Wejść w sam środek smutku. Droga błogosławieństw (2)

4 godzin temu
Zdjęcie: Płacz


Można albo próbować zapomnieć o swoim smutku (utopić go w rozrywce, wyjazdach, grach, alkoholu, byle tylko nie myśleć), albo wypłakać duszę.

Drugi drogowskaz ustawiony przy drodze na Górę Błogosławieństw brzmi: „Błogosławieni, którzy się smucą [płaczą, boleją], albowiem oni będą pocieszeni” (Mt 5,4). Jezus wzywa nas, abyśmy nie brali życia powierzchownie, ale żyli odpowiedzialnie i zastanawiali się nad sobą. Abyśmy uświadomili sobie, iż są wartości ważne. Po-ważne. Głębsze niż tylko chwilowa przyjemność.

Jest to błogosławieństwo szczególnie aktualne na XXI wiek. Treścią życia wielu współczesnych osób stały się bowiem sprawy drugo- lub choćby trzeciorzędne: wygląd zewnętrzny, piękna sylwetka, ciało rzeźbione na siłowniach i w klubach fitness, modny ubiór, pieniądze, prestiż, karmienie się informacjami o życiu celebrytów. Dla wielu cały sens sprowadza się do kumulacji rozrywki, przyjemności i radości.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Trend ten zdominował choćby nasze słownictwo: „Bawcie się dobrze”! (Have fun). „Miłej zabawy!” „Idę poszaleć”. „Trzeba żyć komfortowo” (to znaczy: aby przypadkiem nic przykrego mnie nie dotknęło). „Nic na siłę”.

„Skąd to niemal powszechne dzisiaj przekonanie, iż trwać musi ciągły karnawał? Że będziemy bez przeszkód odhaczali kolejne cele i pokonywali wyzwania. Może właśnie cały problem polega na zapomnieniu o prostej zasadzie: życie to nie koncert życzeń?” – zauważył trafnie Damian Jankowski na łamach Więź.pl w artykule o znamiennym tytule: „Smutku mój, ty zawsze przy mnie stój”.

Trzeba się w końcu zatrzymać, zapłakać nad sobą. Dlatego po pierwszym błogosławieństwie, które skłaniało do opróżnienia się ze wszystkiego, co zbędne, przychodzi kolej na drugie, które mówi: życie to nie zabawa, ale zadanie, jakie mamy do wykonania (por. przypowieść o talentach).

Łzy wylewają duszę

Niegdyś ludzie odchodzili na pustynię, szukając Boga, siebie, pełni. Ojcowie Kościoła mówili o darze łez, który stanowił istotny element duchowego wzrostu. Naukę tę rozwijali m.in. Orygenes, Ewagriusz z Pontu, Bazyli Wielki, Jan Chryzostom, Jan Klimak, Jan Kasjan, Augustyn, kartuzi, Katarzyna ze Sieny. Współczesny teolog prawosławny John Chryssavgis pisze: „Łzy oznaczają początek nowego życia, skruszenie duszy, jasność umysłu. Niosą nam odrodzenie, uzdrawiają świat. Są znakiem, iż rzeczywiście wracamy do domu. Przez łzy wchodzimy do skarbca serca”.

Istnieje pilna potrzeba odejścia na bok, zanurzenia się w ciszy i samotności, głębszego spojrzenia na swoje życie – i to przeszłe, i to przyszłe. Może trzeba raz na kilka miesięcy przeżyć „weekend z Bogiem” – wynająć pokój przy klasztorze kontemplacyjnym lub w agroturystyce na uboczu, w atmosferze skupienia, i zainwestować w swoją duszę. Pozostać dwa, może trzy dni, zrobić bilans strat i zysków, wyznaczyć sobie cele, do których będziemy dążyć. I zapłakać nad sobą, nad bezmyślną stratą czasu, talentów oraz wielu okazji do czynienia dobra, do modlitwy…

Póki żyjemy, podejmijmy wszelki wysiłek, by odnaleźć osobę przez siebie skrzywdzoną, przeprosić ją i błagać o wybaczenie

Ks. Andrzej Muszala

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Łzy są niezwykłą substancją, produkowaną przez nasze wnętrze. Pojawiają się w wyniku głębokiego doznania – czy to pozytywnego (uniesienie, szczęście), czy negatywnego (ból, zawód, smutek, utrata kogoś bliskiego, życiowy dramat). Wylewają naszą duszę. Przedłużają chrzest, który przyjęliśmy przed laty. Niegdyś zostaliśmy ochrzczeni wodą zewnętrzną; dziś sami dokonujemy naszego oczyszczenia wodą wewnętrzną zmieszaną z solą, którą mamy się stać.

„Choć jest to zuchwałe, można w pewnym sensie powiedzieć, iż ważniejsze niż chrzest są potoki łez powstałe po chrzcie: bo chrzest zmywa zło, które było w nas przedtem, a przyjąwszy go w dzieciństwie, wszyscyśmy się później splamili; to zaś oczyszczenie jest przez łzy: gdyby kochający Bóg nie obdarzył nimi ludzi, to rzadcy byliby ci zbawieni i trudno byłoby ich znaleźć” – pisał św. Jan Klimak w „Drabinie raju”.

Iluż ludzi doznało głębokiego przekształcenia dzięki łzom! Zdaniem teolożki prawosławnej Myrrhy Lot-Borodine, łzy są znakiem transfiguracji duchowej (transfiguration pneumatique) – dogłębnej przemiany, która wydobywa na wierzch ludzkiej osobowości najbardziej szlachetne pokłady o nadprzyrodzonym posmaku.

Zwierzę się Czytelnikom, iż sam miałem okazję kiedyś doświadczyć czegoś takiego. W młodości doznałem zawodu miłosnego; wylałem wówczas wiadro łez. Dziś widzę, iż były one potrzebne. Gdyby ich zabrakło, pewnie przez cały czas byłbym egoistyczny, infantylny i niedojrzały (choć wciąż bardzo daleko mi do ideału…).

Dzisiaj błogosławię ten czas i dziękuję Bogu, iż po tym wszystkim poprowadził moje życie ścieżką, którą sam wybrał. Choć prosiłem Go wtedy o inny scenariusz. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, iż tamte łzy rzeczywiście spełniły rolę mojego powtórnego chrztu. Że to właśnie w nich narodził się nowy człowiek. Że to sam Bóg zesłał mi wówczas „deszcz łez”, jak to określił św. Augustyn w „Wyznaniach”. Ostatecznie „łzy są wodą żywą: znakiem, iż żaden wewnętrzny mróz nie ścina duszy” (Gilbert Cesbron).

Nie uciekać od smutku

Różne są rodzaje smutku, w zależności od tego, co jest jego źródłem. Jednak najważniejszym z nich jest smutek, którego powodem jest nasze ja – „ja egoistyczne”.

Bestseller Promocja!
  • Janusz Korczak

Sam na sam z Bogiem. Modlitwy tych, którzy się nie modlą

28,00 35,00 Do koszyka

Oczyszcza się ono przez jakąś stratę, na przykład ukochanej osoby. Była ona dla mnie bardzo ważna, wydaje mi się, iż nie mogę bez niej żyć. Choć – jeżeli odeszła – pewnie jest szczęśliwa, może jest z innym człowiekiem, może w domu Ojca? Ja jednak boleśnie odczuwam jej brak… O, ileż można wówczas płakać! To normalne, iż jest nam smutno. Patrzymy na puste ściany, każdy przedmiot przypomina nam ukochaną osobę. Wspominamy chwile szczęścia, które się skończyły. choćby Jezus płakał z powodu śmierci Łazarza. „Oto jak go miłował” – mówili (J 11,36).

W takiej sytuacji człowiek może przyjąć jedną z dwóch postaw – albo próbować zapomnieć o swoim smutku (utopić go w rozrywce, wyjazdach, grach, alkoholu, byle tylko nie myśleć), albo wypłakać duszę. To drugie jest o wiele lepsze. Nie wstydźmy się naszych łez!

„Może więc nie warto uciekać przed tym, co nieuchronne – kontynuuje swoją refleksję Damian Jankowski – przed bólem rozstania (istnienia też!), poczuciem straty, bezradnością? A gdyby tak powiedzieć ludziom: pozwólcie sobie na smutek, dopuście go do siebie, jeżeli trzeba – popłaczcie, bo dzięki temu pryśnie iluzyjne przekonanie o waszej wszechmocy, a wzmocni się wzajemna, międzyludzka bliskość? Czy zamiast «zdobywcy» nie lepiej stawać się po prostu istotą empatyczną? Patrzeć na bliźnich nie jak na pionki do rozstawienia na własnej szachownicy, a współtowarzyszy niełatwej wędrówki, sporadycznie silnych, częściej zmęczonych trudami wyprawy”.

Jeśli człowiek wejdzie w sam środek smutku, odda wszystko Bogu, zawierzy Mu się całkowicie, wówczas dojrzewa jak nigdy! Nie musi nic mówić na modlitwie, bo jego modlitwą są wówczas łzy. Zanurzają go one w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Umiera stary człowiek, a rodzi się nowy. Choć poród jest bolesny (wydaje się czasem, iż zbyt bolesny…).

Szczególnie błogosławiony jest smutek z powodu grzechów i głupot, które popełniliśmy. Przykładem jest kobieta, która przyszła do Jezusa i łzami obmyła Mu nogi, całowała je i wycierała swoimi włosami (por. Łk 7,37-38). „Te łzy są łzami miłości” – stwierdza Isabel de Andia. Podobnie Piotr zapłakał, gdy po raz trzeci wyparł się Jezusa.

Ileż to razy sprawiliśmy Bogu przykrość? Ilu ludzi skrzywdziliśmy przez raniące słowo, opuszczenie w chorobie, zdradę. Z każdej łzy wylanej z naszego powodu trzeba się będzie kiedyś rozliczyć. A czyż prawdziwym piekłem nie będzie ujrzeć łzy Boga z powodu naszej niegodziwości? Póki żyjemy, podejmijmy wszelki wysiłek, by odnaleźć osobę przez siebie skrzywdzoną, przeprosić ją i błagać o wybaczenie. A jeżeli trzeba – zaoferować sowite zadośćuczynienie i przyjąć słuszną karę.

Jakże ważne jest błogosławieństwo tych, którzy płaczą! Ono wcale nie jest przygnębiające, ale prowadzi do prawdziwej radości. Do szczęścia…

„Błogosławiony człowiek, który smuci się do głębi z powodu swych przewinień, który ma złamane serce z tego powodu, iż wie, co grzech uczynił dla Boga i Jezusa Chrystusa, który widzi Krzyż i jest przerażony dokonanym przezeń spustoszeniem. Człowiek, który to przeżył, może liczyć na pociechę; takie przeżycie bowiem prowadzi do pokuty, a Bóg nigdy nie wzgardzi sercem pokornym i skruszonym (Ps 51,19). Droga do radości, przebaczenia prowadzi przez przeżycie głębokiego smutku” (W. Barclay, „Komentarz do Ewangelii św. Mateusza”).

Rozważania ks. Andrzeja Muszali z cyklu „Droga błogosławieństw” będziemy publikować w kolejne niedziele i dwie ostatnie środy Wielkiego Postu 2025. Wszystkie teksty będą dostępne tutaj.

Idź do oryginalnego materiału