Prezentujemy świeżo wydaną książkę, która udowadnia, iż jezuici nie zawsze byli w awangardzie modernistycznego „postępu”, jak ma to miejsce dziś. Tradycja kontra modernizm to znakomita pozycja wybitnego francuskiego kardynała – Louisa Billota. Hierarcha odważnie bronił społecznego panowania Chrystusa Króla i przenikliwie obnażał spisek modernistów w łonie duchowieństwa. Poniżej prezentujemy wstęp do książki.
Autorem wstępu do książki „Tradycja kontra modernizm”, wydanej przez wydawnictwo DeReggio, jest Marcin Beściak, goszczący na antenie PCh24 TV m. in. w cyklu poświęconym nauce i postaci św. Tomasza z Akwinu.
Kiedy przed stu dziesięcioma laty, 8 września 1907 roku papież Pius X ogłosił całemu katolickiemu światu encyklikę Pascendi Dominici gregis, był to potężny cios zadany przez Urząd Nauczycielski Kościoła wszystkim środowiskom marzącym o sprowadzeniu religii katolickiej do bliżej nieokreślonej idei chrześcijańskiej, pozbawionej Tradycji, dogmatów, Objawienia i całego porządku nadprzyrodzonego. Łatwo zauważyć, iż encyklika ta już w samej swej formule nie przypomina wcześniejszych, analogicznych dokumentów Stolicy Apostolskiej. Do tej pory pisma papieskie publicznie potępiające stanowiska przeciwne wierze katolickiej przybierały formę zwięzłych katalogów tez uznanych za błędne lub heretyckie. Zamiast tego św. Pius X w swej obszernej encyklice daje kompletny zarys filozoficzno-teologicznego systemu modernistów i potępia goen bloc jako „ściek, do którego spływają wszystkie herezje”.
Przyjęcie takiej formuły nie było, rzecz jasna, dziełem przypadku. Do tej pory bowiem poszczególne herezje atakowały wybrane dogmaty wiary negując je mniej lub bardziej wprost. Modernizm natomiast nie atakował poszczególnych dogmatów, zamiast tego usiłował podkopać samo pojęcie dogmatu jako prawdy objawionej przez Boga i podanej przez Kościół do wierzenia. W konsekwencji z całego gmachu prawd wiary nie pozostałoby nic prócz pustych formuł, których znaczenie poddane jest nieustannym, bliżej nieokreślonym zmianom. Dodatkową trudność stanowił fakt, iż modernistyczny system przez cały czas posługiwał się tradycyjnymi terminami: „wiara”, „Objawienie”, „Kościół”, „sakramenty” itd., ale przypisywał im inne znaczenie. W połączeniu z wyjątkowo niejasnym, niepre- cyzyjnym i wieloznacznym językiem powodowało to, iż błędy modernistów były dobrze zakamuflowane i na pierwszy rzut oka mogły prezentować pewne pozory ortodoksji.
Aby unieszkodliwić przeciwnika, trzeba więc było najpierw go zdemaskować. Na tym polu szczególnie zasłużyli się dla Kościoła dwaj jezuici, przedstawiciele rzymskiej szkoły teologicznej: kardynał Franzelin i jego następca, kardynał Billot. Ten ostatni zetknął się z prądami modernistycznymi już u samych początków swojej działalności jako wykładowca dogmatyki na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. O wysokim poziomie, jaki Billot reprezentował jako uczony i teolog, najlepiej świadczyć może fakt, iż choćby jego przeciwnicy musieli uznać w nim geniusza. Na przykład dominikanin, o. Marie-Dominique Chenu, który dał się później poznać jako zwolennik modernizmu, jako młody student był gorliwym słuchaczem wykładów o. Billota i jeszcze po latach uznawał w nim „teologa wielkiej klasy”. Trzymając się zasad wytyczonych kilka lat wcześniej przez papieża Leona XIII w encyklice Aeterni Patris, Billot gwałtownie stał się jednym z najważniejszych obrońców tradycyjnej doktryny w czasie kryzysu modernistycznego. Jego zaangażowanie, wierność zasadom i metodzie św. Tomasza oraz niewątpliwe zalety intelektualne nie pozostały niezauważone przez Stolicę Apostolską. Mianowany został najpierw ekspertem przy Kongregacji Indeksu, następnie konsultorem św. Oficjum. Z modernizmem rozprawił się najpierw w jed- nej z części traktatu De virtutibus (1901), a trzy lata później poświęcił mu osobną pracę, której niniejsza książka stanowi pierwsze polskie tłumaczenie.
W swej rozprawie przeciw modernizmowi Billot na trzy lata przed ukazaniem się encykliki Pascendi przedstawił całościową syntezę systemu modernistów i rozwinął argumenty, którymi miał się później posłużyć Urząd Nauczycielski Kościoła. Zarzucał głoszonej przez modernistów koncepcji ewolucji dog- matów przede wszystkim lekceważenie reguł wiary i kryteriów teologicznych w badaniu świadectw Tradycji. Sam zaś system modernistyczny, pomijając błędy metodologii, sprowadza do trzech podstawowych błędów: prawdy relatywnej, dogmatyzmu moralnego i wiary żywej, które razem wzięte prowadzą do całkowitej ruiny wiary katolickiej.
Na szczególną uwagę zasługuje ostatni, szósty rozdział, w którym Billot rzetelnie referuje stanowisko modernistyczne i jasno ukazuje wynikające z niego konsekwencje. Rozdział ten różni się od poprzednich tym, iż autor niemal całkowicie oddaje tu głos swoim przeciwnikom, reprezentowanym przez Alfreda Loisy’ego. Treść prawie w całości utkana jest z cytatów pochodzących z dwóch książek tego ostatniego. Ten niezupełnie typowy zabieg po pierwsze dowodzi, iż nakreślony przez Billota zarys modernistycznego systemu jest jego wiernym, prawdziwym obrazem: stanowisko, które autor przypisuje twórcom tego systemu i wykazuje jego sprzeczność z katolicką doktryną, rzeczywiście znajduje pełne potwierdzenie w ich własnych pismach. Po drugie zaś Billot pokazuje w ten sposób, iż aby obalić modernistyczne sofizmaty adekwatnie wystarczy odkryć ich prawdziwe znaczenie i wszystkie wnioski, jakie logicznie z nich wynikają.
Możemy więc przypuszczać, iż o. Billot w znacznej mierze przyczynił się do powstania encykliki Pascendi. O tym jak wielki musiał być jego wkład w jej ostateczną redakcję niech świadczy fakt, iż w tekście encykliki bez trudu wskazać można wyrażenia, formuły, a choćby całe ustępy, będące powtórzeniem spostrzeżeń zawartych w pracach Billota poświęconych modernizmowi. Co więcej, właśnie w czasie bezpośrednio poprzedzającym ukazanie się encykliki Pascendi i dekretu Lamentabili Billot intensywnie pracował nad poruszanymi w nich zagadnieniami. Świadczyć może o tym fakt, iż w tym samym 1907 roku, na krótko przed pojawieniem się obu wspomnianych dokumentów papieskich, opublikował on drugie, uzupełnione i poszerzone wydanie swej rozprawy. W tym samym czasie tekst Pascendi musiał istnieć już przynajmniej w zarysie, a prace nad redakcją tej obszernej i wnikliwej encykliki prawdopodobnie były już bardzo zaawansowane.
O ile więc nie wiemy, jaką dokładnie rolę odegrał o. Billot w redakcji wielkiej encykliki Piusa X, bo szczegóły pracy ekspertów zaangażowanych w to przedsięwzięcie owiane są mrokami tajemnicy, to bez żadnej przesady możemy stwierdzić, iż w znacznej mierze przygotował on i umożliwił decyzje, które magisterium Kościoła podjęło w obliczu kryzysu modernistycznego. Nie powinno więc dziwić, iż cztery lata później Ojciec Święty uhonorował skromnego jezuitę kardynalską purpurą.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, iż książka ta ma wartość wyłącznie historyczną, gdyż pozwala nam zajrzeć za kulisy warsztatu, w którym wykuwały się wielkie odpowiedzi Kościoła na błędy zagrażające wierze i doktrynie katolickiej na przełomie XIX i XX stulecia. Praca kardynała Billota jest dziś nie mniej aktualna niż w czasach swego powstania. Mistrzowie modernistycznej szkoły, tacy jak Loisy, gwałtownie zyskali bowiem nie tylko zwolenników, ale i następców. Jak gwałtownie postępował ten proces i jak głęboko sięgało jego oddziaływanie, świadczą słowa Piusa X ze wstępu do Pascendi o „zwolennikach błędu, których należy szukać już nie wśród otwartych wrogów Ko- ścioła, ale w samym Kościele: ukrywają się oni – jeżeli można tak powiedzieć – w samym wnętrzu Kościoła i dlatego są tym bardziej szkodliwi”.
Rozpracowując modernistyczny system o. Billot prawdopodobnie nie mógł przypuszczać, iż po latach odrodzi się on i w jeszcze bardziej podstępny sposób zaatakuje Kościół. Słowa Piusa X o wyjątkowo przebiegłym i niebezpiecznym charakterze tej herezji wielu uznało za przesadzone. Jak trafna była diagnoza postawiona przez świętego papieża, świadczy fakt, iż niemal pół wieku później jego następca, Pius XII zmuszony był zaangażować swój autorytet i władzę, by w encyklice Humani generis powtórnie potępić odradzające się błędy modernizmu czy też neomodernizmu.
Istotnie wiele błędów zdemaskowanych przed laty przez kardynała Billota jest dziś bardziej żywych i niebezpiecznych niż kiedykolwiek. Aby się o tym przekonać, wystarczy zapo- znać się z zakończeniem szóstego rozdziału, w którym autor niemal proroczo opisuje ekumeniczne dążenia do stworzenia jednej, wspólnej dla całej ludzkości humanistycznej religii bez Objawienia, prawdy i dogmatów. Obecna publikacja rzuca więc wiele światła nie tylko na prace Loisy’ego i innych modernistów z końca XIX wieku, ale także na dokumenty II Soboru Watykańskiego oraz główne idee posoborowego nauczania.
Analiza ideowej ciągłości między postulatami modernistów pierwszej generacji a doktrynami powstałymi na skutek prób pogodzenia tych postulatów z wiarą katolicką wymagałoby rzecz jasna napisania osobnego studium. Ograniczmy się tu zatem do dwóch przykładów. W konstytucji Dei Verbum II Sobór Watykański podając definicję Tradycji naucza, iż „Kościół z biegiem wieków nieustannie dąży do pełni prawdy Bożej”. Tę ewolucyjną koncepcję Tradycji polegającej nie na przekazywaniu nienaruszonej i niezmiennej pełni prawdy objawionej raz na zawsze przez Chrystusa, ale na nieustannym dążeniu do niej dzięki rozwojowi, głębszemu rozumieniu rzeczy i słów, oraz „kontemplacji i dociekaniu wiernych”, z łatwością odnaleźć możemy w szeroko cytowanych w tej książce pismach ojca modernizmu Alfreda Loisy’ego.
To samo można powiedzieć o wizji Tradycji w ujęciu Benedykta XVI: „Tradycja apostolska nie jest zbiorem rzeczy i słów, jak skrzynia pełna pozbawionych życia przedmiotów. Tradycja jest strumieniem nowego życia, który płynie do nas od źródeł, od Chrystusa, i sprawia, iż uczestniczymy w historii Boga i ludzkości. (…) W ten sposób również i my możemy naprawdę i osobiście doświadczyć obecności Zmartwychwstałego Pana. Za pośrednictwem posługi apostolskiej sam Chrystus dociera do tych, którzy wezwani są do wierzenia. Dystans wieków zostaje pokonany, a Zmartwychwstały ofiaruje się nam żywy i działający w dzisiejszym Kościele i dzisiejszym świecie.(…) W żywym strumieniu Tradycji Chrystus nie jest odległy od nas o dwa tysiące lat. Jest rzeczywiście obecny pośród nas, obdarzając nas prawdą i światłem, dzięki którym żyjemy i możemy odnaleźć drogę ku przyszłości”.
Widzimy więc, iż soborowe i posoborowe nauczanie zarówno co do samej treści, jak i co do używanego języka, zawdzięcza bardzo wiele modernistom końca XIX wieku. W rzeczywistości idee, które w latach 60. wydawały się nowatorskie, zostały w pełni wyrażone wiele dekad wcześniej. Kto więc chce zrozumieć w pełni sens i dzieje walki Kościoła z błędami modernizmu, musi sięgnąć do samego ich źródła. Zadaniem tej książki jest to umożliwić, przedstawiając w sposób jasny, uporządkowany i spójny to, co w systemie modernistów przyjęło postać rozproszonego i chaotycznego zbioru teorii wyrażonych dzięki celowo niejasnego języka, kryjącego się niekiedy za pozorami prawowierności.
Marcin Beściak