Skąd
biorą się cuda? Stanowią ślad Boga, który chce w ten sposób wykorzystać
materialne znaki, aby nawiązać kontakt z ludźmi. Oczywiście, Kościół
podchodzi do tego rodzaju nadzwyczajnych sytuacji, postaci i wydarzeń
raczej ostrożnie. Zawsze- aby wykluczyć możliwość pomyłki lub
mistyfikacji- potrzeba długich badań empirycznych oraz teologicznych.
Oto największe cuda w XX wieku!
CUD SŁOŃCA
13
października 1917 r. aż 70 tysięcy osób przybyło do Fatimy. W tej
portugalskiej miejscowości od 13 maja dzieciom- pastuszkom, Łucji,
Hiacyncie i Franciszkowi, co miesiąc objawiała się Matka Boża, która
zapowiedziała, iż w październiku dokona cudu, aby ludzie uwierzyli w to,
co powiedziała. W tłumie ludzi, którzy przybyli do Fatimy nie brakło
niedowiarków. Tego dnia w Fatimie spadł rzęsisty deszcz. Ulewa ustała po
kilku minutach, zza chmur wyszło słońce, które lśniło, ale nie
oślepiało przybyłych. Następnie kula zaczęła wirować z ogromną
prędkością. Zatrzymała się, aby znów wpaść w wir. Później słońce
„zaczęło przybierać różowy kolor na krawędziach i ślizgać po niebie,
wirując i rozsypując czerwone snopy płomieni. (...)Trzykrotnie ożywiona
szaleńczym ruchem kula ognia zaczęła drżeć i trząść się. Wydawało się,
że opadając ruchem zygzakowatym, spadnie na przerażony tłum. Wszystko to
trwało około dziesięciu minut. Na końcu słońce wspięło się znów wijącym
ruchem do punktu, z którego zaczęło opadać, na nowo przyjmując swój
spokojny wygląd i odzyskując zwykłą jasność swego światła”- pisał
Antonio A. Borelli w książce „Fatima – orędzie tragedii czy nadziei”.
Zjawiska, które zauważane było tylko podczas objawień maryjnych nie
udało się w żaden sposób wytłumaczyć "naukowo". Na 400 objawień
maryjnych, do których miało dojść w XX wieku, Kościół uznał tylko
siedem.
UWOLNIENI Z PODWODNEJ PUŁAPKI
Zdarzenie
miało miejsce w sierpniu 1988 roku. Peruwiański okręt podwodny
„Pacocha” zbliżał się do portu Callao. W jego rufę nagle uderzył
japoński statek rybacki. Do maszynowni okrętu zaczęła się wlewać woda.
Choć kapitan zdołał zamknąć otwarty właz prowadzący na mostek, po chwili
utonął. Roger Luis Cotrina Alvarado, który przejął dowodzenie, nakazał
ewakuację przez właz dziobowy. Mimo to okręt przechylił się gwałtownie i
zaczął tonąć. Mimo naporu wody, klapa włazu nie zamknęła się. Kiedy do
wnętrza okrętu zaczęła dostawać się woda, kapitan zaczął przyzywać
pomocy chorwackiej zakonnicy Marii Petković (1892 – 1966), założycielki
Zgromadzenia Córek Miłosierdzia. Wtedy, jak relacjonował, nagle poczuł w
sobie „siłę fizyczną i duchową potrzebną do działania dla ocalenia
siebie i wszystkich towarzyszy”. Ppróbował podnieść klapę włazu, aby
odblokować rygle, jednak nie dał rady i znów wezwał pomocy chorwackiej
zakonnicy. Wówczas udało się podnieść klapę. Kapitan "przekręcił
pokrętło uruchamiające rygle i pokrywa z łatwością się zamknęła. W końcu
woda przestała się wlewać”- napisał w ekspertyzie dla Kongregacji Spraw
Kanonizacyjnych inż. Fabio Barberini. Załoga po kilkunastu minutach
opuściła okręt. Manewr wykonany przez porucznika Cotrinę w tak krótkim
czasie (zaledwie 7 minut) okazał się niewytłumaczalny naukowo i
technicznie. W grudniu 2002 r. Watykan zatwierdził cud, a papież Jan
Paweł II pół roku później beatyfikował Marię Petković.
ŻUCHWA ODROSŁA WE ŚNIE
20
kwietnia 1945 roku, siostra Carla De Noni z Villanova została trafiona
serią pocisków z karabinu maszynowego. Kula, która trafiła w podbródek,
zmiażdżyła jej żuchwę oraz otaczające tkanki miękkie. W ocenie lekarzy,
stan zakonnicy był beznadziejny. o ile choćby przeżyje, nie będzie mogła
mówić- wyrokowali. Kiedy siostra Carla była już w agonii, matka
przełozona Zgromadzenia Misjonarek Męki Naszego Pana Jezusa poleciła
wszystkim zakonnicom modlić się o cudowne uzdrowienie siostry za
wstawiennictwem salezjanina ks. Filippa Rinaldiego (1856 – 1931). Pod
koniec czerwca 1945 chora obudziła się rano... zupełnie zdrowa.
„Zobaczyłam – wspominała – iż broda już nie opada. Dotknęłam jej dłońmi i
poczułam coś twardego w środku oraz zauważyłam, iż język jest na swoim
miejscu”- opisywała po zdjęciu opatrunków. Siostra Carla mogła też
mówić. Badania wykonane w latach 40., a później w latach 80.
potwierdziły odtworzenie ok. 4 cm kości żuchwy. Tkanki miękkie zostały
odtworzone w sposób, który przywracał w pełni ich wszystkie funkcje.
Lekarze uznali to za cud, niewytłumaczalny z punktu widzenia nauki.
Podobną opinię wydali członkowie konsulty medycznej Kongregacji Spraw
Kanonizacyjnych. Dekret o cudzie za przyczyną ks. Filippa Rinaldiego
Watykan ogłosił 3 marca 1990 roku. 29 kwietnia 1990 roku Rinaldi został
beatyfikowany.
PŁACZĄCA FIGURA MATKI BOŻEJ
Do
płaczących figur świętych Kościół podchodzi najbardziej ostrożnie,
można powiedzieć, iż wręcz sceptycznie. Jednym z niewielu tego rodzaju
wydarzeń, uznanych za cud, jest płacząca rzeźba Matki Bożej z Akito w
Japonii. Rzeźba znajduje się w domu Instytutu Służebnic Eucharystii.W
lipcu 1973 roku na prawej ręce figury pojawiła się krew, natomiast we
wrześniu tego roku, rzeźba zaczęła się... Pocić. Wydzielała wówczas
słodki zapach kwiatów. Od stycznia 1975 do września 1981 roku z oczu
Matki Bożej zaczęły natomiast płynąć łzy. Zjawisko powtórzyło się ponad
100 razy i było widziane przez ok. 500 osób. Tego rodzaju zjawiska były
związane z objawieniami maryjnymi, których doświadczała s. Agnes Katsuko
Sasagawa. Zostały one uznane za kontynuację objawień z Fatimy, ponieważ
w Akito Matka Boża także wzywała świat do pokuty, nawrócenia, a przede
wszystkim modlitwy różańcowej. Krew, pot i łzy zostały poddane badaniom,
a do ich przeprowadzenia zaproszono również niewierzących naukowców z
miejscowego uniwersytetu. To właśnie jeden z nich, dr Kaoru Sagisaka,
stwierdził, iż krew, pot i łzy są pochodzenia ludzkiego. Biskup diecezji
uznał te objawienia za zjawisko nadprzyrodzone w 1984 r. Sześć lat
później japoński episkopat wydał oświadczenie na ten temat.
CUDA EUCHARYSTYCZNE
Od
750 roku tego rodzaju cudów odnotowano na całym świecie aż 132. Hostie
krwawiły lub zamieniały się w skrawek mięśnia sercowego, wino natomiast
zamieniało się w krew. Jeden z ostatnich cudów eucharystycznych, już
potwierdzonych naukowo i uznanych przez Kościół, miał miejsce w sierpniu
1996 w Buenos Aires. Ks. Alejandro Pezet został poinformowany po mszy
świętej, iż ktoś porzucił konsekrowaną hostię. Kapłan chciał ją spożyć,
jednak była zabrudzona, umieścił ją więc w naczyniu z wodą i zamknął w
tabernakulum. Jak się później okazało, hostia powiększyła się i
zamieniła w krwawy mięsień. Po miesiącu ks. Pezet umieścił hostię w
naczyniu z wodą destylowaną. Nic nie uległo zmianie, a po trzech latach
dzisiejszy papież Franciszek, wówczas jezcze metropolita Buenos Aires,
polecił zbadanie hostii przez naukowców. Próbkę przesłano do USA, bez
informacji skąd pochodzi. Badano ją w laboratoriach w San Francisco i w
Nowym Jorku. Kardiolog i patolog medycyny sądowej dr Frederic Zugibe nie
miał wątpliwości, iż „badany materiał jest fragmentem mięśnia sercowego
znajdującego się w ścianie lewej komory serca, z okolicy zastawek.
(...) Mięsień sercowy jest w stanie zapalnym, znajduje się w nim wiele
białych ciałek. Wskazuje to na fakt, iż serce żyło w chwili pobierania
wycinka (...). Co więcej, białe ciałka wniknęły w tkankę, co wskazuje,
że to serce cierpiało, np. jak ktoś, kto był ciężko bity w okolicach
klatki piersiowej”. Cudowna hostia jest wystawiana na widok publiczny.
STYGMATY OJCA PIO
Ojciec
Pio to najsłynniejszy spośród ok. 320 stygmatyków w historii Kościoła
Katolickiego. Jak doskonale wiemy, zakonnik miał również wiele innych
cudownych adekwatności, takich jak bilokacja, proroctwa, wizje,
uzdrawianie. Przez pół wieku ojciec Pio nosił krwawe rany dokładnie w
tych samych miejscach, gdzie ukrzyżowany Chrystus: dłonie, stopy i bok.
"Dłoń można tylko przymknąć z wielkim wysiłkiem i niecałkowicie. Na
stopach są okrągłe rany. Ciągle sączy się z nich krew, która moczy buty.
Naciśnięcie tych ran palcem sprawia bardzo silny ból. Na lewym boku
klatki piersiowej jest zranienie w formie odwróconego krzyża”- opisywał w
1919 r. prof. Jerzy Festa. Stygmaty o. Pio otrzymał po raz pierwszy w
1910 r., jednak niedługo zniknęły, by ponownie pojawić się po ośmiu
latach. Zakonnik nosił je aż do śmierci 23 września 1968 r. Rany nie
goiły się, jak również nie ulegały zakażeniu. Kapucyn usiłował je
ukrywać. Nosił rękawiczki, ale i przez nie sączyła się krew, która
według świadków wydzielała przyjemny zapach kwiatów. Lekarze i komisje
kościelne, po wielu badaniach ran, uznali, iż ich pochodzenie jest
medycznie niewyjaśnione, mimo iż sceptycy zarzucali o. Pio wywoływanie
ich poprzez środki chemiczne. W chwili śmierci zakonnika stygmaty
zniknęły, nie pozostawiając blizn.
MARTA ROBIN- PRZEZ PÓŁ WIEKU JEJ JEDYNYM POSIŁKIEM BYŁA EUCHARYSTIA
W
1918 r. zaledwie 16-letnia Marta Robin zaczęła chorować. To
prawdopodobnie wirusowe zapalenie mózgu doprowadziło ją 11 lat później
do całkowitego paraliżu. Od tamtej pory, aż do śmierci w 1981 r. Robin
leżała w łóżku. Nie mogła jeść ani pić, gdyż paraliż objął również jej
przełyk. Jakim cudem ta mistyczka i stygmatyczka przeżyła pół wieku? Jej
pokarmem była... Komunia Święta, którą raz w tygodniu przynosił jej
ksiądz. Przez dom Marty Robin przewinęły się dziesiątki tysięcy ludzi,
również naukowcy i sceptycy. Od 1991 roku toczy się jej proces
beatyfikacyjny.