Świętego Dydaka, Wyznawcy z Zakonu Braci-Mniejszych Św. Franciszka Serafickiego (13 listopada)

mocniwwierzeuplf.blogspot.com 20 godzin temu

13-go Listopada.

ŚWIĘTEGO DYDAKA WYZNAWCY

Z ZAKONU BRACI-MNIEJSZYCH ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SERAFICKIEGO.

Żył około roku Pańskiego 1463.

(Żywot jego był napisany przez Marka biskupa Lizbońskiego)

Święty Dydak urodził się z ubogich a bogobojnych rodziców, w małem miasteczku, zwanem Sannikolo w Hiszpanii, na początku XV wieku. Zaledwie lat młodzieńczych dorósł, a czując w sobie powołanie do życia bogomyślnego i pokutnego, postanowił udać się na puszczę. Pod tę porę, w okolicach jego rodzinnego miasta, wśród lasu, nazupełnie osamotnionem miejscu, przy małym kościółku świętego Mikołaja, mieszkał pewien świątobliwy kapłan, wiodący życie pustelnicze. Świety Dydak osiadł przy nim, poddając się jego przewodnictwu duchownemu, i już od tej pory ćwiczył się w wielkich umartwieniach ciała, a Pan Bóg coraz go wyższymi darami bogomyślności wzbogacał. Dnie całe spędzał a modlitwie i pracy manualnej. Uprawiało gród przy ich pustelni będący, który aż nad to wystarczał na ich skromne utrzymanie, a choćby pracą około roli, Dydak i ubogich wspierał. Prócz tego, trudnił się wyrabianiem z drzewa łyżek, talerzy i innych podobnych sprzętów domowych, z których zarobek szedł znowu na utrzymanie kościółka.

Rozczytując się w żywotach Świętych Pańskich, szczególną czcią się przejął ku świętemu Franciszkowi Serafickiemu, w którym uwielbiał najwięcej jego zamiłowanie najwyższego ubóstwa. Zdawało mu się bowiem, iż kto naśladuje w tej Ewangelicznej cnocie Zbawiciela, łatwiej Go naśladować będzie i we wszystkiem innem, a oraz daje Mu najwyższy dowód miłości, gdy przez wzglądna Niego, gardzi tem właśnie, za czem ludzie najzapamiętalej się ubiegają.

To też święty Dydak, w ubogim z rodzony stanie, nie tylko nie utyskiwał na swoje położenie, jak to wielu choćby chrześcian czyni, ale serdecznie ciesząc się ze swego ubóstwa, gorące składał Panu Bogu dzięki, iż go od kolebki uchronił od dostatków, któreby serce jego łatwo w sidła swoje uwikłać mogły. Chcą czas na zawsze zapewnić sobie posiadanie tej perły Ewangelicznej, powziął zamiar wstąpienia do zakonu Braci-Mniejszych, przez Serafickiego. Patryarchę ubogich, świętego Franciszka założonego. A iż wiedział, iż godni jego synowie brzydzić się powinni pieniędzmi, jako najgłówniejszym środkiem do pozbawienia ich ubóstwa, już wtedy, będąc jeszcze na świecie, dał dowód, jak je za rzecz marną poczytuje.

Zdarzyło się, iż wracając ze wsi do swojej pustelni, znalazł na drodze worek ze znaczną sumą pieniędzy. Była to chwila, kiedy on, zajęty myślą o świętym Franciszku, właśnie zastanawiał się nad tem, iż ten polecał braciom swoim, aby się choćby pieniędzy nie dotykali. To też święty Dydak tknąć ich nie chciał; przywołał pewnego poczciwego rolnika, nie daleko ztamtąd mieszkającego i wskazawszy mu skarb znaleziony, polecił, aby wyszukał właściciela i oddał mu takowy, a jeżeli tego nie będzie mógł uczynić, rozdał wszystko na ubogich.

Takowe uczczenie z jego strony woli świętego Franciszka, chociaż do tego nie był jeszcze wcale obowiązanym, uzyskało mu i łaskę wstąpienia do jego Zakonu. niedługo potem zdarzeniu sługa Boży opuścił pustelnię, a otrzymawszy od swego ojca duchownego, owego kapłana, z którym przemieszkiwał, pozwolenie i błogosławieństwo na zostanie zakonnikiem, udał się do rodziców, aby i od nich to samo uzyskać. Wszakże ci robili mu w tej mierze trudności. Póki przebywał na swojej puszczy, mieli zawsze nadzieję, iż niezadługo wróci do nich i dlatego tamtemu rodzajowi życia mniej byli przeciwni. ale gdy szło o jego wstąpienie do zakonu, w którym przez uroczyste śluby jużby nie odwołalnie od świata i od ludzi się odłączył, nie mogli, a raczej, nie chcieli zdobyć się na złożenie tej ofiary Panu Bogu. Byli to jednak ludzie bogobojni: ale tak dalece to każda miłość ludzka, a choćby miłość rodzicielska, jeżeli rodzice dzieci swoich nie miłują tylko w Bogu i dla Boga, ale głównie dla swojej do godności lub pociechy, jest w gruncie samolubną i nie zdobywa się na ofiarę, chociaż takowej sam Pan Bóg się domaga. W takich też razach, dzieci nie rodziców, ale Boga słuchać powinny; głosem Boga, powołującym ich do wyłącznej służby Swojej, powodować się są obowiązane, a nie głosem rodziców, powstrzymujących ich od tego. Gdyż do tego to właśnie stosują się te słowa Pana Jezusa: Kto ojca albo matkę swoję więcej miłuje , nźli Mnie, nie jest mnie godzien.

Święty toż Dydak, który był zawsze doskonałym synem, i bardzo miłował rodziców, nie miłował ich jednak więcej nad Jezusa: Jego więc woii nad ich wolę, dał w tym razie pierwszeństwo. Nie mogąc od nich otrzymać dozwolenia na wstąpenie do zakonu, tajemnie opuścił dom rodzicielski i udał się do ubogiego klasztorka Braci-Mniejszych Obserwantów, u nas Bernardynami zwanych, w wiosce Arydzaffa, niedaleko miasteczka Korduby położonej i tam na laika czyli braciszka, do zakonu przyjętym został. Po roku próby, podczas której zajaśniał wszystkiemi cnotami doskonałego Brata Mniejszego, wykonał śluby uroczyste, i w krótkim czasie tak się odznaczył zachowmniem jak najściślejszem ostrej Reguły świętego Franciszka, iż go powszechnie nazywano żywą Regułą Braci-Mniejszych. Obok wysokich darów bogomyslności, której poświęcał co mu tylko zbywało czasu od koniecznych obowiązków i większą część nocy, jaśniała w nim przedziwna roztropność, miłość w obchodzeniu się z drugimi i taka trafność w rozwiązywaniu zadań Teologicznych, iż wszyscy przypisywali to w nim darom nadprzyrodzonego światła Ducha Świętego.

Wyspy tak zwane, Kanaryjskie, należące do Hiszpanii, zaludnione jeszcze podówczas były znaczną liczbą pogan. Przełożeni zakonu, w którym był święty Dydak, wysyłając tam kilku swoich kapłanów na misyą, jego przydali im za towarzysza, wprawdzie jako prostego braciszka tylko, ale z tym zamiarem
i poleceniem, aby, jeżeli na tychże wyspach będą mogli założyć nowy klasztor, Dydaka zrobili, przełożonym: co też i nastąpiło. Na jednej z wysp tych zastali misyonarze i chrześcijan tam już zamieszkałych, i wielu pogan nawrócili. Założyli więc w tem miejscu swój klasztorek, i święty Dydak został jego Gwardyanem czyli Przełożonym.

Na tym urzędzie dowiódł sługa Boży, prosty braciszek, jak dalece dary Ducha Świętego zastępują wszelkie inne ludzkie wykształcenie, do obowiązku przełożonego potrzebne. Okazał się on nie tylko doskonałym przełożonym, w którym znaleźli podwładni mu zakonnicy najtrafniejszego przewodnika duchownego, ale oraz, zarządzając tą małą kolonią misyjną, odznaczył się Dydak apostolską gorliwością, jakiej właśnie po nim wyżsi przełożeni jego się spodziewali. Nie tylko kapłanów, którzy mieszkali w tym klasztorze, używał do misyi, ale i sam miewał na nich nauki, pełne ducha Bożego, i najobfitsze owoce przynoszące. Widząc, jak Pan Bóg błogosławi jego pracom, umyślił i dalej udać się
z niemi. Wyspa Wielka Kanarya była zamieszkała przez samych pogan, a najnieprzyjaźniejszych chrześcijanom, tak, iż pojawienie się pomiędzy nimi misyonarza, na największe narażało go niebezpieczeństwo. Dla tego święty Dydak sam się tam udał. ale gdy okręt przybił z nim do brzegów tej dzikiej krainy, żeglarze tak się ulękli okrucieństwa barbarzyńców tam mieszkających, którzy na ich spotkanie zbiegli się, grożąc im śmiercią, iż wylądować nie śmieli, pomimo, iż Dydak chciał, aby jego przynajmniej na ziemię wysadzili.

Po powrocie do klasztoru zawezwany został od przełożonych do Hiszpanii. Ztamtąd w roku Pańskim 1450 udał się z kilku kapłanami swojego zakonu do Rzymu, gdzie odprawiał się wielki jubileusz, a oraz odbyć się miała kanonizacya świętego Bernardyna Seneńskiego, tegoż zakonu Reformatora. Zastał tam
prócz innych zakonników z całego świata licznie zgromadzonych, Braci-Mniejszych Franciszka Serafickiego około czterech tysięcy. Natłok nadzwyczajny braci w Araczeli, głównym klasztorze Rzymskim ojców Bernardynów spowodował tam był wtedy chorobę, na którą wielu z nich ciężko zapadło. Święty Dydak, którego znana była szczególna miłość i troskliwość o chorych, chociaż cudzoziemiec i z obcego klasztoru przybyły, wyznaczony został na głównego Infirmiarza, usługującego
chorym. Doglądał ich dzień i noc, ostatnie oddawał im usługi, a przynosząc ulgę w cierpieniach ciała, głównie pamiętał o ich duszach. Pocieszał cierpiących braci, pobudzał do cierpliwości, przygotowywał do najpobożniejszego przyjmowania Sakramentów świętych, i na ostatnią godzinę przedziwnie usposabiał. Tak go też wszyscy kochali, szanowali i wysoko poważali, iż dla wszystkich chorego już sama
obecność tego świętego braciszka była najpożądańszą ulgą i największą pociechą. Bo też w obchodzeniu się z nimi nie kładł granic w miłości. Zdarzyło się, iż jeden z chorych miał całe ciało pokryte wrzodami, których wyciskanie nakazane przez lekarza, wielkie zadawało mu cierpienia. Święty Dydak, aby to bez bólu czynić, wysysał ustami ropę z wrzodów. Gdy zaś obecny wtedy zakonnik dziwił się temu, Święty odrzekł mu z prostotą: „Mój ojcze, to jest najwłaściwszy lekarski środek, w cierpieniach tego rodzaju".

Taką też miłość dla chorych nagradzał mu Pan Bóg i darem czynienia nad nimi cudów. Przez namaszczania ich olejem z lampy palącej się przed obrazem Matki Bożej, do której całe życie miał szczególne nabożeństwo, wielką liczbę śmiertelnie chorych uzdrowił. Miało to miejsce szczególnie, kiedy podczas jego pobytu w Rzymie morowe powietrze grasowało w tem mieście, gdzie wielu niem dotkniętym, Dydak cudownie zdrowie przywrócił.

Podeszły już wiekiem, gdy mieszkał w klasztorze w Alkala, w Hiszpanii, lekko zachorowawszy, zapowiedział braciom, iż śmierć się jego zbliża. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych z najwyższą skruchą, odziany w habit pokryty łatami, który mu od wielu lat już służył, trzy mając krzyż w ręku i wymawiając z rzewną pobożnością te słowa hymnu kościelnego: „Słodkie drzewo, słodkie gwoździe, słodkie dźwigające brzemię, któreś godne było unosić n a sobie Króla Niebieskiego“, oddał Bogu ducha dnia 12 Listopada roku Pańskiego 1463. Papież Sykstus V w poczet go świętych zapisał.

POŻYTEK DUCHOWNY.

Jak każdy Święty Pański, tak i święty Dydak, którego żywot czytałeś, odznaczał się szczególną miłością i litością dla chorych. Czy w tej cnocie ćwiczysz się, bo nie bez tego, żebyś do niej nie miał sposobności w jakimkolwiek zostajesz stanie? Pamiętaj: iż kto chorym nie okazuje litości szczególnej, ten dowodzi wielkiego w sobie braku miłości bliźniego.

MODLITWA (Kościelna).

Wszechmogący i wielki Boże, który przedziwnem
rozporządzeniem Twojem, to co słabem
jest według świata, używasz na zawstydzenie tego co wzniosłem;
spraw miłościwie za wstawieniem się błogosławionego Dydaka W yznawcy Twojego,
abyśmy w pokorze
utwierdzeni do wiecznej chwały w Niebie
być wyniesionymi zasłużyli sobie. Przez Pana
naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.


Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna, str. 723-725
Idź do oryginalnego materiału