Konflikt księdza z mieszkańcami opisała "Gazeta Wyborcza". Proboszcz parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Szczawnie-Zdroju (okolice Wałbrzycha) idzie w zaparte i twierdzi, iż działka należy do niego, więc płotu usuwać nie zamierza. Mieszkańcy pomocy szukali w gminie, prokuraturze, a choćby u biskupa. Problemu jednak nie dostrzega nikt poza nimi i... strażą pożarną.
Stracili jedyny dojazd do własnego domu, bo nie chodzą do kościoła
W Szczawnie-Zdroju trwa budowa nowego kościoła. Proboszcz ziemię od gminy kupił już w 2013 roku i nie widział problemu w tym, iż z drogi korzystają okoliczni mieszkańcy. Sytuacja miała zmienić się na chwilę przed Bożym Narodzeniem, kiedy na drodze ksiądz postawił bramę.
Mieszkańcy nie mają jak dojść do własnego domu. Jak tłumaczą, droga jest też częścią niebieskiego szlaku turystycznego, a także trasą ze Szczawna-Zdoju do Chełmca. Rocznie ma tamtędy chodzić kilka tysięcy osób.
Jaki jest powód decyzji zamknięcia drogi przez księdza? Oficjalnych informacji nie ma. Mieszkańcy od innych osób usłyszeli jednak, iż proboszcz miał stwierdzić: skoro nie chodzą do kościoła, nie przyjmują kolędy, to i po uświęconej ziemi nie będą mogli chodzić.
Problem polega na tym, iż zamknięta droga była także dojazdem dla służb ratunkowych. Straż pożarna już raz gasiła pożar w budynku z odległości kilku metrów, bo na drodze ratownikom stanęło ogrodzenie. Niestety, zginęła wówczas jedna osoba.
Biskup w Wałbrzychu problemu nie widzi. Podobnie inne organy
W obliczu problemu mieszkańcy postanowili wytyczyć prowizoryczną, nową drogę. Wycięli tuje w ogródku i wysypali ją żwirem. Problem polega jednak na tym, iż nie jest ona utwardzona, więc zwłaszcza cięższe auta się na niej zapadają. Zimą pomaga im mróz, ale wiosną i latem przejazd będzie niemożliwy.
I to właśnie ta prowizoryczna droga może być problemem. Z jej powodu kuria nie chciała reagować na zachowanie księdza. Gmina kazała mieszkańcom porozumieć się z proboszczem, albo skontaktować z władzami Wałbrzycha, bo to z jego pomocą można zbudować nową drogę. Nie zareagowała także prokuratura, która po rozmowie z gminą stwierdziła, iż droga przecież istnieje, ale od innej strony. Urzędnicy nie sprawdzili jednak, iż prowadzi ona jedynie do bramy ustawionej przez księdza.
Rzecznik kurii, ksiądz Przemysław Pojasek w rozmowie z "Wyborczą" podkreślił, iż specjalna komisja w kurii nie znalazła nieprawidłowości, dojazd do posesji istnieje, a mieszkańcy mają już nową drogę. – O tym, iż tydzień później doszło tam do tragicznego w skutkach wypadku, nikt dotąd nie poinformował kurii. Nie było również sygnałów od odpowiednich służb o braku dojazdu do miejsca zdarzenia. Wyrażamy współczucie i składamy kondolencje najbliższym pokrzywdzonej osoby – dodał rzecznik.
Problem zatem trwa, a rozwiązania nie widać. Kiedy rozpocznie się wiosna, a wraz z nią roztopy i deszcze, mieszkańcy pozostaną bez drogi, którą mogliby dojść do własnych domów. A mowa jest o sześciu rodzinach.