Parafrazując Rymanowskiego: naukowa prawda. Albo jest, albo jej nie ma. Tertium non datur. Pseudonaukowy fałsz to nie „pogląd, który umyka widzom TVN”. To fałsz i kropka.
Nie cichną dyskusje wokół głośnej rozmowy Bogdana Rymanowskiego z prof. Grażyną Cichosz, profesor technologii żywności na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim – rozmowy, w której naukowczyni głosiła z pełnym przekonaniem, iż białka soi, tzw. globuliny, nie są trawione przez ludzki organizm, oleje roślinne są rakotwórcze, a szczepienia powodują autyzm.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Treść poglądów wygłaszanych we wspomnianej rozmowie została już wielokrotnie przeanalizowana przez ekspertów z obszaru nauk biologicznych w zestawieniu z najnowszymi i rzetelnymi badaniami w tej dziedzinie – zainteresowanym polecam szczególnie poświęcony temu odcinek podcastu doktora chemii Dawida Myśliwca „Uwaga! Naukowy Bełkot”. Nie o tym zatem będzie ten tekst. Chciałbym raczej przyjrzeć się argumentacji, którą stosuje wobec swoich krytyków sam Bogdan Rymanowski i jego obrońcy, jak choćby wiceprezes Klubu Jagiellońskiego Konstanty Pilawa.
Manifest Rymanowskiego
Jak napisał Bogdan Rymanowski w swoim manifeście: „1. Wolność słowa. Albo jest, albo jej nie ma. Tertium non datur. 2. Każdy zasługuje na wysłuchanie. Żadni «policjanci myśli» nie mogą dyktować dziennikarzowi kogo może, a kogo nie może zapraszać. 3. Wierzę w zdolność moich widzów do samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków. Cieszę się, iż Rymanowski Live ma już 450 tysięcy subskrypcji. 4. Dopiero się rozkręcam”.
A Konstanty Pilawa dodaje: „Dziennikarz Polsatu wykonuje w naszej debacie publicznej potrzebną pracę. Pokazuje – jako popularny dziennikarz – poglądy, które umykają widzom TVN-u i czytelnikom «Newsweeka», a które zyskują coraz większy zasięg. […] Brak wolnej debaty w Polsce to jeden z powodów, dla których ludzie zaczęli szukać alternatywnych wyjaśnień. Popularność teorii spiskowych rośnie proporcjonalnie do upadku liberalnego świata, który zapomniał, na jakich fundamentach został zbudowany”.
Dyskusja wokół rozmowy z prof. Cichosz do bólu przypomina sekwencję podobnych wydarzeń, które miały miejsce w polskiej przestrzeni publicznej w ciągu ostatnich kilku lat: rewizjonistyczne twierdzenia Grzegorza Brauna na temat Holokaustu, głośne wypowiedzi Zbigniewa Hałata na temat strategii walki z pandemią COVID-19, tyrady Jerzego Zięby o „ukrytych terapiach”, czy odmieniane przez wszystkie przypadki postacie denializmu klimatycznego.
W każdej z tych sytuacji mieliśmy do czynienia ze swoistą dialektyką: opresywny globalny system kierowany przez elity vs. ludowy trybun, który demaskuje zakulisowe intencje możnych. Elity są tu figurą poznawczego wykluczenia, monopolu na wiedzę i publicznego ośmieszania osób inaczej myślących – to może być WHO, UE, ONZ, międzynarodowe zespoły badawcze czy „mainstreamowe media”. Ludowy trybun jest zaś bohaterem emancypacyjnym, niepokornym Sokratesem, który swoim sceptycyzmem niczym giez kąsa przedstawicieli „globalistycznej agendy” i uwalnia masy od kurateli „policji myśli”.
Nie, wyniki pracy tysięcy historyków na temat Holokaustu nie są ideologią lub światopoglądem – tak samo, jak nie są nimi wyniki badań współczesnych klimatologów i biologów
Karol Grabias
Sposób, w jaki doktryna Rymanowskiego–Pilawy – nazwijmy ją tak nieco żartobliwie – opowiada sobie i innym o własnej misji, jest splątaniem tropów wyobraźni liberalnej nowoczesności („Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć” – co rzekomo miał wypowiedzieć Voltaire) – podsypana mniej lub bardziej słuszną diagnozą, zgodnie z którą nasza współczesność jest naznaczona nie dającą się dłużej znieść alienacją elit: medialnych, politycznych, naukowych.
To frustracja, jaką odczuwają szerokie masy z powodu odmawiania im prawa do swobodnej wypowiedzi i kwestionowania poglądów „ostemplowanych” przez elity, jest tu widziana jako główne źródło radykalizacji i podatności na myślenie spiskowe – która, jak wskazują niedawne wyniki poparcia dla partii Grzegorza Brauna, nieustannie rośnie. Po raz kolejny widzimy, iż to oś elity–lud, o której piszemy w jesiennym numerze kwartalnika „Więź”, jest matrycą, która koduje podstawy współczesnego świata.
W tej konfiguracji „dawanie platformy” osobom o poglądach, które nie mieszczą się w aktualnym oknie Overtona – denialistom klimatycznym, rewizjonistom Holokaustu, zwolennikom tzw. alt-medu – jest aktem niemal rewolucyjnym: gorzkim lekiem na chorobę alienacji elit i krokiem w stronę społeczeństwa bardziej równego i demokratycznego.
Fałszywa demokratyzacja
W tej opowieści o współczesności znajduje się jeden istotny szkopuł: wyznaczenie granic tego, co stanowi przestrzeń pluralizmu i swobodnej dyskusji, do której dopuszczony jest absolutnie każdy. choćby „radykał” Voltaire zgodziłby się pewnie, iż są obszary, które tej dyskusji nie podlegają – jak choćby prawa człowieka – lub takie, wokół których dyskusja otwarta jest warunkowo, ze względu na posiadane kompetencje. Wybór metody ratowania ludzi z płonącego budynku lub leczenia złośliwego nowotworu nie jest, nie może i nie będzie nigdy – miejmy taką nadzieję – przestrzenią swobodnej dyskusji otwartej dla wszystkich.
Jednak według doktryny Rymanowskiego–Pilawy jesteśmy świadkami hiperinflacji właśnie tego obszaru w naszej publicznej dyskusji. Coraz więcej przekonań różnego pochodzenia trafia do „dyskursywnego rezerwatu”: jest traktowana jako niepodważalna i niepodlegająca dyskusji, usztywniona quasi-feudalnym autorytetem elit. „Musisz popierać bezwarunkowo Ukrainę, szczepić się na COVID, wierzyć w globalne ocieplenie, akceptować zalecenia WHO i popierać politykę Brukseli – bez zadawania zbędnych pytań” – grzmią krytycy tzw. globalnej agendy.
Lud i elity – konflikt nieuchronny? | Wierzący rodzice niewierzących dzieci | Ucieczki i powroty
Problem jednak polega na tym, iż taki obraz świata jest pomieszaniem kilku trafnych intuicji z kompletnym niezrozumieniem sposobu, w jaki działa choćby współczesna nauka. Co do jednego zgoda: tak, są w naszej sferze publicznej obszary, dotychczas zarezerwowane dla swobodnej filozoficznej dyskusji, które od pewnego czasu uległy nadmiernemu usztywnieniu. Jako miłośnik filozofii nie potrafię pojąć powagi, jaka jest przypisywana choćby tezie poststrukturalistów, zgodnie z którą podmiot jest wyłącznie funkcją dyskursu – to ostatecznie tylko jeden z wielu konkurencyjnych modeli, które pozwalają nam rozumieć m.in. tożsamość płciową.
Filozoficzne rozważania o podmiocie to jednak coś radykalnie innego niż procedury nauk ścisłych czy historycznych. Przedstawianie ich jako utajonej formy środowiskowego ekskluzywizmu, podzielanej przez insiderów mody czy ideologii opłacanej przez wpływowe kręgi jest zwyczajną aberracją – za którą częściową winę ponoszą wielcy XX-wieczni dekonstruktorzy naukowo-technicznego modelu racjonalności.
Przyznał to sam współtwórca socjologii wiedzy – programu badania w jaki sposób społeczne warunki „zanieczyszczają” wyniki nauk ścisłych – Bruno Latour w tekście „Why Has Critique Run out of Steam? From Matters of Fact to Matters of Concern”. Stwierdził w nim, iż radykalny model podejrzliwości, który XX-wieczna teoria krytyczna skierowała również w stronę nauk ścisłych, jest współodpowiedzialny za współczesny renesans teorii spiskowych. Latour pisze:
„Czy się myliłem, biorąc udział w stworzeniu tej dyscypliny znanej jako studia nad nauką? Czy wystarczy powiedzieć, iż tak naprawdę nie mieliśmy na myśli tego, co mówiliśmy? Dlaczego tak ciężko przechodzi mi przez gardło stwierdzenie, iż globalne ocieplenie jest faktem – czy ci się to podoba, czy nie? Dlaczego nie mogę po prostu stwierdzić, iż spór jest ostatecznie zakończony?”.
Istnieją spory, które są zakończone
Jestem jak najdalszy od obrony XIX-wiecznego scjentyzmu – wyniki nauk należy zawsze czytać w granicach określających je metodologii – ale moment, w którym jesteśmy zdolni uznać, iż całe aparaty metodologiczne, wyniki powtarzalnych procedur niezależnych zespołów badawczych i modele ich porządkowania są „ideologią” albo jednym z wielu „światopoglądów”, powinien nam zapalać czerwoną lampkę.
Nie, wyniki pracy tysięcy historyków na temat Holokaustu nie są ideologią lub światopoglądem – tak samo, jak nie są nimi wyniki badań współczesnych klimatologów i biologów. Tak, politycy i publicyści popełniają błędy interpretując je i wyciągając z nich praktyczne konsekwencje – zdarza się to choćby samym naukowcom. Ale powtarzalne, bezosobowe procedury dyscyplin naukowych i ich wyniki nie stanowią same w sobie przedmiotu dyskusji. Parafrazując Rymanowskiego: naukowa prawda. Albo jest, albo jej nie ma. Tertium non datur. Pseudonaukowy fałsz to nie „pogląd, który umyka widzom TVN”. To fałsz i kropka.
Dziennikarze, którzy organizują takie spektakle, wycierając sobie twarz wzniosłymi słowami o dziennikarskim etosie i liberalnych wartościach, uderzają w Zachód właśnie w chwili, gdy najbardziej potrzebuje on wiary we własne siły
Karol Grabias
Nowi rewizjoniści – pisałem już o tym zjawisku m.in. przy okazji pseudoargumentacji Grzegorza Brauna nt. istnienia komór gazowych – zawsze w pierwszej kolejności będą podważać aparat metodologiczny dyscypliny, w obszarze której chcą się wypowiadać. Cytując wspomniany tekst: „tysiące badaczy, ludzi znacznie lepiej ode mnie wykształconych w zakresie naukowo uprawianej historii, myli się i nie potrafi zauważyć tego, co widzę ja. Tysiące badaczy to zatem kłamcy lub tchórze, którzy nie mają odwagi wyłamać się z naukowego spisku”. Oto logika nowego rewizjonizmu.
Dlatego nie sposób mi zgodzić się na doktrynę Rymanowskiego–Pilawy. Fakt, iż niektóre obszary naszej publicznej dyskusji się nazbyt usztywniły – co już spotkało się z reakcją w postaci populistycznego zwrotu – nie dowodzi tego, iż remedium jest bezkrytyczne zapraszanie na mównicę tych, którzy z przyjemnością podkopują fundamenty naszej wiedzy o świecie. Tym się karmi współczesny rewizjonizm: chorobliwą podejrzliwością Zachodu do własnych podstaw – procedur nauki, demokratycznych instytucji, uniwersytetów i tradycyjnych, pluralistycznych mediów.
Nie wspomniałem tu choćby słowem o roli, jaką w podsycaniu tej nieufności odgrywają siły Zachodowi wrogie i otwarcie deklarujące zaangażowanie w wewnętrzną destabilizację ładu euroatlantyckiego. Nie potrzebuję teorii spiskowej, zgodnie z którą za każdym zwolennikiem nowego rewizjonizmu stoi kremlowska inspiracja, by wytłumaczyć to, co się dzieje na naszych oczach. Nie mam jednak wątpliwości, iż każdy spektakl demaskowania zachodnich instytucji ma na swoim audytorium uśmiechniętego Aleksandra Dugina.
Dziennikarze, którzy organizują takie spektakle, wycierając sobie twarz wzniosłymi słowami o dziennikarskim etosie i liberalnych wartościach, uderzają w Zachód właśnie w chwili, gdy najbardziej potrzebuje on wiary we własne siły – gdy powinien umacniać zaufanie do rozumu, demokratycznych instytucji i wspólnotowych wartości. W imię rzekomej krytycznej odwagi stają się mimowolnymi sojusznikami tych, którzy pragną zobaczyć Zachód słaby, skłócony i pogrążony w samobójczych tendencjach – jak Tucker Carlson, który użyczył swoich wielomilionowych zasięgów na nieprzerywane trudnymi pytaniami tyrady Władimira Putina.
Rycerze wolności – jeżeli faktycznie zależy Wam na pluralizmie opinii i mierzi Was rzekomo panująca w mediach głównego nurtu atmosfera „wiecu”, to pokażcie nam, jak to się faktycznie robi. Zadawajcie trudne pytania dyktatorom, konfrontujcie fanów pseudonauki z badaczami kontestowanych przez nich dyscyplin, siejcie faktyczny ferment. Na razie dobrze wychodzi Wam tylko poklepywanie po plecach kolejnych wcieleń Rasputina i surfowanie na kolejnych falach nowego rewizjonizmu.
„Zagrożenie, o które najbardziej się martwię w kontekście Europy, to nie Rosja, to nie Chiny, to nie żaden inny zewnętrzny aktor. To, o co najbardziej się martwię, to zagrożenie z wewnątrz, odwrót Europy od niektórych z jej najbardziej podstawowych wartości, wartości dzielonych ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki” – grzmiał w lutym wiceprezydent USA J.D. Vance na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa.
Tak, zagrożenie tkwi również od wewnątrz: są nimi fałszywi rycerze wolności.
Przeczytaj również: Grzegorz Braun jest agentem lub nikczemnikiem. Takich jak on będzie więcej

3 godzin temu






![Bp Krzysztof Zadarko: antyimigranckie hasła są sprzeczne z Ewangelią [ROZMOWA]](https://misyjne.pl/wp-content/uploads/2025/11/pap_20250719_2KS.jpg)








