Św. Albert z Trapani

kjb24.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Święty Albert z Trapani


Aniołowie w życiu świętych

Warto przypomnieć postać żyjącego na Sycylii na przełomie XIII i XIV wieku św. Alberta z Trapani, wielkiego cudotwórcy zakonu karmelitańskiego.

Sił do swej działalności szukał św. Albert w modlitwie, a jak twierdzą zachowane świadectwa współbraci, zdarzało się nawet, iż modlitwy, którymi każdy kapłan na obowiązek modlić się, on pomnażał, każdej nocy czytając cały Psałterz i klęcząc przy tym na gołych i zgiętych kolanach. A czynił to wszystko z taką pobożnością i poświęceniem, iż zostawał uniesiony na wysokość trzech łokci, a następnie, po skończonej modlitwie, opuszczony na ziemię.

Kamień z Groty Objawień w oprawie

Św. Albert posiadał również rozeznanie wewnętrzne, bowiem gdy pewnego razu przebywał w jednym z konwentów prowincji celem wizytacji i jednego dnia był na chórze modlitewnym wraz z braćmi, poznał, iż jeden z nich ma wielką cześć dla Błogosławionej Dziewicy Maryi. Diabeł zaś pełen zazdrości starał się owego zakonnika odciągnąć od tego jego oddania, a poprzez poddawanie obrazów myślowych dotyczących jakiejś kobiety, chciał pobudzić go do zakochania się z kolei w niej. Skoro zatem ów brat poczuł się zraniony miłością, nabożeństwo maryjne porzucił, i posunął się do tego nawet, iż pewnego dnia rozmawiał z tamtą kobietą pełen niecnych zamiarów. Św. Albert tego nie zmilczał, ale wezwał brata do miejsca sekretnego i jemu wskazał, co ów niegodziwego przemyśliwał uczynić. Co, skoro brat usłyszał, skruszył się i poprosił o pokutę, a św. Albert poprzez swe modlitwy doprowadził go z powrotem do czci i nabożeństwa, jakie do Błogosławionej Dziewicy Maryi zwykł mieć.

Zdarzyło się też pewnego razu, iż Żyd, który swoimi pogłoskami wcześniej bardzo obrażał św. Alberta, został dotknięty ciężką epilepsją. Prosił zatem wówczas swych rodziców, aby poszli po św. Alberta. Z powodu ich nalegań święty zdecydował się przyjść. Postawił jednak najpierw następujące warunki – przyjdzie, o ile rodzice obiecają, iż przystąpią do chrześcijaństwa, poświęcą się Matce Bożej i wyznawać będą to wszystko, o czym mówi się w chrześcijańskim wyznaniu wiary. Skoro zaś oni chętnie potwierdzili, iż spełnią wszystkie wymagania, wówczas święty przyszedł z krzyżem do epileptyka i powiedział mu: „Wygnana z ciebie zostanie ta choroba, o ile tak się rzecz będzie miała, iż będziesz głosił o Jezusie Nazareńskim”. I wówczas to wszystko, czego nie potrafili dokonać leczący go medycy ani lekarstwa, stało się nagle, bowiem człowiek ten wyzdrowiał. Dlatego też cała ta rodzina duchem łaski na lepsze nawrócona i chrztem świętym odnowiona, przystąpiła odtąd do chrześcijańskiego kultu i zawsze broniła chrześcijańskich ceremonii.

Innym znowu razem, gdy św. Albert obchodził Sycylię w celu nawracania Sycylijczyków, zdarzyło się, iż zbliżył się do rzeki. Tam zaś kilku zebranych Żydów rzeka uwięziła i przyborem nagłym groziła, iż ich porwie. Oni poznawszy świętego, o którego wcześniejszych cudach słyszeli, zaczęli do niego krzyczeć: „Szczęśliwie, iż przystępujesz w mocy twego Chrystusa, Panie. Wybaw nas, abyśmy wodami tymi nie zostali nakryci”. Do nich, krzyczących w ten sposób, on przedstawił z kolei formułę chrztu, pod którą Imię Chrystusa mogliby nosić w zdrowiu. Gdy temu nie wzbraniali się i stwierdzili, iż wierzą we wszystko, co usłyszeli o Jezusie Nazareńskim, św. Albert ruszył w kierunku rzeki, a wówczas wody się cofnęły. I następnie zbawczo ich ochrzcił i pouczył jeszcze, dając wskazówki na nowej drodze życia.

Święty Albert z Trapani

Innym znowu razem św. Albert dostał wezwanie, iż w domu szpitalnym prowadzonym przez jego zgromadzenie znajduje się bardzo chora osoba. Skoro zaś tam wszedł, od razu poznał, iż dziewczyna ta jest mocno opętana przez złego ducha. Odezwał się zatem do niego: „Szatanie, jaką władzą to czynisz?” I poruszony miłosierdziem św. Albert podszedł do dziewczyny. Tymczasem jej matka, która została zawiadomiona, iż przybył święty, wybiegła z domu naprzeciw i widząc go rzekła: „Proszę, abyś mnie osamotnioną poratował Bożą dobrocią, chociaż mnie nieszczęśliwą zmartwił tak wielki smutek, gdyż córka jedyna została rozciągnięta zawziętym diabelskim uwięzieniem. Najgorszy ten wróg już od dawna przebywa we wnętrznościach tak pięknej dziewczyny”. Św. Albert podchodząc do niej, pocieszał ją wszelkimi słowy, przynoszącymi pokój. Następnie zaś, gdy zbliżył się do opętanej, ona nic się nie wahając, uderzyła go w twarz. On jednak niezrażony, stojąc blisko niej, drugi policzek zaofiarował do uderzenia, prosząc, aby jeszcze raz został uderzony. Którą to pokorą zmieszany książę pychy – czyli diabeł, który przebywał w opętanej – zaczął lamentować: „Ach jak ze mną niegodziwie poczynasz! Ach jak ja cierpię, kiedy stąd (tj. z opętanej), z powodu twego nadejścia zaraz odlecę!”. Do którego św. Albert odrzekł: „Stwórca Najwyższy twój, Ten, Który ciebie z powodu twej pychy odrzucił z euforii raju, ciebie zarazem wypędzi z ciała tego nierozwiązanego”. Po tym dziewczyna zaczęła mocno drżeć. A św. Albert kontynuował: „Wychodź szatanie w Imię Chrystusa i to Boże dzieło nietknięte pozostaw”.

I następnie ją poświęcił znakiem krzyża i wodą święconą i dziewczyna została przywrócona zdrowiu. Nie był to jednak koniec całego wydarzenia.

Wielkie Zawierzenie Św. Michałowi Archaniołowi – ks. M. Szerszeń

W jakiś czas bowiem potem przyszła zaraza. Medycy kilka mogli uczynić, a więc św. Albert powrócił tam, aby przynajmniej być z tymi, którzy znajdują się w potrzebie. Skoro zaś wchodził do kościoła szpitalnego, poznała go wspomniana wcześniej matka i zawołała: „Zlituj się nade mną! Córka moja, odbarwiona częściowo, umiera, i nie jest tą, która była umierająca w zbawczej pomocy. Przejdź, błagam, do niej, zanim odejdzie, skoro ciebie od dawna pragnęła widzieć; aby przynajmniej, o ile oddechem grzechy wyzna, znalazła dusza ratunek”. Święty udał się zatem natychmiast do dziewczyny i zaczął ją wołać po imieniu, ale ona od zmysłów odeszła już nic nie odpowiadała. Rzekł zatem do niej: „Czemuś cierpieniem pokonana i nic mi nie odpowiadasz? Napełnij się, żyj, i rodzinę, przyjaciół, pociesz”.

I rękę swą nasmarowawszy oliwą, przyłożył do jej żołądka, tak się modląc: „Litościwy cię Jezus, córko, ustrzeże najzasłużeńszym dobrodziejstwem Swojej, Noszącej w Sobie Boga, Matki, i jak w nienaruszonej Ona dziewiczości poczęła, i potem Dziewica, otrzymawszy poród bezbolesny, porodziła; tak ty bez życia narażenia, jako iż od długiego czasu rodzisz, uzyskasz, Bożej wiary płód (owoc) ofiarny”. Gdy tylko to skończył, ona otworzyła oczy, do zmysłów przywrócona i chwytając św. Alberta za dłoń, wyszeptała: „Pomóż mi”. A skoro tylko on pojednał ją z Bogiem, i odjął od niej swą dłoń (która jakby utrzymywała w niej życie), dziewczyna natychmiast spokojnie odeszła.

Jakub Szymański

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (4/2011)

Modlitwy Wielkiej Mocy – ks. Mateusz Szerszeń
Idź do oryginalnego materiału