Synod o synodalności. Ks. Jaklewicz: Trudno nie odnieść wrażenia, iż w Kościele jest coraz mniej miejsca dla ludzi takich jak ja

prawda-nieujawniona.blogspot.com 2 dni temu
„Na początku drugiej sesji synodu o synodalności powraca niepokój u ludzi kochających Kościół i obawiających się o jego przyszłość. W którą stronę zmierza Kościół? Czy po pierwszej sesji synodu o synodalności i po roku, podczas którego temat raczej przygasł, wiemy więcej czym jest, czym ma być synodalność jako cecha odnowionego Kościoła?” – zastanawia się ks. Tomasz Jaklewicz.

Na łamach portalu Opoka duchowny zwraca uwagę na kilka paradoksów „synodalności”. Zauważa, iż po wielu debatach, samo pojęcie „synodalności” jawi się dziś jako jeszcze bardziej nieostre niż na początku.

- „Może ono znaczyć wiele dowolnych treści i dlatego można nim łatwo manipulować. Można zasadnie obawiać się, iż pod tym hasłem kryje się próba dostosowania Kościoła do postępowej agendy naszych czasów. Ta obawa nie zmalała w ciągu minionych miesięcy, a raczej wzrosła”

- podkreśla.

Autor stwierdza, iż „paradoks polega na tym, iż po kilku latach synodowania o tym, czym jest synodalność, coraz mniej wiemy, czym ona adekwatnie jest czy być powinna”.

Kolejny paradoks to sama instytucja synodu biskupów, która powstała w starożytności do sprawowania władzy biskupiej w Kościele, a dziś „została skutecznie sparaliżowana”. W tym miejscu ks. Jaklewicz przywołuje słowa kard. Gerharda Müllera, który stwierdził, iż „synod o synodalności nie jest już synodem samych biskupów ale zgromadzeniem mieszanym, które w żadnym wypadku nie reprezentuje całego Kościoła katolickiego”.

Następny wymieniony przez autora paradoks to podzielenie uczestników zgromadzenia na małe grupki, w których mają kilka minut na wypowiedź i nie mogą polemizować z wypowiedziami pozostałych uczestników.

- „Przy takiej metodologii nie ma adekwatnie szans, by doszło do poważnej dyskusji, czyli autentycznej wymiany poglądów. Co odważniejsi uczestnicy poprzedniego synodu przyznawali, iż taka metoda obrad adekwatnie zabija poważną rozmowę o problemach Kościoła”

- zauważa.

Ks. Jaklewicz wskazuje, iż poprzez przyjętą metodologię, tak naprawdę o kształcie dokumentów końcowych zdecydują ich redaktorzy, a nie uczestnicy zgromadzenia.

- „Tak więc w imię synodalności zostaje obalona zasada autentycznego dialogu, czyli sporu o to, jaka jest prawda. Tylko nieliczni mają szansę przemówić do wszystkich na auli synodalnej. Ci nieliczni są starannie dobrana”

- stwierdza duchowny.

Paradoksem jest też obowiązek milczenia. W ub. roku uczestnikom zakazano informowania mediów o tym, co dzieje się na auli synodalnej.

- „Rozumiem niebezpieczeństwo manipulowania Kościołem przez media. Ale taka cenzura informacji jest zupełnie sprzeczna z deklarowaną powszechnie otwartością. Tam, gdzie ogranicza się dostęp do informacji z pierwszej ręki, tam zawsze rodzą się podejrzenia, iż dzieje się coś pod stolikiem. Czy Kościół synodalny boi się własnej synodalności?”

- pyta ks. Jaklewicz.

Wreszcie kapłan dochodzi do ostatniego paradoksu.

- „Trudno nie odnieść wrażenia, iż w Kościele jest coraz mniej miejsca dla ludzi takich jak ja, czyli takich, którzy kochają Kościół, służą mu najlepiej jak potrafią, ale obawiają się synodalności. Te obawy mają swoje racjonalne podstawy”

- zauważa.

- „Wielu spokojnie pyta o zgodność wszystkich synodalnych poczynań z Tradycją Kościoła. Z jednej strony słyszymy o konieczności otwierania Kościoła na wszystkich, ale z drugiej strony fakty są takie, iż wypycha się z Kościoła całe grupy ludzi np. przywiązanych do liturgii trydenckiej. Zauważmy, iż dwie stanowcze decyzje Watykanu w roku między synodami, zostały podjęte zupełnie obok synodalnej debaty, w całkowicie niesynodalny sposób”

- dodaje, odnosząc się do zgody na błogosławienie par homoseksualnych i zakazów związanych z nadzwyczajną formą rytu rzymskiego.

Na koniec ks. Jaklewicz wskazuje, iż pozostaje „modlitwa o to, aby wola Boża, a nie ludzka, wypełniała się w Kościele. Także podczas obecnego synodu”.

kak/Opoka.org.pl, Fronda.pl
Idź do oryginalnego materiału