A Jonasz wstał, aby uciec do Tarszisz przed Panem. Zszedł do Jafy, znalazł okręt płynący do Tarszisz, uiścił należną opłatę i wsiadł na niego, by udać się nim do Tarszisz, daleko od Pana. (Jon 1,3)
וַיָּ֤קָם יוֹנָה֙ לִבְרֹ֣חַ תַּרְשִׁ֔ישָׁה מִלִּפְנֵ֖י יְהוָ֑ה וַיֵּ֨רֶד יָפֹ֜ו וַיִּמְצָ֥א אָנִיָּ֣ה ׀ בָּאָ֣ה תַרְשִׁ֗ישׁ וַיִּתֵּ֨ן שְׂכָרָ֜הּ וַיֵּ֤רֶד בָּהּ֙ לָבֹ֤וא עִמָּהֶם֙ תַּרְשִׁ֔ישָׁה מִלִּפְנֵ֖י יְהוָֽה׃
καὶ ἀνέστη Ιωνας τοῦ φυγεῖν εἰς Θαρσις ἐκ προσώπου κυρίου καὶ κατέβη εἰς Ιοππην καὶ εὗρεν πλοῖον βαδίζον εἰς Θαρσις καὶ ἔδωκεν τὸ ναῦλον αὐτοῦ καὶ ἐνέβη εἰς αὐτὸ τοῦ πλεῦσαι μετʼ αὐτῶν εἰς Θαρσις ἐκ προσώπου κυρίου.
Et surrexit Iona ut fugeret in Tharsis a facie Domini et descendit Ioppen et invenit navem euntem in Tharsis et dedit naulum eius et descendit in eam ut iret cum eis in Tharsis a facie Domini.
Ucieczka Jonasza na nic się nie zdała. Bóg wszedł w jego lęk, rezygnację, upór, w jego decyzje, aby ostatecznie przeprowadzić swoje plany. Droga przez symboliczną śmierć w głębinach morza, prowadziła Jonasza do nowego życia. Historia jego ucieczki podpowiada ważne pytania skierowane do mojego wnętrza. Czy czasem nie uciekam przed misją, przed wymaganiami, przed powołaniem? Może najchętniej byłoby coś przespać i obudzić się w rzeczywistości, gdzie wszystko jest już posprzątane. Ostatecznie przychodzi na myśl stara łacińska maksyma: Omnia mea mecum porto – wszytko moje ze sobą noszę. Gdziekolwiek uciekam, zawsze zabiorę ze sobą to, co moje, moje obawy, nadzieje, lęki i fascynacje. Obym miał odwagę zanurzyć się w to wszystko, ale tylko ze świadomością, iż wszystko Bóg wpisuje, asymiluje w swoje zamiary pełne pokoju a nie zagłady. Moja Niniwa może zostać nawrócona i ocalona.