
— Grób znajduje się w Sanktuarium Świętego Gerarda w Materdomini we Włoszech.
Źródło: Żywot Świętego Brata Gerarda napisał O. Bernard Łubieński 1908r.
„Ojcze, w Ręce Twoje polecam Ducha Mojego. A to rzekłszy skonał” (Łuk. 23, 46).
Trzeba nam zobaczyć, jak ten, który widział drugich do nieba wstępujących, sam przyszedł z ziemi do niebieskiej chwały.
Polepszenie w zdrowiu Gerarda, pisze O. Landi, trwało dni niewiele; a chociaż zrazu nadzieja była, ze do zupełnego zdrowia doszedł, wszelako na nowo za tydzień zaczął być bladym i opadał na siłach». Posłuszeństwa moc do zdrowia go przywiodła, ale od śmierci nie mogła zachować. Św. Gerard wiedział dobrze, iż godzina zgonu nadchodziła, i kiedy mu bracia zakonni winszowali iż wyzdrowiał, wyraźnie im przepowiadał swą śmierć nadchodzącą.
Dnia 13-go września powiedział stolarzowi z Muro, który do klasztoru przybył pracować: «Przyjacielu, miałem umrzeć w dzień Narodzenia Matki Boskiej, ale z posłuszeństwa muszę jeszcze 33 dni na ziemi obozować». Dnia zaś 6-go października, kiedy coraz groźniejsze objawiały się znaki choroby, do Dr Santorelli rzekł: «Doktorze, jużem wypełnił posłuszeństwo; powiadam ci, iż już muszę wnet umierać; czas nastał, kiedy żadne twoje leki mi nie pomogą». Nazajutrz tak zasłabł, iż położyć się musiał i całkiem zwrócił swe myśli na przygotowanie się na śmierć.
Trudno wypowiedzieć, jak wielkie cierpienia wewnętrzne i zewnętrzne w tych ostatnich dniach poniósł. Zdaje się, iż prosił Pana Jezusa, aby przed śmiercią miał udział w cierpieniach, które On na krzyżu zniósł przy konaniu, i iż ta łaska nie była mu odmówioną. Można to poznać ze słów, które sam wypowiedział. Raz, kiedy był sam wśród wielkiego udręczenia, zawołał do Pana Jezusa na krzyżu: «Panie, wspieraj mnie w tym Czyśćcu, do któregoś mnie wrzucił». Dr Santorelli właśnie w tej chwili stał pod drzwiami i usłyszał te słowa. Wszedłszy więc do pokoju, zapytał: Co by miały znaczyć? Na to Święty rzekł: «Drogi doktorze, prosiłem Pana Jezusa, jako o łaskę, żeby mnie zmiażdżył i dał mi cierpieć z miłości ku Niemu; i Pan raczył mnie wysłuchać. Zakosztowałem na tej ziemi, co to jest Czyściec i pocieszam się, iż się tym Panu Jezusowi przypodobywam». Innego dnia mu powiedział: «Cierpię dużo; zakosztowałem i doznaję, co to jest męczeństwo; jestem w takim stanie, iż się nie odważam ani mówić o tym».
Podobnie też dał czuć, co cierpiał, ks. Gerardowi Gisone. Ten kapłan z okolicy Muro przybył do braciszka zaradzić się w niepewnościach, którymi był miotanym, co do wstąpienia do Kongregacji Najświętszego Odkupiciela. Po dwukrotnej rozmowie poufałej został Redemptorystą i po dziesięciu latach umarł w zakonie, wierny powołaniu swemu. Kiedy się z braciszkiem umierającym żegnał, prosił: «Módl się za mnie, Gerardzie, bo bardzo cierpię». — «Ach! — rzekł Święty — gdybyś ty wiedział, co ja cierpię!» A potem dodał: «Tak, trzeba cierpieć, bracie, trzeba koniecznie cierpieć». A gdy ks. Gisone zapytał, co cierpiał? pięknie odpowiedział: «Ciągle jestem w Ranach Chrystusowych, a Rany Chrystusowe są we mnie. Cierpię nieustannie boleści i uciski Męki Pana Jezusa».
Te tajemnicze cierpienia, które za życia odczuwał co piątek, przed śmiercią doznawał ich ciągle; ale tylko przez trzy godziny dziennie opanowywały go najgwałtowniej. Kiedy na nowo się rozchorował, prosił, aby go na krześle posadzono pod krucyfiksem wielkim, który wisiał w izbie od czasu, gdy wrócił z Oliweto; i u Stóp Jezusa Ukrzyżowanego spędzał te trzy godziny, jakby konając ze swym Panem. ale przez ostatnie siedem dni, za słabym był, żeby wstawać, a więc tylko spoglądał z łóżka na krzyż i pocieszał się widokiem Ran Jezusowych.
Lecz oprócz tych kilku osób, którym się zwierzył o doznanych cierpieniach, brat Gerard nikomu nie dawał czuć, w jakich znajdował się cierpieniach. Owszem z wesołym obliczem przyjmował odwiedzające go osoby. Pewna euforia i swoboda malowała się na twarzy, a słowami nie zdradzał się, tylko mówił: «Zawsze to jeszcze mało, co cierpię z miłości ku Panu Jezusowi; Bóg za mnie umarł, a o ile się Bogu podoba, chcę umrzeć dla Niego». choćby swemu powiernikowi lekarzowi zwykle na zapytania, czy cierpi, odpowiadał: «Nic nie cierpię», albo «cierpię bo nie cierpię». Raz tylko narzekał, a to z tej przyczyny. Dr Santorelli przepisał mu lekarstwo i wymagał, aby jeden z braciszków czuwał przy nim, żeby mu je podać o północy. Jak to rozporządzenie brat Gerard usłyszał, ze łzami w oczach rzekł: «Ach, doktorze, to będzie prawdziwe cierpienie» i rozwodził swe żale nad tym.
Z wielką trudnością mówił przy końcu. Prosił jednak brata Stefana, który go doglądał, aby go pobudzał do aktów strzelistych i z wielkim natężeniem sił, powtarzał te akty: poddania się Woli Bożej, miłości, a szczególnie skruchy. Raz brat Stefan zapytał się, czy doznawał jakich pokus, lub niepokojów sumienia? Święty odpowiedział: «Wszystko dla Pana Boga robiłem, we wszystkim Jego widziałem, zawsze mi był obecnym. Jego Wola była moją wolą. Niczego nie pragnąłem, tylko Jego Woli; to też umieram w spokoju».
Spodobało się Panu Bogu otoczyć różnymi cudami łoże śmiertelne sługi swego, który żył i umierał zupełnie Jemu oddany. W pokoju chorego, a szczególnie umierającego na suchoty, nie obejdzie się bez pewnej nieprzyjemnej zaduchy. W izbie, gdzie Św. Gerard powoli umierał, nie dał się czuć żaden nieznośny fetor; owszem wszyscy doznawali, iż jakaś nadzwyczajna woń, przyjemniejsza od wszelkich zapachów, otaczała łóżko. Zdawało się, jakby Bóg chciał tym świadczyć, jak przy śmierci Św. Józefa z Kupertynu, nieskalanej czystości brata Gerarda. choćby za życia roztaczała się nieraz w jego celi podobna woń niebiańska. Zdarzyło się, iż jeden z braciszków spostrzegłszy tę nadzwyczajną woń z jego bielizny, nagabywał raz brata Gerarda, mówiąc: «Co? to ty używasz pachnideł? Czy nie wiesz, iż jest to zabronionym?» A ponieważ święty nic nie odpowiedział na swe uniewinnienie, braciszek w gorliwości swej doniósł o tym przełożonemu, który wiedząc skąd zapach pochodził, tylko odpowiedział: «Brat Gerard jest od Boga uprzywilejowany». To też Ojciec Caione ma w swych notatkach, iż ks. Salwadore i wszyscy na plebanii w Oliweto czuli ten zapach w izbie, w której Gerard leżał chory.
Działo się to 14 października. Nazajutrz obchodzono w zakonie uroczystość Św. Teresy od Jezusa z Avili, Patronki szczególnej Redemptorystów, do której brat Gerard miał wielkie nabożeństwo. Od samego rana odwiedził go Dr Santorelli. Brat Gerard rzekł do niego: «Drogi doktorze, poleć mnie Św. Teresie». Sam przyjmował co dzień Komunię Świętą, podczas całej choroby. ale tego poranku przyjął Pana Jezusa jako Wiatyk. Ci, co mu asystowali, opowiadają, iż chociaż zawsze widać było jego przejęcie przy każdej Komunii Świętej, tym razem, «wydawał się jak serafin jednoczący się z Boską istotą». Aby mieć upominek ostatniej wizyty swego Pana na tej ziemi, po Komunii wziął korporał, na którym złożono Przenajświętszy Sakrament, i położył na piersiach swoich i tam trzymał aż do ostatniego tchu życia.
Po przyjęciu Pana Jezusa wypowiedział jawnie do jednego z otaczających go, iż już niezadługo umrze; i to w ten sposób: «Dzisiaj Ojcowie mają rekreację, a jutro druga będzie dla nich rekreacja». A gdy zapytano go: dlaczego? «Bo dzisiaj w nocy umrę», odpowiedział. Aby zrozumieć te słowa, trzeba wiedzieć, iż w Kongregacji Najświętszego Odkupiciela dzień Św. Teresy od Jezusa z Avili jest dniem rekreacji w zgromadzeniu, i iż Św. Alfons Liguori zaprowadził w swym zakonie zwyczaj, mocą którego przełożony daje rekreację w klasztorze, kiedy jaki brat zamknie oczy w Panu; a to na to, aby się radować, iż jeden członek zakonu otrzymał koronę przygotowaną dla tych, co umierają w Kongregacji wierni swemu świętemu powołaniu.
Tego samego dnia, Ojciec Petrella, gorliwy i świątobliwy Redemptorysta, któremu się święty najwięcej zwierzał, słyszał, jak Ojciec Caione pisze, niebieską muzykę w izbie, gdzie leżał. Nie wiadomo jednak, czy Gerard słyszał te święte śpiewy. Sam zaś bratu Stefanowi rzekł: «Braciszku drogi, dziś po północy mam umrzeć. Ubierz mnie i przynieś mi książkę, bo muszę odprawić nabożeństwo za umarłych i za siebie».
Lecz to, co Ojciec Landi najwięcej podziwia, i słusznie, było, iż ten anioł czystości, który nigdy grzechem ciężkim nie stracił szaty niewinności na Chrzcie Świętym otrzymanej, mniej więcej siedem godzin przed śmiercią zaczął powoli odmawiać psalm pokutny Miserere, czyli Zmiłuj się nade mną, Boże. Za każdym wierszem wynurzał najpokorniej akt skruchy. A kiedy przyszedł do słów: «Tobie Samemum zgrzeszył i uczyniłem złość przed Tobą», z największym żalem je po kilkakroć powtarzał, w głosie zaś czuć było głęboką boleść serca jego, a łzy rzęsiste lica oblały. Widać było, jak był przejęty nieprzebraną Świętością Boga Najwyższego. Po tej wzruszającej modlitwie pokutnej rzekł: «Jeszcze mam życia sześć godzin». Wszelako ponieważ nie sądzono, iż koniec już był tak bliskim, zgromadzenie się rozeszło i każdy się położył spać, prócz brata Ksawerego zostawionego, aby czuwał przy łóżku chorego.
Po dziesiątej brat Gerard omdlał; jak przyszedł do siebie, zdawał się być niespokojnym i silnie zawołał: «Prędko, prędko bracie Ksawery, wygnaj tych napastników stąd! Cóż ci dwaj niegodziwcy chcą tutaj?» Brat Ksawery zrozumiał, iż tu szło o napaści szatańskie. ale Święty był synem ukochanym Najświętszej Maryi Panny. Ta najlepsza Matka nie mogła go opuścić w tej chwili. Spokój powrócił na czole jego twarzy i zawołał: «Oto przychodzi Matka Boska, pokłońmy się Jej», i natychmiast wpadł w zachwycenie. Kiedy ono przeminęło, było już po jedenastej. Wtedy umierający podniósł oczy na krzyż wiszący na ścianie i na obraz Matki Boskiej nad łóżkiem i powtarzał często Najsłodsze Imiona: «Jezus i Marija». Czasami zaś dodawał akty wiary, nadziei, skruchy i miłości. Brat Ksawery słyszał też, jak mówił: «Boże mój, pragnę umrzeć, aby wykonać Twoją Najświętszą Wolę».
A gdy już nie można było dosłyszeć jego głosu, widać było, jak się usta w modlitwie ruszały i jak głęboko od czasu do czasu do Boga wzdychał. Na pół godziny przed śmiercią prosił brata Ksawerego, aby mu przyniósł wody do picia. Braciszek natychmiast po wodę poszedł, ale znalazłszy refektarz zamknięty, nieco dłużej zabawił. Kiedy wrócił, zastał brata Gerarda obróconego twarzą do muru. Mniemał, iż śpi; za chwilę obrócił się na drugi bok i głębokie westchnienie dało się słyszeć. Poczem poznał, iż zaczęło się konanie. Pobiegł po drugiego braciszka i po Ojca Ministra. Ci dwaj natychmiast stawili się przy łóżku. A gdy Ojciec Buonamano dawał mu ostatnie rozgrzeszenie, święta dusza braciszka unosiła się do Nieba. Św. Gerard Majella umarł o trzy kwadranse na pierwszą w nocy z 15 na 16 października 1755 roku. Miał 29 lat, 6 miesięcy i 9 dni życia swego; z których 5 lat, 5 miesięcy i 15 dni w Zakonie przeżył.
Jak tylko Święty braciszek umarł, najprzyjemniejszy zapach rozchodził się z jego ciała. Ojciec Buonamano kazał zaraz ubrać braciszka, a mając głębokie przekonanie o jego świętości, (według zwyczaju powszechnie przyjętego we Włoszech przy śmierci osób Świętych), przeciął mu żyłę na ramieniu, aby zobaczyć, czy krew popłynie. Istotnie żywa krew trysnęła. Na widok tego cudu, kazał zadzwonić na zgromadzenie. Gdy się wszyscy zeszli, powiedział, iż ma zamiar po raz drugi spróbować, czy krew się puści; ale pierw nakazał, aby się wszyscy pomodlili i biczowali, aby uprosić u Boga i Najświętszej Maryi Panny, żeby zjawienie się krwi wyszło na Chwałę Boską i sługi Jego. Polecenie to zostało wykonanym. Poczem o wpół do czwartej, wszyscy się zebrali około świętego ciała Gerarda. O. Buonamano podniósł mu rękę i rzekł: «Gerardzie byłeś zawsze posłusznym. Teraz nakazuję ci w Imieniu Przenajświętszej Trójcy, abyś dał znak twoich cnót i sprawił jeden z twoich zwykłych cudów». Na to brzytwą żyłę mu otworzył i zaraz obficie krew popłynęła. Wszyscy obecni umoczyli w tej krwi kawałki płótna na pamiątkę dla siebie i dla drugich.
Niezwykła i nadludzka euforia ogarnęła serca wszystkich w zgromadzeniu; bo chociaż najlepszego brata stracili w klasztorze, czuli, iż uzyskali potężnego orędownika w niebie. Tej samej nocy Św. Gerard objawił się pewnej pobożnej duszy, po dwakroć, raz ubrany w habicie jak zwykle, i niebawem potem w szatach świecących się światłością niebieską. Zachęcał ją do cierpienia dla Pana Jezusa tymi słowy: «Bóg hojnie wynagradza małe cierpienia, które się znosi na ziemi z miłości ku Panu Jezusowi». Objawił się także O. Petrella, okazując Chwałę, którą w Niebie osiągnął.
Wieść o śmierci brata Gerarda rozeszła się w mgnieniu oka w Caposele i w okolicy. Wszyscy pragnęli spojrzeć po raz ostatni na ulubionego świętego braciszka. Ciało leżało wystawione na katafalku w kościele. Niesłychanie wielka ciżba ludzi cisnęła się do świątyni Pańskiej; ze wszystkich stanów i wieków: bogaci i ubodzy, świeccy i duchowni, chcieli obcałowac te święte ręce, które tyle cudów zdziałały; każdy wychwalał jego cnoty, opowiadał cuda, których naocznym był świadkiem, lub wyjawiał słowa przez braciszka mu powiadane, które się na nim spełniły. Ubodzy szczególnie lamentowali, iż stracili swego ojca, opiekuna i dobrodzieja. Z zapałem tak wielkim obrywano włosy i suknie na relikwie, iż trzeba było postawić straż, żeby całe ciało nie rozszarpano.
Tego samego poranku w obecności kapłanów miejscowych i tłumów wiernych, Ojciec Garzilli, odprawił śpiewaną Mszę Świętą, a Ojciec Buonamano, w nieobecności Ojca Caione, opowiedział cnoty świętego braciszka, nie bez wzruszenia ogólnego.
We Włoszech, z powodu ciepłego klimatu, zwykle od razu nieboszczyków do grobu składają. Jednakowoż, żeby zadosyć uczynić życzeniom wiernych w Caposele, odłożono pogrzeb nazajutrz. Tymczasem coraz liczniej ludzie napływali z okolicy. Nigdy w Caposele, choćby w dni odpustowe, nie było tak wielkich tłumów. Wszyscy chcieli mieć relikwie, lub przynajmniej dotknąć ciało chusteczką lub obrazkiem; z jego zaś twarzy okazał się jakby świeży pot wciąż występujący, który obcierano płótnem i chowano jako świętą relikwię.
Przyszła pewna niewiasta, mieszczanka z Caposele, która doznawała za życia braciszka wiele opieki i pociechy od niego. Klękła przy katafalku i błagała go, aby jej dał jakiś znak, iż się będzie nią przez cały czas opiekował; z podziwieniem wszystkich obecnych, usta Świętego nagle się otworzyły i wyleciał jeden ząb. Niewiasta podniosła ten drogocenny dar od Świętego i przechowała u siebie tę relikwię.
W późniejszych czasach tym zębem dwa wielkie cuda się stały, córka i wnuczka tej niewiasty w śmiertelnych chorobach zdrowie odzyskały. Ojciec Buonamano nie mogąc znaleźć w okolicy żadnego malarza, kazał zrobić dwie maski z gipsu z twarzą braciszka; jedne dla zgromadzenia, a drugą dla ks. Salwadora, który o nią prosił. Później dzięki maski, Ojciec Caione do domu powróciwszy, kazał malarzowi odmalować portret br. Gerarda. A żeby się portret dobrze udał, taki rozkaz Rektor dał ś. p. braciszkowi: «Drogi Gerardzie, widzisz, iż portret nie udaje się; ty się o to postaraj, żeby się udał». Malarz przyznał się, iż malując wizerunek braciszka, słyszał jakby głos, który mu szeptał, jak ma pędzlem pokierować. Ten portret br. Gerarda przedstawia tak, jak go widziano w zachwycie w Oliweto, to jest w jednej ręce trzyma krzyż, drugą rękę ma na piersiach.
Zanim do trumny złożono święte ciało braciszka, Ojciec Buonamano jeszcze raz chciał zrobić doświadczenie, czy krew się puści. I otóż znów obficie z tej samej żyły wypłynęła; a to było już 35 godzin, po jego zgonie; nie można już było wątpić, iż się to cudem działo. Zresztą ręce i nogi zmarłego były zupełnie giętkie i ciągle pot występował na czole, który obcierano chustkami, aby je zachować jako relikwie.
Lecz nareszcie trzeba było złożyć do grobu świętego. Ponieważ wszyscy mieli przeczucie, iż Opatrzność Boska, która tyloma cudami otoczyła braciszka za życia, i po śmierci, prędzej lub później wywyższy go na ołtarze jako Świętego, postanowiono nie pochować go na cmentarzu, ale w kościele. Złożono więc jego trumnę pod posadzką kościelną, tuż obok drzwi do zakrystii. A zarazem O. Buonamano zwoławszy świadków godnych wiary, kazał spisać akt świadczący o cudach, które po śmierci się objawiły; sam, zaś z dziesięcioma braćmi zakonnymi i dziesięcioma obywatelami z Caposele, podpisał pod przysięgą ten dokument. Na płycie kamienia, która pokrywała zwłoki brata Gerarda, wyryte zostało jego imię i nazwisko, gdzie się urodził, wiek i datę śmierci.
Rok 1893 będzie wiekopomnym, z powodu pięćdziesięcioletniej rocznicy wyniesienia na biskupa Ojca Św. Leona XIII. Dzień Św. Franciszka Salezego, 29 stycznia, Niedziela Siedmdziesiątniczna, wybraną została przez Ojca Św. na beatyfikację czcigodnego Gerarda Majelli.
Tegoż dnia z rana, aula, czyli sala nad przedsionkiem u wejścia do kościoła Św. Piotra, napełniła się licznym zastępem prałatów, kapłanów i zakonników, mianowicie braci zakonnych błogosławionego, oraz i wiernych, na odczytanie papieskiego dekretu beatyfikacji; po którem odsłonięty został obraz Bł. Gerarda, odśpiewano uroczyście «Te Deum» i jeden z biskupów obecnych miał sumę na cześć nowo beatyfikowanego.
Po południu niemniej licznie zebrała się ciżba wiernych w tej samej auli; bo Ojciec Św. Leon XIII miał przyjść pomodlić się przed obrazem Bł. Gerarda. Gdy oczekiwano Jego Świątobliwości, służba kościelna zapalała pająki wokoło auli i tysiące świec, które się jarzyły około obrazu. Zdarzyło się, iż jeden z nich, August Scarpellini, sięgał do świec wysoko wiszących, stojąc na drabinie. Wtem drabina w trzech miejscach się łamie i biedny kościelny z wysokości 15 metrów pada na balustradę od chóru. Wierni obecni widząc, iż kościelny pada, wołają jednogłośnie: «Bł. Gerardzie, ratuj go!» Cudotwórczą moc braciszka Bóg raczył okazać choćby w dzień beatyfikacji. Albowiem wypadek, przez który Scarpellini mógł był łacno życie postradać, skończył się tylko zwichnięciem palca; zresztą kościelny wstał bez szwanku żadnego.
Nareszcie wniesiono Ojca Św. do auli. Namiestnik Chrystusa padł na kolana przed obrazem i korząc się u stóp Bł. Gerarda, polecał wszystkie owieczki swej pieczy powierzone, jego potężnemu pośrednictwu.
Wieść o cudownym ocaleniu Scarpelliniego przy uroczystości beatyfikacyjnej rozniosła się po Rzymie. Mówiono więc zaraz, iż błogosławiony pewnie nie da sobie długo czekać na kanonizację. Tak się też i stało.
11 grudnia, w drugą Niedzielę Adwentu, w tej samej świątyni, w tym samym otoczeniu, a choćby przy liczniejszym jeszcze udziale biskupów, kleru i wiernych, przy oświetleniu niezwykłym Bazyliki Św. Piotra, podczas swej sumy i według przepisanych obrządków kanonizacyjnych, Pius X. siedząc na tronie pontyfikalnym, nieomylnym swym słowem cały Kościół pouczył, iż braciszek Gerard Majella jest Świętym!
Różnymi darami cudownymi obdarzonym był Św. Gerard za życia na ziemi. Hojnie go Bóg nimi darzył; a darzył głównie w nagrodę za jego litość bez granic nad biednymi grzesznikami. Św. Gerard pałał żądzą zbawienia i uświęcenia dusz; i dlatego Pan Bóg stan dusz mu odsłaniał, aby mógł żyjących w grzechu do szczerości na Spowiedzi pobudzić. Sam Św. Gerard z grzechu uwalniać dusz nie mógł. Braciszkiem był, nie kapłanem. Nie była mu więc dana władza nad Zasługami Krwi Przenajświętszej Chrystusa Pana, żeby nimi szafował słowy absolucji sakramentalnej. ale ileż to razy władza ta nadana kapłanom pozostaje bez żadnego skutku, ileż to razy kapłan wymawiający słowa absolucji z grzechów jednak nie rozwiązuje, bo klęczy przed nim grzesznik nie skruszony, nieszczery, na Łaskę sakramentalną nie przysposobiony, więc odchodzi przed Bogiem nie rozgrzeszony, ale jeszcze więcej obciążony.
Otóż Św. Gerard szczególny od Boga dar odebrał: skutecznie przygotować duszę do otrzymania Łaski Sakramentu Pokuty. Ileż to razy wstrząsnął on sumieniem w grzechu zatwardziałym i do szczerej pokuty, bo do zmiany życia nakłonił! Jak potężne rozbudzał w sercach obrzydzenie grzechu i boleść nad obrazą Boga! Jakże umiał gwałt zadać duszy, żeby zerwała z grzechem i jednym cięciem odcięła okazję do grzechu! Jak skutecznie wlewał w nią uczucia ufności i dodawał odwagi, żeby była szczerą, nie bała się i nie wstydziła wyznania choćby najohydniejszych zbrodni! Wszak widzieliśmy, iż całe życie Św. Gerarda było jednym pasmem zdarzeń, w których cudowny ten jego wpływ nawracał i zbawiał grzeszników. Śmiało więc można twierdzić z autorem życiorysu wydanego z okazji kanonizacji tegoż Świętego, iż Św. Gerard jest wielkim Patronem dobrej Spowiedzi.
«A więc Św. Gerard za życia — tak pisze Ojciec Magnier — wyjawiał grzechy ukryte tym, którzy na Spowiedzi przez fałszywy wstyd, dlatego iż ich spowiednik znał, lub z obawy nagany, dobrowolnie i świętokradzko grzechy zupełnie zatajali albo ze świadomością ich dostatecznie nie wyjawiali. Ile razy mu Bóg objawiał nieszczęsny stan takiej duszy targanej wyrzutami i niepokojem sumienia, Św. Gerard zdjęty litością spieszył jej z pomocą. Wtedy w nadludzkich istnie słowach przemawiał; ze słodyczą pełną litości, ale też z przerażającą surowością bojaźń Bożą w sercach wzniecał. I dalej autor tak wnioskuje: «Ta potęga wspomagania grzeszników, żeby ich do dobrej Spowiedzi nakłonić, której Św. Gerard za życia używał, nie zmniejszyła się dziś w Niebie. Zawsze jest on gotów wspomóc świętokradców, którzy by się doń modlili. To też misjonarze uciekają się w konfesjonale do Św. Gerarda i polecają spowiadającym się, aby się doń udali o Łaskę poznania i wyznania swoich grzechów. Dlatego trzeba nam wzywać Św. Gerarda jako wielkiego Patrona dobrej Spowiedzi.
Ach! Św. Gerardzie bądź i nam w Polsce Patronem dobrej Spowiedzi! Bo o ile o jakim kraju, to o naszej biednej ojczyźnie powiedzieć trzeba, iż sercowe nasze usposobienie, bujna wyobraźnia, nieposzanowanie ścisłej prawdy w obcowaniu z ludźmi, ciągłe stykanie się z szachrajką żydowską, sprawiają, iż wielu z nas Polaków i Polek mija się z prawdą na Świętej Spowiedzi i dlatego, mimo tylu Spowiedzi, na wieki ginie.
Od chwili śmierci aż do dni dzisiejszych Bóg raczył Wszechmoc swą objawić dla tych, którzy pod opiekę i do orędownictwa braciszka się udawali, ażebyśmy się przejęli ufnością w potęgę Św. Gerarda i abyśmy uciekali się do niego w rozlicznych potrzebach naszych. Uciekaj się także do Św. Gerarda, Patrona dobrej Spowiedzi, a on cię wspomoże. Oby przykład naszego Świętego Patrona, pobudził i nas do udawania się zawsze pod opiekę Św. Gerarda.
Do Ciebie więc Św. Gerardzie wołamy: «Bądź i u nas w Polsce naszym wielkim Patronem dobrej Spowiedzi! Daj spowiadającym się wiarę, pokorę, dokładność i szczerość! Daj też i spowiednikom cierpliwość, umiejętność i ducha uświęcenia!» Amen.
Poznaj również żywot Św. Gerarda Majelli, Wyznawcy.
Zachęcamy do uczczenia Świętego Patrona dnia dzisiejszego, Św. Gerarda Majelli: Nabożeństwo ku czci Św. Gerarda Majelli.