Wszyscy powinniśmy bać się piekła.

prawda-nieujawniona.blogspot.com 1 tydzień temu

Czy nikt nie wrócił z piekła?

Fragment książki „ Czy nikt nie wrócił z piekła ” opata F. Chatel:

Wszyscy powinniśmy bać się piekła.

Święty papież Pius IX powiedział pewnego dnia do Cardinal Place: „ Jedną z pierwszych przyczyn wszystkich naszych obecnych nieszczęść jest to, iż nie głosimy już o piekle (por. współczesne opinie na temat kar pozagrobowych, wg. Ojciec Tournebize, SJ, w porządku). » Powiedział też do księdza, który dał liczne misje we Francji: „ Głoście dużo wielkich prawd zbawienia. Głoś przede wszystkim o piekle... mów bardzo wyraźnie, bardzo głośno całą prawdę o piekle. Nic nie jest bardziej zdolne skłonić biednych grzeszników do myślenia i sprowadzić ich z powrotem do Boga (por. Mgr de Ségur: L'enfer; Paryż, 1876, s. 138). »

Pamięć o karach wiecznych jest nie mniej potrzebna osobom pobożnym i duszom konsekrowanym niż grzesznikom, a sami święci często o nich pamiętali. Rzeczywiście: „Nadchodzą dni – pisze św. Teresa – „kiedy ci właśnie ludzie, którzy całkowicie oddali Bogu swoją wolę i zamiast dopuścić się niedoskonałości, pozwoliliby się torturować i ponieść tysiąc śmierci, muszą zaopatrzyć się w pierwszą broń modlitwy. Widzą, iż są atakowani przez pokusy i prześladowania tak gwałtowne, iż aby uniknąć obrazy Boga i uchronić się od grzechu, muszą uznać, iż wszystko się kończy, iż jest niebo i piekło, przywiązać się ostatecznie do tego rodzaju prawd” ( Życie napisane przez siebie; wydanie Bouix-Peyré, rozdz. XV).

Jest to zaskakujące, ponieważ – jak bardzo dobrze mówi Mgr Gay: „Jesteśmy tak stworzeni, iż nieuchronność bólu zęba ma czasami większą siłę, aby utrzymać nas na pochyłości, niż pamięć o obecności Boga lub widok naszego krucyfiksu ( O życiu i cnotach chrześcijańskich, t. I, O waszej bojaźni Bożej, § 1). » Dla większości dusz niewątpliwie o wiele skuteczniejsza jest pamięć o mękach piekielnych. jeżeli nasz Pan, jak zauważa św. Jan Chryzostom, w Ewangelii częściej mówił nam o piekle niż o niebie, to dlatego, iż wiedział, iż strach przed Jego mękami bardziej panuje nad masami chrześcijan niż nadzieja niebo lub miłość Boga (Expositio in psalm. VII, n. 12. [por. Migne: Patr. gr., t. 55, kol. 99]).

Na tych stronach proponujemy najpierw obudzić święty strach przed piekłem, opowiadając o objawieniach potępionych. „Przykłady – mówi św. Tomasz – „dotykają nas bardziej niż słowa (Magis movent egzempla quam verba — 1. 2. q. 34, a. 1). »

Proponujemy zatem, w sposób szczególny, jak wskazuje tytuł tej broszury, odpowiedzieć na następujący zarzut wielu niewierzących: Nie ma piekła: nie ma w nim dochodu.

Niezależnie od wymagań współczesnej krytyki,fakty, które będziemy relacjonować, zasługują na całkowitą wiarygodność.

Być może zarzucą nam, iż nikogo nie nawrócimy, opowiadając o objawieniach potępionych, skoro Jezus Chrystus powiedział w Ewangelii, mówiąc o pięciu braciach biednego bogacza: „Jeśli nie będą słuchać Mojżesza i Boga, proroków, choćby ktoś powstał z martwych, i tak nie uwierzy (Łk, XVI, 31). »

Odpowiadamy:

Mówiąc w ten sposób, Nasz Pan zaproponował nauczenie swoich uczniów, że pomimo Jego cudów faryzeusze nie nawrócą się (por. Knabenbauer: Evangelium secundum Lucam, Parisis, 1896 , s. 478). —

Jest rzeczą pewną, jak się później przekonamy, iż objawienia potępionych mogą wyrządzić duszom największe dobro albo przez nawrócenie grzeszników, albo przez nakłonienie sprawiedliwych do świętego życia.
Niech Pan udzieli wszystkim, którzy czytają te strony, a także temu, kto je napisał, łaskę bania się piekła tak bardzo, aby po opuszczeniu tego życia nie zstąpili tam. „Ten, kto nieustannie boi się piekła” – mówi św. Jan Chryzostom – „nie padnie ofiarą jego płomieni, ponieważ ta zbawienna bojaźń będzie go trzymał w służbie (Ad populum antiochenum Homit. V, a. 3. [Migne; Patr. gr., t 49, kol. 73]). »

Odmawiajmy często tę modlitwę, dobrze znaną św. Alfonsowi de Liguori: „Panie, nie wysyłaj mnie do piekła (Życie świętego Villecourta, Tournai, 1864, t. 4, I. 5, rozdz. 19)! »

Piekło według Ewangelii i teologii

Czytamy w życiu księdza Fabera, największego z pisarzy ascetycznych XIX w., iż jego przedostatnie kazanie zakończyło się niezwykłym fragmentem: „Najbardziej fatalne przygotowanie diabła na nadejście Antychrysta jest osłabienie wiary ludzi w karę wieczną. Gdyby to były ostatnie słowa, jakie do was powiedziałem, pamiętajcie, iż nie ma nic, co chciałbym wyryć głębiej w waszych duszach, żadnej myśli wiary, poza tą o Najdroższej Krwi, która byłaby dla was bardziej użyteczna i bardziej pożyteczna, niż kara wieczna „Życie i listy ojca Fabera” księdza Bowdena. L 2. rozdz. 7, s. 389). »
Właśnie ze względu na tak ogromne znaczenie pamięci o karach wiecznych uważamy za wskazane, zanim zaczniemy opowiadać o objawieniach potępionych, krótko przypomnieć naszym czytelnikom naukę Ewangelii i teologię piekła.

1. — Uważa się, iż piekło istnieje, o czym świadczy wiele fragmentów Ewangelii.

2. — Uważa się, iż potępieni poniosą podwójną karę: zniszczenia i rozsądku. Na sądzie ostatecznym Jezus Chrystus powie potępionym: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny” (Mat. XXV, 41). »
Pewne jest, iż ogień piekielny jest ogniem nie metaforycznym, ale rzeczywistym, gdyż – jak twierdzi św. Tomasz – jedynie kary cielesne mogą dostosować się do natury ciał potępionego (Suplement q. 97, a 5).
30 kwietnia Święta Penitencjaria zadecydowała, iż spowiednik nie może rozgrzeszać penitenta, który upiera się, iż ogień piekielny jest metaforyczny, a nie rzeczywisty.

3. — Uważa się, iż kary piekielne nie będą jednakowe dla wszystkich potępionych, lecz proporcjonalne do wagi i liczby ich grzechów. Prawdę tę określił Sobór Florencki (por. Denzinger: Enchiridion symbolorum, wyd. 10, n. 693).

4. — Uważa się, iż piekło jest wieczne. Jezus Chrystus mówi nam w Ewangelii: „Ci (odrzuceni) pójdą na karę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego (Mateusz, XXV, 46). » Gdyby piekło nie było wieczne, Bóg nie usankcjonowałby dostatecznie swojego prawa, gdyż – jak trafnie stwierdza współczesny teolog: „Człowiek jest tak stworzony, iż jedynie to, co ostateczne i wieczne, jest w stanie powstrzymać przemoc jego namiętności (Souben, OSB : Nowa teologia dogmatyczna: The Last Ends, rozdz. 2; »

5. — To wiara, iż wszyscy dorośli bez wyjątku zostaną zbawieni lub potępieni, ponieważ wszyscy ludzie zmartwychwstaną na końcu świata i będą sądzeni przez Jezusa Chrystusa; po czym: „Ci (odrzuceni) pójdą na karę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego (Mateusz, XXV, 46)”. Przez sprawiedliwych musimy rozumieć tylko tych, którzy będą cieszyć się łaską uświęcającą. Jak widzimy, nie ma miejsca pośredniego między niebem a piekłem, z wyjątkiem dzieci, które umierają bez chrztu.

6. — To wiara, iż dusze wszystkich, którzy umrą w stanie grzechu śmiertelnego, choćby popełnili tylko jeden poważny błąd, natychmiast zejdą do piekła. Prawdę tę określił papież Benedykt XII (por. Denzinger, loc. cit., n. 531).

Wszystkie poprzednie prawdy są straszne; ale czy to nic, co mogłoby poważnie urazić Najwyższy i Najświętszy Majestat Boga, zdeptać krew Jezusa Chrystusa, zbezcześcić świątynię Ducha Świętego i niegodnie z niej wypędzić, nadużyć łaski, przedłożyć stworzenie nad Boga, aby na Jego dobrodziejstwa odpowiedzieć najczarniejszą niewdzięcznością i nie osiągnąć celu, dla którego nasza dusza została stworzona?
Uciekajmy od grzechu; powróćmy natychmiast do łaski u Boga, gdy mieliśmy nieszczęście Go obrazić; starajmy się żyć świętością, a unikniemy piekła. Nasz Pan powiedział pewnego dnia do św. Teresy: „Córko moja, nikt nie zginie, nie wiedząc o tym (Życie napisane przez nią samą, wydanie Bouix-Perré: Dodatki, s. 597). »

Niech Pan, drodzy czytelnicy, obdarzy nas wszystkich wiecznym śpiewaniem w niebie o Jego nieskończonym miłosierdziu!

Książę potępiony za brak skruchy

W czasie żaru wojen, których świadkiem był Półwysep w XVI wieku, pomiędzy Włochami, Francuzami, Hiszpanami i Niemcami, błogosławiona Katarzyna de Racconigi, dominikanka, pomnożyła swoje modlitwy w intencji pokoju . Nasz Pan ukazał mu się pewnego dnia i powiedział do niego: „Przyszedłem z nieba na ziemię, aby przynieść tam nasiona pokoju; ale ludzie odrzucają ich i prowokują moje kary swoim niewłaściwym postępowaniem, swoją dumą i uporem. — O, moja nadziejo! odpowiedziała pokorna dziewczyna, możesz je nawrócić i sprowadzić z powrotem do siebie. — To, co mówisz, jest prawdą, ale ten proces nie odpowiada mojej sprawiedliwości i szanuję ich wolną wolę. Opierając się wszelkim moim zalotom, czynią się niegodnymi otrzymania pełni miłosierdzia mojego. A żebyście poznali prawdziwość moich słów, chcę, abyście w moim imieniu zgromili takiego księcia i oznajmili mu rychłą śmierć i potępienie, jeżeli nie spieszy mu się zmienić swoje życie. »
W tym samym momencie niewidzialna ręka podniosła ją i przeniosła z prędkością błyskawicy przez przestrzeń stu sześćdziesięciu mil. Książę przechadzał się samotnie po pokoju, gdy ukazała mu się błogosławiona kobieta. „W imię Jezusa Zbawiciela” – powiedziała do niego – „proszę, przestań podsycać ogień niezgody i wojny w republice chrześcijańskiej. »
Widząc nagle wchodzącą kobietę i tak do niego przemawiającą, książę zaniepokoił się i pomyślał, iż ma do czynienia z duchem nadprzyrodzonym: „Czyż nie jesteś diabłem, który przyszedł mnie kusić? – powiedział do niego. „Ani diabeł, ani żaden duch” – odpowiedziała Katarzyna – „ale prosta dziewczyna zesłana od Boga, aby ostrzec cię przed wieczną zagładą, jeżeli nie zatrzymasz się na drodze, którą biegniesz. » Po tych słowach zniknęła, pozostawiając go przepełnionego przerażeniem.
Książę, daleki od skorzystania z ostrzeżenia, trwał w swoim złym usposobieniu i umarł nie okazując skruchy. Święty miał okazję być świadkiem działania Bożej sprawiedliwości na tego przeklętego człowieka. Przeniesiona do tego nieszczęsnego człowieka, widziała go w mękach piekielnych. "Czy mnie poznajesz?" " powiedziała mu. — „Tak, ty jesteś Katarzyna de Racconigi: to ty oznajmiłaś mi moją rychłą śmierć i potępienie, jakie cierpię w ramach kary za mój brak skruchy. — O nieszczęsny człowieku — mówiła dalej — „gdybyś zrobił to, co ci powiedziałam w imię Jezusa Chrystusa bylibyście teraz w królestwie wybranego

„Roku Dominikańskiego”. Lyon, 1900, t. 17, s. 17 143 i następne! »

„Teraz płonę w piekle. »

Czytamy w życiu B. Richarda de Sainte-Anne: „Stało się to w mieście, w którym mieszkał (współczesny historyk tego nie przytacza, ale nie ma wątpliwości, iż była to Bruksela), zdarzyło się, iż dwóch studentów, rozwiązłych i skandaliczny, planowałem udać się z kilkoma towarzyszami do domu sprośnego. Spędzili tam znaczną część nocy. Jeden z nich powiedział do swojego towarzysza: „Wracajmy, mam dość. „A ja jeszcze nie” – odpowiedział drugi. Pierwszy opuszcza go, wraca do swojego mieszkania i kładąc się spać, wspomina codzienny hołd składany Najświętszej Dziewicy. Chociaż był bardziej skłonny spać niż się modlić, wykonywał swoją praktykę oddania najlepiej jak potrafił.
Ledwie poszedł spać, gdy usłyszał pukanie do drzwi sypialni. Drugi, trzeci raz słyszy pukanie, nie chcąc otworzyć, gdy nagle drzwi pozostają zamknięte, widzi, jak wchodzi jego towarzysz rozpusty, którego właśnie zostawił w domu zgorszenia. Widząc ją, milczy, tak bardzo ogarnia go zdziwienie: „Poznajesz mnie? » – pyta nieszczęśnik po chwili milczenia. „Zaprawdę, widząc twoją twarz i słysząc twój głos, jesteś towarzyszem, którego zostawiłem jakiś czas temu; ale twoje nagłe i zaskakujące pojawienie się sprawiło, iż zwątpiłem. » Tajemniczy gość wydaje długie westchnienie. „Wiedzcie” – powiedział – „że podczas gdy tarzaliśmy się w błocie naszych cudzołóstw, odpędzając wszelką bojaźń Bożą, szatan sprowadził na nas proces przed Bożym trybunałem i zażądał przeciwko nam obu wyroku potępienia. Najwyższy Sędzia wydał na niego ten wyrok i chodziło tylko o jego wykonanie, ale Dziewica, twoja orędowniczka, interweniowała na twoją korzyść, zwłaszcza iż w tej chwili masz obowiązek się na niego powołać. Również wasz wyrok został odroczony, ale mój został wykonany, ponieważ opuszczając ten dom, w którym popełniłem moje zbrodnie, diabeł mnie udusił i wyrywając moją duszę z ciała, zaciągnął mnie do piekła, gdzie teraz płonę! » Mówiąc to, odkrywa swą pierś i ukazuje ją wyżartą przez robaki i pożartą przez ogień. Potem, zostawiając za sobą okropny smród, zniknął.
Młodzieniec był oszołomiony i oglądał ten spektakl na wpół martwy. Dochodząc do siebie, upadł na ziemię, podziękował swojemu dostojnemu prawnikowi, gorzko zapłakał nad swoimi błędami i obiecał, iż odtąd poważnie poprawi swoje postępowanie.
W tym samym czasie usłyszał dzwonek dzwoniący na Jutrznię o północy w sąsiednim klasztorze Braci Mniejszych (1) i do rana zadając poważne rozważania na temat sposobu życia tych aniołów ziemi, którzy modlą się i odpokutowują za innych, planuje udać się tam o świcie. Gdy tylko zrobiło się jasno, pobiegł tam,i rzucił się do stóp Ojca Opiekuna, opowiedział mu o tym wydarzeniu i usilnie prosił o łaskę przyjęcia do Zakonu.
Postanowiliśmy najpierw pojechać i sprawdzić fakt w miejscu, w którym do zdarzenia doszło. Tam rzeczywiście znaleźli ciało nieszczęśnika, ohydne, odrażające, leżące na ziemi. Zaciągnięto go na wysypisko i pochowano tam jak zwłoki zwierzęcia.
Młody konwertyta został wówczas przyjęty do Zakonu Świętego Franciszka, dając rzadkie przykłady cnót i szczególnego nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny.
Wydarzenie to miało miejsce w 1604 roku; Błogosławiony Ryszard, który miał wówczas dziewiętnaście lat, był, jak powiedział, widzem i to on sam później opowiedział tę historię o. d'Andreda, teologowi Towarzystwa Jezusowego, którego spotkał w Hiszpanii.
To był bodziec, który go pobudził i zdeterminował do zostania bratem mniejszym Récollet. Habit franciszkański przyjął w tym samym roku 1604 w klasztorze w Nivelles. Poniósł męczeńską śmierć w Japonii w 1622 r.
Cechę tę przytacza o. Bouvier w Żywocie Błogosławionego, który opublikował dopiero pięćdziesiąt lat po swojej męczeńskiej śmierci. Ojciec Sébastien Bouvier, urodzony w Fosses, w prowincji Namur, zmarł w klasztorze Récollets w Namur, 3 kwietnia 1681 r.

„Życie błogosławionego Ryszarda od Sainte Anne d'Ham sur-Heure, z Braci Mniejszych, męczennik w Japonii”, autorstwa ojca Bouviera, retuszowany i uzupełniony przez ojca Lejeune, C. SS. R.; Towarzystwo św. Augustyna, 1899; rozdz. 2, s. 20 i nast .

(1) Klasztor ten znajdował się w miejscu obecnej Giełdy.

„Istnieje piekło i ja tam jestem! »

Mgr de Ségur relacjonuje następującą historię:

„To było w Rosji, w Moskwie, na krótko przed straszliwą kampanią 1812 roku. Mój dziadek ze strony matki, hrabia Rostopchine, gubernator wojskowy Moskwy, był blisko związany z generałem hrabią Orloffem, słynącym z odwagę, ale równie bezbożną, jak był odważny.
Któregoś dnia, po wybornej kolacji, popijanej obfitymi libacjami, hrabia Orloff i jeden ze swoich przyjaciół, generał V., podobnie jak on wolterianin, zaczęli straszliwie naśmiewać się z religii, a zwłaszcza z religii: „A jeśli... przypadek” – powiedział Orloff – „jeśli przypadkiem coś było po drugiej stronie kurtyny?... — No cóż! odpowiedział generał V., „ten z nas, który odejdzie pierwszy, wróci, aby ostrzec drugiego. Czy jest to uzgodnione? - Świetny pomysł ! » odpowiedział hrabia Orloff i obaj, chociaż na wpół pijani, bardzo poważnie dali sobie słowo honoru, iż nie zaniedbują swoich zobowiązań. Kilka tygodni później wybuchła jedna z tych wielkich wojen, jakie Napoleon miał dar wszczynania; do kampanii przystąpiła armia rosyjska, a generałowi V. nakazano natychmiastowy wyjazd w celu objęcia ważnego dowództwa.
Wyjechał z Moskwy dwa lub trzy tygodnie temu, kiedy pewnego ranka, bardzo wcześnie, gdy mój dziadek się mył, drzwi do jego pokoju nagle się otworzyły. Był to hrabia Orloff w szlafroku i kapciach, z jeżonymi włosami i dzikimi jak śmierć oczami. " Co ! Orloff, czy to ty? o tej godzinie ? i w takim garniturze? Więc co masz? Co się stało ? „Mój drogi”, odpowiedział hrabia Orloff, „chyba zwariowałem. Właśnie widziałem generała V. — Generała V.? Więc wrócił? — No, nie, kontynuuje Orloff, rzucając się na kanapę i obiema rękami trzymając się za głowę, nie, nie wrócił! i to mnie przeraża. »
Mój dziadek nic nie rozumiał. Próbował go uspokoić. „Powiedz mi” – powiedział – „co ci się przydarzyło i co to wszystko oznacza. » Następnie, próbując zapanować nad wzruszeniem, hrabia Orloff opowiadał co następuje: „Mój drogi Rostopchine, jakiś czas temu V. i ja przysięgaliśmy sobie wzajemnie, iż pierwszy z nas, który umrze, przyjdzie i powie drugiemu, czy coś się dzieje na druga strona kurtyny. Dziś rano, zaledwie pół godziny temu, leżałem spokojnie w łóżku, nie spałem przez długi czas, w ogóle nie myśląc o moim przyjacielu, gdy nagle dwie zasłony w moim łóżku nagle się otworzyły i widzę, dwa kroki od ja, generał V., stojący blady, z prawą ręką na piersi i mówiący do mnie: „Jest piekło i ja tam jestem!” » i zniknął. Natychmiast po ciebie przyszedłem. Moja głowa odchodzi! Cóż za dziwna rzecz! Nie wiem co mam myśleć ! »
Dziadek uspokajał go, jak mógł. To nie była łatwa sprawa. Mówił o halucynacjach, koszmarach, może spał. Są rzeczy niezwykłe i niewytłumaczalne; i inne tego rodzaju banały, które są pocieszeniem dla silnych umysłów. Następnie zaprzężył konie i zabrał hrabiego Orloffa z powrotem do hotelu.
Teraz, dziesięć czy dwanaście dni po tym dziwnym zdarzeniu, kurier wojskowy przywiózł mojemu dziadkowi między innymi wiadomość o śmierci generała V. Tego samego ranka, w którym hrabia Orloff go widział, i jednocześnie usłyszałem, iż ukazał mu się w Moskwie, nieszczęsny generał, który wyszedł na rozpoznanie pozycji nieprzyjaciela, został przebity kulą armatnią w pierś i padł martwy! „Istnieje piekło i ja tam jestem!” » To słowa kogoś, kto „z tego wrócił. »

Fakt ten opisuje Mgr de Ségur w swoim małym dziele zatytułowanym: „Piekło”, wydanie 4, n. 1, s. 1 34.

Spalony w nadgarstek przez przeklętą osobę

W 1859 roku wybitny ksiądz, przełożony ważnej wspólnoty zakonnej, przekazał Mgr de Ségur następujący fakt. „Oto, co wiedziałem z wiarygodnego źródła dwa lub trzy lata temu, od bardzo bliskiego krewnego osoby, której przydarzyło się to coś. W chwili, gdy do was mówię (Boże Narodzenie 1859 r.), ta pani żyje jeszcze; ma nieco ponad czterdzieści lat.
» Była w Londynie zimą 1847 na 1848. Była wdową, lat około dwudziestu dziewięciu, bardzo światową, bardzo bogatą i o bardzo przyjemnej twarzy. Wśród eleganckich ludzi, którzy bywali w jej salonie, zauważyliśmy młodego pana, którego pracowitość szczególnie ją kompromitowała, a którego zachowanie było w dodatku budujące.
» Któregoś wieczoru, a raczej pewnej nocy (bo było już po północy), czytała w łóżku jakąś powieść, czekając na sen. Wybiła godzina na jego zegarze; zdmuchnęła świeczkę. Już miała zasnąć, gdy ku swemu wielkiemu zdumieniu zauważyła, iż blady, dziwny blask, który zdawał się wydobywać z drzwi salonu, powoli rozprzestrzeniał się po jej pokoju i zwiększał się z chwili na chwilę. Oszołomiona otworzyła szeroko oczy, nie wiedząc, co to oznacza. Zaczynała się bać, gdy zobaczyła, jak drzwi do salonu powoli się otwierają i młody pan, wspólnik jej kłopotów, wchodzi do jej pokoju. Zanim zdążyła powiedzieć do niego choćby słowo, był już blisko niej, chwycił jej lewe ramię za nadgarstek i przenikliwym głosem powiedział do niej po angielsku: „Istnieje piekło! » Ból, jaki poczuła w ramieniu, był tak silny, iż straciła przytomność.
» Kiedy po pół godzinie doszła do siebie, zawołała służącą. Kiedy weszła, poczuła silny zapach spalenizny; podchodząc do swojej pani, która ledwo mogła mówić, zauważyła oparzenie na nadgarstku tak głębokie, iż odsłoniła się kość, a mięso prawie skonsumowane; to oparzenie miało szerokość męskiej dłoni. Co więcej, zauważyła, iż od drzwi salonu do łóżka i od łóżka do tych samych drzwi na dywanie widniały ślady stóp mężczyzn, którzy spalili tkaninę z boku na bok. Na polecenie swojej pani otworzyła drzwi do salonu. Żadnych więcej śladów na dywanach.
» Następnego dnia nieszczęsna pani dowiedziała się ze zrozumiałym przerażeniem, iż tej samej nocy, około pierwszej w nocy, znaleziono jej pana pijanego pod stołem, iż jego słudzy przyprowadzili go do jego domu pokoju i iż umarł tam, w ich ramionach.
» Nie wiem – dodał przełożony – czy ta straszna lekcja całkowicie nawróciła nieszczęsną kobietę; ale wiem, iż ona nadal żyje; tylko po to, by ukryć przed wzrokiem ślady złowrogiego poparzenia,Na lewym nadgarstku jako bransoletkę nosi dużą złotą obrączkę, której nigdy nie zdejmuje ani w dzień, ani w nocy.
» Powtarzam, wszystkie te szczegóły otrzymuję od jego bliskiego krewnego, poważnego chrześcijanina, do którego słów przywiązuję najpełniejszą wiarę. W samej rodzinie, albo nigdy o tym nie mówi; a ja sam powierzam je tylko Tobie, bez wymieniania nazw własnych. »
Pomimo zasłony, jaką to zjawisko było i musiało być okryte, wydaje mi się, iż nie można wątpić w jego budzącą grozę autentyczność. Z pewnością to nie pani z bransoletką potrzebuje, żeby ktoś przyszedł i udowodnił jej, iż piekło naprawdę istnieje.

Mgr de Ségur relacjonuje ten fakt w swojej małej książeczce: „Piekło”, wydanie 4, nr I, s. 37.

„Tutaj teraz jestem!” »

We wsi Alèn, nad brzegiem rzeki Mpiri, która tam, pod równikiem, leniwie przepływa przez wielki afrykański las, kilka lat temu żył stary wódz imieniem Olane. Był raz, jak opowiadano wieczorami w domu, znakomity wojownik, znany ze swojej ogromnej odwagi i niezwykłej przebiegłości; pośród wielu niebezpieczeństw poprowadził swój lud z wielkich bagien w głębi kraju do brzegów rzeki Ogowe, a pośród plemion, które przekroczył, kobiety i dzieci z przerażeniem wymawiały jego imię. Kobiety i dzieci same, ponieważ wszyscy wojownicy polegli w walce lub jako jeńcy; jedna po drugiej, ofiary straszliwych uczt, padały w zęby wodza i jego głównych wojowników; wieczorem, w ciemne noce, słyszeliśmy, jak nakazuje czarna teologia, ich dusze błąkające się, żałosne, skazane na długie męki z powodu braku zaszczytów pogrzebowych, których nigdy nie dostąpią.
Kiedy go poznałem, Olane był starym wodzem i przez wiele lat jego włosy i broda całkowicie posiwiały. Poprzez kontakt z Europejczykami, a zwłaszcza z misjonarzami, jego dawna zaciekłość stopniowo zanikła lub prawie zniknęła. Kiedy do jego wsi przyjechaliśmy na katechezę, a sprawa była prawie codziennie, bo ledwie dwie godziny jazdy kajakiem dzieliły wioskę Alèn od misji, to na ogół dobrze nas przyjął, a gdy po pouczeniu, wynajmowaliśmy u niego trochę rozmowy, ledwie przebłysk żalu wciąż przemknął mu przez oczy na wspomnienie umiejętności z przeszłości.
Stopniowo wszystkie dzieci z wioski zaczęły przychodzić, aby wysłuchać naszych instrukcji, niektóre były już na misji, a spośród mężczyzn wielu, gdy wydawało im się, iż nie mają nic lepszego do roboty, przyszło nas wysłuchać. Wśród nich był Olane. Na początku przychodził tam rzadko, potem coraz częściej, aż w końcu nigdy go nie przegapił.
Uczyniłby to chętnie, aby przyjąć chrzest, ponieważ w jego wieku przyjemności i chwały ziemskie nie liczyły się już zbyt wiele.Zrobiłby to chętnie i bez przeszkód: jego brat Etare, wiejski szaman.
Jako brat wodza, któremu powierzono, jak to często bywa, funkcje religijne, brat Olane’a z rosnącą irytacją widział, jak jego zasługi znacznie się zmniejszają, ponieważ robiliśmy znaczne postępy, a przy wielu okazjach objawiała się nam jego zła wola. Bez zbyt pochopnej oceny można by mu przypisać dwa lub trzy skradzione czółna, początek pożaru na misji, dwie lub trzy próby otrucia... Patrząc na niego, można by go wziąć za łajdaka, a drugiego nie pomyliliśmy się w żaden sposób!
Olane wielokrotnie namawiał go, żeby przyszedł i nas wysłuchał: robił to, ale tylko po to, by naśmiewać się z naszych wierzeń i naszych obrzędów na fetyszystycznych zgromadzeniach. W szczególności piekło i rola demonów były przy kilku okazjach przedmiotem jego sarkastycznych drwin; i takie było mimo wszystko jego imperium nad bratem, iż codziennie groził gniewem rozgniewanych bogów, iż Olane w obawie przed drwinami, pozbawianiem się swojej rangi, a zwłaszcza trucizny, zawahał się i obiecał zostać chrześcijaninem, ale później, znacznie później.
Tego wieczoru mogła być północ. Wściekłe tornado uniemożliwiło nam udanie się do wioski w ciągu dnia. Po irytującym upale burzy sen powoli nadchodził. Ciesząc się z zachwytu spokojnym chłodem nocy, byliśmy pod werandą domu, gdy nagle na ścieżce prowadzącej do misji rozległy się dzikie krzyki, lamenty pogrzebowe, powiewały pochodnie i niedługo grupa tubylców pod wodzą Olane’a , pojawić się.
„Ojcze, wielkie nieszczęście! Etare zmarł i widzieliśmy go ponownie: wrócił i powiedział nam: „Tutaj jestem teraz” i wszędzie płonął; położył ręce na drzwiach i drzwi się spaliły! — Ojcze, nie chcemy z nim iść! Ochrzcij nas szybko!
- Oh ! Oh ! Wykrzyknąłem bardzo zaskoczony: „To szybka robota! I nie do końca rozumiem. Usiądź na podłodze i nie mów wszystkiego na raz. Ty, Olane, mów. Co się stało ?
I Olane zaczyna: „Oto Ojcze! Dziś rano mój brat Etare poszedł na ryby. Widziałeś dzisiaj burzę! Porwał go wiatr, a fala wywróciła jego kajak; ze wsi widzieliśmy, jak upadł, ale nie mogliśmy mu pomóc: wiatr i deszcz były zbyt silne i nie wiedzieliśmy, co się z nim stało. Cóż, wycofałem się do swojej chaty z tym i jeszcze raz z tym. I pokazał mi dwóch tubylców, którzy pokiwali głowami na znak zgody. Rozmawialiśmy o Etare, gdy nagle zobaczyliśmy go w pobliżu drzwi...
- Widziałeś go ? — Widzieliśmy to, tak jak ja widzę ciebie, koło drzwi, całe czerwone, jak węgiel z ogniska, całe czerwone i nie paliło się! - Rozmawiał z tobą? — Tak: „Taki teraz jestem” – powiedział nam – „i naprawdę mam nadzieję, iż niedługo do mnie dołączycie!” » I podszedł do przodu i dotknął palcem mojej piersi, tutaj, gdzie widać czarną dziurę. »
I faktycznie, na piersi Olane’a widniał okrągły znak, ślad głębokiego oparzenia. — „Rzuciłem się w tył, wydając okrzyk przerażenia: Och! mój bracie Etare! I zniknął; ale na drzwiach, w pobliżu klamki, a także na mojej piersi, będzie można zobaczyć ślady jego palców. »
A pozostali potwierdzili gestem i słowem: „Widzieliśmy. Nie chcąc oczywiście do niego dołączyć, pospiesznie wyruszyliśmy, by tu przybyć, kiedy na brzegu rzeki wiecie, co nas spotkało? zwłoki Etare, całe zimne, całe oblodzone, które powódź właśnie zepchnęła na brzeg. Kobiety wygrały i oto jesteśmy. »
Następnego dnia wraz z Olane i jego towarzyszami, uspokojony i zdecydowanie nawrócony, wyruszyłem w drogę do Alèn. Chciałem na własne oczy zobaczyć poczerniałe ślady przejścia przeklętej osoby. Ale kiedy tam dotarliśmy, na skraju wioski, w pobliżu świętego gaju poświęconego bożkom, palił się duży ogień: materiały dostarczyły pozostałości chaty Olane’a, ponieważ nie chcieli zachować zgodności ze wszystkimi rodzimymi tradycjami, miejsce, w którym pojawił się zmarły. Płonął wielki ogień, a pośrodku wreszcie trawił się trup: to był Etare, to był czarnoksiężnik; więc nie mógł wrócić, aby dręczyć żywych. A kiedy tam byliśmy, przed stosem pogrzebowym, wykrzywiona głowa oderwała się i przetoczyła u naszych stóp, z na wpół otwartymi szczękami w piekielnym uśmiechu.
Znak Olane'a nigdy nie zniknął. Otrzymał chrzest; wieś jest teraz chrześcijańska i pamięć o tych faktach prędko nie zaniknie. Wszyscy znają Olane’a pod tym imieniem: Brat Przeklętych.
To przerażające zjawisko opisuje ojciec H. Trilles w „Wysłanniku Ducha Świętego”, styczeń 1910, strona 11 i następne.

Przykłady, które właśnie przytoczyliśmy, nie powinny nikogo zniechęcać. Starajmy się dobrze służyć Bogu; wystrzegajmy się uważnie grzechu śmiertelnego i powszedniego; powróćmy do łaski u Boga, gdy tylko mieliśmy nieszczęście śmiertelnie Go obrazić ; czcijmy wiernie Najświętszą Dziewicę, a na pewno unikniemy piekła. Nie zapominajmy o tych słowach św. Alfonsa z Liguori:„Jest moralnie niemożliwe, aby sługa Maryi potępił się, jeżeli będzie Jej wiernie służył i polecał się Jej” (Chwały Maryi).

Słodkie Serce Maryi, bądź moim zbawieniem

(każdorazowo 300 dni odpustu. [Pius IX. 30 września 1852]).

zaczerpnięte ze znakomitego katolickiego bloga : le-petit-sacristain.blogspot.com
Idź do oryginalnego materiału