów Rzymu, iż prawem i obowiązkiem Kościoła jest „pouczać wiernych w odniesieniu do wszystkiego, co jest niezgodne z nauczaniem, a zatem nie do przyjęcia dla katolików, niezależnie od tego, czy są to systemy filozoficzne czy religijne …”. W orędziu bożonarodzeniowym wzywał: „Żaden chrześcijanin nie ma prawa znużyć się walką z antyreligijną falą współczesności”. W kwietniu 1959 roku rozszerzono zakaz na partie i kandydatów, którzy „sprzymierzają się z komunistami i pomagają im poprzez swoje postępowanie”. Dekrety nie zostały formalnie anulowane do dziś.
Widzimy więc, na kogo katolikowi absolutnie głosować nie jest wolno, pod karą grzechu ciężkiego, i to bez możliwości otrzymania rozgrzeszania. To samo dotyczy również, per analogiam, wszystkich kandydatów (i partie), którzy gwałcą prawo naturalne, którzy wspierają ideologię LGBT+, są zwolennikami „małżeństw” jednopłciowych czy liberalizacji prawa aborcyjnego. Tacy ludzie najczęściej wspierają marksizm kulturowy, nowomowę, zamordyzm i cenzurę (pod pozorem walki z „mową nienawiści”). Jest to samo zło w najgorszej, czystej postaci. Są oni de facto komunistami, a choćby dużo gorszymi od „klasycznych” komunistów, są zaprzeczeniem jakiejkolwiek moralności czy wartości bliskich cywilizacji łacińskiej.
Takim właśnie człowiekiem jest Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy i kandydat w wyborach na prezydenta RP, który w drugiej turze zmierzył się z Karolem Nawrockim. Słusznie napisał w komentarzu powyborczym pan profesor Jacek Bartyzel: „Syn zatracenia (2 Tes 2,3) powstrzymany! Bogu niech będą dzięki!”. Trzeba być naprawdę diabolicznie wręcz zaślepionym, aby stawiać znak równości, między tymi dwoma kandydatami. Pan Nawrocki, cokolwiek by o nim nie mówić, w tych zasadniczych, fundamentalnych sprawach stoi po stronie cywilizacji łacińskiej i moralności chrześcijańskiej. Jest przeciwny ideologii LGBT, nigdy nie zgodzi się na „małżeństwa” jednopłciowe czy na liberalizację prawa aborcyjnego. Nie podpiszę się również pod neo-marksistowską ustawą o „mowie nienawiści” ani nie wyśle Polaków na wojnę ukraińską, oraz będzie przeciwnikiem przyjęcia Ukrainy do NATO (co jasno zadeklarował u Mentzena w słynnej „deklaracji toruńskiej”).
Dlatego rzeczywiście, należało by wzywać do bojkotu wyborów, gdybyśmy żyli w państwie totalitarnym, gdzie byłby tylko jeden kandydat lub jedna partia (który nie byłby przy tym kandydatem katolickim a np. komunistą lub post-komunistą albo wspierającym komunistów), albo gdyby wybór był rzeczywiście czysto pozorny i między kandydatami nie byłoby naprawdę żadnej różnicy, a więc w II turze kontrkandydatem p. Trzaskowskiego byłby np. p. Hołownia, albo p. Biejat, z obecnej koalicji rządzącej, lub jawny marksista Adrian Zandberg z partii Razem.
Na dwa dni przed wyborami, w piątek 30 maja, przed ciszą wyborczą napisałem:
Być może to tylko szopka przed wyborami. Jednak żaden inny wysoko postawiony urzędnik państwa polskiego ani polityk głównych partii nie pojawił się, do tej pory w tym miejscu. Pan Grzegorz Braun apelował, aby pan Nawrocki, jako prezes IPN, jeszcze przed wyborami pojechał do Jedwabnego i symbolicznie wznowił ekshumacje. Nie zrobił on tego. Mam nadzieję, ze zrobi to już po wyborach, jako Prezydent RP. Ale zamiast tego, pojawił się on w tym szczególnym dla nas, Polaków, Kresowiaków miejscu, jakim jest Pomnik w Domostawie. Mam nadzieję iż również jako Prezydent obejmie to miejsce i wszystkie odbywające się tam uroczystości swoim patronatem, i będzie tam bywał regularnie. My Polacy, Naród Polski, dajemy mu w tym momencie wysokooprocentowaną pożyczkę, kredyt zaufania. Oby nas znowu nie zawiódł... Bo drugiej szansy nie będzie. Nie był moim kandydatem pierwszego wyboru. Głosowałem na Grzegorza Brauna. Na drugą turę nie chciałem iść w ogóle, tak samo jak do tej pory nie głosowałem ani razu na Andrzeja Dudę czy na PiS. Ale jednak pójdę, dam mu tą szansę, tak samo jak zrobił to #GrzegorzBraun. Karol Nawrocki nie był nigdy członkiem PiSu, nie posiada legitymacji partyjnej. Za to jest kibicem i chodził na ustawki, co jest powodem do dumy, wbrew temu co bredzą demoliberalne me[n]dia! Wygrana Nawrockiego to szansa na wcześniejsze wybory parlamentarne. To szansa na silniejszą reprezentację Konfederacja Korony Polskiej w sejmie. To szansa przede wszystkim na obalenie rządów najgorszej lewackiej, zgniłej moralnie, demoliberalnej tęczowej hołoty. W niedzielę pójdę do obwodowej komisji wyborczej i oddam istotny głos, postawię krzyżyk przy nazwisku NAWROCKI. #ByleNieTrzaskowski !
Com napisał, napisałem. I tego co napisałem, dotrzymałem! I nie żałuję, wręcz przeciwnie! Być może, po raz pierwszy w życiu, będę mógł czuć dumę z Prezydenta Państwa Polskiego. Być może również nie raz się zawiodę i będę żałował. Ale mam przeczucie, iż to nie będzie Duda-bis. Prezydent-elekt, w przeciwieństwie do ustępującego Andrzeja Dudy, ma charakter, nie wydaje się być partyjną marionetką. On jest rzeczywiście bezpartyjny, on nigdy nie był w PiS, nie posiada legitymacji partyjnej, i nie wydaje się być człowiekiem, który da sobą pomiatać. Były bokser, kibol bijący się na ustawkach, może i alfons (a choćby jakby, to ktoś musi wreszcie ogarnąć ten burdel, jaki post-komunistyczna hołota zrobiła z naszego Kraju!), doktor historii, prezes IPN'u który nie bał się burzyć pomników radzieckich „wyzwolicieli” pomimo, iż Federacja Rosyjska wysłała za nim listy gończe i groziła mu śmiercią! I ten człowiek został wybrany Prezydentem Polski! To materiał na niezły amerykański film, to szansa na prawdziwą „dobrą zmianę”!
Ktoś oczywiście zaraz mi wyciągnie, iż do tej pory nie uznawałem w ogóle tzw. III RP za państwo polskie, a co za tym idzie, wszystkie wybory, i wszystkie urzędy uznawałem za nieważne, a kolejne rządy, za okupacyjne. Myliłem się, moi drodzy, i muszę już po raz drugi w tym tekście uczciwie to przyznać. Moje stanowisko w tej sprawie było niedorzeczne i po prostu głupie. Katolicyzm to nie szuryzm, a ja zwyczajnie tymi teoriami na tej stronie ośmieszałem katolicyzm w Polsce, za co przepraszam. Państwo mamy bardzo niedoskonałe, można wręcz powiedzieć, ze jest to państwo z dykty i kartonu, poza tym oczywiście nie mamy Niepodległości, ale państwo jest. Można to porównać do sytuacji Królestwa Polskiego po Kongresie Wiedeńskim. I racja była wówczas po stronie generałów lojalnych wobec cara (polskiego monarchy) a nie anarchistycznych „powstańców listopadowych”.
Ja słusznie powiedział niedawno Grzegorz Braun na konferencji prasowej :
„Jesteśmy polskimi państwowcami i patriotami. Nie jesteśmy anarchistami, Boże broń!”
Problematyczna jest rzeczywiście kwestia konstytucji. Konstytucja kwietniowa de iure obowiązuje do dzis, choć nie de facto. W latach stalinowskich, czyli latach 1944-1956 (i dłużej) istniał Rząd Rzeczpospolitej Polskiej na uchodźstwie (tzw. Rząd Londyński) który miał uznanie międzynarodowe, z zwłaszcza Stolicy Apostolskiej. Dlatego dla katolika nie na najmniejszych wątpliwości, iż w tamtym czasie nie mogło powstać żadne inne państwo polskie ani żadne władze nie mogły być uznane za legalne, bo w jednym państwie nie może być dwóch legalnych ośrodków władzy, a jedynym legalnym i prawowitym był ten londyński. Jednak w 1990 roku ostatni legalny prezydent II RP, Ryszard Kaczorowski uznał wybory w Polsce, uznał wybór Narodu (choć wyjątkowo głupi) i przekazał insygnia władzy prezydentowi Lechowi Wałęsie. Sam więc de facto ustąpił w tym momencie z urzędu, abdykował (co potwierdził de iure, nie wyznaczając następcy na wypadek opróżnienia urzędu prezydenta przed zakończeniem wojny, co czynili jego poprzednicy). Dlatego wszystkie wybory w Polsce od 1990 r. należy uznać za ważne (niezależnie od tego czy rzeczywiście były one "wolne i demokratyczne" etc., w Rosji chyba nikt nie łudzi się iż wybory są "wolne i demokratyczne" a a jednak uznajemy JE Władimira Putina za legalnego prezydenta Rosji), podobnie wszystkich prezydentów od Wałęsy do Nawrockiego należy uznać za ważnych i legalnych Prezydentów RP. Miejmy nadzieję, iż po wyborach w 2027 roku, ogólnie pojęta prawica zdobędzie większość konstytucyjną, i wzorem Węgier Viktora Orbana, uda się uchwalić nową konstytucję, która ostatecznie zerwie ze spuścizną [post]komunistyczną, i stwierdzi wyłączną ciągłość formalno-prawną z konstytucją i państwowością przedwojenną.
