Wiem, jak powinno być w niebie

5 godzin temu
Zdjęcie: Titanic


Nie mam pojęcia, co znaczy oglądanie Boga twarzą w twarz. Wiem natomiast, czym jest obserwowanie twarzy pięknej osoby.

Każdemu daj śmierć jego własną, Panie.
Daj umieranie, co wynika z życia,
gdzie miał swą miłość, cel i biedowanie.

Rainer Maria Rilke, tłum. Mieczysław Jastrun

Niedawno prawie zginąłem. Kierowcy autobusu pomyliły się światła, ze mną na środku jezdni. Wszystko trwało raptem kilka sekund, a mogło mnie nie być. I już? Już, tyle, pisaliby na pomniku: „głupia sprawa”. Niedokończona.

Po zejściu z pasów zatrzymałem się. Wokół żywej duszy. Nikt niczego nie zauważył. Nieco oszołomiony usiadłem na pobliskim murku, w cieniu sporego drzewa.

Kiedy tak siedziałem, nie dumałem wcale o śmierci, która zbliżyła się do mnie na odległość kilku centymetrów. Ani o tym, co mogłoby po niej nastąpić: spotkałbym Boga czy nicość. Zamiast tego myślałem o życiu. O twarzach ludzi, których kocham. O momentach, kiedy czułem się szczęśliwy. O tym, iż język bywa bezradny wobec sytuacji granicznych.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Co ciekawe, nie postanowiłem, iż od dzisiaj będę funkcjonował zupełnie inaczej, lepiej. Że zmienię w tym czy w tamtym aspekcie moją codzienność. Będę wyciskał ją jak cytrynę. Stanę się uważniejszy na drobiazgi. Albo odważniejszy, na przykład zaproszę dziewczynę, która mi się podoba, na kawę.

Nie, nic takiego nie nastąpiło. Nie żebym twierdził, iż wszystko i zawsze jest idealnie. Po prostu uznaję, iż silne emocje czy adrenalina to źli doradcy, a urok naszej egzystencji bywa jednocześnie i słodki, i gorzki. Dalej czasem ulegam zachwytowi, a czasem przegrywam, uderzam głową w mur, rozczarowuję się czymś, również samym sobą. Żyjąc, tracę życie.

Akurat w tym czasie oglądałem nocami dwa seriale. adekwatnie wracałem do nich po kilku latach. Pierwszym był „BoJack Horseman”, animacja o starzejącej się gwieździe telewizji. Bohaterowie tego serialu raz po raz mierzą się z pytaniem: co po nas przetrwa? Noszą w sobie jedno pragnienie, wyrażane wprost co kilkanaście odcinków: by ich życie coś znaczyło, by nie okazało się jedynie Szekspirowską pieśnią idioty. „Przecież musi być coś więcej” – powie BoJack, by zaraz speszony i niepewny dodać: „prawda?”.

Wkrótce Nowość Promocja!
  • Wiesław Dawidowski OSA
  • Damian Jankowski

Leon XIV. Papież na niespokojne czasy
PRZEDSPRZEDAŻ

21,00 35,00
Do koszyka
Książka – 21,00 35,00

Wcześniej będzie się konfrontował z lękiem przed śmiercią. Usłyszy wtedy od znajomego: „Chcesz nadać śmierci sens, ale śmierć nie ma sensu i dlatego jest tak przerażająca”. Może nic „potem” nie ma. Zostaje stwierdzenie, które wieńczy finalny sezon: było miło, ale się skończyło…

Drugi serial to „Młody papież” Paola Sorrentino. W jednym z odcinków Pius XIII żegna zabitego przyjaciela, z którym się wychowywał. Papież modli się, by Bóg pocieszył zmarłego. „Przypomnij mu o dniu, kiedy uciekliśmy z sierocińca. Przypomnij mu lęk i swobodę, które nam wtedy towarzyszyły. Zapewnij go, iż to nic złego: wolność i strach idą ręka w rękę – prosi Pius. – Przypomnij mu 20-letnią siostrę Mary. Jej długie blond włosy skąpane w słońcu, gdy grała w kosza. Przypomnij mu to niezatarte, archaiczne piękno, które nas tak poruszało w ciszy. Wiem, iż ani on, ani ja nigdy nie zapomnimy tego obrazu. Spraw, aby nie opłakiwał straconych marzeń”.

Z każdym kolejnym rokiem coraz bardziej porusza mnie ta modlitwa. Kościół powtarza, iż niebo to nie miejsce, a bycie z Bogiem, stan najwyższej szczęśliwości, niekończąca się możliwość widzenia Stwórcy twarzą w twarz (por. KKK 1021). Intuicja Sorrentino, i nie tylko jego, idzie dalej, skupia się na wizji owej szczęśliwości. Ta zaś, podobnie jak cała metafizyka, musi opierać się na ludzkim doświadczeniu, na konkrecie, inaczej stanie się abstrakcyjna, niezrozumiała, niezbyt pociągająca.

Nie wiem, co znaczy „bycie z Bogiem”, oglądanie Go twarzą w twarz. Wiem natomiast, czym jest obserwowanie twarzy pięknej osoby, czyli obcowanie z niezatartym, choć ulotnym pięknem. Miałem okazję przebywać w towarzystwie takiego piękna raz czy dwa razy w życiu, do ostatniego dnia będę je nosił w sobie.

Podobne przeczucie miał Czesław Miłosz. W jednym z wierszy zanotował: „Jak powinno być w niebie wiem, bo tam bywałem. / U jego rzeki. Słysząc jego ptaki. / W jego sezonie: latem, zaraz po wschodzie słońca”. Dodawał:

Myślę, iż ruch krwi
Tam powinien być dalej triumfalnym ruchem
Wyższego, iż tak powiem, stopnia. Że zapach lewkonii
I nasturcja i pszczoła i buczący trzmiel,
Czy sama ich esencja, mocniejsza niż tutaj,
Muszą tak samo wzywać do sedna, w sam środek
Za labiryntem rzeczy.

Stwierdzenie „bywałem w niebie” nie musi brzmieć ani żartobliwie, ani buńczucznie. Bywałem, bo doświadczyłem chwil, w których chciałem, by czas się zatrzymał, by trwały jak najdłużej. Zdarzają się takie momenty. Rzadko, ale się zdarzają. Czasem ledwo je zauważamy lub zauważamy zbyt późno. A czasem zachwyt dosłownie odbiera nam wtedy mowę.

Zastanawialiście się kiedyś, czemu Rose po śmierci trafia ponownie na Titanica, wita się z innymi pasażerami i z ukochanym, z którym los brutalnie ją wcześniej rozdzielił? Te kilka dni na statku – zanim nastąpiła katastrofa – były szczytem jej szczęścia i miłości, czymś tak barwnym, iż życie, które nastąpiło później, zamieniło się jedynie w czekanie, by raz jeszcze wejść na pokład. Oto jej niebo.

Może więc śmierć nie jest ani żadnym końcem, ani przekroczeniem granicy, a powrotem? Może elementy raju przebijają się do naszej codzienności? Niezbyt często, ale jednak. Może Bóg na koniec zapyta nas o to, jak nam się żyło w niebie. Może, czemu nie? W końcu „Królestwo Boże jest wśród was”.

Wracam do jeszcze jednego filmu. W „A.I. Sztuczna inteligencja” Spielberga chłopiec-robot przed wyłączeniem może spełnić jedno marzenie. Wybiera dzień ze swoją mamą. To niby banalna prośba, ale coraz lepiej ją rozumiem. Miałbym podobną. Na koniec chciałbym pojechać do rodziców. Niech trwa wtedy środek lata, sobota. Pogadamy, zjemy dobry obiad. Potem mama poda truskawki. Usiądę na kanapie w dużym pokoju i zauważę, iż zaczyna się ćwierćfinał piłkarskich mistrzostw świata. Nie mogło być lepiej.

W moim niebie nie myślałbym o samym niebie, o śmierci, ani choćby o Bogu. Myślałbym o życiu, najlepszym, co mi się przytrafiło. choćby jeżeli właśnie dobiegałoby końca.

Idź do oryginalnego materiału