Właściwie to czemu Wigilia aż dotąd nie jest dniem wolnym od pracy? Czy to nie dziwne, iż najpopularniejszy, dla wielu najważniejszy wieczór w roku następuje po zwykłym dniu harówki? Że nie ma czasu, żeby się do niego przygotować i iż robi się to naprędce, w popłochu i zdenerwowaniu – byle wspaniałe święto miały chociaż dzieci, które go niecierpliwie wyczekują.
Wiadomo, iż przed każdym świętem jest w domu pewne zamieszanie, ale wysoki poziom stresu przedwigilijnego stał się niemal częścią tradycji. W sąsiedzkim antykwariacie regularnie natykam się w Wigilię na panów, którzy niby to wyszli po natkę pietruszki do sklepiku, ale tak naprawdę kryją się tam przed nadciągającą kolacją wigilijną.
Baczność, Wigilia!
Bo niby jak zorganizować wieczór na 12 potraw, zawody z karpia w galarecie i pięciu rodzajów śledzia, w tym śledzia z boczniaków, kiedy Wigilia wypada w jakiś zwykły czwartek, gdy większość ludzi wychodzi z pracy w chwili, kiedy na niebie rozbłyska już pierwsza gwiazda? Choinkę może i można ubrać choćby dwa tygodnie wcześniej, pierogi też można ulepić z wyprzedzeniem i zamrozić. Można, my to w rodzinie praktykujemy, podzielić się zadaniami (ja co roku odpowiadam z barszcz i keks, ewentualnie pasztet).
W sumie można też olać śledzie, liczyć na to, iż karpia przyniosą ze sobą goście, wyciągnąć choćby parówki i krakersy, brudne szyby zasłonić brudnymi firankami. W ogóle można zrezygnować ze świąt. Takie zawracanie głowy.
A jednak, mimo wszystko, chociaż wiele z nas chciałoby się czasem gdzieś schronić przed tą straszną, okropną, głodną i żądną choinki Wigilią i ją przeczekać w spokoju – zwykle jednak ulegamy sile tradycji, znacznie wszak starszej niż chrześcijańskie święto.
W okolicach grudnia jesteśmy już pewni wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy; przypominamy sobie Szczodre Gody, w ogródkach i na balkonach pojawiają się śniegórki czy jakieś upiorne świecące renifery. Szykujemy wielki prezentowy potlacz i może choćby zaczynamy wierzyć w magię świąt, która potrafi coś nam posklejać, coś naprawić. Czekamy na święto, które z założenia ma być czymś innym niż dzień jak co dzień. Które ma zmienić na chwilę dynamikę, pozwolić nam zwolnić, zatrzymać się, uspokoić, odpocząć.
I to samo w sobie byłoby wigilijnym cudem niezależnie od tego, czy i jaką ktoś wyznaje wiarę, gdyby nie fakt, iż nie da się ani zwolnić, ani zatrzymać, ani tym bardziej odpocząć, kiedy Wigilia wypada w dzień roboczy. Wpadamy w ten świąteczny czas z rozpędu i w szale tysiąca niewykonanych zadań, totalnie demolując jego kulturowe uzasadnienie. Odpoczywać po wyczerpującej Wigilii zaczynamy dopiero drugiego dnia świąt. Koszmar.
A adekwatnie to dopiero początek koszmaru, bo tu zaczyna się drugi, społeczno-klasowy. Odsłoniła go reakcja na zapowiedź posłanki Magdy Biejat, iż już od tego roku Wigilia będzie dniem ustawowo wolnym od pracy.
Powariowali na tej lewicy!
Magdalena Biejat przedstawiła projekt poselski, który ustanawia dzień 24 grudnia dniem wolnym od pracy. I zebrała gromy. Za to, iż pomysł jest rzekomo niefeministyczny, bo jak to, lewica chce zapędzić kobiety do garów? Bo nie jest lewicowy, skoro państwo ma się znów pokłonić katolickiemu świętu. Bo przecież każdy dzień wolny od pracy kosztuje, jak wyliczył Ryszard Petru, 6 mld zł, a i tak mamy tych dni zastraszająco dużo, bo aż trzynaście. Bo – uwaga! – PAD już zapowiedział, iż taką ustawę podpisze, co wiadomo, iż dla wielu jest wystarczającym powodem, by cały projekt zdyskredytować.
Zacznijmy od feminizmu. Paulina Błaszkiewicz pisze w „Wyborczej”, iż nie byłoby tematu, gdyby taki postulat zgłosiła prawicowa polityczka i iż nie takiej propozycji oczekujemy od lewicy. Bo ten postulat sugeruje, iż trzeba dać kobietom więcej czasu w sprzątnie i gotowanie. „Kobiety i tak muszą się zorganizować i zwykle robią to od początku grudnia, a dzień wolny w Wigilię nie zrobi im większej różnicy. Idąc tokiem myślenia Lewicy, powinniśmy dać Polkom urlop przedświąteczny, żeby zdążyły umyć okna, upiec ciasta, zrobić bigos i pierogi? Jak szaleć, to szaleć” – pisze Błaszkiewicz.
Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Magda Biejat nie zaproponowała przecież dnia wolnego dla kobiet, żeby mogły sobie posprzątać, ale dla wszystkich. jeżeli Błaszkiewicz usłyszała, iż to jest adresowane do niej i iż ktoś chce jej w Wigilię kazać sprzątać, to już tylko jej swawolna interpretacja.
Niestety, wciąż jeszcze gros obowiązków domowych wykonują kobiety. Ale fakt, iż Wigilia jest dniem roboczym, tylko ten nieprzyjemny trend pogłębia. Są bowiem pracodawcy, którzy kobiety pracujące w biurach wypuszczają tego dnia do domu wcześniej. A te, których pracodawcy nie wypuszczą, przecież i tak jakoś sobie poradzą, bo muszą. Mężczyzna może posiedzieć w pracy do 17 i przyjść na gotowe. Albo może się urwać wcześniej i kupić prezenty, o których (to kulturowo wciąż jeszcze dopuszczalne, choć dla domowników przykre) zapomniał. Kupi je w sklepach, które w dzień Wigilii pozostaną dla niego otwarte.
Wolna Wigilia to zatem krok, który pozwoli wydobyć z niedopowiedzeń bezpłatną pracę kobiet, pomoże zaplanować wspólne domowe prace i sprawiedliwiej podzielić zadania związane z kolacją wigilijną. Zmniejszyć stres i presję, poprawić w domach nastroje, dać szansę wszystkim biesiadnikom dojechać na czas do bliskich, zanim „zaświeci pierwsza gwiazdka”, a dzieciaki dobiorą się do prezentów. Wolny 24 grudnia sprawi, iż podczas kolacji wszyscy rzeczywiście poczujemy, iż to święto.
Sprzeciw wobec wolnej Wigilii odsłania też podziały klasowe: kogo stać na delegowanie prac domowych, a kto wykonuje je sam. Kto dysponuje swoim czasem, a kto jest na etacie i żeby dojechać na zimowe święta do rodziny, musi wziąć urlop. Związki zawodowe poparły pomysł Lewicy. Pracodawcy już narzekają, iż w takim razie ludzie będą się w robocie obijać już 23 grudnia, będą próbowali się wymknąć wcześniej, żeby zrobić zakupy i sprzątać. Ta obawa dotyczy jednak tylko białych, a nie niebieskich kołnierzyków, jednak to właśnie ich perspektywę powszechnie przyjmujemy, o czym opowiada w książce Zofia Smełka-Leszczyńska. Tak czy inaczej, to jest zarzut a priori. Równie dobrze można mieć pretensję do pracowników, iż czekają na piątek, piąteczek, piątunio, a czwartek nazywają małym piątkiem.
Kolejny zarzut też jest interesujący i jakoś znamienny. Od lewicy oczekuje się, iż naprawi system: poprawi ściągalność alimentów, odratuje ochronę zdrowia, zbuduje mieszkania socjalne. Otóż lewica to wszystko zrobi, ale potrzebne jest jej większe poparcie. Poparcie zaś buduje się stopniowo i na sukcesach, które dotyczą wszystkich – tak jak Wigilia. Niech więc te wolne Wigilie będą sukcesem lewicy. Reszta może tylko zazdrościć, iż sama na to nie wpadła.
Postulat Biejat pokazał też, iż lewica myśli wspólnotowo – iż dla lewicy rodzina, przyjaciele, święta – to troska o zwykłych ludzi. A to, owszem, może liberałów irytować. Przecież już było tak łatwo po tym, jak przejęli od lewicy hasła o tym, iż „moje ciało, moja sprawa”, i „mieszkanie prawem, nie towarem” (choć to ostatnie z założeniem, iż tylko pierwsze mieszkanie, bo kolejne to wiadomo, iż dobra inwestycja). A tak było wygodnie z tą prostą podziałką, gdzie prawica kręci się wokół tradycji i wspólnoty, a liberałowie doglądają przedsiębiorczości i praw jednostek, bo w tym układzie lewicy pozostawała rola freaków, którym nie wiadomo, o co adekwatnie chodzi.
Trzech Króli? Na pakę i do lasu
Kolejny zarzut: niby dlaczego lewica walczy o katolickie święto? To też oczywiście ściema. Gdyby Wigilia była katolickim świętem, na pewno byłaby wolna już od dawna. Na trzynaście dni ustawowo wolnych od pracy dziewięć to święta katolickie. Do państwa należy: kacowe, czyli 1 stycznia, 1 i 3 maja oraz 11 listopada. Nie ma 4 czerwca i na pewno nie będzie już 15 października. Święta katolickie to 6 stycznia, dwa dni Wielkiej Nocy, Zielone Świątki, Boże Ciało, Wniebowzięcie NMP (nałożone na Święto Wojska Polskiego w rocznicę Bitwy Warszawskiej), Wszystkich Świętych (dziady przypadają w wigilię, czyli 31 października) i dwa dni Bożego Narodzenia. Dlaczego więc nie Wigilia? Bo Wigilia jest świętem pogańskim. Tak samo jak dziady, ale wzmocniona popkulturą, podczas gdy dziady zostały doszczętnie pożarte przez Halloween.
Niezależnie jednak od pochodzenia Wigilia Bożego Narodzenia jest świętem obchodzonym w Polsce chyba najpowszechniej. Z całą pewnością powszechniej niż święto Trzech Króli 6 stycznia. jeżeli zatem problem jest czysto gospodarczy i nie możemy sobie pozwolić na czternasty dzień wolny od pracy, to proszę bardzo – niech wolna będzie Wigilia w zamian za 6 stycznia. Więcej osób przynosi do domu choinkę, niż przebiera się za Kacpra, Melchiora lub Baltazara, których teraz Straż Graniczna odesłałaby na pace do Białorusi, zanim by się zdołali wylegitymować.
To będzie zmiana symboliczna i znacząca. Wszak skoro nie chcemy migrantów, będziemy musieli pracować więcej. Odsapnijmy więc chociaż w Wigilię.