The Elf on the Shelf, bo tak nazywa się ta tradycja rodem z USA, to tak naprawdę mała laleczka, która według legendy obserwuje dzieci i przekazuje św. Mikołajowi, jak się zachowują. Wprowadza się do domów, gdzie mieszkają dzieci już 1 grudnia i zostaje z nimi aż do Gwiazdki, nocą robiąc psikusy, bo prziecież to elf-psotnik. Wszystko uchodzi mu na sucho, bo przecież nie można karcić wysłannika świętego Mikołaja. Codziennie rano dzieci wstają podekscytowane, by sprawdzić, w tym razem zrobił. - Uległam tym wszystkim pięknym kadrom rodem z Instagrama i pierwszego dnia rozsypałam na podłodze w kuchni mąkę, robiąc elfie ślady. Dzieciaki zadowolone. Ja tak nie do końca, bo po 3 minutach ekscytacji, sprzątałam mączny pył przez kolejne dwie godziny - wspomina Kasia. - I na co mnie to było? Naprawdę nie wiem. Chyba jakiś diabeł mnie podkusił - wtrąca kobieta.
REKLAMA
Zobacz wideo Byliśmy na Jarmarku Bożonarodzeniowym w Krakowie. Ceny? Zobaczcie sami
Elfne psoty nie dla wszystkich?
Mały, czerwony pomocnik Świętego Mikołaja stał się hitem adwentu. Rodzice wykazują się kreatywnością, tworząc dla swoich pociech codzienne niespodzianki, które sprawiają, iż adwent i czas oczekiwania na święta Bożego Narodzenia, staje się wyjątkowy. W polskich realiach, elf stał się nowym elementem budowania tradycji rodzinnych, jednak moda na psotnika, który wprowadza się do domu, gdzie mieszkają dzieci, jak się okazuje, nie jest dla wszystkich. Tu liczy się nie tylko dyscyplina i samozaparcie, ale też ogromne pokłady kreatywności i pomysłowości.
Miało być fajnie, a wyszło jak zwykle. Rodzinne odliczanie do świąt? Raczej śmiech przez łzy. Ja już chyba wolę te bajońsko drogie kalendarze adwentowe. Kupię, postawię na szafce i każę otwierać po jednym okienku
- mówi moja rozmówczyni. - Jestem trochę zawiedziona. Mąż się od tego odcina, nie pomaga, a ja siedzę już kolejny dzień z rzędu, przeglądam media społecznościowe i szukam pomysłów na te elfie psikusy. Internet jest pełen tego, tylko nie na wszystko mam czas - przyzaje Kasia.
Jedni kochają, inni podchodzą sceptycznie. "U nas pastuje się buty"
Trend The Elf on the Shelf pokochali głównie rodzice-millenialsi. Za czasów ich dzieciństwa nikt nie odliczał do świąt, wszyscy byli zajęci swoimi sprawami, a choinkę i lamki wyciągało się najwcześniej na dwa dni przed Wigilią. Dziś jest inaczej. W sieci roi się od inspiracji - Instagram, Pinterest, facebookowe grupy dla rodziców aż pękają w szwach od zdjęć elfa w przeróżnych scenkach. Znajomi, z którymi rozmawiam o "nowej modzie na elfie psoty", przyznają, iż jako rodzice chcą, by ich dzieci poczuli magię zbliżających się świąt. Chcą tworzyć własne wspomnienia i historie rodzinne, do których będą potem wracać.
- Przygodę z elfami zaczęliśmy dwa lata temu i to był prawdziwy strzał w dziesiątkę. U nas elfy nie są bardzo psotne, czasem robią małe psikusy. Ogólnie pomagają dzieciom przygotować się do świąt. Przynoszą zadania. Czasem małe prezenty. Są też zadania do wykonania, np. w tym roku zrobimy wspólnie choinkowy łańcuch, nauczymy się jednej kolędy i stworzymy kartki świąteczne dla bliskich. U nas grudzień to taki naprawdę magiczny czas, na który wszyscy czekamy - opowiada Karolina, której bardzo podoba się historia z elfem i jego psotami. Jednak nie wszyscy są tego samego zdania. Wśród rodziców kilkulatków i tych nieco starszych szkrabów są i ci, którzy jak sami zaznaczają, są "wierni tradycji".
Sama dość sceptycznie podchodzę do tego pomysłu, a to głównie dlatego, iż nieco przeraża mnie to codzienne wymyślanie zadań i psot dla elfa. Może mówię jak bumers, ale dla mnie święta to nie psoty. U nas pastuje się buty i wystawia na parapet, bo Mikołaj 6 grudnia wkłada do nich drobne podarki. Potem ubieramy choinkę, pieczemy pierniki, robimy z dziećmi świąteczne ozodby. I przychodzi Wigilia. To jest nasza tradycja, te zwyczaje chcę pielęgnować
- komentuje Ola, moja koleżanka, która również postanowiła zabrać głos w dyskusji na temat nowego trendu.
A Ty? Co sądzisz o nowym trendzie, który z impetem wdziera się do polskich domów? Czy u Was również pojawił się elf-psotnik? Chcesz podzielić się swoimi przemyśleniami, historią? Napisz: anita.skotarczak@grupagazeta.pl.

3 godzin temu













