Wspaniała ludzka kruchość. O rewolucji serca

1 dzień temu
Zdjęcie: Osioł


Osoby wrażliwe, kruche i łagodne są szczególnymi bohaterami naszych czasów, w których wysławia się choćby psychopatyczne przywództwo.

Pamiętacie kampanię reklamową „Smutny autobus”? W 2014 r. na zamówienie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Agencja K2 przygotowała spot, którego celem miało być zwiększenie świadomości na temat bezpieczeństwa w publicznym transporcie. Film animowany przedstawia stary, smutny, poczciwy autobus typu „ogórek”, który wypychany jest przez nowe autobusy w kierunku śmietnika. Dzieciaki mażą na autobusie „brudas” i sarkastycznie się śmieją. W akcie rozpaczy odjeżdża na złomowisko.

Zdaje się, iż ratuje go w ostatniej chwili motylek, który siada na przycisku wstrzymującym taśmę maszyny złomującej. Jednak niedługo pojawia się kobieta, które stanowczym ruchem wciska przycisk, a przerażony autobus zostaje bezlitośnie zmiażdżony. W zakończeniu pojawia się hasło reklamowe: „nie miej litości dla niesprawnego autobusu, który wozi twoje dziecko” na tle planszy w kolorze otchłani – tej, na którą z wzajemnością spoglądał Nietzsche. Znam wiele osób, które wyznały mi, iż płakały, oglądając tę reklamę. Ja też płakałam – wtedy, i teraz, gdy wróciłam do niej po latach, żeby napisać ten tekst o kruchości.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Kampania była kosztowna, zdobyła rozgłos, zleceniodawcy byli z niej zadowoleni, została obsypana nagrodami. Podkreślano ogromną oglądalność. Agencja do dziś chwali się jej skutecznością.

Laury dla psychopatów…

Główny nurt komunikacji społecznej, reprezentowany przez media, utrwalany przez systemy rekrutacji i szkoleń, pochwala „przebojowość” i „dowożenie”, a wrażliwość traktuje jak słabość, mankament, jak coś, czego należy się oduczyć, by „dostosować się” do wymagań współczesności i by odnieść w niej sukces.

W książce „Sugar Daddy Capitalism” australijski badacz zarządzania Peter Fleming pisze o systemie zarządzania promującym socjopatię. Neoliberalne miejsca pracy systemowo wspierają te osoby, które potrafią zdobyć się na przełamywanie odruchów współczucia, delikatności, wahania przed zadaniem cierpienia innym.

Psychopaci mają na starcie ogromną przewagę, dlatego, jak podają w książce z 2020 r. psychologowie sądowi Katarina Fritzon, Nathan Brooks i Simon Croom, ich udział w zarządach wielkich korporacji jest wyższy niż w więzieniach i wielokrotnie wyższy niż wśród populacji w ogóle.

Badacz zarządzania Clive Boddy dowodzi, iż nie jest to bynajmniej uniwersalne prawo, ale trend rosnący w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Psychopaci, czyli – osoby pozbawione empatii, i socjopaci, których postępowanie jest wyuczone, np. środowisko czy edukacja kształtują w nich postawy pozbawione empatii – wspierani są przez struktury nagradzania i awansu, mimo iż niszczą organizacje, którymi zarządzają, czasami bezpowrotnie.

Zamiast bronić się przed ich działaniem, w czym pomagały klasyczne mechanizmy zarządzania personelem, neoliberalne struktury uczą socjopatycznych postaw i zachowań, normalizują je, choćby gloryfikują. Na przykład profesor zarządzania Jeffrey Pfeffer opisuje w swoich publikacjach, jak osoby dążące do władzy i awansu we współczesnych korporacjach, uczą się przezwyciężania odruchów współczucia, zdradzania najbliższych współpracowników, poświęcania przyjaźni, łamania zaufania. Następnie dokładnie za to wynagradzane są awansem, co oczywiście nie powinno mieć miejsca.

Dojrzałość nie polega na duchowym samookaleczeniu – wręcz przeciwnie. Osoby zadające duchowy gwałt innym same dokonują mordu na własnej wrażliwości

Monika Kostera

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Pojawiają się wręcz publikacje otwarcie wysławiające psychopatyczne przywództwo, takie jak „Mądrość psychopatów” psychologa Kevina Duttona – przełożona na polski i sprzedawana w niedrogim, popularnym wydaniu, w odróżnieniu od książek takich jak te autorstwa Boddy’ego, Fleminga i wielu badaczek.

Psychopatka nie umie współodczuwać, jest pozbawiona możliwości współrezonowania z innymi. W lepszych czasach jest to postać głęboko nieszczęśliwa, skazana na dawkowanie sobie ostrych doznań, takich jak sporty ekstremalne czy zbrodnie – nie umie bowiem pobierać wrażeń z delikatnych sygnałów pochodzących od innych, od przyrody, od codzienności.

… i cięgi dla wrażliwych

Tymczasem to nie psychopaci są piętnowani, ale osoby wrażliwe. Niezdolność lub brak chęci do pokonywania ograniczeń wynikających z wrażliwości prowadzi do marginalizacji i ostracyzmu, sprawia, iż kariera pracownika cierpi. Bezwzględność jest wymogiem kariery – zaciera granice między pracą, a tym, co osobiste. Brakuje przy tym przestrzeni, w której można swoją wrażliwość ochronić.

Niepowodzenia sprowadzane są do osobistych braków, słabości, niezdolności do radzenia sobie w rynkowej konkurencji. W pracy objawia się to takimi komentarzami: „nie spełniłeś swoich celów rozwojowych”; „co spowodowało, iż nie osiągnąłeś targetów?”; „mamy na twoje miejsce innych pracowników” itd. Chwalona jest bezosobowa efektywność w działaniu: „brawo, zrealizowałeś kejpiaje!” (skrót od „key performance indicators” – M.K.). Ale czy wynikło z tego jakieś dobro? Kogo dotyczyły te kejpiaje, na kim odcisnęły piętno?

Z drugiej strony formalne relacje, wynikające z ról zawodowych i organizacyjnych – te wszystkie staroświeckie formy „pani dyrektor” i „panie majster”, które nie tylko wprowadzały hierarchię ale chroniły osobę poprzez dystans, który tworzyły – zastępowane są nieformalnymi. To zjawisko współistnieje z intensywną indywidualizacją, czyli z akcentowaniem osobistego wkładu zamiast grupowych sukcesów.

Jedno i drugie odziera pracowników z osłon, jakie kiedyś dawały im role i przepisy. Praca współcześnie zawsze domaga się entuzjazmu, szczerości, autentyczności i zaangażowania. Współczesna pracowniczka jest jak orzech obrany z łupiny. Sama musi wytworzyć twardość, sama musi stać się łupiną. Słabość jest niebezpieczna, jest wystawianiem się na zmiażdżenie przez tych, którzy jej nie posiadają.

Refleksyjność za cenę życia. Przykład zbrodniarza

W neoliberalnym miejscu pracy, jak w obozie pracy – to metafora Petera Fleminga z najnowszej książki „Capitalism and Nothingness” – wrażliwość jest lekkomyślnością, wystawianiem się razem z najbardziej wewnętrzną prywatnością na działanie bezwzględnego świata, gdzie wszystko ma swoją cenę, wszystko można kupić, sprzedać, lub – jeżeli nie jest bezwzględnie pilnowane – zabrać. Taka moralność głosi, iż dojrzałość polega na bezlitosnym zachowaniu. Słabeusz nie tylko sam sobie jest winny bycia obiektem ciągłego rabunku osiągnięć, czasu i energii, ale powinien być wdzięczny za cenną nauczkę uzyskaną od świata.

Tymczasem dojrzałość nie polega na duchowym samookaleczeniu – wręcz przeciwnie. Osoby zadające duchowy gwałt innym same dokonują mordu na własnej wrażliwości. Nie stają się psychopatami, ale uczą się zachowywać jak psychopaci – na tym polega socjopatia. Okaleczenie jest skuteczne, gdy osoby przestają odczuwać ból i wstyd. Same nie wiedzą, co czują.

Nowość Nowość Promocja!
  • Barbara Józefik
  • Katarzyna Sroczyńska

Gender w gabinecie

39,99 49,99
Do koszyka
Książka – 39,99 49,99 E-book – 35,99 44,99

Gitta Sereny w książce, która jest zapisem m.in. jej rozmów z nazistowskim komendantem obozów zagłady w Treblince i Sobiborze, Franzem Stanglem, pokazuje, iż zbrodniarze mogą wykazywać się racjonalnym myśleniem i choćby być sympatyczni. Ale samoświadomość i wrażliwość odzyskać potrafią tylko kosztem życia. Jej rozmówca w końcu doszedł do takiej refleksyjności – i niemal natychmiast potem umarł.

Dobre skutki wrażliwości na słabe sygnały

Wrażliwość i kruchość czynią nas istotami ludzkimi. Sprawiają, iż nie jesteśmy skłonni przekraczać pewnych granic, iż współodczuwamy zarówno to, co smutne, jak i to, co wesołe. Dzięki niej sukces przyjaciółki jest naszym sukcesem i choćby w chwili, gdy sama dostaję od życia po głowie, dzięki temu sukcesowi – i przyjaźni – mam się z czego cieszyć.

To dzięki wrażliwości na „słabe sygnały” – czyli na komunikowane nie wprost problemy płynące z różnych źródeł – generał Charles de Gaulle był wizjonerskim przywódcą i umiał podejmować decyzje, które zapobiegły wielu nieszczęściom. To tak, jakby dzisiaj premier czy prezydent powołali okrągły stół do dialogu z blokującymi drogę rolnikami, czy zapraszali do poważnych rozmów przedstawicieli związków zawodowych, podejmujących strajk głodowy w likwidowanej fabryce.

Podejście systemowe uczy, iż wrażliwość jest cenna dla przetrwania systemu. Dzięki niej organizacje i społeczeństwa mogą reagować na kryzys zanim sytuacja wymknie się spod kontroli. Pomaga też zbiorowo uczyć się z kryzysów, zagrożeń, niezgody. W ten sposób pojawiają się konstruktywne zmiany.

Wrażliwość jest nie tylko empatią – choć ta stanowi jej podstawę – ale umiejętnością, talentem, który można rozwijać, zachęca do rozumienia innych osób, żywych istot, świata. Daje energię do budowania więzi. One nie są automatycznie dane i można je zerwać, choćby można je systemowo wykorzenić. O wiele trudniej je wypracować na nowo, choć nie jest to niemożliwe.

Ludzka wrażliwość – to, co w tej chwili uznawane jest za słabość i kruchość – może nam w tym pomóc. W niej cała nadzieja. Wspólna sprawczość wywodzi się z żywych więzi – paradoksalnie droga do niej wiedzie przez kruchość.

Ta droga nie jest łatwa. Nasza epoka buduje nie tylko swoją władzę, ale także jej legitymizację – poczucie kolektywnego sensu – nie na zapewnianiu ludziom wrażenia bezpieczeństwa, jak czynił to kapitalizm opiekuńczy lat powojennych, ale na prywatyzacji systemowych niespójności. Instytucje społeczne wyrzekły się moralnej odpowiedzialności za dobro ogólne. Negują, jakoby kiedykolwiek ją posiadały, generując wciąż nowe, coraz bardziej niewrażliwe wersje historii, w których teraźniejszość jawi się jako apogegum postępu i nieuchronność.

Ekstrapolują te narracje w przyszłość, pozbawiając nas tego, co w innych systemach było źródłem wolności – przyszłości możliwych, niezrealizowanych, czasem utopijnych, ale zawsze jeszcze niezapisanych. Społeczeństwo neoliberalne ma jakby przytępione zmysły, a sukces przedstawia się jako powodzenie jednych kosztem porażki innych. jeżeli komuś to przeszkadza, to „ma zbyt cienką skórę” i musi ponieść koszty zbiorowego znieczulenia.

Zamiast utopii mamy dziś w kulturze rozkwit dystopii, a w polityce – retrotopii, jak nazywał je Zygmunt Bauman, czyli mitologizowanych wersji przeszłości. Rosnące uczucie zagrożenia, niepewności i niestabilności sprzyja coraz większej konsolidacji i centralizacji systemów zarządczych, które zamiast wrażliwością na słabe sygnały wykazują się zdolnością odwrotną – niewrażliwością na wszystkie sygnały, w tym na takie, które wcześniej uruchamiały zarządcze dzwony alarmowe.

Nowość Nowość Promocja!
  • Wiesław Saniewski

Wolny strzelec pod nadzorem

47,20 59,00
Do koszyka
Książka – 47,20 59,00 E-book – 42,48 53,10

Kruchość przestaje być naturalną częścią kondycji ludzkiej, a staje się źródłem zagrożenia. Społeczeństwa w neoliberalizmie zaczynają marzyć o tym, by ludzi zastąpiły roboty czy algorytmy. Przestają wierzyć w ludzką mądrość, wierzą za to w sztuczną inteligencję. System społeczny, który odrzuca wrażliwość, a z jej niszczenia czyni kryterium dojrzałości, jest nie tylko głęboko niemoralny, ale, używając określenia Bernarda Stieglera, głupi. Zamiast uczyć się i współdziałać ze zmieniającym się środowiskiem, taki system ulega regresji. Jedynym sposobem rozwiązywania problemów staje się naśladownictwo, powtarzanie rozwiązań, które bywają przyczynami istniejących problemów.

Rewolucja serca

W tych warunkach osoby wrażliwe, kruche i łagodne są szczególnymi bohaterami naszych czasów. To jest wspaniała wiadomość! „Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą Ziemię” (Mt 5,5) – mówi Jezus w Kazaniu na Górze. Angielskie słowo meek i szwedzkie saktmodig, użyte jako tłumaczenie greckiego praus, podpowiadają, iż chodzi także o usposobienie łagodne i wrażliwe. Papież Franciszek mówi często o wrażliwości, wręcz o rewolucji czułości, dającej odwagę spotkania.

W książce „Revolutionary Love” amerykański rabin Michael Lerner nawołuje do „socjalizmu serca”, „duchowego socjalizmu”, gdzie wyzwolimy w sobie naszą bezinteresowną czułość i troskę, odpuścimy obronne mury i przekonanie, iż materializm jest nieuchronny. Nie trzeba do niczego się przymuszać ani przezwyciężać – inaczej niż z wyuczoną socjopatią wystarczy zaakceptować, kim jesteśmy w całej naszej ułomności.

Miłość rewolucyjna może być odzyskana świadomie przez wszystkie osoby wrażliwe. Polega na niewiedzy, nieocenianiu, niedoskonałości. Ludzie smutni, odsyłani przez racjonalizatorów do zawodowego zezłomowania, nadwrażliwcy, ci ze „zbyt cienką skórą”, to te osoby, które często powodowały i powodują przez cały czas niepokoje serca. To osoby, które bronią spraw przegranych, ludzi „niepotrzebnych”, drzew, które „zaśmiecają” parking liśćmi; rzek, które przecież można wymienić na bardziej racjonalne zamknięte obiegi wartkiej wody.

W oczach świata taka postawa wrażliwości bywa słabością, przegrywem, ostatnim miejscem w rankingach („Gloire aux perdants” – chwała pokonanym, śpiewają francuscy raperzy Marc Nammour i Loïc Lantoine). Ale na tym właśnie polega rewolucja. To nie jest rewolucja racjonalnego Robespierre’a czy wodzowskiego Lenina. To jest rewolucja ostatnich. „Ostatni będą pierwszymi” (Mt, 20,16).

Spot „Smutny autobus” osiągnął wprawdzie duża widoczność, ale była to w ogromnej mierze sława negatywna. Przeważająca liczba krytycznych komentarzy spowodowała, iż właściciele filmu wyłączyli możliwość komentowania na YouTube. Pojawiały się grupy w mediach społecznościowych, wyrażające empatię wobec smutnego autobusu, opracowano kilka alternatywnych zakończeń.

W wersji youtubera Pantery autobus stoi na taśmie prowadzącej do maszyny złomującej. Pojawia się motylek, który włącza przycisk stop. Wroga kobieta, która chciała go ze złomować, sama zostaje przysypana piramidą złomu. Autobus przekierowany jest do myjni i do warsztatu, gdzie energiczni majstrowie doprowadzają go do blasku. Dostaje plakietkę „linia specjalna” i wozi zadowolonych podróżnych. Nie jest już smutny. Zabiera choćby swoją byłą nemezis, która uśmiecha się, choć ma zabandażowaną rękę i kilka plastrów. Razem z motylkiem wyruszają w drogę.

Na zakończenie pojawia się zielono-niebieska plansza w kolorze lasu albo morza. Patrząc na nią, przypomina mi się uczucie, jakie pojawia się po ułożeniu szczególnie trudnej układanki puzzle – wszystko jest wreszcie na swoim miejscu w jakimś większym, skomplikowanym obrazie.

PS Płakałam, gdy oglądałam alternatywne zakończenie. Płakałam kilka razy. Cofnęłam film, podobnie jak cofnął się autobus, by zabrać na pokład wredną niszczycielkę; cofnęłam, by jeszcze raz tę scenkę zobaczyć.

Idź do oryginalnego materiału