Dzieliły ich różne osobowości i koleje życia. A jednak obaj wydają się sobie bliscy.
Oto dwa, tworzone w stosunkowo bliskim czasie, obrazy: „Lalki” Witolda Wojtkiewicza z 1906 roku oraz „Maski patrzące na żółwia” Jamesa Ensora z 1894 roku. W obydwu jesteśmy świadkami scen, w których główną rolę grają przedmioty imitujące ludzkie zachowania, przenoszące w świat fantazji, dziecięcej zabawy i groteski.
U Wojtkiewicza, w podzielonym na dwie strefy – jak scenę i orkiestron – płótnie, ukazane są młode, zastygłe w bezruchu lub półśnie kobiety. Wydają się osnute szarą mgłą pokrywającą ich stroje i wyblakłe twarze. Pełne życia są za to umieszczone poniżej kolorowe, tańczące lalki. Maski Ensora to różnobarwni aktorzy komedii ludzkiej, z podziwem obserwują obojętnego na ich obecność i zamkniętego w swojej skorupie żółwia.
W Muzeum Narodowym w Warszawie otwarto właśnie wystawę „Czarny karnawał Ensor / Wojtkiewicz”. Twórczości obu artystów towarzyszy szerszy artystyczno-literacko-teatralny kontekst przełomu wieków, Młodej Polski i Młodej Belgii, modernizmu. A także zastępy masek, kukiełek i marionetek, krakowska szopka i manekiny w karnawałowych strojach.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Witold Wojtkiewicz urodził się w 1879 roku i zmarł w 1909 roku w Warszawie, starszy o blisko 20 lat James Ensor przeżył go o czterdzieści lat, przekraczając epokę ich młodości, doświadczył obu wielkich wojen i zmarł w 1949 roku w swojej rodzinnej Ostendzie. Oprócz różnicy wieku dzieliły ich różne osobowości i koleje życia – belgijskiemu malarzowi postawiono pomnik oraz przyznano takie zaszczyty, jak tytuł barona od króla, a także francuską legię honorową.
Wojtkiewicz, świadomy, iż nękany chorobą nie zrealizuje swoich marzeń, nie dożył choćby 30 lat. A jednak obaj, osobni na tle ówczesnego pejzażu sztuki, ale osadzeni w swojej lokalności, wydają się sobie bliscy. To właśnie wspólny im kontekst czasu, nowych zjawisk w sztuce i teatrze, wpływu ludowości, maskarad z jednej i rewolucyjnych społecznych prądów z drugiej strony stały się osią, wokół której polskie kuratorki wraz ze swym belgijskim kolegą zaprojektowali wielobarwną, karnawałową scenerię wystawy. Obrazy, akwarele, rysunki i grafiki obu artystów pokazano w towarzystwie dzieł Wyczółkowskiego, Sichulskiego czy Malczewskiego, a także współczesnego Ensorowi belgijskiego malarza Felicien Ropsa.
Karnawał?
Kuratorki wystawy użyły pojęcia karnawału w znaczeniu jedynego w roku czasu, kiedy zawieszone zostają zasady i reguły, rządy przejmuje ulica, maski i błazny, świat wywrócony zostaje na opak. Ale koniec tego szaleństwa ogłasza szary Popielec i powtarzane przy każdym posypaniu głów popiołem słowa: z prochu powstałeś i w proch się obrócisz.
Ta perspektywa śmierci dominuje u obydwu artystów, choć w odmienny sposób. Czarny humor Ensora dominuje w scenie „Kościotrupów walczących o wisielca”, może być częścią jarmarcznego przedstawienia lub teatru makabry, kryje satyrę, podkreśloną przebraniem i gestami kościotrupów.
U Wojtkiewicza mrok i mgła nadciągają naprawdę, pochłaniając smutnych uczestników uczt i zabaw. Pomimo ich groteskowych postaci, to nostalgia jest uczuciem przepełniającym obrazy. Obecność lalek wzmacnia napięcie między naturalnym a sztucznym, martwym a żywym, ożywionym przedmiotem a zastygłą w jednej pozie osobą. Fascynująca wielu twórców marionetka to ta, dla której wszystko jest możliwe, bo istnieje tylko dla spektaklu. Jej świat to scena, a jej stwórca to artysta, który powołał ją do krótkich chwil życia. W chwilach tych bywa epifanią, metaforą, opowiada cudze historie – dzięki paru gestów potrafi dotknąć tajemnicy.
Wojtkiewicz, mimo groteskowych pozorów, nie traktuje śmierci z ironicznym dystansem. Ona po prostu jest blisko, towarzyszy mu całe krótkie życie i nie pozwala o sobie zapomnieć
Zofia Jabłonowska-Ratajska
Wystawę otwiera cytat z „Wesela”: „A ot, co z nas pozostało: lalki, szopka, podłe maski, farbowany fałsz, obrazki”. Dalej przywołany zostaje kabaretowy świat Zielonego balonika i słynnej Jamy Michalikowej, gdzie się odbywał, wprowadzając w atmosferę przełomu wieków z jej dekadencją, poczuciem absurdu i poszukiwaniem zmian z jednej a powinowactwem sztuk, odradzaniem teatru i fascynacją ludowością z drugiej strony.
Krakowska szopka, stroje z belgijskiego Binche dominują w części zatytułowanej „karnawał”. „Odnówmy nasz karnawał niech żyją nasze gilles et lions!” – pisał Ensor. Słynny karnawał, jeden z najstarszych ulicznych, w Binche, z tzw. gilles w kapeluszach ze strusich piór, w kolorowych kostiumach dekorowanych lwami, gwiazdami i koronami to wyjątkowo malownicze widowisko. Przebierańcy maszerują w towarzystwie chłopów i arlekinów oraz rozdają pomarańcze.
Dalej wystawa prowadzi nas „na wiec!” z przejmującą „Krucjatą dziecięcą” – najbardziej znanym, wciąż na nowo interpretowanym (także w związku z wydarzeniami 1905 roku) obrazem Wojtkiewicza oraz jego rysunkami z manifestacji ulicznych w Warszawie. Pokazana została tu także m.in. grafika Ensora powtarzająca scenę z jego słynnego obrazu „Wjazd Chrystusa do Brukseli”, gdzie socjalistyczne hasła przesłaniają religijne, a Chrystus ma rysy twarzy samego artysty. On sam określał ten monumentalny obraz jako „dzieło solidne”, ale nieprzyjęte przez ówczesnych decydentów.
Melancholia końca
Kolejna odsłona wystawy, „Z dziecięcych póz” – nosi tytuł cyklu, jaki obok „Ceremonii” malował Wojtkiewicz w dwóch ostatnich latach życia. To tu odnajdujemy smutne, jakby postarzałe dzieci, zatrzymane w bajce albo we śnie, z którego nie można się obudzić, w którym podróżują na swoich konikach na biegunach lub przemieniają się w lalki powtarzające ciągle te same gesty. choćby kiedy ich konie bywają żywe, nie drewniane, to i tak nie mogą przekroczyć ram obrazu, ani zrealizować marzenia. Tak jak nie spełni go umierający artysta, który tylko na te parę chwil powołał je do życia. Ostatnia odsłona wystawy już wprost nazywa się Thanatos, z tak symbolicznymi rysunkami Wojtkiewicza jak „Ostatnia struna”.
A zatem maskaradowo-karnawałowa scenografia wystawy stanowi jedynie pozór, teatralny kostium, gdzie pod maskami i kolorowymi strojami kryje się melancholia końca wieku – przestroga i ostrzeżenie. Uważajcie zadowolone z siebie mieszczuchy – kościotrupy wyłażą spod waszych masek! – zdaje się kpić Ensor. – Nie ma ucieczki z zaklętego kręgu choroby, jak z więzienia lub zaklęte i ponure dzieciństwo bez możliwości dorośnięcia – powtarzają bohaterowie Wojtkiewicza. Literacka wyobraźnia tego ostatniego sprawia, iż właśnie poezja okazała się językiem najlepiej opisującym jego twórczość.
Środki malarskie dostosowane są do pełnej symboli i bliskich sennym marzeniom opowieści. Przypominają ilustracje snów, bajek i legend. Romantyczny rys zanurzonego w młodopolskiej poetyce artysty spowodował, iż André Gide, inspirator jego pierwszej zagranicznej, paryskiej wystawy uznał, iż przez jego malarstwo przemawia polska „dusza dumna zarazem i smętna, namiętna i rozdarta”. Niedługo przed ostatnimi cyklami, tworzonymi w czasie pogorszenia się jego choroby, próbował nieco zmienić, unowocześnić swój styl.
- Maria Czarnecka
- Ewa Kiedio
Zostały mi słowa miłości
Widać to zwłaszcza w rysunkach z 1904 roku, gdzie przestaje operować płynną, secesyjną kreską i kontrastuje wyraziste formy z jasnym tłem. Natomiast „dziecięce” płótna wydają się podyktowane pośpiesznym pragnieniem przekazania wizji bezsilności wobec losu, z którego jak z okrutnej baśni nie mogą wyrwać się dorosłe już dzieci. I tylko maszerują lub jadą na swoich konikach wśród rachitycznych lub więdnących w doniczkach kwiatów, jak w wierszu Tadeusza Różewicza „Witolda Wojtkiewicza sąd ostateczny” – „na sąd na śmietnik na kwietnik”. Matowa powłoka wlewa się w obrazy i rysunki, tłumi kolory i światło jakie niekiedy sączy się czy żarzy pod warstwą farby. Podwójność Wojtkiewicza, owa kpina i dystans, przejawiający się w karykaturach, zmieszane są z rozpaczą i lękiem. Strach oswajał śmiechem, a euforia tylko „kradł” czasem, jak napisał o swoim pobycie w Paryżu.
Wśród półtonów, delikatnych zestawień i barwnych niuansów cyklu „dziecięcych póz” i „ceremonii” przebija się fosforyzująca biel, obrazy wydają się „posypane popielcowym popiołem, cukrem pudrem jak torty, z cukierni ciast trujących powleczone, wesołym różowym lukrem” – pisał Różewicz.
Cień śmierci
Od pierwszego obrazu z „maskami zgorszonymi” z 1883 roku rekwizyt ten nie tylko poruszał, ale na całe życie zainspirował Ensora. We wspomnianym obrazie twarze siedzącego mężczyzny i wchodzącej kobiety przykryte są maskami o długich spiczastych nosach. Scena ta wydaje się osadzona w tradycji rubasznego realizmu flamandzkiego czy holenderskiego – i mimo, iż próbowano zakwalifikować go jako symbolistę, ekspresjonistę czy choćby futurystę, on czerpał z tego, co znał, co było mu najbliższe.
Współistniała w nim strona mieszczańska (np. portret „jedzącej ostrygi”) i ludowa, gdzie maski, karnawał stanowiły jedyną rozrywkę biednych. I te właśnie swojskie sceny malował. Odrzucał „złe maski, które przyszły z piekła Afryki, Azji, Oceanii”, dokonywanych tam morderstw i gwałtów. Zaludniające płótna Ensora szkielety, pomimo sposobu ich malowania, poszerzonego o nowe malarskie odkrycia kolorystyczne, brzmią echem vanitatywnych motywów dawnego malarstwa.
Obok rozbawionych masek pojawia się kościotrup – „maski i śmierć”, „intryga” – przypominając, iż ich euforia długo nie potrwa. Towarzyszy zadowolonym, pyzatym mieszczuchom i podważa ich pewność siebie.
Wojtkiewicz, mimo groteskowych pozorów, nie traktuje śmierci z ironicznym dystansem. Ona po prostu jest blisko, towarzyszy mu całe krótkie życie i nie pozwala o sobie zapomnieć. Dlatego jej cień powleka czy przygasza obrazy, a dzieci starzeją się bez ruchu, osaczone jak melancholijne księżniczki lub szaleńcy o balonowatych głowach i przerażonych oczach. Malowany temperą „Orszak” to ślub smutnej panny młodej z postarzałym chłopcem o łysej czaszce, prowadzi ich drużba wnoszący bukiet jak proporzec, a przygląda się im skulony pod drzewem chory chłopiec zasłaniający twarz rękami.
Chociaż malarstwo Wojtkiewicza i Ensora, wystarczająco poruszające i znaczące, by pokazywać je bez dodatkowych zabiegów, nie potrzebuje teatralnej scenografii, to ożywienie go wyobraźnią kuratorów pozwala wejść głębiej w groteskowy i melancholijny, nadrealny świat obu artystów.
Czarny karnawał Ensor/Wojtkiewicz, Muzeum Narodowe w Warszawie, 3.10.2025 – 11.01.2026
Kuratorzy: Joanna Kilian-Michieletti, Agnieszka Lajus, Kamilla Pijanowska-Badysiak (Muzeum Narodowe w Warszawie), Herwig Todts (Królewskie Muzeum Sztuk Pięknych w Antwerpii / het Koninklijk Museum voor Schone Kunsten in Antwerpen

2 tygodni temu














