Siła kobiecego języka

1 rok temu

Trwa synod o synodalności i w ramach dyskusji na jego obecnym etapie kard. Sarah jednoznacznie wypowiedział się przeciw kapłaństwu kobiet (źródło): „Żaden sobór, żaden synod, żadna władza kościelna nie ma mocy wymyślenia kapłaństwa kobiet (…) bez wyrządzenia poważnej szkody odwiecznemu obliczu kapłana, jego sakramentalnej tożsamości, w ramach odnowionej eklezjologicznej wizji Kościoła, tajemnicy, komunii i misji”. Wypowiedź oczywiście wywołała dyskusję a mnie skłoniła ona do zastanowienia się nad tym, co sama od jakiegoś czasu robię w Kościele, na miarę swoich możliwości.

Chodzi mi o głoszenie w imieniu Kościoła (a więc rozumiane bardziej „instytucjonalnie”), które jest związane ze święceniami, bo pierwszymi kaznodziejami i tymi sensu stricto w diecezji są biskupi; prezbiterzy, diakoni i świeccy mający misję kanoniczną uczestniczą w posłudze biskupa, przez co należy rozumieć, iż on się z nimi po prostu dzieli swoimi uprawnieniami. Tu może się zrodzić pytanie, czy udzielanie misji kanonicznej kobietom nie jest uchylaniem furtki do święceń i czy ma ono jakieś uzasadnienie w objawieniu?

Najbardziej radykalni przeciwnicy angażowania kobiet w coś więcej niż słynne 3K (niem. Kinder, Küchen und Kirche, ostatni rozumiany jedynie jako praktykowanie) prawdopodobnie wyciągnęliby zaraz przykład Ewy i tego, jak zwiodła Adama. Mówiąc inaczej – słuchanie kobiety jest niebezpieczne, poza tym już św. Paweł napisał, iż kobiecie nauczać nie pozwala (zob. 1 Tm 2,12). Jednak już w Księdze Rodzaju spotykamy kobiety, które wykazują się lepszą intuicją co do tego, co jest słuszne, niż ich mężowie.

Sara, z jednej strony, popełnia błąd, namawiając Abrahama do współżycia z Hagar i poczęcia w ten sposób syna (interesujące, iż patriarcha jakoś wtedy nie pyta Boga o to, czy to dobra sugestia…). Z drugiej, kiedy Izmael wyśmiewa jej syna, domaga się od męża wypędzenia Hagar z dzieckiem i wypowiada proroctwo: „Nie będzie bowiem dziedziczył syn tej niewolnicy z moim synem, Izaakiem!” (Rdz 21,10). Tu Abraham już uznaje, iż powinien Boga zapytać o zdanie i Ten przyznaje rację Sarze.

W następnym pokoleniu Rebeka lepiej wie, który z synów ma otrzymać błogosławieństwo Izaaka. Owszem, wyłudzają je podstępem, za co Jakub będzie pokutował przez wiele lat, sam oszukany przez teścia, jednak jego matka miała rację, co sam Bóg potwierdza, zawierając przymierzem właśnie z tym z bliźniaków.

W następnych stuleciach duch proroctwa, a więc rozeznania, co jest wolą Boga, a co nie, będzie przejawiał się zarówno w mężczyznach, jak i kobietach: jednej z sędziów Izraela, Deborze, żonie Mojżesza, Seforze (kiedy jej mąż zachoruje, ona go obrzeza i tak da mu znak przymierza, jednocześnie sprawiając, iż zostanie uzdrowiony), Batszebie, Judycie. Jedną z moich ulubionych postaci jest matka Samsona, której imię nie zostało zachowane (jest nazywana żoną Manoacha). Nieodmiennie bawi mnie historia, jak to jej mąż po wizji anioła wpadł w panikę, iż teraz oboje zginą, bo widzieli Boga, olaboga! dramat! tragedia!, co kobieta całkowicie trzeźwo spuentowała, iż skoro mają spłodzić dziecko, to raczej trudno, żeby wcześniej zginęli (zob. Sdz 13). Co notabene też wyjaśnia, czemu anioł objawił się najpierw jej, nie Manoachowi. Bóg wiedział, co robi…

Wcielenie także potwierdza kobieta – Elżbieta, którą na głos Maryi napełnia Duch i prorokuje. Jest też Anna w świątyni, nazwana wprost prorokinią, która rozgłasza rozeznanie Symeona. W Dziejach także mamy kobiety, które są nazywane prorokiniami. Co więcej, jest mowa o małżeństwie Akwili i Pryscylli, którzy oboje nauczają Apollosa o Chrystusie.

W historii Kościoła mamy wiele świętych kobiet, które prorokują. Mamy też opatki zakonów monastycznych, które niejako z urzędu mają prawo nauczania. Niektóre, jak Hildegarda z Bingen, nauczają nie tylko w swoich wspólnotach, ale też powszechnie, oczywiście za zgodą biskupów.

Nauczanie, także to w imieniu Kościoła, jest powiązane ściśle z charyzmatem proroctwa, a ten, jak widać, nie ma względu na płeć. Chociaż odpowiedzialność za jego treść i ciężar troski o zgodność z Magisterium niosą biskupi danego miejsca, to Duch może udzielić rozeznania każdemu, jak zresztą słusznie zauważył św. Benedykt w swojej Regule, tam gdzie mówi o podejmowaniu decyzji we wspólnocie.

Kluczowa w tym przypadku nie jest więc płeć, a roztropność i wrażliwość na Ducha Świętego. Myślę, iż prorokowanie jest zdolnością ludzką, czymś innym zaś jest rozeznanie, od jakiego ducha proroctwo pochodzi – tu wchodzi już autorytet Kościoła, a więc moc płynąca ze sprawowanego urzędu (a tą może posługiwać także człowiek tak przewrotny jak Kajfasz [zob. J 11,51], bo sprawowanie takiego ministerium nie oznacza automatycznie wyższości moralnej tylko większą odpowiedzialność). Jest idealnie, kiedy biskup jest jednocześnie prorokiem. Jednak, jak widać, można też być prorokiem, nie mając święceń. Udzielenie więc mi, czy wielu innym paniom, misji kanonicznej, nie jest uchylaniem furtki do kapłaństwa kobiet (tu mi się przypomina, jak specjalnie drażniłam się z pewnym konserwatywnym proboszczem, odpowiadając na pytanie, po co zaczynam studia teologiczne, iż może jak jest skończę, to dopuszczą już kobiety do święceń – ślicznie zagotował ❤ ). To instytucjonalne potwierdzenie, iż to normalne, iż kobieta głosi w imieniu Kościoła, co, jak zresztą widać po przytoczonych przykładach, wychodzi wspólnocie wierzących na dobre. Kobiecy talent do werbalizacji treści bywa zbawienny.

Idź do oryginalnego materiału