Nie zamierzam milczeć w sprawie kampanii uciszania i nękania prowadzonych przez lobby transpłciowe. Od dziesięciu lat biję na alarm i mówię o tym wszędzie, gdzie tylko mogę.
Jeśli nie przeszkadzało ci, iż nadzy mężczyźni wchodzą do damskich szatni na siłowniach, iż agresywni mężczyźni gwałcą osadzone kobiety w więzieniach, albo iż mężczyźni zajmują miejsca w schroniskach dla ofiar przemocy domowej… jeżeli wzruszałeś ramionami, gdy dziesiątki 15-letnich dziewczyn ustawiają się w kolejkach do planowych podwójnych mastektomii.
Jeśli bagatelizowałeś przerażenie, kiedy dowiedziałeś się, iż przemysł tożsamości płciowej sterylizuje dzieci tymi samymi lekami, których używano do chemicznej kastracji gejów w latach 50… to może rzeczywiście wciąż krzyczę w pustkę. Może nic, co powiem, nie będzie miało dla ciebie znaczenia. Funkcjonujemy w innych światach, nie tylko na innych falach. Ta ideologia jest głęboko toksyczna — to filozofia supremacji męskiej, która zamienia nienawiść do siebie samych w produkt sprzedawany wrażliwym nastolatkom, a jednocześnie karmi dewiacyjne fantazje chłopców uzależnionych od pornografii, którym wręczono telefony w wieku 11 lat.
Od dawna twierdzę, iż tam, gdzie wygrywa „tożsamość płciowa”, kobiety zawsze przegrywają. I tak się dzieje. Uważam, iż to właśnie kobiety i dziewczęta cierpią najbardziej. Ale ta ideologia jest również toksyczna dla mężczyzn. Złe idee rodzą ofiary — a liczba ofiar tej niszczycielskiej ideologii wciąż rośnie.
Wstępne doniesienia po zamachu na Charliego Kirka sugerowały, iż przy napastniku znaleziono propagandę trans — niepokojący symbol tego, jak ta ideologia może prowadzić do rzeczywistej przemocy. Nie wiem, na ile te doniesienia są wiarygodne. Wiem natomiast, iż przemoc, która odebrała mu życie, to dokładnie ten rodzaj przemocy, jaką wiele osób z pierwszej linii frontu tej debaty słyszało w groźbach kierowanych pod swoim adresem niezliczoną ilość razy. Istnieje choćby strona internetowa poświęcona dokumentowaniu takich przypadków – Terfisaslur.com – i każdy powinien wiedzieć, z czym mierzą się ci, którzy sprzeciwiają się kultowi tożsamości płciowej. „TERF”, dla niewtajemniczonych, to skrót od „trans-exclusionary radical feminist” (radykalna feministka wykluczająca osoby trans), choć nie trzeba być ani radykalną, ani feministką, by dostać tę łatkę – wystarczy być kobietą, która ma odwagę powiedzieć „nie”.
Nie nienawidzę całych partii politycznych ani ludzi, którzy dali się wciągnąć w ten kult. Ale nie przestanę mówić głośno o tym, jak śmiertelnie niebezpieczna jest ta ideologia. Od lat wołamy o jej destrukcyjnych skutkach, a mimo to większość wciąż nie słucha.
W latach 60. Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley stał się symbolem wolności słowa. Studenci i aktywiści z całego kraju przybywali tam, przekonani, iż prawdziwie liberalne wykształcenie oznacza obronę prawa do głoszenia choćby niepopularnych poglądów — także tych, które budziły ich sprzeciw. Samo słowo „liberalny” oznaczało kiedyś otwartość: gotowość do rozmowy, dyskusji i niezgody.
Dziś jednak to samo miejsce, które dało początek Ruchowi Wolnego Słowa, kojarzy się z czymś zupełnie odwrotnym — z zakazywaniem wystąpień, cofnięciami zaproszeń dla „kontrowersyjnych” gości i wyznaczaniem „dozwolonych stref” dla wolności słowa. Dawna ostoja otwartości intelektualnej stała się przestrogą — pokazującą, jak gwałtownie strażnicy wolności mogą przemienić się w cenzorów nowej ortodoksji.
Dziś cena za niezgodę jest bardzo realna. Gdy Ben Shapiro przemawiał w Berkeley w 2017 roku, miasto i uczelnia wydały około 600 tysięcy dolarów na środki bezpieczeństwa — ściągnięto policję z całego regionu, ustawiono betonowe zapory, bramki bezpieczeństwa i przeszukiwano torby — tylko po to, by mógł spokojnie wygłosić swoje wystąpienie.
Okno Overtona przesunęło się radykalnie. To, co kiedyś było uznawane za liberalną obronę wolności, dziś traktowane jest jako podejrzane lub wręcz niebezpieczne. Dzisiejsi liberałowie, kiedyś orędownicy wolności słowa, coraz częściej stosują metody cenzury. Dzisiejsi konserwatyści — dawniej postrzegani jako sztywni tradycjonaliści — stają się tymi, którzy walczą o prawo do niezgody.
Dla mnie to nie są tylko kwestie teoretyczne. To traumatyczne, osobiste doświadczenie. Przez lata byłam na pierwszej linii sporu o tożsamość płciową. W czasie rodzinnych wakacji, o szóstej rano, pewien niezrównoważony mężczyzna nękał mnie przez Messengera, dzwonił z różnych kont, a potem zasypał mnie groźbami i obrazami przemocy – w tym zdjęciami swojego przyrodzenia.
W 2017 roku, gdy próbowaliśmy zorganizować spotkanie na Uniwersytecie w Tacomie, poświęcone prawnemu rozumieniu kobiecości, nasz panel został zakrzyczany i otoczony przez rozwścieczony tłum. Policja ostrzegła nas, iż wyjście z budynku byłoby niebezpieczne. Jedna z niespodziewanych prelegentek – lesbijka, która przeszła detransycję – powiedziała mi później, iż musi uczyć się zdalnie, bo jej koledzy i wykładowcy uznali ją za osobę „niebezpieczną” z powodu poglądów.
Kilka miesięcy później, podczas lokalnego wydarzenia w stanie Waszyngton, mężczyzna identyfikujący się jako trans, znany z agresywnej retoryki, przerwał moje wystąpienie, spojrzał mi prosto w oczy i ogłosił, iż zamierza uzbroić weteranów trans, by walczyli z takimi jak ja. Przez chwilę naprawdę myślałam, iż to może być mój ostatni dzień. Dwa lata później, na wiecu w Vancouver, tłum był tak wrogo nastawiony, iż pięciu mężczyzn musiało utworzyć wokół mnie żywą tarczę.
I nie jestem w tym sama. Moich przyjaciół i współpracowników spotkały podobne represje — byli zwalniani, wykluczani, oczerniani i uciszani. Oto tylko kilka przykładów:
- Maya Forstater, brytyjska badaczka i ekspertka podatkowa, straciła pracę w 2019 roku za stwierdzenie, iż płeć jest niezmienna. Przeszła przez nagonkę, a dopiero po latach trybunał przyznał jej rację.
- Riley Gaines, była pływaczka reprezentacji USA, była atakowana i zastraszana po tym, jak sprzeciwiła się udziałowi mężczyzn w kobiecych zawodach.
- Kelly-Jay Keen, znana jako Posie Parker, była wielokrotnie badana przez policję, napadana przez tłumy i grożono jej śmiercią za to, iż broniła praw kobiet opartych na płci biologicznej.
- Graham Linehan, irlandzki scenarzysta, stracił karierę, odwołano jego musical, rozpadło się jego małżeństwo — wszystko przez jego krytykę ideologii gender. W tym miesiącu został aresztowany za swoje wpisy w mediach społecznościowych.
- J.K. Rowling doświadczyła fali gróźb śmierci i gwałtu, bojkotów oraz publicznych ataków tylko za to, iż podkreślała znaczenie biologicznej płci.
- Kara Dansky, amerykańska prawniczka i feministka, była fizycznie atakowana, wykluczana z ruchów progresywnych i nękana za krytykę polityki transgenderowej.
- Natasha Chart, wieloletnia aktywistka feministyczna, została zwolniona i wykluczona z organizacji kobiecych za brak poparcia dla ideologii płci.
- Amy Sousa, dziennikarka i aktywistka, wielokrotnie spotykała się z nękaniem i groźbami za nagłaśnianie kwestii kobiecych praw w sporcie.
- Miriam Ben-Shalom, weteranka, została pozbawiona roli Marszałkini Marszu Równości, bo odmówiła poparcia dla ideologii trans.
- Kathleen Stock, profesor filozofii w Wielkiej Brytanii, zrezygnowała z pracy po fali gróźb i protestów ze strony studentów i współpracowników.
- Lierre Keith, publicystka i aktywistka, od lat znosi ataki i ostracyzm za otwartą krytykę ideologii gender.
- Julie Bindel, dziennikarka i działaczka kobieca, była atakowana fizycznie i zasypywana groźbami śmierci.
- Jennifer Bilek, publicystka i badaczka, była celem kampanii oszczerstw za ujawnianie nadużyć w ruchu trans.
To nie są pojedyncze przypadki. To systemowy problem: zastraszanie, uciszanie i niszczenie tych, którzy się sprzeciwiają.
Jednym z powodów, dla których sprawa Charliego Kirka tak mnie porusza, jest to, iż widzę w nim osobę, która – niezależnie od własnych przekonań – walczyła o prawo innych do wypowiedzi. Jednocześnie czuję rozczarowanie i żal do milczących chrześcijańskich przyjaciół, którzy dobrze wiedzą, jak istotny jest ten temat — a mimo to nie reagują, gdy nas się atakuje i wyklucza.
To nie są abstrakcyjne dyskusje. To moje życie — i życie tych, których kocham i którzy nie chcą się poddać przymusowi. Otrzymywałam groźby, które realnie wzbudzały we mnie strach o własne życie. A jednak przez cały czas mówię. Bo koszt milczenia pozostało większy. Walka o wolność słowa, myślenia i niezgody jest dziś sprawą pilną, osobistą i niepodlegającą negocjacjom. jeżeli teraz się poddamy, to ci, którzy bronili wolności, zostaną zastąpieni przez tych, którzy egzekwują konformizm. A świat, w który kiedyś wierzyliśmy — przestanie istnieć.
O autorce
Kaeley Harms, współzałożycielka Hands Across the Aisle Women’s Coalition, to chrześcijańska feministka, której trudno przypisać jednoznaczne etykiety. Mówi prawdę, przekracza granice, podąża za Jezusem, jest ocalałą z przemocy, pisarką, żoną, matką i miłośniczką celnych słów.
Źródło: Christian Post
Serwis Chrześcijanin niekoniecznie podziela wszystkie poglądy autorów.
Od tłum. Nie koniecznie poradziłem sobie z tłumaczeniem. Ufam jednak, iż artykuł jest zrozumiały.