Ta sama teologia, którą artysta głosił przez swoje dzieła, służyła mu do krzywdzenia konkretnych ludzi. Dlatego jezuici robią w tej sprawie więcej niż muszą.
Sprawa Marko Rupnika nieco przycichła po tym, jak został on wydalony z zakonu jezuitów i przyjęty – przez cały czas jako duchowny – do diecezji Koper w rodzinnej Słowenii. Można było wręcz zacząć tracić nadzieję, iż cokolwiek zostanie w tejże sprawie wyjaśnione. Watykan nie spieszył się z decyzjami. Ks. Rupnik podróżował po świecie. Natomiast w najróżniejszych miejscach, również w bliskim otoczeniu papieża, przez cały czas oglądać można było jego dzieła.
W ostatnich tygodniach w tej sprawie sporo się jednak ruszyło.
Po pierwsze: proces
Pod koniec marca prefekt Dykasterii Nauki Wiary, kard. Víctor Manuel Fernández oświadczył dziennikarzom, iż realizowane są prace nad znalezieniem sędziów, którzy zajmą się sprawą procesu ks. Marko Rupnika. Ma już być gotowa lista kandydatów, mających odpowiednie kwalifikacje, zdolnych podjąć się sprawy tak głośnej medialnie.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Dodatkowym kryterium miał być również ich brak bezpośrednich związków z dykasterią czy kurią rzymską tak, żeby uniknąć oskarżeń o stronniczość. Kardynał zapewniał również dziennikarzy, iż sprawa Rupnika traktowana jest niezwykle poważnie, dlatego tak istotne jest zachowanie w niej najwyższych standardów, oraz iż nie ma to nic wspólnego z opieszałością czy wręcz niechęcią Watykanu do osądzenia Rupnika, byłego jezuity i przyjaciela papieża Franciszka.
Przypomnijmy: po tym, jak wokół o. Marko Rupnika, znanego i cenionego artysty wybuchł skandal i pojawiły się liczne i poważne oskarżenia, o których pisałam tu w grudniu 2022 r., sprawa nie spotkała się wcale z jednoznacznym i kategorycznym potępieniem. Reakcje zakonu jezuitów były ostatecznie prawidłowe, acz spóźnione i mało transparentne.
Diecezja rzymska z kardynałem De Donatisem na czele wydała wtedy oświadczenie, w którym brała w obronę Rupnika i pochwalała tych, którzy w śledztwach w tej sprawie odmawiali współpracy. Później wydalony z zakonu jezuitów Rupnik został przyjęty jako duchowny w diecezji Koper, a tamtejszy biskup przekonywał, iż nie widzi w tym problemu, gdyż nie został wobec Rupnika wydany żaden wyrok.
Dopiero płynące z Kościoła głosy oburzenia doprowadziły do tego, iż w październiku 2023 r. papież Franciszek uchylił przedawnienie i nakazał ponowne zbadanie sprawy byłego jezuity. Proces Rupnika ma się niedługo rozpocząć: choć to „wkrótce” po blisko półtora roku od decyzji papieża brzmi nieco szyderczo.
Po drugie: dzieła
Pytania o dzieła Marka Rupnika rozbrzmiewają w Kościele w zasadzie od momentu, kiedy popełniane przez niego poważne nadużycia wyszły na jaw. Mozaiki wychodzące z jego pracowni znajdowały się w najważniejszych dla katolików miejscach: w Watykanie, Fatimie, Lourdes, są również w krakowskim Sanktuarium św. Jana Pawła II.

Zadośćuczynienie skrzywdzonym bez sądowych procesów – ba, przed formalnym wyrokiem dla sprawcy – jest możliwe, nie łamie żadnego prawa. Zasłonięcie prac seksualnego oprawcy w najświętszych dla katolików miejscach jest możliwe, nikogo nie krzywdzi
Monika Białkowska
Z jednej strony trzeba odróżniać dzieło od artysty, a świadomość, iż Caravaggio był mordercą, nie przeszkadza nam podziwiać również duchowego wymiaru jego dzieł. Z drugiej strony należy przyznać, iż dzieła Rupnika przepojone są konkretną teologią, którą głosił również w czasie rekolekcji. Dziś zdajemy sobie sprawę, iż właśnie te teologia była do cna przerośnięta fałszem i grzechem. Trudno jest spokojnie patrzeć na tworzone przez niego wyobrażenia Trójcy Świętej, gdy wiemy, iż właśnie w imię tej wizji i posługując się nią, Rupnik wykorzystywał seksualnie siostry zakonne.
Ta sama teologia, którą Rupnik głosił przez swoje dzieła, służyła mu do krzywdzenia konkretnych ludzi. Nic więc dziwnego, iż w świecie narastał sprzeciw wobec prezentowania mozaik Rupnika. Zasadniczo sprzeciw nie dotyczył dzieł sztuki samych w sobie (choć także przed ujawnieniem czynów jezuity, również w Polsce pojawiały się głosy krytyczne – przypominał je tu Mateusz Środoń). Protestowano głównie przecie treściom i znaczeniom, które Rupnik sam nadawał swym dziełom – był to sprzeciw wobec przemocy, którą stosował, posługując się swoją teologią i sztuką.
Początkowo w wielu miejscach przyjęto znaną w Kościele metodę „na przeczekanie”. Mówiono wówczas o ostrożnym podejściu i niechęci do podejmowania kategorycznych decyzji. Trudno się temu dziwić: mamy wszak do czynienia z dziełami, na które wydano miliony euro i które zajmują setki, jeżeli nie tysiące metrów kwadratowych w miejscach kultu.
Głosy mówiące o usuwaniu mozaik lekceważono i nazywano „ideologicznym purytanizmem”. Ostrzegano przed kulturą unieważniania (ang. cancel culture). Papież w kolejnych wystąpieniach, nagrywanych w watykańskich apartamentach, za plecami miał ustawione reprodukcje dzieł Rupnika. Jego twórczość promowała również watykańska Dykasteria ds. Komunikacji, wykorzystując niektóre elementy w identyfikacji graficznej wydarzeń.
Jednocześnie narastały jednak protesty osób skrzywdzonych. Pod ich wpływem zapadały kolejne decyzje bądź o wstrzymaniu prac pod kierownictwem Rupnika (w Aparecidzie), bądź o zasłanianiu jego dzieł (w Waszyngtonie czy w kilku diecezjach angielskich).

- Tośka Szewczyk
Nie umarłam. Od krzywdy do wolności
Ostatnio istotną decyzję podjął bp Jean-Marc Micas, odpowiedzialny za sanktuarium w Lourdes. Jest to miejsce, do którego pielgrzymują nie tylko chorzy – w ostatnich latach stało się również miejscem modlitwy osób wykorzystanych seksualnie w Kościele. Ogromne mozaiki Rupnika, zdobiące fasadę wokół głównego wejścia do bazyliki, wymagały reakcji. Bp Micas nie reagował jednak pochopnie.
Już w ubiegłym roku zwołał zespół roboczy, w skład którego weszli teologowie, artyści, ale i osoby skrzywdzone. Zespół ten miał służyć biskupowi radą i pomocą w podjęciu decyzji. Decyzja o zasłonięciu mozaik zapadła pod koniec ubiegłego roku, ale już wówczas zaznaczono, iż odbywać się to będzie stopniowo. Początkowo wyłączono jedynie oświetlenie dzieł. Pod koniec marca tego roku zasłonięte zostały mozaiki na drzwiach wejściowych.
Na razie nie wiadomo, co stanie się z pozostałymi, które umieszczone są wewnątrz bazyliki. Biskup podkreślał, iż ideą, która mu przyświecała, było ułatwienie dostępu do bazyliki tym skrzywdzonym, którzy mieli z mozaikami trudność, gdyż sami zostali skrzywdzeni w podobny sposób, jak ofiary ks. Rupnika.
Czy kolejne sanktuaria pójdą w ślady Lourdes? Czy decyzja bp. Jeana-Marca Micasa będzie precedensem, ze względu na znaczenie Lourdes dla katolickiego świata?
Po trzecie: odszkodowania
Z pewnością bezprecedensowa jest decyzja, jaką w sprawie Marko Rupnika podjęli kilka dni temu jezuici. Choć nie zapadł jeszcze kanoniczny wyrok – ba, nie rozpoczął się choćby formalnie proces byłego jezuity – to zakon ogłosił program pomocy dla tych, którzy przez Rupnika zostali skrzywdzeni.
List do skrzywdzonych w tej sprawie wystosował o. Johan Verschueren, który był wcześniej przełożonym Rupnika. Poprosił adresatów pism, by przekazywali mu, czego teraz potrzebują i jak jezuici mogą te potrzeby zaspokoić. „Każda droga do zadośćuczynienia będzie całkowicie zależała od zaproszonej osoby” – zapewniał. Prawniczka pięciu ofiar Rupnika, Laura Sgró, przyznała, iż jest to gest jasny, mocny i konkretny.
Pozornie ta decyzja jezuitów może wydawać się przedwczesna i pochopna: oznacza bowiem decyzję o wypłacaniu zadośćuczynienia przed wyrokiem. Pamiętać jednak trzeba, iż zakon przeprowadził w tej sprawie już kilka lat temu własne dochodzenie, w którym wina Rupnika została jednoznacznie wykazana. Ostatecznie jednak nie zostało dokończone merytorycznie. Wydano wówczas decyzję o usunięciu artysty z zakonu (nie ze stanu duchownego). Poważniejszych kar nie można było nałożyć ze względu na przedawnienie sprawy (zniesione później przez papieża). Jezuici nie mogą mieć zatem wątpliwości, w jaki sposób zakończy się watykański proces i są doskonale świadomi przestępstw Marko Rupnika.

To nie jest kraj dla rodziców | Rozliczalność w Kościele | W obronie nieużytecznego
W sprawie Rupnika wyraźnie coś drgnęło. Niechętni Franciszkowi publicyści sugerują, iż może to mieć związek z chorobą papieża, który nie jest i być może nie będzie już zdolny otaczać byłego jezuity parasolem ochronnym. O prawdziwych przyczynach trudno jest jednak wyrokować, zwłaszcza iż drgnęło raczej niewiele.
Nadzieję mogą budzić inicjatywy oddolne jezuitów i biskupa Lourdes. W realne działania watykańskiej dykasterii można będzie uwierzyć dopiero wówczas, kiedy proces Marko Rupnika rzeczywiście się rozpocznie i kiedy będziemy mieć pewność, iż prowadzony jest przez ludzi kompetentnych, ale i niezależnych, w najmniejszym stopniu niepowiązanych z (wpływowymi wciąż) środowiskami sprzyjającymi artyście.
Opatrznościowe w całej tej historii wydaje się to, co było zarzutem stawianym jezuitom, czyli fakt, iż Marko Rupnik nie został przeniesiony do stanu świeckiego. Gdyby tak się stało, przez cały czas mógłby snuć swoją narrację o doznanej w zakonie krzywdzie i nigdy nie mógłby zostać postawiony przed Dykasterią Nauki Wiary – jego proces kanoniczny nie mógłby się odbyć. Dzięki temu, iż Rupnik przez cały czas pozostaje duchownym, Kościół ma możliwość i obowiązek rozliczenia go do końca i wzięcia odpowiedzialności.
To problem, o którym wciąż za mało się mówi, w klerykalnym przekonaniu, iż usunięcie z kapłaństwa jest najwyższą możliwą karą dla duchownego. Niestety, usuwając człowieka z kapłaństwa czy pozwalając na jego samodzielne odejście przed wydaniem wyroku, umożliwiamy niekiedy przestępcom ucieczkę przed sprawiedliwością – ucieczkę do świeckiego świata, w którym ich winy nie mają znaczenia lub są przedawnione.
Nie można również nie docenić działania zakonu jezuitów, który nie unika odpowiedzialności i nie odmawia pomocy. Jezuici nie przekonują, iż za swoje grzechy Rupnik powinien płacić sam. Co więcej: robią w tej sprawie więcej niż muszą, szukają raczej tego, co mogą zrobić więcej lub lepiej.
To zgoła inna postawa niż ta, z którą mamy do czynienia w Kościele w Polsce, gdzie pierwszym przykazaniem wielu hierarchów stało się „przede wszystkim nie płacić”. Unikanie procesów, przeciąganie ich, wnoszenie kolejnych apelacji to nie tylko kwestia ocalania kościelnych pieniędzy. Jest to przede wszystkim upokarzanie kolejnych skrzywdzonych, próba sądowego udowodnienia, iż ich krzywda jest nieważna i na zadośćuczynienie nie zasługuje.
Zadośćuczynienie skrzywdzonym bez sądowych procesów – ba, przed formalnym wyrokiem dla sprawcy – jest możliwe, nie łamie żadnego prawa. Zasłonięcie prac seksualnego oprawcy w najświętszych dla katolików miejscach jest możliwe, nikogo nie krzywdzi.
Ba, uważam nawet, iż dopiero taka decyzja jest okazaniem skrzywdzonym prawdziwej miłości. Sprawiedliwość oddaje to, co musi oddać, co się należy. I to jest za mało. Miłość jest natomiast dawaniem tego, co chcemy dać, dawaniem więcej i bardziej niż to tylko, co jesteśmy drugiemu winni. jeżeli chrześcijaństwo jest religią miłości, dobrze byłoby, gdyby i Kościół w kwestii skrzywdzonych spróbował kierować się miłością.
Przeczytaj również: Tośka Szewczyk: Co zrobimy z mozaikami Rupnika?