Jako obserwator kultury zauważam, iż co jakiś czas pojawiają się momenty, które wydają się szczególnie znaczące. Śmierć księżnej Diany, głosowanie w sprawie Brexitu, pierwsza debata prezydencka Biden–Trump. To były wydarzenia, w których czułem, iż coś się stało, coś się zmieniło.
Czas pokaże, ale podejrzewam, iż aresztowanie Grahama Linehana może okazać się właśnie takim punktem zwrotnym – zwłaszcza w świecie wojen kulturowych i polityki tożsamości.
Linehan to jeden z najbardziej znanych brytyjskich scenarzystów komediowych – twórca m.in. „The IT Crowd” i przede wszystkim „Ojca Teda”. Może nie powinienem lubić tego ostatniego? W końcu kpił z Kościoła katolickiego i bywał wulgarny… a jednak go uwielbiałem.
Nie traktowałem go zbyt poważnie, ale miał momenty przenikliwego wglądu zarówno w kulturę, jak i Kościół. A nade wszystko posiadał cechę, która w dzisiejszych programach komediowych stała się rzadkością – był po prostu zabawny.
W tym tygodniu Linehan został aresztowany po powrocie z USA do Wielkiej Brytanii. Jak sam relacjonuje: „W chwili, gdy wyszedłem z samolotu na Heathrow, czekało na mnie pięciu uzbrojonych policjantów. Nie jeden, nie dwóch – pięciu. Odprowadzili mnie do prywatnego pomieszczenia i oznajmili, iż jestem aresztowany za trzy tweety. W kraju, w którym pedofile unikają wyroków, w którym plaga przestępstw z użyciem noża wymyka się spod kontroli, w którym kobiety są atakowane i zastraszane za każdym razem, gdy gromadzą się, by zabrać głos – państwo wysłało pięciu uzbrojonych funkcjonariuszy, by aresztować scenarzystę za taki tweet…”
Można się spierać, iż wpis był niesmaczny. Ktoś uzna go za niegrzeczny czy nieśmieszny. Ale czy zasługuje na areszt? I czy naprawdę potrzeba do tego pięciu uzbrojonych policjantów?
Linehan stwierdził: „Zostałem aresztowany na lotnisku jak terrorysta, zamknięty w celi jak kryminalista, zabrany do szpitala, bo stres niemal mnie zabił, i objęty zakazem publikacji w sieci – wszystko dlatego, iż zażartowałem w sposób, który uraził kilku psychotycznych przebierańców. To dla mnie dowód ponad wszelką wątpliwość: Wielka Brytania stała się krajem wrogo nastawionym do wolności słowa, do kobiet, a zbyt uległym wobec żądań agresywnych, roszczeniowych mężczyzn, którzy uczynili z policji swoją prywatną bojówkę”.
Nie ma wątpliwości, iż był celem ataku. To nie była rutynowa interwencja policji na Heathrow. To przyszło z góry – właśnie dlatego, iż Linehan stał się celem ideologów trans od chwili, gdy zaczął angażować się w obronę praw kobiet.
Sprzeciwiając się narracji, iż mężczyźni mogą stać się kobietami, zapłacił wysoką cenę. Musical „Father Ted” został odwołany (kosztując go miliony), a – jak twierdzi – stracił także małżeństwo, przyjaźnie i kolejne szanse zawodowe w Channel 4 i BBC.
Nie dziwi więc, iż został zaatakowany. Szokuje jednak, iż policja zaczyna działać jak „policja myśli” w służbie aktywistów trans.
Paradoksalnie, gdy rząd próbował dowodzić, iż nie istnieje „dwutorowe” podejście policji, aresztowanie Linehana stało się dowodem, iż takie podejście ma się świetnie. Gdy Jo Brand żartowała o oblaniu Nigela Farage’a kwasem – nie było aresztowania. Gdy Wes Streeting pisał o chęci wepchnięcia felietonisty „Daily Mail” pod pociąg – nie było aresztowania. Gdy uczestnicy tegorocznych marszów Pride nieśli transparenty z hasłem „Uderz TERF-a” – nie było aresztowania.
Za okrzyk „spalić czarownicę” nikt nie trafi do celi. Można krzyczeć „śmierć IDF” i nie ponieść konsekwencji. W dzisiejszej Wielkiej Brytanii nawoływanie do poderżnięcia gardła nie uchodzi za podżeganie do przemocy (o ile ma się odpowiednie poglądy). Ale żart Linehana o „bójce” wymagał interwencji pięciu uzbrojonych policjantów!
To wpisuje się w szerszy schemat cenzury i prób kontroli myśli, powtarzający się w całym świecie zachodnim. Fińska posłanka Päivi Räsänen od 2019 roku ciągana jest po sądach za to, iż odważyła się zakwestionować poparcie Kościoła luterańskiego dla parady Pride w Helsinkach.
W Niemczech można zostać aresztowanym za nazwanie polityka grubym. W Australii i w Wielkiej Brytanii rządy przygotowują nowe przepisy przypominające prawa o bluźnierstwie, które de facto mają uniemożliwić krytykę islamu.
W Australii sąd w Nowej Południowej Walii właśnie orzekł, iż nazwanie dwóch biologicznych piłkarek – które identyfikują się jako kobiety – mężczyznami, to przestępstwo zagrożone grzywną w wysokości 200 tys. dolarów. Najwyraźniej mówienie prawdy w NSW jest dziś zbrodnią. Każdy, kto się sprzeciwi, ryzykuje grzywnę i przymusowe „reedukacje”.
To wszystko jest głęboko niepokojące. A jednak sprawa Grahama Linehana może być punktem zwrotnym. Ogromna większość ludzi – w tym wielu komentatorów, polityków i dziennikarzy, choćby tych zindoktrynowanych przez ideologię trans – widzi, iż wysyłanie uzbrojonej policji, by aresztować człowieka za tweeta, to absurdalne nadużycie.
Zaczynają to dostrzegać choćby wyżsi rangą funkcjonariusze. Komisarz Metropolitan Police, Sir Mark Rowley, przyznał, iż policjanci znajdują się w „niemożliwej sytuacji”, gdy muszą zajmować się wpisami internetowymi, ponieważ obecne prawo zmusza ich do prowadzenia spraw takich jak ta, które określił jako element „toksycznych wojen kulturowych”.
Podkreślił również, iż policja nie powinna zajmować się takimi kwestiami i wezwał rząd do doprecyzowania lub zmiany prawa, tak aby ograniczyć wykorzystanie zasobów do ścigania wpisów w sieci, o ile nie stwarzają one realnego zagrożenia dla bezpieczeństwa lub porządku.
Jako pastor Kościoła chrześcijańskiego od wielu lat mam kontakt z osobami trans w mojej wspólnocie i przyjmuję je z otwartością. Ale nie będę kłamał o nich ani dla nich. Żaden rząd nie może mnie zmusić do powtarzania fałszu.
Myślę o jednym odważnym wykładowcy uniwersyteckim, który odmówił podpisania polityki trans, głoszącej, iż mężczyźni mogą stać się kobietami. Koledzy radzili mu, by nie ryzykował kariery i „po prostu się dostosował”, skoro i tak wszyscy wiedzą, iż to nonsens. Odmówił, argumentując, iż jest to niezgodne z nauką – i w końcu uczelnia musiała ustąpić i zmienić swoją politykę. Może gdyby więcej osób poszło w jego ślady, tak jak Linehan czy JK Rowling, udałoby się powstrzymać tę nienaukową, nielogiczną, nieludzką i totalitarną ideologię.
Być może elity – zwłaszcza po obowiązkowych szkoleniach Stonewall – zostały nią przejęte, ale reszta społeczeństwa jej nie kupuje.
Może groteskowe aresztowanie Grahama Linehana okaże się sygnałem ostrzegawczym, który uświadomi społeczeństwu, co się dzieje – i sprawi, iż powiemy: „dość tego”. Podejrzewam – i mam nadzieję – iż ten „moment Ojca Teda” okaże się przełomowy dla Wielkiej Brytanii i nie tylko.
O autorze
David Robertson jest byłym pastorem St Peter’s Free Church w Dundee. w tej chwili służy jako pastor Scots Kirk Presbyterian Church w Newcastle (Nowa Południowa Walia) i prowadzi blog The Wee Flea.
Źródło: Christian Today