Na początku mszy Śmierdziel odczytuje jakieś gotowe, drukowane, kupne wprowadzenie. Po cholerę to? W czasie Chwała na wysokości przegląda lekcjonarz. W czasie dialogu przed prefacją wertuje mszał, szukając śpiewanej wersji prefacji, którą śpiewa z błędami (z aniołów zrobili się apostołowie). Nie mógł wyjść pięć minut przed mszą i zaznaczyć sobie, i przećwiczyć? Patenę z Hostią podnosi na słowa z Chrystusem, kielich na w Chrystusie, obydwa stawia na ołtarzu, mówiąc w jedności Ducha Świętego. I, oczywiście, nie może być ośmielamy się mówić, musi być ośmielamy się modlić, a wezwani być musimy na Jego świętą ucztę, bo na samą ucztę to widać dla Śmierdziela za mało.
Boże, czy ten kapłan odprawi kiedyś, chociaż raz, mszę świętą godnie i godziwie? To jest tak gorszące, iż popłakać się można. Taka bylejakość, taka nonszalancja, taka ohyda. Albo czy mógłbyś chociaż sprawić, żebym nie trafiał na msze przez niego bezczeszczone?