
Jak poznajemy Armenię…
Małgorzata Poprada
Docieramy.
Do granic Turcji, Azerbejdżanu, Gruzji, Iranu. Nie jest to trudne. Armenia to niewielki kraj na Kaukazie Północnym. Ma niecałe 30 tysięcy km2 powierzchni.
Przepiękny monaster Marmaszen leży tuż przy granicy tureckiej.
Milczymy.
W Spitaku znajduje się cerkiew zbudowana z blachy. Jasna. Lśni w słońcu. Powstała szybko. W grudniu 1988 roku składano tu ciała ofiar trzęsienia ziemi. Katastrofa, która nawiedziła północną Armenię, trwała 40 sekund. Zginęło 25 tysięcy osób. Miasto Spitak zostało całkowicie zniszczone.
Dotykamy.
Nie można się oprzeć i nie sprawdzić, nie dotknąć. Koronkowe rzeźbienia na chaczkarach. Trudno uwierzyć, iż krzyże, zdobienia, ornamenty są wykute w kamieniu. Zrobienie ich wymagało precyzji, czasu, talentu. Dziś zachwycają. Każą się zatrzymać. Dumnie prezentują się na tle świątyń, jezior, pól. Te, które miały mniej szczęścia, stoją oparte o mury monasterów. Jest ich wiele. Świadczą o obecności Ormian w danym miejscu. Upamiętniają ważne wydarzenia, osoby. Słowo chaczkar znaczy kamień krzyż.
We wsi Noraduz na średniowiecznym cmentarzu znajduje się największe skupisko chaczkarów na świecie. Jest ich tu dziewięćset.
Cmentarz? A jakoś nie chce się opuszczać tego miejsca…
Nie śpimy.
Nie warto.
Wieczorami na Placu Republiki w Erywaniu fontanny stają się bohaterkami widowiska, które przyciąga tłumy turystów i mieszkańców stolicy. Strumienie wody, podświetlone kolorowymi światłami, tryskają w rytm muzyki. Sprawiają wrażenie jakby tańczyły. Baletnice. Artystki.
W dzień wydają się takie niepozorne wobec powagi budynków, które je otaczają. I nie ma się co dziwić – rządowe gmachy, hotel, poczta, muzeum – w świetle dnia muszą zaprezentować gościom swój majestat.
Czytamy.
Bardzo chcemy. Nie potrafimy.
Na teksty zapisane alfabetem ormiańskim patrzymy jak na dzieła sztuki.
Zwiedzamy klasztory Hahpat (Piękny klasztor) i Sanahin (Starszy niż tamten) – perły północnej Armenii. Kościoły, kaplice, biblioteki. Kiedyś tętniły życiem. W skryptoriach mnisi przepisywali teksty. Cisza i półmrok pozwalają poczuć ducha dawnych czasów. W klasztorze Hahpat działał Sayat Nova – ormiański poeta i aszyk.
O manuskrypty Ormianie dbają jak o dzieła sztuki. Chronią, strzegą. Z dumą pokażą tylko część zbiorów. A mają ich sporo. Matenadaran (biblioteka manuskryptów) w Erywaniu przechowuje kilkanaście tysięcy manuskryptów.
Znaki ormiańskiego alfabetu naprawdę mogą się podobać. Szczególnie gdy tworzą galerię kamiennych rzeźbionych w tufie figur. Niedaleko Erywania znajduje się Pomnik Ormiańskiego Alfabetu. Litery, niby przypadkowo rozrzucone na niewielkiej przestrzeni, zdają się być częścią krajobrazu.
Modlimy się.
Przekraczając próg świątyni, czujemy, iż wkraczamy w sferę sacrum. A jesteśmy dopiero w przedsionku. We wczesnochrześcijańskich świątyniach przed głównym wejściem do kościoła znajduje się przedsionek (gawit). Zdarza się, iż ma powierzchnię większą niż sama świątynia. Sklepienie wspiera się na potężnych kolumnach. W wąskich smugach światła, które wpadają do wnętrza przez niewielkie świetliki, można ujrzeć wyrzeźbione na filarach krzyże.
Wnętrza ormiańskich kościołów są ciemne, surowe, kamienne. Rozjaśnia je delikatnie płomień świec. Wchodzimy onieśmieleni. Tu nic nie rozprasza myśli. Wzrok przyciągają tylko obrazy przedstawiające Bogurodzicę. Matka Boska o urodzie ormiańskiej kobiety patrzy ciepło, czule. Jest piękna.
Malujemy.
Nie musimy. To robimy zdjęcia. Żeby pamiętać, iż tu byliśmy. Fotografia i tak nie odda kolorów ormiańskich budynków. Powstały z tufu wulkanicznego. Kolor tufu nie jest jeden. Ma wiele odcieni (podobno czterdzieści). Brązowy? Różowy? Beżowy? Szary? Pomarańczowy? Brzoskwiniowy? Po prostu tuf.
Ktoś nazwał Erywań różowym miastem. Giumri jest szare, ciemnoszare, czarne (pomarańczowe są zdobienia okien, portale, łuki). Trzeba uważać. Bo tuf w zależności od pory dnia i promieni słońca padających na budynki zmienia odcień…
Czerpiemy ze źródła.
Dosłownie.
Na terenie klasztoru Gegard (Włócznia) w skalnym kosciółku Awazan bije źródełko o cudownych adekwatnościach.
I jesteśmy przecież w najstarszym chrześcijańskim państwie na świecie. Dzięki działalności Grzegorza Oświeciciela Armenia już w 301 roku przyjęła chrześcijaństwo.
W Erywaniu, w świątyni św. Zorawora, do której nie tak łatwo trafić, znajduje się grób św. Ananiasza, jednego z uczniów Jezusa.
Spotykamy mieszkańców Hajastanu.
Ludzi gościnnych, uśmiechniętych, milczących. Poznajemy ich przy herbacie, na targu, w drodze.
We wsi Fioletowo mieszkają mołokanie (mlecznicy). To członkowie grupy religijnej wywodzącej się z rosyjskiego prawosławia. Żyją konserwatywnie. Częstują nas herbatą parzoną w samowarze.
Wernisaż w Erywaniu to targ w centrum miasta. A tam: ceramika, dywany, tkaniny, biżuteria, wyroby lokalnych rzemieślników. I otwarta przestrzeń – do handlu i do rozmowy.
Są też jezydzi – wyznawcy jezydyzmu, ich religia stanowi mieszankę islamu, chrześcijaństwa oraz wcześniejszych wierzeń. W Aknalich mają swoją świątynię.
I pasterze owiec. Kilka miesięcy w roku spędzają w górach. Mieszkają w zbudowanych przez siebie namiotach.
Fruniemy.
Wśród chmur. Miały być niezapomniane widoki. Są chmury, białe i gęste jak mleko. Takiego doświadczenia też nie zapomnimy.
Skrzydła Tatewu to najdłuższa na świecie kolejka linowa. Zawozi nas do monasteru Tatew (Skrzydła). W średniowieczu był jednym z najważniejszych ośrodków kultury i nauki w Armenii. Dziś chmury, mgły… Tajemnica…
Dajemy się zaskoczyć.
Ściany świątyni w monsterze Achtala (Biała polana) zdobią freski, jedne z najlepiej zachowanych w kraju.
Chcemy wejść wysoko.
Zaglądamy do cel wykutych w skałach, dziś pustych. Do miejsc, w których mnisi mieszkają, wstępu nie mamy.
W Erywaniu wspinamy się na szczyt Kaskad. To ogromne schody prowadzące na wzgórze, skąd można podziwiać panoramę miasta. A przy dobrej pogodzie także Ararat. Wewnątrz budynku, pod schodami, na kilku piętrach znajduje się Muzeum Sztuki Cafesijana.
Na górę Aragac? Nie tym razem…
Znajdziemy się na wysokości 3200 m n.p.m., nad jeziorem Kari, na stoku wielkiej góry.
Najwyższy szczyt Armenii (4100) poczeka na nas…
Pielgrzymujemy.
Eczmiadzyn – duchowa stolica kraju, święte miejsce dla Ormian, siedziba katolikosa. Według legendy św. Grzegorz Oświeciciel otrzymał od samego Chrystusa wskazówki, iż tu ma zbudować świątynię.
Mniej majestatyczne niż katedra, ale bardzo urokliwe ze względu na swą surowość, są kościoły św. Gajane i św. Hripsime. Znajdują się tam groby świętych męczennic.
Patrzymy.
Na Ararat. Wydaje się być tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Jest majestatyczny. Symbol Armenii. Widnieje w godle państwa. Szczyt, tak istotny dla Ormian, znajduje się na terenie Turcji. Widok na monaster Chor Virap (Głębokie lochy) z Araratem w tle – jak z pocztówki. W lochach klasztoru, według legendy, więziony był Grzegorz Oświeciciel.
Na turkusowe wody jeziora Sewan. Ich kolor zmienia się w zależności od warunków pogodowych. Naprawdę. Sewan to jedno z największych wysokogórskich jezior na świecie. Nad jego brzegami wznoszą się klasztory Ajravank i Sevanavank (Czarny klasztor).
Zatrzymujemy się.
Pod wodospadem, nad wodospadem… Tak. Podziwiamy żywioł przyrody ze wszystkich stron. Szaki i Dżermuk to siklawy urody niezwykłej. Obie są w pierwszej trójce najwyższych wodospadów w Armenii.
W karawanseraju Orbelianów. Kiedyś w tym miejscu zatrzymywały się karawany, podróżni mogli odpocząć, schronić się przed słońcem.
W górach. Nie można gór Armenii oglądać tylko przez szybę autobusu. Trzeba stanąć na wprost szczytów, nad brzegami kanionów wydrążonych przez rzeki Worotan, Arpa, Araks.
Na tle górskich krajobrazów zjawiskowo prezentują się średniowieczne monastery. Klasztor Noravank (Nowy klasztor) to cud natury i architektury. Jego złotopomarańczowy kolor komponuje się z barwą otaczających go skał.
Płaczemy.
…
Pomnik Pamięci Ludobójstwa Ormian to adekwatne kompleks, który składa się z trzech części – obelisku, kręgu dwunastu pochylonych płyt (dwanaście utraconych prowincji w zachodniej Armenii), otaczających kręgiem wiecznie płonący ogień, i stumetrowej długości ściany pamięci. Znajduje się na wzgórzu Cicernakaberd w Erywaniu.
Pomnik, choć w dużo mniejszej skali, stoi też na trasie naszej wędrówki.
…
Słuchamy.
Symfonii kamieni. Na koncert w wąwozie Garni zapraszają nas bazaltowe skały. Mają one kształt sześciokątnych kolumn, które przypominają piszczałki organów. Ogromnych. Jak to możliwe? Nie, wcale nie chcemy słuchać wykładu o procesie wietrzenia skał…
Sami próbujemy dać koncert w pobliskim klasztorze Gegard. I jesteśmy pod wrażeniem. W skalnym kościółku Awazan jest niezwykła akustyka. Nasze głosy brzmią pięknie!
Śmiejemy się.
Każde spotkanie przy stole to powód do radości. Ormiańskie potrawy są pyszne. Króluje lawasz – ormiański chleb w formie cienkich placków. Poznajemy tajniki jego wypieku. Kawałki ciasta są przyklejane do ścian pieca. A na deser gata. Także na drogę.
I morele! Armenia to kraj moreli. Owoc ten jest symbolem płodności, słońca i bogactwa.
A jeżeli sok – to naturalnie z granatów!
Ormianie uwielbiają przyjmować gości. Także tych przypadkowych. Porywają nas do tańca…
Ostrożnie stawiamy kroki.
Po mokrej od deszczu trawie wokół klasztoru Hahpat. Zresztą, nie tylko wokół… Tylna część zabudowań monasteru wygląda jakby wrosła w ziemię, a trawa, jak dywan, pokrywa dach. Wejść? Nie wejść?
W przestrzeni muzeum w Eczmiadzynie. Zgromadzono tu dzieła sztuki sakralnej, relikwie kilku apostołów. Jest fragment arki Noego. I Włócznia Przeznaczenia.
Kiedy zbliżamy się do świątyni w Garni. To jedyna z czasów przedchrześcijańskich świątynia na terenie kraju. Poświęcona była bogu słońca. Obok zabytku stała królewska rezydencja z łaźniami. Zachowały się fragmenty mozaik podłogowych. Chciałoby się postawić stopę…
Zabieramy.
Błogosławieństwo.
Mnich w klasztorze Tatew kładzie ręce na nasze głowy. Modli się.
Tęsknimy.
Marzymy, żeby wrócić do Armenii…










![Przy jednym stole, mimo kryzysów. Wigilia Caritas diecezji zielonogórsko-gorzowskiej [FOTOREPORTAŻ]](https://misyjne.pl/wp-content/uploads/2025/12/DSC_7070.jpg)











