„Spojrzał z miłosierdziem”. Wspomnienie o papieżu Franciszku

kjb24.pl 5 godzin temu
Zdjęcie: Papież Franciszek Rio de Janeiro 2013


Kiedy myślę o papieżu Franciszku, czuję w sercu pokój. To nie jest tylko pamięć o głowie Kościoła. To wspomnienie człowieka, który miał serce większe niż świat. Serce, które kochało ubogich, zagubionych, zapomnianych. Serce, które nigdy się nie zamknęło.

Zmarł papież Franciszek. Przypomnijmy, co mówił o św. Michale Archaniele

Od pierwszych chwil jego pontyfikatu wiedziałem, iż będzie inaczej. Nie z powodu rewolucji w doktrynie, ale przez wzgląd na prostotę i pokorę nowego papieża, które miały w sobie coś poruszającego. Jego zawołanie „Spojrzał z miłosierdziem i wybrał” odbijało się w jego czynach i pismach. To nie było puste hasło. To była żywa prawda jego serca. Sam doświadczył miłosierdzia i dlatego potrafił to miłosierdzie przekazywać dalej. Widzieliśmy to wszyscy. Nie potrzebował mówić wiele. Wystarczyło, iż pochylił się nad człowiekiem: bezdomnym, uchodźcą, więźniem. Zrezygnował z pałacu i limuzyny, bo jego ulubiony św. Franciszek w prostocie i ubóstwie widział prawdziwe życie Chrystusa.

Papież Franciszek kochał ludzi z „peryferii Kościoła” – tych, którzy sami czuli, iż nie mają już dla siebie miejsca przy stole. Ale on zawsze znalazł dla nich krzesło. Mówił, iż Kościół powinien być jak szpital polowy i leczyć rany. I rzeczywiście – leczył rany. Może nie zawsze rozwiązywał teologiczne spory, ale opatrywał to, co najbardziej bolało – samotność, odrzucenie, niezrozumienie. To papież, który płakał z płaczącymi i cieszył się z tymi, którzy znaleźli nadzieję.

Był też papieżem, który docenił świeckich. Nie patrzył z góry. Przeciwnie – stawał z nimi ramię w ramię. Wierzył, iż Duch Święty działa nie tylko przez duchownych, ale przez każdego człowieka ochrzczonego. Mówił nam: „Nie bądźcie bierni. Nie oglądajcie Kościoła z trybun. To wasz Kościół”. Mówił tak, iż wielu z nas uwierzyło.

fot. Tomaz Silva/ABr – Agęncia Brasil | CC BY 3.0 BR | Wikimedia Commons

Szczególnie poruszała mnie jego troska o rodzinę. Papież Franciszek dostrzegał piękno codziennych relacji pomiędzy dziadkami, rodzicami i dziećmi. Mówił o czułości, o przebaczeniu, o tym, by nie kończyć dnia bez pojednania. To takie proste, a jednocześnie takie trudne. A on to mówił z takim spokojem, iż chciało się wszystko zaczynać od nowa.

Bez echa nie przeszedł jego głos wołający o pokój – w Syrii, na Ukrainie, w Ziemi Świętej. Nie był politykiem i dyplomatą, a jednak potrafił poruszyć sumienia. Nie milczał, gdy świat pogrążał się w przemocy. Miał odwagę mówić niewygodną prawdę. I nigdy nie przestał wierzyć, iż choćby największe konflikty mogą się zakończyć, jeżeli człowiek wybierze miłosierdzie.

Dla mnie papież Franciszek pozostanie zawsze tym, który zszedł z papieskiego tronu, by podejść do człowieka. Który – zamiast dystansu – wybierał bliskość. Nie bał się brudu świata, bo wiedział, iż serce jest czyste przez to, co z niego wychodzi, a nie przez to, co pochodzi z zewnątrz.

Nie był może papieżem idealnym, ale nie mam wątpliwości, iż był to papież o sercu człowieka. I choć odszedł, jego serce wciąż bije w Kościele. W tych, którzy przygarniają bezdomnych. W tych, którzy niosą nadzieję tam, gdzie jej brak. W tych, którzy wybierają miłosierdzie zamiast potępienia.

Dziękuję Ci, Ojcze Święty Franciszku. Za Twoje „tak” wypowiedziane z głębi duszy. Za Twoją obecność i za twoje serce.

Ks. Mateusz Szerszeń CSMA

Idź do oryginalnego materiału