Jak długo jeszcze? Jak długo agresja, przemoc, wrogość będą nas dzielić? Niech ta śmierć coś zmieni.
Pogrzeb dr. Tomasza Soleckiego, zamordowanego 29 kwietnia podczas wykonywania pracy w szpitalu, odbędzie się dziś na Cmentarzu Batowickim w Krakowie.
Śmierć niewinnego lekarza w Krakowie jest wydarzeniem, nad którym nie możemy przejść do porządku dziennego, odkładając po jakimś czasie całe to wydarzenie na półkę zatytułowaną „Czas przeszły dokonany”. Jako ksiądz, chrześcijanin, człowiek nie mogę milczeć. To, iż jestem wstrząśnięty, to chyba zrozumiałe; z pewnością nie jestem w tym sam.
Pragnę na początku wyrazić swój ogromny żal, smutek z powodu tego, co się stało, oraz duchową jedność z najbliższą rodziną zamordowanego lekarza. Choć jej nie znam, to jednak chciałbym, aby moje słowo wsparcia dotarło do jego żony i dzieci, by odczuli, iż nie są sami w ich bólu. Że modlę się za nich w tym bardzo trudnym czasie. Współczuję też rodzinie napastnika, szczególnie jego rodzicom – to musi być dla nich straszne…

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Jak słusznie stwierdził dyrektor szpitala uniwersyteckiego w Krakowie, „zaatakowany lekarz poległ w trakcie wykonywania obowiązków służbowych”. Mówiąc krótko – oddał życie na posterunku. W chrześcijaństwie oddanie życia za wiarę nazywa się męczeństwem; nie wiem, jakiego w tym przypadku użyć sformułowania, ale powinno ono być analogicznie mocne. Poświęcenie w stopniu heroicznym. Wierność wartościom ogólnoludzkim do ostatniej kropli krwi. Służba ludziom do grobowej deski. Może ktoś znajdzie lepsze…
Nie znałem zmarłego, nie wiem o nim nic prócz tego, co w tej chwili mogę wyczytać w prasie. Nieważne. Dla mnie istotne jest, iż swoją śmiercią przypieczętował to, czemu się poświęcił – medycynie, leczeniu swoich pacjentów, rodzinie. Z tego, co czytam, był bardzo dobrym ortopedą. Sześć lat studiów medycznych, staż, specjalizacja, ciągłe doskonalenie swoich umiejętności – wszystko to zostało brutalnie przecięte kilkoma ruchami noża. Ta rana się nigdy nie zagoi. Szczególnie u osób najbliższych śp. Tomasza Soleckiego.
Uważam, iż powinien zostać pośmiertnie odznaczony najwyższym odznaczeniem państwowym. Uhonorowany także w inny sposób, szczególnie przez środowiska lekarskie.
I pragnę się podzielić osobistą refleksją. Jak długo jeszcze? Jak długo agresja, przemoc, wrogość będą nas dzieliły? Żyjemy w XXI wieku – wydawać by się mogło, iż powinniśmy być mądrzejsi po traumatycznych doświadczeniach wojen, przemocy, terroru. Może już dość… Zwracam się do wszystkich moich rodaków, szczególnie wszystkich chrześcijan – niech śmierć Tomasza nas połączy, niech nas zmieni!
Niech zniknie z naszej mowy wszelkie słowo raniące, poniżające, wbijające w ziemię! „Błogosławieni cisi…”. Zdanie to można także przetłumaczyć: „Błogosławieni łagodni, niestosujący przemocy”. Naucz nas tego, Jezu cichy. Jezu pokornego serca…
Bracia i Siostry! Niech każde nasze słowo niesie miłość i dobro! Niech będzie balsamem na cudze rany. A gdy złość ciśnie się nam na usta, starajmy ugryźć się w język i odpowiedzieć życzliwością, uśmiechem, dobrem.
Bracia kapłani, niech nie będzie w naszym przepowiadania nic, co mogłoby ludzi dzielić, zasmucać, poniżać. Mamy być głosicielami Ewangelii – Dobrej, a nie złej Nowiny. Jesteśmy uczniami Chrystusa, który nie złamał trzciny nadłamanej, który podnosił, leczył rany, aplikował duchowe analgetyki zranionym sercom i duszom. Który był Boskim Samarytaninem pochylającym się nad każdą ludzką biedą.

- Marek Kita
Zostać w Kościele / Zostać Kościołem
Bracia politycy, którzy nami rządzicie, nie oskarżajcie się nawzajem, siądźcie do wspólnego stołu, okrągłego, bez żadnych kantów i ostrych krawędzi. Zacznijcie się wzajemnie słuchać, rozumieć, dogadywać. Odrzućcie podejrzliwość i podajcie sobie ręce – wszak chodzi wam o wspólne dobro, które jest także naszym dobrem.
My, zwykli obywatele z dołu, pragniemy ujrzeć w was postawę pokoju, dialogu, szacunku dla drugiej osoby. Już dość wzajemnych oskarżeń! Nadszedł czas, by być naprawdę razem. Solidarni.
Niedawno zmarł papież Franciszek – posłuchajmy jeszcze raz, czego nas uczył w adhortacji „Evangelii gaudium” (271-272):
Prawdą jest, iż w naszej relacji ze światem jesteśmy zachęceni do uzasadnienia naszej nadziei, ale nie jako nieprzyjaciele, którzy wytykają palcem i potępiają innych. Bardzo jasno nas przestrzeżono, aby to czynić „z łagodnością i bojaźnią” (1 P 3, 16) oraz „jeżeli to jest możliwe, o ile to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi” (Rz 12, 18). Jesteśmy także wezwani do zwyciężania „zła dobrem” (Rz 12, 21), bez wywyższania się, „oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie” (Flp 2, 3). Rzeczywiście, do Apostołów Pańskich „cały lud odnosił się życzliwie” (Dz 2, 47; 4, 21. 33; 5, 13). […] Umiłowanie ludzi stanowi duchową siłę, ułatwiającą spotkanie w pełni z Bogiem do tego stopnia, iż kto nie miłuje brata, „żyje w ciemności” (1 J 2, 11), „trwa w śmierci” (1 J 3, 14) i „nie zna Boga” (1 J 4, 8). […]
Gdy zbliżamy się do innych z zamiarem szukania w nich dobra, przygotujmy się duchowo do przyjęcia najpiękniejszych darów Pana. Za każdym razem, gdy spotykamy się z drugim człowiekiem z miłością, znajdujemy się w sytuacji odkrycia czegoś nowego w odniesieniu do Boga. […] Otwarcie serca jest źródłem szczęścia, ponieważ „więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu” (Dz 20, 35). Nie żyjemy lepiej, uciekając od innych, kryjąc się, odmawiając dzielenia się i zamykając się we własnej wygodzie. Jest to nic innego jak powolne samobójstwo.
Bracia i Siostry, bądźmy życzliwi dla siebie! Miłujmy, nawet, jeżeli to nas kosztuje…
A na koniec pragnę podzielić się z Wami tekstem spod serca – „Manifestem życzliwości”:
1. Jestem życzliwy. Jestem życzliwy dla wszystkich bez wyjątku. Każdego uważam za brata lub siostrę. Nie ma już dla mnie wierzących czy niewierzących, Żydów czy chrześcijan, muzułmanów czy buddystów, Polaków czy imigrantów, ale wszystkim we wszystkich jest Miłość.
2. Nie używam słów aroganckich, poniżających, złośliwych, destrukcyjnych. Nie deprecjonuję ludzi myślących inaczej niż ja, podejmuję z nimi dialog w duchu życzliwości. Szanuję każdego bez wyjątku. Nikim nie pogardzam.
3. Dążę do pokoju, pojednania i zgody. Nie wprowadzam podziałów w społeczeństwie. Buduję mosty. Nie wykorzystuję nikogo do własnych celów. Nie mam wrogów – ani politycznych, ani osobistych.
4. Jestem człowiekiem nadziei. Nie sieję defetyzmu, nie straszę, nie wprowadzam zamętu, nie jestem podejrzliwy.
5. Pielęgnuję ciszę. Więcej słucham, niż mówię.
6. Służę i daję swój czas jak Samarytanin. Czynię ziemię gościnną dla wszystkich, otwieram drzwi serca oraz własnego domu dla potrzebujących.
7. Kocham świat i przyrodę, nie zaśmiecam jej i nie niszczę przez bezmyślność i chęć dominacji.
(na podstawie „Misericordiae vultus” papieża Franciszka)
Przeczytaj również: AI i zakochanie? To może się skończyć tragedią