Nowy rewizjonizm sięga po subtelniejsze argumenty niż dawni popularyzatorzy kłamstwa oświęcimskiego. Prawda o Zagładzie ginie pod naporem memów kwestionujących liczbę ofiar i lekceważących jej znaczenie.
Świat, w którym żyjemy od 1945 roku – a przynajmniej szeroko rozumiany Zachód – zbudowany jest na fundamencie pamięci o Zagładzie. Od Adorno do Lemkina, od Becketta do Arendt nasze prawo, stosunku międzynarodowe, polityka, filozofia, kultura naznaczone są Zagładą – zapisem pytań i zobowiązań, jakie przed nami postawiła możliwość całkowitej anihilacji milionów ludzkich istnień w środku „cywilizowanej” Europy.
Narracja Ocalonych i ich powierników, ich wezwanie „nigdy więcej” stało się bodaj jedynym wiążącym topoi koinoi, miejscem wspólnym dla defragmentującego się, wypadającego z ram świata powojnia. Zagłada wyznaczyła sferę tego, co na Zachodzie nie podlega debacie, co jest normatywne poza narodowymi, ideologicznymi i politycznymi partykularyzmami. Stała się fantomową postacią prawa naturalnego, umocowanego quasi-religijnie „nie zabijaj” w oceanie ponowoczesnych konwencji, konstruktów i dyskursów.
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.
Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Należę do ostatniego pokolenia, które dorastało wraz ze świadkami Zagłady. Mój dziadek, pochodzący z Biłgoraja chłoporobotnik, trafił na krótki czas na Majdanek – tuż przed wywózką na roboty przymusowe do Niemczech. Gdzieś w rodzinnych archiwach zaginęło jego zdjęcie w pasiaku, którego substytutem stała się lapidarna historia o „wszach, zimnie i głodzie”, jakie panowały w obozowym baraku. Niestety, dziadek odszedł, gdy byłem zbyt mały, by móc z tego cokolwiek zrozumieć.
Od lat prześladuje mnie pytanie: jak zmieni się świat w chwili, gdy odejdzie ostatni Ocalały? Czym będzie Zagłada dla kolejnych generacji, których dziadkowie nie mają już prawa jej pamiętać? Czy nasz świat wykolei się z tej ostatniej prowizorycznej orbity, jaką stanowiła pamięć o Zagładzie? W 2020 r., przy okazji 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, pytałem o to na łamach „Teologii Politycznej” Piotra Cywińskiego, dyrektora Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.
- Piotr Matywiecki
Dwa oddechy
OUTLET
Na pytanie o to, czy po śmierci Ocalałych zmieni się model kultywowania pamięci o Holokauście, odpowiadał: „Pamiętajmy, iż byli więźniowie spisali i nagrali – w formie wideo lub audio – dziesiątki tysięcy relacji. Są one rozproszone po kilku dużych instytucjach na całym świecie, nie tylko w Polsce. Tego jest naprawdę dużo, są to tysiące godzin opowiedzianych historii. Oni swoją pracę już odrobili, więc kiedy słyszę takie obawy, to mam wrażenie, iż w gruncie rzeczy dotyczą one naszej własnej umiejętności przyjęcia odpowiedzialnej postawy wobec historii. To jest trochę niepokojące. Natomiast forma przekazu ewoluuje bez przerwy. Ścieżki komunikacyjne zmieniają się z dekady na dekadę, treść natomiast zasadniczo pozostaje niezmienna. A mówi ona o istocie człowieczeństwa na dobre i na złe, o tym, do czego jesteśmy zdolni i do czego – w relatywnie krótkim czasie – może dopuścić zniesienie fundamentalnych barier”.
Fire Extinguisher Chad
Pamiętam, iż już wtedy odpowiedź ta nie gasiła mojego niepokoju. Może dlatego, iż o ile nie miałem wątpliwości, iż Ocaleni zrobili wszystko, co było w ich mocy, to nie potrafiłem z optymizmem patrzeć na naszą zdolność do przyjęcia „odpowiedzialnej postawy wobec historii”. Głębokie ukłucie niepokoju poczułem ponad rok temu, gdy przy aplauzie internautów Grzegorz Braun zgasił eksponowaną w polskim parlamencie chanukiję – gest, którego symboliczne znaczenie było lekceważone. Wczoraj to samo uczucie wróciło, gdy ten sam polityk zakłócił w Europarlamencie minutę ciszy poświęconą ofiarom Zagłady.
W listopadzie minionego roku Agnieszka Holland w wywiadzie dla portalu Onet.pl powiedziała: „Szczepionka Holokaustu przestała działać. Europa gwałtownie zapomina o wartościach, które zbudowała, żeby się bronić właśnie przed takim zagrożeniem. Okazuje się, iż prawa człowieka, prawa mniejszości, uznanie podmiotowości człowieka za coś niedyskutowalnego nie mają lub przestają już mieć znaczenie”.
Ktoś mógłby powiedzieć, iż słowa reżyserki są wypowiedziane nieco na wyrost, a może stanowią wręcz „komunikowanie cnoty”, które lekceważy trudności, z jakimi mierzy się postmerkelowska Europa. Czy niemiecka chadecja, która dopiero co postanowiła – przy wsparciu dotąd izolowanej AfD – przywracać stałe kontrole graniczne i odsyłać na granicę osoby ubiegających o azyl, to już dowód na to, iż prawa człowieka przestają być dla nas czymś niepodlegającym dyskusji?
A może takim dowodem jest (zdalna) obecność Elona Muska na sobotniej konwencji wspomnianej skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec i jego poparcie dla Alice Weidel, kandydatki AfD na urząd kanclerza? Podczas tego wydarzenia właściciel X mówił o potrzebie porzucenia poczucia winy za zbrodnie Trzeciej Rzeszy – jednego z fundamentów powojennej tożsamości demokratycznych Niemiec – o dumie z niemieckich wartości i tym, iż od wyniku AfD podczas przyszłych wyborów do Bundestagu mogą zależeć losy Europy.
Zagłada i TikTok
Zerwanie z polityką „otwartych drzwi” w Europie, pogorszenie klimatu wokół osób migrujących, wzrost niechęci do przedstawicieli państwa Izrael – wszystko to da się pewnie wytłumaczyć, trzymając się swoistej brzytwy Ockhama. Ktoś mógłby w końcu powiedzieć, iż nie potrzebujemy tezy o nowym antysemityzmie, by na planie teoretycznym wyjaśnić wspomniane zjawiska. Czy cokolwiek zatem się faktycznie zmieniło z głębokimi pokładami naszej pamięci i moralnym rdzeniem? Czy bicie na alarm jest przedwczesne?
Sondaż przeprowadzony w 2023 r. przez YouGov dla „The Economist” wskazuje, iż 20 proc. respondentów w wieku 18-29 lat w Ameryce uważa, iż Holokaust jest mitem – w porównaniu z 8 proc. osób w wieku 30-44. Wielu respondentów popiera tezę, iż Żydzi mają zbyt dużą władzę w Ameryce: młodzi ludzie są tego pewni prawie pięć razy częściej niż osoby w wieku 65 lat i starsze (28 proc. w porównaniu do 6 proc.) – i to niezależnie od poziomu wykształcenia. Im młodsza generacja, tym częściej pojawiały się wnioski, iż znaczenie Holokaustu „zostało przesadzone”.
Jeśli choćby nie czeka nas ze strony nowych rewizjonistów kolejne wcielenie negacji Holokaustu, to z całą pewnością w taktyce tego ruchu mieści się zniekształcanie
Karol Grabias
Redakcja „The Economist” nie pozostawia wątpliwości, iż przynajmniej część odpowiedzialności za ten stan rzeczy ponoszą social media. W tekście czytamy: „Według badania Pew Research Centre z 2022 r. Amerykanie poniżej 30. roku życia są mniej więcej tak samo skłonni ufać informacjom w mediach społecznościowych, jak krajowym organizacjom informacyjnym. Niedawno Pew stwierdził, iż 32 proc. osób w wieku 18-29 lat czerpie wiadomości z TikToka. Serwisy społecznościowe są pełne teorii spiskowych, a badania wykazały silne powiązania między wskaźnikami korzystania z mediów społecznościowych a wiarą w takie teorie. W jednym z ostatnich badań przeprowadzonych przez Generation Lab, firmę zajmującą się analizą danych, młodzi dorośli, którzy korzystali z TikToka, byli bardziej skłonni do utrzymywania antysemickich przekonań”.
W epoce polikryzysu media tradycyjne, słynne „legacy media” ze sloganów Elona Muska, tracą kapitał wiarygodności wśród młodych nonkonformistów, którzy narrację głównego nurtu – nieważne, czy mowa o Zagładzie, zmianie klimatu, COVID-19 i szczepionkach, migrantach z Południa, czy wojnie w Ukrainie – wrzucają do śmietnika. To między innymi platforma X, w której standardy moderacyjne znacząco spadły przy nowym zarządzie, jest przez nich postrzegana jako przestrzeń dająca szansę na rewizjonistyczny zwrot.
Jego jądrem okazuje się przekonanie o istnieniu podziemnego sojuszu partii światowego centrum, mediów tradycyjnych, uniwersyteckich kampusów i globalnego kapitału. Te pozornie mogą się wzajemnie kontrolować i szachować, pod stołem jednak trzymają się za ręce. Szkielet tego obrazu świata znajdziemy tak u głosujących na Trumpa członków ruchu QUanon, fanów skrajnie lewicowej Sary Wagenknecht w Niemczech i polskich fanów Grzegorza Brauna. Wszyscy oni chcą „wywrócenia stolika”, pod którym kapitał, media i politycy zawrzeć mieli tajny sojusz.
Nowy rewizjonizm
Nie jestem w stanie uwierzyć, byśmy na przestrzeni najbliższych lat i dekad stali się świadkami zwrotu rewizjonistycznego, jeżeli rozumieć go w kategoriach powrotu do denializmu Holokaustu, którego twarzą był i pozostaje brytyjski publicysta David Irving. Zagłada jest i pozostanie jednym z najlepiej udokumentowanych i zbadanych zjawisk w historii ludzkości – negowanie go stawia nas w towarzystwie zwolenników teorii o płaskiej Ziemi. Nie ma na to i nie będzie miejsca na uniwersytetach, szanujących się redakcjach i parlamentach. To jednak nie powód do ulgi.
- Krzysztof Bielawski
Zagłada cmentarzy żydowskich
Nowy rewizjonizm sięga po subtelniejsze argumenty niż dawni popularyzatorzy kłamstwa oświęcimskiego. W pierwszej kolejności podkopuje on fundament triady uniwersytet – tradycyjne media – politycy. jeżeli chodzi o kapitał, to sprawa przestaje być taka prosta: na kontrolowanym jest przemysł farmaceutyczny i zbrojeniowy, ale już nie rynek kryptowalut i libertariański Big Tech. W końcu jedną z pierwszych decyzji Donalda Trumpa było ułaskawienie Rossa Ulbrichta, libertarianina i twórcy platformy Silk Road, która w tzw. dark webie dawała swoim użytkownikom pełną wolność wymiany, w tym handel narkotykami, bronią, truciznami i usługami hakerskimi.
Nowy rewizjonizm jest z ducha libertariański: nienawidzi ograniczeń, które krępują absolutyzowaną swobodę jednostki. Jego hasło to wielkie „przywracanie” – wolności, wielkości, prawa do swobodnej wypowiedzi i kwestionowania, które zostało skrępowane na tysiąc sposobów przez tajemny sojusz sił głównego nurtu. Slogan restauracji, tak istotny dla nowego rewizjonizmu, może mylnie prowadzić do wniosku o jego konserwatywnym charakterze.
Jak trafnie zauważa Anne Applebaum, nie posiada on tożsamości politycznej w tradycyjnym sensie: to raczej taktyka i forma niepokornej orientacji wobec mainstreamu niż konkretny, dający się podsumować polityczny program. Bo czy cokolwiek poza tym łączy Brauna, Wagenknecht, Muska i Calina Georgescu – zwycięzce pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii, który stał się popularny na TikToku i publicznie podważał lądowanie człowieka na Księżycu?
Zniekształcenie, nie podważenie
Jeśli choćby nie czeka nas ze strony nowych rewizjonistów kolejne wcielenie negacji Holokaustu, to z całą pewnością w taktyce tego ruchu mieści się praktyka distortion – zniekształcanie. Wśród badaczy Zagłady utarło się już rozróżnienie na negację (denial) i zniekształcenie (distortion). jeżeli pierwsze oznacza całkowite podważanie historyczności planowej i masowej eksterminacji Żydów, o tyle drugie – według jednej z definicji International Holocaust Remembrance Alliance – polega na „błędnym przedstawianiu ustalonych faktów dotyczących Holokaustu, minimalizowaniu jego wpływu i przerzucaniu odpowiedzialność za niego”. Zniekształcanie może, ale nie musi być intencjonalne – może wynikać ze zwykłej historycznej ignorancji.
Zniekształcaniu Holokaustu sprzyja przede wszystkim logika platform social mediowych wyzwolonych spod „buta” moderatorskiego, którego pozbyła się zarówno platforma X, jak i Meta, czyli właściciel Facebooka i Instagrama. Każda treść stworzona przez użytkownika medium może swobodnie cyrkulować, o ile w drastyczny sposób nie narusza niezwykle swobodnego, libertariańskiego z ducha zbioru zasad platformy – choć i z tym bywał problem, jak choćby wtedy, gdy niedługo po przejęciu platformy X przez Elona Muska zamieszczane były tam treści pornograficzne.
Przekonałem się o tym doskonale, gdy odpowiednio karmiąc algorytm swojego walla na koncie X, wpadłem w „zagłębie” rewizjonistycznych memów, które obrodziły na tej platformie po wybuchu wojny 7 października. Zwykle powtarzają się w nich „żartobliwe” treści, zorganizowane wokół haseł „6 milionów to wydaje się nieco dużo”, czy „Mój nauczyciel od historii, kiedy podczas lekcji o II wojnie światowej wyciągam kalkulator” – autorzy memów stawiają się w roli „niepokornych” i „zadających trudne pytania” narracji głównego nurtu, w którą na stałe wpisana jest liczba 6 milionów ofiar Holokaustu.
Prawda o Zagładzie ginie tam pod naporem memów kwestionujących liczbę ofiar, lekceważących jej historyczne znaczenie czy wprost mówiących o „żydowskim Holokauście Palestyńczyków”. Ich paliwem jest wizerunkowa przegrana Izraela, któremu nie udało się przedstawić międzynarodowej opinii publicznej akcji wojskowej w Strefie Gazy – mającej wszelkie znamiona zbrodni wojennej – jako bohaterskiej obrony własnej integralności.
Pokolenie Z nie miało dziadków i babć, które przeszły przez obozowe piekło – widziało za to morze ruin i cierpienie kobiet oraz dzieci, jakie Palestyńczykom zgotowało państwo Izrael w odwecie za zbrodnie Hamasu z 7 października 2023 r. Matematyka – ok. 1200 do ok. 24 000 ofiar – nie pozostawia niepokornym użytkownikom social mediów wątpliwości, kto jest ofiarą, a kto katem.
Pamięć, nie historia
Z tym bagażem przemyśleń jechałem na poniedziałkowe obchody wyzwolenia obozu w Auschwitz. Była to w końcu 80. rocznica, najprawdopodobniej ostatnia okrągła, w której uczestniczyć mogli Ocaleni. Ich głos pełen był przejęcia o przyszłość Europy, w której dostrzegają coraz więcej nienawiści nie tylko do Żydów, ale do wszystkich grup „inaczej myślących”. Ronald Lauder, przewodniczący Światowego Kongresu Żydów i jeden z ważnych fundatorów Fundacji Auschwitz-Birkenau, powiedział wprost, iż gdyby jego przyjaciel Elie Wiesel, noblista i słynny Ocalały, zobaczył skalę współczesnego antysemityzmu w Europie, to by zapłakał.
Uczestnicząc w niezwykle wzruszających obchodach wyzwolenia Auschwitz, przypominających skodyfikowaną liturgię, nie mogłem pozbyć się niepokojącego uczucia. Namiot, w którym zorganizowano wydarzenie, był gigantyczny – niemal pochłaniał bramę kolejową Birkenau, która pozbawiona tła i zanurzona w sztucznym świetle przypominała teatralną dekorację. Podłoga namiotu, po którym spacerowały elegancko ubrane delegacje i przedstawiciele mediów, przecięta była wizerunkiem biegnących w stronę bramy torów. Dopiero po chwili zorientowałem się, iż pod obrazem znajdują się realne szyny, które zaprowadziły ponad milion ludzi w otchłań. Auschwitz wydawało się nierealne – mapa przykryła terytorium.
Czy nie jest to niepokojąca metafora przyszłości, jaka czeka Zagładę? Nikt o niej wszak nie zapomni, ale zostanie ona przesłonięta coraz grubszą warstwą obrazów, zniekształceń i przeinaczeń, które swobodnie cyrkulują w social mediach. Czy za dziesięć, dwadzieścia lat Holokaust nie będzie dla nas tym, czym dla współczesnych jest ludobójstwo Ormian z czasów I wojny światowej? Czy nie stanie się odcieleśnionym zbiorem faktów zanurzonych w anonimowej historii?
Gdy o tym rozmyślałem, jak grom spadły na mnie słowa dyrektora Muzeum Auschwitz-Birkenau, Piotra Cywińskiego: „Uczymy historii. To nie jest to samo, co uczenie pamięci. Historia to znajomość faktów, pamięć to ich świadomość, właśnie tak potrzebna dziś. Historia nie tworzy traumy, natomiast pamięć – może. Pamięć jest kluczem dla dzisiejszego świata i projektowania przyszłego […] Kim jesteś bez pamięci? Nie masz historii. Nie masz doświadczenia ani punktów odniesień. jeżeli nie masz pamięci, to choćby nie wiesz, którą drogę wybrać. A jeżeli naprawdę jej nie masz, to uwierz: Twoi wrogowie wymyślą Ci pamięć”.
Ostatni odchodzący Ocaleni zostawiają po sobie armię świadków, którzy mieli szansę ich spotkać. Nic – żaden idiotyczny mem, żadne lekceważący gest i zniekształcenie – nie będzie w stanie zatrzeć ani zastąpić ich pamięci.