Jak anielska wieść niesie
Wchodząc do mojej parafialnej świątyni (a jest to kościół pw. Wniebowstąpienia Pańskiego na warszawskim Ursynowie) głównym wejściem i spoglądając w prawo, odnajdujemy niewielkie wgłębienie w bocznej nawie, które trudno choćby nazwać kaplicą. To przestrzeń szczególna z kilku względów. Centralne miejsce zajmuje w niej alabastrowa rzeźba św. Michała Archanioła, po bokach zaś widnieją postaci św. Antoniego oraz św. Ojca Pio (znajdują się tu także jego relikwie). Często widuje się przy tym ołtarzu klęczących parafian, polecających swoje modlitwy Bogu za wstawiennictwem wymienionych świętych. W dniu pisania tych słów (6 lipca) kilka chwil poświęciłem na medytację w tym właśnie miejscu. Nie bez przyczyny.
Ponad miesiąc wcześniej zakończyłem w maryjnym sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej uczestnictwo w VII rajdzie Stowarzyszenia Motocyklowego Monte Cassino Intermarium, którego trasa, rozpoczęta w okolicy Krakowa, wiodła przez Czechy i Austrię do Italii i z powrotem. Moje uczestnictwo w rajdzie (nie jestem motocyklistą) stało się możliwe dzięki uprzejmości prezesa stowarzyszenia, mec. Artura Sobótki, który był jednocześnie komandorem przedsięwzięcia. Rajd miał charakter patriotyczno-religijny lub na odwrót – religijno-patriotyczny. Nie warto się sprzeczać o kolejność tych słów. Dlaczego? Bowiem w Polsce oba te określenia są ze sobą silnie powiązane.
Głównym celem rajdu było upamiętnienie żołnierzy 2. Korpusu Polskiego walczących w kampanii włoskiej 1944-1945 poprzez odwiedzenie miejsc ich wiecznego spoczynku. Ale nie tylko.
Eucharystia na jednośladzie
Pierwszy nocleg wypadł w Austrii, nieopodal tzw. Memoriału Mauthausen, czyli zespołu pomników na terenie niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady Mauthausen. Przy pomniku polskich ofiar tego obozu (niemal każda nacja ma tu swoje miejsce pamięci) odbyła się krótka uroczystość, podczas której złożyliśmy wieniec z szarfami w barwach narodowych oraz zapaliliśmy znicze pamięci. Był czas na kilka chwil zadumy i modlitwy, którą poprowadził kapelan również będący motocyklistą – michalita, ks. Mieczysław Kucel. W tym miejscu wtrącę, iż Eucharystia była codziennością. Odbywała się albo rano, albo – w dniu odwiedzin cmentarza polskich żołnierzy – w miejscu ich wiecznego spoczynku. Szczególnego wzruszenia w Mauthausen doświadczyli dwaj moi siostrzeńcy – Maciej i Leszek, których dziadek ze strony ojca zginął w tym właśnie miejscu.
Później nastąpił emocjonujący przejazd przez Alpy i Dolomity, by wylądować w Padwie. Był czas na odwiedziny sanktuarium św. Antoniego. Każdy z uczestników rajdu miał możliwość zwiedzenia bazyliki, ale również przedstawienia w tym miejscu swoich podziękowań lub próśb za wstawiennictwem tego świętego. Ciekawostką, która ściąga w to miejsce licznych pielgrzymów, jest kaplica relikwii św. Antoniego, wybudowana w XVIII w. W jej oknach umieszczono relikwię szczęki świętego, a także jego język i struny głosowe.
Podróż śladami pamięci
Kolejny dzień to odwiedziny pierwszego z czterech polskich cmentarzy wojennych, położonego o dwie godziny drogi od Padwy cmentarza w Bolonii. Cmentarz powstał z inicjatywy dowódcy 2. Korpusu Polskiego, gen. Władysława Andersa, a wybudowali go w II połowie 1946 r. żołnierze 10. Batalionu Saperów z pomocą włoskich kamieniarzy. Spoczywa tu ponad 1400 żołnierzy 2. Korpusu Polskiego poległych w walkach na Linii Gotów, w Apeninie Emiliańskim oraz w bitwie o Bolonię. Tu motocykliści wystawili poczet sztandarowy, złożyli wieniec w narodowych barwach oraz zapalili znicze pamięci, a w Eucharystii uczestniczyła zaproszona na tę okoliczność polska wicekonsul w Mediolanie Ewa Adamczyk.
Jeszcze tego samego dnia późnym popołudniem, a adekwatnie wieczorem, zawitaliśmy do Loreto. Miejsce to słynie nie tylko z sanktuarium Santa Casa – miejsca kultu maryjnego z tzw. Świętym Domkiem, który według legendy jest nazaretańskim domem Maryi. Wewnątrz bazyliki znajduje się również tablica upamiętniająca poległych żołnierzy z Pułku Ułanów Karpackich, którzy przebyli trasę z Tobruku (Libia) poprzez właśnie Loreto, Monte Cassino i Anconę po Bolonię. Poniżej sanktuarium znajduje się Polski Cmentarz Wojenny, który odwiedziliśmy następnego dnia przed południem. Tu również została odprawiona Msza Święta z całym nieomal wojskowym rytuałem, a więc złożeniem wieńca i zapaleniem zniczy pamięci oraz wystawieniem pocztu sztandarowego.
W sąsiedztwie, a pełne przeciwieństw
Tego samego dnia opuściliśmy Loreto, bowiem czekał na nas Asyż, a później jeszcze jazda do Rzymu. W Asyżu przywitała nas polska przewodniczka, która oprowadziła naszą dwudziestokilkuosobową gromadkę po najciekawszych miejscach w mieście. W pierwszej kolejności odwiedziliśmy bazylikę poświęconą św. Franciszkowi. Nasi motocykliści z powodu jednolitych strojów z polskimi symbolami narodowymi (flagami i orłami) postrzegani byli jako swoisty oddział paramilitarny.
W Asyżu odwiedziliśmy również bazylikę św. Klary, duchowej córki św. Franciszka. Tu, w przeciwieństwie do zatłoczonej bazyliki św. Franciszka, można było znaleźć przestrzeń na religijną zadumę i modlitwę – przebłagalną, dziękczynną i intencjonalną. Właśnie w tym miejscu znalazłem najwięcej czasu w dialog z Jezusem Chrystusem. Za ten czas spędzony u świętej Klary nieustannie dziękuję.
W trakcie naszego pobytu w Asyżu znalazło się również miejsce na „liźnięcie” atmosfery ciasnych, średniowiecznych uliczek miasta. W perspektywie mieliśmy jednak kilkugodzinną jazdę do Rzymu, więc było to naprawdę jedynie „muśnięcie”.
Z wizytą w ambasadzie
Kolejny dzień to pobyt w Rzymie, gdzie odwiedziliśmy Watykan z placem i bazyliką św. Piotra, Koloseum, a także przeszliśmy nad Tybrem w okolice zamku Świętego Anioła. Wszystko to odbywało się w nieco jarmarcznej atmosferze i nieznośnym upale. Aha, byłbym zapomniał! Wczesnym popołudniem zostaliśmy przyjęci jako Stowarzyszenie na audiencji przez ówczesną Panią ambasador Annę Marię Anders, córkę dowódcy 2. Korpusu Polskiego (odwołaną przez nowe władze, które – według nieoficjalnych doniesień – desygnują na jej miejsce syna komunistycznego pułkownika, żołnierza Armii Czerwonej).
Siódmy dzień rajdu to wyjazd z Rzymu na Monte Cassino. Znaleźliśmy się tam w przeddzień głównych uroczystości związanych z 80. rocznicą bitwy o Monte Cassino. Na szczęście mogliśmy się poruszać swobodnie zarówno na stromym, pełnym serpentyn podjeździe do benedyktyńskiego klasztoru, jak i po terenie polskiego cmentarza wojennego. Tu również Stowarzyszenie Motocyklowe Monte Cassino Intermarium złożyło wieniec o barwach narodowych oraz znicze pamięci. Została także odprawiona Eucharystia w intencji poległych w walkach o to wzgórze żołnierzy, nie tylko polskich. Przewodniczył jej tradycyjnie kapelan rajdu, ks. Mieczysław Kucel CSMA, zaś oprawę liturgiczną zapewnili członkowie rajdu. Towarzyszył im poczet sztandarowy stowarzyszenia.
Jeszcze tego samego dnia zdążyliśmy kilkanaście kilometrów dalej na główne uroczystości rocznicowe w Acquafondata, gdzie znajdowały się dwa cmentarze polowe założone jeszcze w trakcie walk o przełamanie obrony niemieckiej na Linii Gotów. Tu również nasi motocykliści złożyli wieniec i znicze pamięci oraz wystawili poczet sztandarowy.
Ósmy dzień rajdu to patriotyczne zwieńczenie VII Rajdu Monte Cassino Intermarium. Tego dnia, przy zmiennej pogodzie, odbyły się główne uroczystości osiemdziesięciolecia zwycięskiej bitwy o Monte Cassino. Podczas Mszy Świętej, która odbyła się na początku uroczystości, jako koncelebrans wystąpił nasz ksiądz kapelan, zaś wśród pocztów sztandarowych na poczesnym miejscu stał poczet Stowarzyszenia Motocyklowego Monte Cassino Intermarium.
Spotkanie ze starym znajomym
Kolejny dzień to kolejna porcja kilometrów. Tu muszę się przyznać, iż zaledwie kilka kilometrów przejechałem jako pasażer motocykla (w Padwie), natomiast całą resztę trasy spędziłem obok kierowcy busa technicznego towarzyszącego motocyklistom. Wracam jednak do kolejnego etapu rajdu. Miejscem noclegu była tym razem miejscowość o wdzięcznej nazwie Monte Sant’Angelo (do której wjazd prowadzi kolejnymi serpentynami).
I tu wracam do początku mojej opowieści, to znaczy do naszej świątyni i ołtarza, czy też kaplicy po prawej stronie od głównego wejścia. Dominuje tu jasna postać Archanioła Michała. Otóż w Monte Sant’Angelo znajduje się najsłynniejsze sanktuarium ku czci św. Michała Archanioła, który przedstawiany jest w stroju legionisty rzymskiego, zaś pod jego stopami leży pokonany Szatan. Taka sama figura Archanioła Michała jest usytuowana w centrum naszej kaplicy.
Akurat w dziesiątym dniu naszego rajdowego pielgrzymowania Msza Święta odbyła się w porannych godzinach w Grocie Objawień Michała Archanioła. Celebransem był po raz kolejny nasz ksiądz kapelan, zaś uroczystość przybrania za patrona Stowarzyszenia Motocyklowego Monte Cassino Intermarium św. Michała Archanioła poprowadził kustosz sanktuarium, ks. Władysław Szary CSMA, który następnie oprowadził nas po najciekawszych zaułkach Niebiańskiej Bazyliki, bo taką również nazwą określa się to święte miejsce. To właśnie uroczystość przybrania za patrona naszego stowarzyszenia św. Michała Archanioła, i to w Grocie Objawień na Monte Sant’Angelo, była tą drugą kulminacją (tym razem religijną) naszej motocyklowej wyprawy do Italii.
kondygnacji. Fot. Krzysztof Bachorzewski
Świątynia, która budzi niepokój
Jeszcze tego samego dnia, pełni porannych wrażeń, musieliśmy pokonać niemal dwieście kilometrów, by odwiedzić ostatni z czterech polskich cmentarzy wojennych. Jest on najmniejszy i znajduje się nieopodal miejscowości Casamassima koło Bari. Powstał obok polskiego szpitala wojennego. Tu także, podobnie jak wcześniej, nasze stowarzyszenie złożyło wieniec i zapaliło znicze pamięci, a ksiądz kapelan poprowadził stosowną modlitwę. Spotkaliśmy się również z opiekunką tego miejsca, przewodzącą miejscowemu stowarzyszeniu Piccola Polonia Żanetą Nawrot, która opowiedziała nam o genezie powstania tego cmentarza.
Po tych kilku wyczerpujących fizycznie dniach nadszedł czas na chwilę oddechu w postaci krótkiego pobytu nad Adriatykiem w okolicach Bari. Odpoczynek nie trwał długo, zaledwie jeden dzień i trzeba było ruszać w dalszą drogę. Cel był nie byle jaki – San Giovanni Rotondo, czyli sanktuarium św. Ojca Pio. Moje wrażenia tyczące się tego miejsca są niejednoznaczne. Osoba św. Ojca Pio to dla mnie uczłowieczenie miłości Bożej do ludzi i jeden z dowodów działania Jezusa Chrystusa w dzisiejszych czasach. Natomiast wydaje mi się, iż potęga betonowych budowli sakralnych w tym miejscu przytłacza duchowość i powoduje – przynajmniej u mnie – pewien wewnętrzny niepokój. W jednej z kaplic mieszczących się jakby na zapleczu głównej hali kościelnej, bardziej przypominającej aulę koncertową lub też halę widowiskową, ks. Mieczysław Kucel CSMA odprawił kolejną Mszę Świętą dla uczestników rajdu.
W obronie przed islamską nawałą
Później była jazda do Bolonii przez Florencję, a następnie najdłuższy dzienny odcinek (liczący przeszło 700 km) z Bolonii w okolice Wiednia. Ostatni dzień rajdu to wjazd na wzgórze Kahlenberg w Wiedniu, gdzie znajduje się polski kościół pw. św. Józefa. Tu właśnie nasz ksiądz kapelan odprawił ostatnią rajdową Eucharystię. W swojej homilii wskazał na patriotyczno-religijny wymiar całego rajdu. Ostatnim punktem VII rajdu Intermarium stało się miejsce zwycięstwa króla Jana III Sobieskiego nad nawałą turecką. Wzgórze Kahlenberg było bowiem miejscem, z którego ów polski król dowodził wojskami chrześcijańskimi.
Jeszcze tego samego dnia motocykliści biorący udział w rajdzie dotarli do Domu Pielgrzyma w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie nastąpiło uroczyste zakończenie. Takie oto skojarzenia mam, gdy będąc w naszej świątyni, czy to do niej wchodząc, czy też wychodząc, spoglądam na kaplicę poświęconą św. Antoniemu, św. Archaniołowi Michałowi i św. Ojcu Pio.
Krzysztof Bachorzewski
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (5/2024)