Słowa Franciszka w Belgii. Co oznacza krytyka premiera i sprzeciw uniwersytetu katolickiego

1 miesiąc temu

CATOLICO: Papież Franciszek podczas wizyty w Belgii złożył hołd królowi Baldwinowi I, który abdykował na dwa dni, aby nie podpisać ustawy znoszącej karę za aborcję. Belgijskie ustawodawstwo aborcyjne papież nazwał “morderczym”, a niedługo później w rozmowie z mediami porównał lekarzy wykonujących aborcję do zabójców. “Moje przesłanie będzie jasne, to co się wydarzyło jest niedopuszczalne” – powiedział premier Belgii i wezwał na rozmowę nuncjusza apostolskiego. Co ta sytuacja mówi o relacjach państwo-Kościół?

PROF. SŁAWOMIR SOWIŃSKI: Warto pamiętać, iż Królestwo Belgii jest przypadkiem dość szczególnym na mapie relacji państwo-Kościół w Europie. To państwo świeckie, coraz bardziej dziś sekularyzowane, ale jednocześnie państwo, którego społeczeństwo było kiedyś wyraźnie katolickie. To też państwo, które w swojej konstytucji z roku 1831, obowiązującej do dziś, z dużą rewerencją potraktowało Kościół i religię, co widać w mocnych gwarancjach wolności religijnej. Ciekawostką jest też to, iż w tej konstytucji w artykule 181 znalazł się zapis, iż państwo gwarantuje wypłacanie pensji duchownym uznanych kościołów. To znaczy, iż instytucja, jaką jest Kościół, była i jest traktowana przez państwo świeckie jako instytucja pożytku publicznego, służąca dobru wspólnemu, a nie tylko wierzącym. Dlatego wydawałoby się, iż potencjalnie mamy tu dość przyjazną sytuację w relacjach państwo-Kościół. A mimo to dochodzi jak widać od czasu do czasu do napięć i politycznego poruszenia.

Dziś wynika to moim zdaniem z dwóch rzeczy. Po pierwsze z tego, iż Belgia jest w szczególnym momencie politycznym gdy po czerwcowych wyborach podejmowane są tam próby ugruntowania szerokiej koalicji rządzącej. A pamiętajmy, iż to państwo złożone z dwóch odrębnych społeczności: walońskiej i flamandzkiej, dlatego trudno jest zbudować taką stabilną koalicję. Po drugie, w Belgii realizowane są dziś dyskusje nad liberalizacją dostępu do aborcji. I taka właśnie sytuacja pewnego politycznego napięcia i niepewności często sprawia, iż politycy mają pokusę prezentowania swej sprawczości, wyrazistości i przywództwa. I stąd być może taka dość bezceremonialna reakcja premiera Belgii na słowa papieża Franciszka.

Niezależnie od tego, w szerszej perspektywie, ta sytuacja pokazuje również, iż choćby tam, gdzie Kościół traktowany jest, czy też był, z szacunkiem i zrozumieniem, czymś zupełnie naturalnym jest napięcie w jego relacjach z państwem. To wynika po prostu z różnych perspektyw, z różnych misji obu tych instytucji – państwa i Kościoła. Politycy mają swoje agendy, swoje plany, swoje ambicje, natomiast Kościół jest od tego, żeby głosić Dobrą Nowinę, a w tym wypadku także wartości podstawowe, które mogą iść pod prąd planom polityków.

Premier Belgii powiedział również: “Nie potrzebujemy lekcji o tym, jak nasi prawodawcy demokratycznie zatwierdzają prawa. Czasy, w których Kościół dyktował prawo w naszym kraju, na szczęście mamy już dawno za sobą”. Dlaczego wypowiedzi Kościoła, a tutaj samego papieża, są traktowane jako opresyjne ze strony państw liberalnych?

Oczywiście politycy nie muszą zgadzać się z duchownymi, a premier nie musi zgadzać się z papieżem, ale trudno w słowach papieża upatrywać jakiejś formy dyktatu czy próby nacisku na władzę. Katolicy belgijscy są obywatelami, tak jak wszyscy inni Belgowie, i mają prawo do swoich poglądów dotyczących ochrony życia, a papież jest duchowym przywódcą katolików, również belgijskich. I ma on prawo przypominać im, iż w tej dyskusji mają prawo, a choćby obowiązek brać udział. To jest rzecz najzupełniej normalna i myślę, iż w tym przypadku o żadnej próbie dyktatu czy nieuprawnionego nacisku lub zewnętrznej ingerencji nie może być mowy.

Czy ta sytuacja to groźny precedens? I co może przynieść?

Mam nadzieję, iż nie. Po pierwsze, zwróciłbym uwagę, iż swoim bardzo odważnym stanowiskiem papież Franciszek oddala zarzuty, jakie pojawiają czasem się pod jego adresem, także w Kościele, iż jest zbyt postępowy. Bo tu papież pokazał przecież bardzo wyraźnie, iż tradycyjne nauczanie Kościoła dotyczące ochrony życia i praw rodziny jest w centrum także jego misji. W tym sensie to może mieć też dobry efekt.

Po drugie, myślę, iż ta burza polityczna pewnie jakoś się rozejdzie, co nie oznacza, iż problemem nie pozostaje kwestia ochrony życia, także w Belgii, oraz to czy aborcja nie zostanie tam jeszcze bardziej zliberalizowana.

I trzecia, ostatnia rzecz. Myślę, iż jako katolicy zdążyliśmy się już przyzwyczaić, iż jesteśmy i będziemy krytykowani, czasem wyśmiewani. I nie trzeba się tym jakoś szczególnie ani martwić, ani niepokoić, ani tym bardziej na krytykujących złościć. Ważne jest to by nasze świadectwo, czy też choćby krytyczny głos, który budzi u innych kontrowersje, żeby on nie brzmiał jako samo oskarżanie kogoś, ale żeby słychać w nim było wyraźnie ton szacunku, troskę, po prostu miłość bliźniego. Nie wolno nam jako uczniom Chrystusa nikim pogardzać.

Czy możemy się spodziewać coraz większej presji, aby nie nazywać aborcji zabójstwem?

Naciski w różnych sprawach pewnie będą i na to trzeba być przygotowanym. I dotyczy to nie tylko kwestii ochrony życia, ale też na przykład kwestii praw rodziny.

Pewnie będziemy naciskani, by zrezygnować z niektórych – choćby religijnych – pojęć, na przykład z kategorii grzechu w odniesieniu do różnych czynów człowieka. Ważne jest jednak to, myślę także o nas katolikach żyjących w Polsce, żebyśmy stawali po stronie tych, których praw trzeba bronić, czyli na przykład nienarodzonych dzieci. Myślę więc, iż mamy prawo i obowiązek przypominać współczesnemu światu, iż nienarodzony jest człowiekiem, a odbieranie mu szansy na życie jest złem.

Jeśli chodzi o używanie konkretnych określeń to to jest oczywiście zawsze kwestia pewnego wyczucia i kontekstu. Chodzi o to, żebyśmy starali się jednoznacznie stać po stronie tych, którzy są słabi, bezbronni i bezradni, ale bez pokusy, czy ambicji by kogoś jednocześnie zranić czy publicznie napiętnować. Raczej więc bronić niż atakować i oceniać bardziej czyny niż poszczególne osoby, które same przecież mogą znajdować się w dramatycznej sytuacji. Dlatego myślę, iż zawsze trzeba będzie nam szukać adekwatnego języka, który jest wyraźny, konkretny, ewangeliczny, ale w którym słychać raczej miłość, niż oskarżenie.

W Belgii skrytykowano również słowa, które papież wypowiedział na katolickim uniwersytecie w Leuven o tym, iż “kobieta jest płodnym przyjęciem, troską, życiodajnym poświęceniem”. Jak to możliwe, aby w ten sposób potraktować papieża? Jak to Pan skomentuje?

O ile jakoś jestem w stanie zrozumieć napięcie w relacjach państwo-Kościół, jakie wywołały te dość mocne słowa Ojca Świętego, o tyle kompletnie nie rozumiem, dlaczego na katolickim uniwersytecie nie akceptuje się tego pięknego, biblijnego języka papieża Franciszka, który przywołuje obraz kobiety jako tej, która niesie życie.

To są najpiękniejsze, można powiedzieć, strofy i obrazy z Pisma Świętego, niezwykle cenne zwłaszcza dziś. I fakt, iż przypomnienie ich dziś przez papieża na uniwersytecie katolickim, kogoś niepokoi musi dziwić i zastanawiać.

Myślę, iż absolutnie nie powinniśmy odebrać sobie prawa do tego, żeby także publicznie cieszyć się tymi pięknymi biblijnymi obrazami opowiadającymi o życiu jako szczęściu, które rodzi się ze wzajemnego obdarowania kobiety i mężczyzny.

Jeśli jako chrześcijanie czymś możemy dziś służyć współczesnej Polsce i współczesnej Europie, to właśnie tą biblijną Dobrą Nowiną, iż życie jest piękne, a dzielenie się życiem, obdarowywanie życiem jest receptą na szczęście. Także już tu na ziemi.

Prof. Sławomir Sowiński – politolog Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

Idź do oryginalnego materiału