Przespałem je -
ścian, podłóg, obrazów świętych drżenie.
Krzyki i pisk, ogólne poruszenie.
Nawet katastrofę kredensu
przespałem w oparach grappy
purnonsensu..
Wstałem,
w samej pidżamie
windą na dół zjechałem
przed hotel i na parkingu w chłodzie,
szukałem dość długo fajek w samochodzie.
I ciągle jeszcze na kacu
stałem na placu.
I paląc papierosa o brzasku
spostrzegłem, jak nobliwa nonna,
prosta jak drut, schylić się nieskłonna
przed nikim, może poza papieżem i Bogiem,
rozmawia z kobietą za rogiem.
Mówiła: - Grazia Madonna!
- Z samego rana jestem tam jechać skłonna!
- Oby mój nagrobek był cały..
- Z Carrary sprowadziłam marmury,
do Dolcedo, o tam, blisko tej góry.
Nic się nie działo, wróciliśmy do hotelu.
W hallu ktoś tam się kręcił, ale gości już było niewielu.
Większość wróciła na górę pośród spojrzeń chmurnych
konsjerża i personelu, i dowcipów durnych.
I tylko nonna, w fotelu przed oknem patrzyła,
jak szofer nabożnie wyciera
poranną rosę z maski jej chryslera.