Siedząc w święta przed telewizorem – Felieton Krzysztofa Wieczorka

6 dni temu

W Święta ważna jest rodzinna tradycja. Pod butami trzeba czuć śnieg, musi być wigilijna wieczerza i potem rodzinne wyjście na pasterkę. Tak ma być i kropka.

Otóż chyba niekoniecznie. Coraz bardziej tracimy religijny sens świąt. Od lat tracimy punkty odniesienia, a rzeczywistość jest coraz bardziej relatywna. Boimy się religijnej wymowy tych dni i zaczynamy mówić coraz częściej o „świątecznych wakacjach”, pozbawionych duchowej refleksji. Co pozostało? Przesłanie świątecznych filmów mówi jedynie o czasie dla rodziny i przypływie bliżej nieokreślonych dobrych uczuć. Łatwo pozbawiamy się tradycyjnych konotacji, uważamy przy tym, by nie dotknąć społeczności obcych nam kulturowo i w efekcie pozostaje nam… „kulturowa bezdomność” i – chyba mimo wszelkich starań, dekoracji, rozświetlonej choinki i brodatego Mikołaja jakaś wewnętrzna pustka. Oczywiście, można udawać, iż jej nie ma. Można ją zagłuszyć zabawą, wyjazdem w ciepłe kraje, ale ona i tak gdzieś w głębi nas pozostaje.

Nie chodzi mi o to, byśmy koniecznie przeżywali święta z Bogiem, na pasterce lub w kościele przy żłóbku, śpiewając kolędy. Chodzi mi raczej o to byśmy podeszli do Świąt z większą refleksją, bez opiłowywania – jak to dosadnie wyraził jeden z polityków – z dotąd kultywowanych tradycyjnych wartości. Byśmy uświadomili sobie, iż nie są powodem do wstydu, przejawem ciemnogrodu i braku postępu. Owszem, jesteśmy częścią Europy i zawsze nią byliśmy, czy się to komuś podoba, czy też nie. Może jednak warto przestać wstydzić się za to, iż jesteśmy Polakami. To nawiasem mówiąc też sformułowanie zaczerpnięte z wypowiedzi jednego z tych „bardziej światłych” Polaków. Czy naprawdę w naszym kraju czujemy się mówiąc słowami pewnej Pani z kulturowego establishmentu, jakby ktoś ciągle s… nam na głowę? Brak nam poczucia, iż jesteśmy u siebie, we własnym domu, a to jaki będzie zależy tylko od nas.

Czas najwyższy na świadomą refleksję, jeszcze nie jest za późno. Czy ma to być jedynie czas wzmożonej świątecznej konsumpcji zarówno dóbr materialnych jak i potraw z świątecznego stołu? Korzystania z wyjątkowych okazji i najnowszych promocji niesamowitych towarów świątecznych, które wdzierają się do naszej świadomości zaledwie zdążymy otrzepać buty po okresie wzmożonych wizyt na cmentarzach? Któż może oprzeć się wdziękom seksownych skąpo ubranych niekoniecznie świętych Mikołajek tańczących przy skrzących się choinkach w rytm dzwoneczków i przeboju „Last Christmas”, który tak naprawdę w ogóle nie mówi o świętach?

Nie dajmy się zwariować. Może jeszcze czas by włączyć samodzielne myślenie, wszak jeszcze mamy wybór i możemy przeżyć ów czas po swojemu, bez kultu wszechobecnego bożka nieograniczonej konsumpcji, który chce być miarą naszego istnienia. Warto zatrzymać się i nieco pomyśleć – czy te wszystkie oferowane dobra są nam rzeczywiście niezbędne? Obyśmy nie obudzili się z potężnym kacem pustego portfela i odroczonych rat, które i tak przyjdzie zapłacić.

Święta to także czas składania sobie tradycyjnych życzeń, zwykle „wszelkiego dobra” i „tego, co najlepsze”. Czym faktycznie ma być to upragnione dobro? Może to kolejny frazes, lub pusto brzmiąca formuła bez większego znaczenia, którą da się odfajkować poprzez SMS wysłany jednym kliknięciem do licznej grupy znajomych. Już więcej treści da się znaleźć w starodawnych kolędach i pastorałkach wyśpiewywanych przez kolędników. A jak odebrać życzenia składane masowo przez polityków i osoby sprawujących władzę? Ile w nich pustosłowia, a ile szczerości? Takie niewesołe myśli opadły mnie przy oglądaniu świątecznej papki telewizyjnej. Podobnie sylwestrowe koncerty, próbujące przypodobać się jak największej liczbie potencjalnych odbiorców. Nie od dziś wiadomo, iż to kiepska recepta, podobnie jak na klej do wszystkiego, który z reguły jest do niczego.

Tradycyjne kolędy mogą stać się tematem refleksji. „Boża Dziecina” rodzi się w stajni z dala od ludzkich domostw, bo brak dla Niej miejsca. Świat Jej nie chce, jest dlań wrogi, pragnie Ją zgładzić, bo burzy święty spokój, burzy system wartości i niszczy samozadowolenie. Świat chce zachować status quo, choćby za cenę Jej życia. Zabija nas materializm i konsumpcja. Może warto spróbować odnaleźć inną rzeczywistość, znowu poczuć się niczym dziecko, gdy wszystko było jasne i proste, a zło tak łatwo dawało się oddzielić od dobra, bez wszechobecnego relatywizmu. Może wówczas dostrzeżemy, iż dawne wartości mają sens. Że pogoń za nowoczesnością często przynosi pustkę i rozczarowanie. Że ktoś już tego doświadczył i mocno się poobijał, a my z uporem chcemy powtarzać jego błędy.

Roman Ingarden, jeden z najwybitniejszych polskich filozofów w „Książeczce o człowieku” mówi, iż człowiek jest bytem złożonym, mającym aspekt fizyczny i duchowy. Oba powinny istnieć i rozwijać się w sposób harmonijny. Głównym zadaniem człowieka jest tworzenie wartości. Człowiek przez pracę nad sobą realizuje wartości Dobra i Piękna. o ile mu się to udaje, to zyskuje pewność, iż nie żyje nadaremnie. I ta myśl niech nam towarzyszy u progu nowego roku.

Krzysztof Wieczorek

krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl

Idź do oryginalnego materiału