Kościół w Polsce jest w czymś więcej niż w kryzysie. Po tym makabrycznym mordzie każdy kościelny przełożony powinien wcisnąć przycisk alarmowy, gdy dowiaduje się od świeckich, iż ksiądz jest agresorem.
Często mówimy, iż Kościół katolicki w Polsce jest dziś w kryzysie. Czasem bronimy się, twierdząc, iż Kościół jest w kryzysie od początku swojego istnienia. Ja sam odpowiadam żartobliwie krytykom Kościoła, iż z pieniędzmi ma on problem już od czasów Judasza Iskarioty. Ot, taki retoryczny chwyt, pozwalający na chwilę uniknąć konieczności udzielenia głębszej i bardziej wyczerpującej odpowiedzi.
Tymczasem w polskim Kościele wydarzyło się coś, czego nie można zbyć wzruszeniem ramion. Katolicki ksiądz zamordował człowieka. Morderstwo, którego się dopuścił – dodajmy: morderstwo ze szczególnym okrucieństwem, znane z opisów mafijnych porachunków – podsunęło mi myśl, iż Kościół jest w czymś więcej niż w kryzysie.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Można by powiedzieć, iż w każdym z nas siedzi dr Jekyll i Mr. Hyde, uliczny anioł i domowy demon. Mówimy szczerze, iż nikt nie zna siebie do końca. Ale próba zrozumienia tej zbrodni przy pomocy takich figur retorycznych będzie zawsze tylko próbą, a nie sięgnięciem sedna problemu.
„Jesteśmy tylko ludźmi”
Sęk bowiem w tym, iż makabryczna zbrodnia popełniona przez proboszcza małej parafii z archidiecezji warszawskiej wpisuje się w długi łańcuch skandali z udziałem księży. Przypomnijmy więc najbardziej znane: zabójstwo diakona przez księdza, a potem jego samobójstwo; bulwersujące orgie homoseksualne z udziałem księży; odkrycie posiadania, a choćby „dealowania” narkotyków przez księdza; skandale pedofilskie; wspieranie przez duchownych nacjonalistycznych bojówek atakujących migrantów; fascynacje księży tak zwanymi sportami walki; historia zakonnika gwałcącego kobiety w kaplicy zakonnej.

- Wiesław Dawidowski OSA
- Damian Jankowski
Leon XIV. Papież na niespokojne czasy
Książka z autografem
Tak, to prawda, iż w Kościele są wymieszane ze sobą pszenica świętości i kąkol grzechu. Swoiste mysterium iniquitatis. Ale informacja o morderstwie popełnionym przez księdza jest momentem, w którym u wielu ludzi przelewa się czara goryczy. Pojawia się dramatyczne poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Bo nie można tego wytłumaczyć jedynie kryzysem duchowym, emocjonalną zapaścią czy depresją. Problem wydaje się nie tylko jednostkowy, ale także systemowy. Kościół tkwi w czymś więcej niż tylko w kryzysie.
Znany psychoterapeuta i działacz społeczny Bogdan Białek zwrócił mi uwagę, iż księża często tłumaczą te zachowania słowami „jesteśmy tylko ludźmi”. Jest to zatrważające. Bo gdy ksiądz tłumaczy podłość człowieczeństwem, to oznacza, iż traci busolę etyki, moralności, a choćby wiary w Boga i sąd ostateczny. I tutaj, moim zdaniem, tkwi sedno problemu. W co wierzy ksiądz wychodzący z seminarium? A w co wierzy ten, który ma za sobą 30 lat pracy?
Amerykański jezuita kardynał Avery Dulles opisał przed laty Kościół przy pomocy pięciu modeli. Są to: instytucja, wspólnota mistyczna, sakrament, herold Królestwa Bożego i sługa. Otóż Kościół rzymskokatolicki w Polsce tkwi w najsłabszym z tych modeli, czyli w instytucji.
Nie wymyślam tutaj prochu, jeżeli powiem, iż jest to sklerykalizowana instytucja fasadowa, gdzie miarą opinii o dobrym kapłanie jest jego operatywność, zdolności biznesowe, umiejętności gospodarcze, a dopiero na końcu, jeżeli w ogóle, pyta się o jego życie wewnętrzne.
Wiele lat temu śp. ks. Jan Kaczkowski powiedział mi (opowiadał też o tym w książkach, m.in. „Szału nie ma, jest rak”), iż został dopuszczony do święceń niemal warunkowo. Jak wielu czytelników wie, Janek miał bardzo poważną wadę wzroku, ale gdy podważano jego zdolność do kapłaństwa, jeden z wychowawców miał zapytać: „A pieniądze widzi? Jak widzi – to święcić!”. Zatrważające kryterium dla kogoś, kto jak Platon idealistycznie wierzy, iż to nie pieniądz daje cnotę, ale cnota daje pieniądz.

- Ks. Jan Kaczkowski
- Katarzyna Jabłońska
Szału nie ma, jest rak
Wierzy się więc u nas w operatywność i pieniądz. A to znaczy, iż nie wierzy się w Ewangelię. W niej Jezus mówi: „Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną” (Mt 6,20).
Coś więcej niż kryzys
Tak. Kościół jest w czymś więcej niż w kryzysie. Gdy pod koniec XX wieku dowiedzieliśmy się o skandalach pedofilskich w Irlandii i USA, mój nieżyjący przyjaciel, prof. George Lawless, augustianin, zapytał mnie, jak ta sytuacja wygląda w Polsce.
Wtedy jako młody ksiądz broniłem dobrego imienia Kościoła polskiego, bowiem w głowie mi się nie mieściło, iż Polska – która dała światu Jana Pawła II, w której powstał unikalny na skalę świata ruch oazowy, która jest przesiąknięta duchowością maryjną, gdzie urodziła się „Solidarność” – mogłaby wydać zgniłe owoce. Mój przyjaciel powiedział wtedy: „Poczekaj, zobaczysz”.
Nie musiałem długo czekać. W 2002 r. wybuchł skandal homoseksualny z udziałem abp. Juliusza Paetza. Rok wcześniej pojawił się pierwszy głośny skandal pedofilski w Tylawie, a potem ruszyła lawina, obnażona dokumentnie filmem braci Sekielskich. W każdej z tych spraw głównym problemem instytucji było: jak wyjść z twarzą, a nie: jak się nawrócić.
Kościół jest dzisiaj w czymś więcej niż w kryzysie. Jest jak biblijna winnica, którą nawiedza ogrodnik, by ku swojemu osłupieniu zobaczyć, iż „ona gorzkie wydaje owoce”.
Kościół jest w czymś więcej niż w kryzysie, bo jest niczym narzeczona, wpatrzona nie w narzeczonego, ale wskazująca na siebie. Patrzcie, jaka jestem piękna! Wiemy, iż gdy w związku mąż dba wyłącznie o swoje interesy, albo żona troszczy się o siebie, ich relacja jest dysfunkcyjna. jeżeli więc Kościół dba o siebie, a nie o Boga, który jest w każdym człowieku, to relacja z Bogiem jest dysfunkcyjna.

- Marek Kita
Zostać w Kościele / Zostać Kościołem
Książka z autografem
W takim kontekście księża postrzegają siebie nie jako heroldów Królestwa Bożego, ale jako funkcjonariuszy, a funkcjonariusz jest zimnym człowiekiem, wyrobnikiem i najemnikiem. Jego funkcja zaczyna się i kończy od włożenia i zdjęcia koloratki. Przesadzam?
Sam usłyszałem kiedyś młodego księdza, który żartobliwe powiedział o sobie: jestem człowiekiem Kościoła, a choćby jego funkcjonariuszem. Wiele razy osoby świeckie mówiły mi o księżach, których postrzegają jako zaburzonych, okazujących brak elementarnego szacunku dla człowieka, uważających się za lepszych od innych wiernych.
Jestem księdzem 34 lata. Zostałem wyświęcony rok przed księdzem Mirosławem M. Być może nasze drogi kiedyś się skrzyżowały. Nie pamiętam. Ale znam ludzi, którzy go znali i przeżywają swój życiowy dramat.
Przycisk alarmowy
Ktoś mi powiedział, iż ma on trudny charakter, ale był dobrym organizatorem. Inny ksiądz powiedział mi, iż był agresorem. Ktoś inny, iż miał problemy natury psychologicznej. Założę, się, iż wielu widziało problem, ale go nie podjęło. Nie chcę rozważać tego jednostkowego przypadku, ale uważam, iż ten makabryczny mord jest momentem, po którym w Polsce każdy biskup, rektor seminarium, prowincjał i przeor klasztoru powinien wcisnąć „panic button” (ang. przycisk alarmowy), gdy tylko dowiaduje się od świeckich, iż jakiś ksiądz jest agresorem.
Nie wolno dopuszczać do pracy duszpasterskiej ludzi karmiących się agresją. Nie wolno dopuszczać do publicznych funkcji księży mających problem ze sobą. Trzeba ich wysyłać do psychiatry. Kierować na terapię. Nie muszą być duszpasterzami. Diecezje i zakony dadzą sobie radę bez ich zdobyczy finansowych i organizacyjnych „talentów”.
Kościół środków ubogich łatwiej znajdzie drogę do wyjścia z zapaści niż Kościół na wzór modelu z Laodycei. Pan mówi dziś do nas właśnie tak, jak do Kościoła z Laodycei w Księdze Apokalipsy 3,16-17: „Ty bowiem mówisz: «Jestem bogaty», i «wzbogaciłem się», i «niczego mi nie potrzeba», a nie wiesz, iż to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi”.
Najbardziej jednak ubolewam, iż takie makabryczne zdarzenia uniemożliwiają mi przekonanie do wiary w Boga tych, których kocham, a którzy na moich oczach odchodzą od Boga i Kościoła. W obliczu takich tragedii nie mam argumentu, aby ich zainteresować wiarą. Mogę im jedynie mówić, iż trwam w kapłaństwie i Kościele, bo mam dobrych przyjaciół i braci w zakonie, którzy nie boją się mnie korygować, gdy się potykam i błądzę. Nie kadzą, ale z miłości mówią mi słowo prawdy o mnie, podkreślając, iż przyjaciele mówią sobie prawdę. Dzięki nim trwam. I wielu z nas, księży, trwa.
Ale takich, co mówią prawdę, w Kościele w Polsce się nie lubi i dlatego jest on dzisiaj w czymś więcej niż kryzysie. A oni naprawdę kochają Kościół.
Przeczytaj także: Dom, w którym się rozmawia. Czego księża i biskupi chcą od siebie nawzajem