Samozatrudnieni stoją na krawędzi nieosiągnięcia zabezpieczenia społecznego, a wprowadzenie „dobrowolności” ZUS byłoby gwoździem do trumny – mówi dr Tomasz Lasocki.
Samozatrudnienie w Polsce od lat stanowi istotny element rynku pracy, oferując przedsiębiorcom i specjalistom większą elastyczność, ale jednocześnie rodząc szereg wyzwań systemowych. To właśnie o nich opowiada zlecony przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych raport „Dobrowolne ubóstwo. O konsekwencjach dobrowolnego ZUS dla samozatrudnionych” autorstwa dr Janiny Petelczyc i dr. Tomasza Lasockiego.
Wojciech Albert Łobodziński: Dlaczego przedmiotem Państwa analizy stały się osoby samozatrudnione?
Tomasz Lasocki: To pytanie, które najlepiej zadać kierownictwu Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Jako autor analizy mogę się tylko domyślać, iż w ZUS dostrzeżono wzrost popularności nowej dla polskiego systemu ubezpieczeń koncepcji „dobrowolnego ZUS dla przedsiębiorców”, która pojawiła się przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi.
Do zadań ZUS należy między innymi popularyzacja wiedzy o ubezpieczeniach społecznych. jeżeli kwestia dotyczy bieżących informacji albo sprawozdawczości, to ZUS realizuje te zadania samodzielnie. W przypadku zagadnień wielowątkowych czy dotychczas nieopracowanych, zwraca się do naukowców, którzy korzystają zarówno z danych ZUS, innych instytucji, jak i literatury naukowej. W tym przypadku za pośrednictwem Polskiej Sieci Ekonomii zwrócono się do mnie i dr Janiny Petelczyc, ponieważ naukowo – z perspektywy ekonomicznej, socjologicznej i prawnej – zajmujemy się między innymi problematyką podlegania systemowi zabezpieczenia społecznego.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.
Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Zwolennicy pomysłu „dobrowolnego ZUS” przedstawiali różne argumenty – najczęściej anegdotyczne tzn. opisujące teoretyczne bądź rzeczywiste, ale jednak pojedyncze przykłady, których reprezentatywność była nieweryfikowalna. Nasze zadanie polegało na uzyskaniu najszerszego spojrzenia – dlatego operowaliśmy na całościowych danych, by przedstawić kompletny i pełny kontekst dla tego pomysłu.
Już na początku stwierdziliśmy, iż skoro ta zmiana dotyczy podstaw systemu podlegania ubezpieczeniu, to odpowiedź na pytanie dotyczące możliwości i skutków wprowadzenia „dobrowolnego ZUS” będzie możliwa tylko po kompleksowym przyjrzeniu się sytuacji samozatrudnionych w obecnym systemie. Właśnie ta kompleksowość sprawia, iż raport może przysłużyć się refleksji nad dotychczasowymi zasadami uczestnictwa w systemie ubezpieczeń przez samozatrudnionych, a nie tylko ocenie koncepcji „dobrowolnego ZUS dla przedsiębiorców”. Ten pomysł oceniliśmy jako bardzo ryzykowny – stąd w nazwie raportu „dobrowolne ubóstwo”.
Czy ryzyko „dobrowolnego ubóstwa” i tak się nie urzeczywistni – choćby bez wolnej ręki danej samozatrudnionym?
– W przekazie medialnym zrównano te dwie sytuacje – dzisiejszą i hipotetyczną, która nastąpiłaby po wprowadzeniu dobrowolnej składki na ubezpieczenia społeczne. Po pierwsze, gdyby samozatrudnieni, zgodnie z naszym postulatem, opłacali składki liczone od 80 proc. ich dochodu, to zdecydowana większość z nich otrzymywałaby dużo wyższe emerytury, jak i inne świadczenia. Jednocześnie mniej płaciliby ci przedsiębiorcy, którzy mają problemy finansowe. w tej chwili ci z problemami płacą za duże składki, większość dobrze prosperujących płaci za małe, a wszystkim i tak w przyszłości trzeba będzie dopłacać do minimalnych emerytur, które dzisiaj wynoszą niecałe 1800 zł. Do tego dochodzą usługi nieodpłatne dla emerytów, takie jak opieka zdrowotna, przejazdy komunikacją i inne świadczenia. Choć wielu komentujących uważa minimalną emeryturę za synonim ubóstwa, to jednak nie jest prawdą. Państwo musi zapewnić osobie do niej uprawnionej tyle, by nie była ona wykluczona społecznie, czyli by mogła zaspokoić swoje podstawowe potrzeby socjalne.
„Dobrowolny ZUS” oznaczałby, iż mnóstwo samozatrudnionych nie byłoby w stanie wykazać niezbędnego stażu do uzyskania tego socjalnego minimum. Mielibyśmy kolejne setki tysięcy, jeżeli nie miliony seniorów, którzy otrzymywaliby kilkusetzłotowe świadczenia, skazujące ich na ubóstwo. Już dzisiaj wielu cieszących się z kolejnych ulg nie zdaje sobie sprawy, iż oznaczają one dużo wolniejsze gromadzenie stażu emerytalnego – korzystanie z ulg przysługujących po założeniu działalności przez pierwsze dwa i pół roku oznacza zgromadzenie jedynie siedmiomiesięcznego stażu – a to dopiero pierwsze ulgi. Samozatrudnieni korzystający z konglomeratu ulg już dzisiaj stoją na krawędzi nieosiągnięcia zabezpieczenia społecznego, a wprowadzenie „dobrowolności” stałoby się w tym kontekście „krokiem naprzód”.
Definicja ubóstwa ustawowego z 2022 roku to 776 złotych dla osoby samotnej i 600 złotych na osobę w rodzinie. Wskaźnik ten wydaje się bezużyteczny – przecież w wielu miejscach w Polsce choćby za ok. 1500 złotych netto z emerytury minimalnej trudno byłoby przeżyć do przysłowiowego pierwszego.
– Musimy spojrzeć na problem całościowo. Instytut Pracy i Spraw Socjalnych – państwowa jednostka naukowa, szczegółowo oblicza minimum socjalne rozumiane jako środki umożliwiające reprodukcję sił życiowych, posiadanie i wychowanie potomstwa oraz utrzymanie więzi społecznych zarówno dla gospodarstw seniorów, jak i osób młodszych. Dane dla drugiego kwartału 2024 r. pokazują, iż jednoosobowe gospodarstwo emeryckie potrzebowało na owo minimum niecałe 1790 zł. To nieznacznie mniej niż wynosiła wówczas minimalna emerytura, co stanowi potwierdzenie pańskich słów i jednocześnie uzasadnia potrzebę poszukiwania takich rozwiązań jak np. renta wdowia.
Nie ma żadnego dowodu na to, iż wysoki odsetek samozatrudnionych przekłada się na większą innowacyjność czy konkurencyjność gospodarki. Wręcz przeciwnie
Tomasz Lasocki
W lepszej sytuacji są ci emeryci, którzy nie gospodarują samodzielnie. Wówczas w przeliczeniu na osobę miało wystarczyć 1513 zł, co odpowiadało minimalnej emeryturze. Oczywiście w indywidualnych przypadkach czynsze czy koszty ogrzewania konkretnego mieszkania mogą być znacznie wyższe, ale ktoś, kto użytkuje droższy dom czy mieszkanie, prawdopodobnie wypracował sobie świadczenie wyższe niż minimalne. I tutaj wracamy do przedsiębiorców, którzy nie zapewnią sobie emerytur adekwatnych do zarobków, które osiągali w rzeczywistości.
Jakie są średnie zarobki wśród osób samozatrudnionych?
– Na podstawie danych o składce zdrowotnej, którą część przedsiębiorców płaci na podstawie osiąganego dochodu, ustaliliśmy, iż przeciętny dochód przedsiębiorcy jest dwa razy większy niż przychód przeciętnego pracownika. Jednocześnie ze względu na sposób ustalania składek na ubezpieczenia społeczne i konglomerat różnych ulg, przeciętny przedsiębiorca odprowadza dwa razy mniejsze składki niż pracownik. Mało tego, od 2020 r. przeciętna składka samozatrudnionego jest obliczana od kwoty mniejszej niż najniższe wynagrodzenie. To oznacza, iż nie dość, iż ktoś, kto większość życia był przedsiębiorcą, odłoży cztery razy mniej niż pozwalałby na to jego zarobki, to taką emeryturę i tak trzeba będzie podwyższyć do kwoty minimalnej.
O jakiej liczbie ludzi zagrożonych minimalną emeryturą mówimy? Jaki to procent samozatrudnionych?
– Mowa o osobach, które większość życia były samozatrudnione, a które nie mają tak zwanego kapitału początkowego, czyli zostały włączone do systemu ubezpieczeń później niż pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Ponieważ ponad 99 proc. samozatrudnionych odprowadza składki tak niskie, jak tylko się da, to możemy stwierdzić, iż tylko w pojedynczych przypadkach emerytura samozatrudnionego przekroczy wartość minimalną. w tej chwili samozatrudnionych mamy ponad dwa miliony, a ich liczba stale rośnie.
Szok ekonomiczny w większości przypadków będzie ogromny – tym większy, im więcej taka osoba zarabiała dzięki firmie. jeżeli uda jej się odłożyć dodatkowe środki to dobrze, ale jeżeli nie, a firma polegała na osobistym świadczeniu usług przez taką osobę, bez własnych biur czy warsztatu, to nie będzie można choćby sprzedać takiego dorobku życia. Szok emerytalny wymusi zmianę trybu życia, która wpłynie na każde pole aktywności takich osób, przy czym z wiekiem wzrastać będą koszty np. opieki medycznej. Będzie to również oznaczało oczekiwania wobec przyszłych polityków.
W jaki sposób obecny system składek ZUS dla samozatrudnionych różni się od systemu dla pracowników etatowych?
– Obie grupy należą do tego samego systemu, w ramach którego mamy tzw. tytuły ubezpieczeniowe. W przypadku przytłaczającej większości ubezpieczonych reguła jest taka, iż odprowadzamy składkę od tego, co zarobimy. Idea jest taka, iż im więcej zarabiam, tym większe są moje przyszłe potrzeby społeczne, a więc odkładam odpowiednio więcej. Tak skonstruowany jest niemal każdy system ubezpieczeniowy.
Natomiast w przypadku osób samozatrudnionych wygląda to tak, iż jeszcze od lat 90. mamy regułę, wedle której każdy deklaruje, od jakiej kwoty chce odprowadzić składkę. Jest to teoretycznie słuszne, ponieważ gdy mamy firmę, to nie wiemy ile środków pochodzi z naszej indywidualnej pracy, a ile z wartości dodanej wynikającej z pracy naszych pracowników pożytków czy majątkowych. W praktyce, tak jak powiedziałem, niemal każdy płaci składkę najmniejszą, a więc twierdzi, iż jego praca w firmie ma wartość absolutnego minimum.
Uprawnienie do oderwania składki od rzeczywistego dochodu z opcją zadeklarowania – w razie potrzeby – wyższej składki, od lat sprawia, iż stopień pokrycia składkami wydatków na zasiłki, jest najniższy wśród samozatrudnionych. Oznacza to, iż nie tylko nie jest prawdą, iż samozatrudnieni jako grupa nie korzysta z zasiłków, ale jest proporcjonalnie ich największym beneficjentem. Przywykliśmy nazywać uprzywilejowanymi w systemie emerytalnym tych, którzy dostają świadczenia wyższe niż reszta, ale prawo do oderwania składki od dochodu z gwarancją uzyskania wyższych zasiłków czy takich samych minimalnych emerytur z dopłatą jest takim samym przywilejem, choć niedostrzegalnym na pierwszy rzut oka.
Skąd bierze się taka popularność samozatrudnienia?
– Dla wielu grup zawodowych, takich jak architekci, lekarze, specjaliści IT czy inni wysoko wykwalifikowani eksperci, samozatrudnienie stało się standardową praktyką, ponieważ pozwalało na płacenie składek oderwanych od dochodu. Firmy również coraz częściej godziły się na taką formę współpracy czy wręcz do niej zachęcały, ponieważ pozwalała ona na obniżenie kosztów zatrudnienia.

- Jerzy Sosnowski
Niezerowa liczba smoków
Przełomem był „festiwal ulg” z 2018 r. Ówczesny Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców podczas V posiedzenia Rady Przedsiębiorców pokazał nagranie opowiadające o właścicielu publicznego szaletu, którego nie było stać na opłacenie składki – nikt nie pytał, w jakim stopniu taki przypadek oddaje rzeczywistość samozatrudnienia. Zamiast obniżyć opłaty tym, którzy rzeczywiście mają problem z opłaceniem składki od minimalnej kwoty, masowo przyznano ulgi, które sprawiły, iż zatrudnienie pracownika choćby na minimalną pensję przestało być opłacalne, co wcześniej było nie do pomyślenia. W wielu przypadkach korzystniejszym rozwiązaniem stało się oferowanie współpracy w modelu B2B zamiast standardowej umowy o pracę.
Ja, dr Marcin Krajewski z Uniwersytetu Łódzkiego czy wielu innych specjalistów ostrzegało, iż to doprowadzi do odchodzenia od zatrudnienia pracowniczego na rzecz samozatrudnienia, ale nasze głosy zostały zignorowane. Niestety okazało się, iż to my mieliśmy rację.
W jaki sposób rozwiązano sposób rozliczenia osób samozatrudnionych w ramach systemów ubezpieczeń społecznych w innych krajach Unii Europejskiej?
– Istnieją państwa, w których stosuje się podobny model, oparty na deklarowaniu określonych kwot składek. Jednak kluczowa różnica polega na tym, iż w Polsce przeciętny samozatrudniony płaci składki znacznie poniżej tych, które wpłacałby ktoś otrzymujący minimalne wynagrodzenie. Nie znam innego państwa w Europie, które w ten sposób ustanowiłoby swoje regulacje. choćby tam, gdzie składki są deklaratywne, minimalna podstawa wymiaru jest wyższa.
W tej kwestii Polska jest wyjątkiem.
– Tak. Istnieją natomiast państwa, które powiązały wysokość składek wyłącznie z dochodem, a w naszym raporcie rekomendujemy właśnie takie rozwiązanie – choć nie w pełnym zakresie, ale np. poprzez uzależnienie składek od 80 proc. dochodu. Byłoby to bardziej adekwatne niż obecny system, w którym wielu małych przedsiębiorców faktycznie nie jest w stanie zapłacić składek bez ulg, a jednocześnie przytłaczająca grupa samozatrudnionych – mimo wysokich dochodów – korzysta z preferencyjnych stawek.
Czy istnieją badania, które pokazują, w jaki sposób osoby te przygotowują się do przejścia na emeryturę, czy zabezpieczają w jakimś stopniu swoją przyszłość?
– Dane dotyczące dodatkowego oszczędzania na emeryturę pokazują, iż większość Polaków nie korzysta aktywnie ze wspomnianych form, a środki zgromadzone w takich programach są przyjmowane na stosunkowo krótki okres wypłat, np. na 10 lat. Oznacza to, iż choćby jeżeli samozatrudnieni oszczędzają, to ich środki mogą okazać się na dłuższą metę niewystarczające. Systemy oparte na prywatnym oszczędzaniu działają na poziomie indywidualnym, ale w skali społeczeństwa nie zastąpią powszechnego systemu emerytalnego.
„Dobrowolny ZUS” oznaczałby, iż mielibyśmy kolejne setki tysięcy, jeżeli nie miliony seniorów, którzy otrzymywaliby kilkusetzłotowe świadczenia, skazujące ich na ubóstwo
Tomasz Lasocki
Wystarczy spojrzeć na sytuację w Stanach Zjednoczonych, gdzie koncepcja wspierania pracowników w prywatnym oszczędzaniu – tak zwany „plan 401k” – powstała już w latach 80., ale pomimo tego wielokrotnie dochodziło do sytuacji, w których ludzie tracili swoje oszczędności w wyniku kryzysów finansowych. Państwo nie może całkowicie wycofać się z odpowiedzialności za system emerytalny, ponieważ w przypadku kryzysu ci sami, którzy wcześniej nie płacili składek, zgłoszą się po pomoc publiczną.
Polskie państwo aktywnie wspierało samozatrudnienie jako formę aktywności zawodowej. Czy miało to jakiekolwiek wymiernej efekty, na przykład w postaci tak często wymienianej innowacyjności?
– Nie ma żadnego dowodu na to, iż wysoki odsetek samozatrudnionych przekłada się na większą innowacyjność czy konkurencyjność gospodarki. Wręcz przeciwnie – państwa o największym udziale samozatrudnienia w Europie, takie jak Grecja, Włochy czy Polska, nie należą do liderów pod względem absorpcji nowoczesnych technologii czy wysokiej wartości dodanej.
Twierdzenie, iż rosnąca liczba samozatrudnionych poprawia konkurencyjność, opiera się na XIX-wiecznym podejściu do rynku pracy, gdzie niskie koszty pracy były głównym czynnikiem przewagi gospodarczej. Dzisiaj konkurencyjność buduje się na kapitale ludzkim, innowacjach i efektywności, a nie na redukcji kosztów zatrudnienia.
Czy istnieją sygnały, iż rząd lub ZUS są zainteresowane wdrożeniem zmian rekomendowanych w raporcie?
– Na razie trudno dostrzec jednoznaczne kroki w tym kierunku, choć temat pojawia się coraz częściej w debacie publicznej. Mam nadzieję, iż skutkiem raportu będzie przynajmniej to, iż dyskusja o przyszłości samozatrudnionych nie będzie się sprowadzała do nadawania kolejnych ulg i preferencyjnych rozwiązań. najważniejsze jest pytanie, czy rzeczywiście chcemy konkurować niskimi kosztami pracy, które bazują na dumpingu socjalnym, czy raczej budować gospodarkę opartą na wiedzy i inwestycjach, a temu służy stabilizacja struktur firm i ograniczanie pola do konkurowania poprzez zwiększanie bezpieczeństwa socjalnego zatrudnianych. Musimy pamiętać, iż osoby z nieoskładkowaną pracą nie znikną i w przyszłości upomną się o świadczenia, a jeżeli będzie ich odpowiednio dużo, to ktoś przyzna im rację i środki.
Pamiętajmy przy tym, iż w dyskusji o naprawie systemu ubezpieczeń dla samozatrudnionych nie chodzi o zmniejszenie ich liczby, co próbują wmawiać zwolennicy „dobrowolnego ZUS”. Powinniśmy dążyć do tego, aby samozatrudnienie nie było sztucznie stymulowane ulgami podatkowo-składkowymi, ale wynikało z rzeczywistej chęci prowadzenia niezależnej działalności gospodarczej. Tylko w ten sposób możemy stworzyć system, który będzie sprawiedliwy, efektywny i odporny na przyszłe wyzwania demograficzne i gospodarcze.
dr Tomasz Lasocki – radca prawny, wykładowca Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich w zespole ds. ubezpieczeń społecznych Rady Dialogu Społecznego, członek rady nadzorczej Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, autor wykładów z prawa ubezpieczeń dla Krajowej Izby Radców Prawnych, ekspertyz dla Sejmu, Senatu, Trybunału Konstytucyjnego oraz Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, były członek zespołu dokonującego w imieniu Rady Ministrów przeglądu funkcjonowania systemu emerytalnego w 2016 r.
Przeczytaj również: Praca platformowa? To powrót do XIX wieku