Rośliny pomagają nam mierzyć się z trudnymi momentami

1 godzina temu

Hodowla roślin przypomina mi, jak wielu rzeczy nie jestem w stanie pojąć. Uświadamia, iż nie znam wszystkich powodów, dla których rośliny rosną i tak pięknie się prezentują.

Fragment książki „Rok wśród kwiatów. Dziennik koreańskiej miłośniczki roślin”, tłum. Klaudia Szary, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2025

Mniej więcej o tej porze roku słońce zaczyna spędzać u nas w domu coraz więcej czasu. Wczoraj po południu siedziałam w fotelu i do późna patrzyłam na wypełniony jego ciepłym blaskiem pokój. Kiedy otwieram okno balkonowe, wita mnie wczesna zima pozbawiona upałów i ostrych jak grot strzały promieni słońca, a mimo to rośliny rosną szybciej niż w innych miesiącach. W zeszłym roku wyglądały niemal identycznie, ale od tamtej pory każda z nich troszkę się zmieniła.

Najbardziej widać to na zroślisze stopowcowej, roślinie o liściach wyglądających jak olejne malowidło wykonane jasną żółcią, błękitem i bielą. Przez jakiś czas stała na suszarce na pranie. Kiedy ta się połamała, zroślicha zaczęła się płożyć po posadzce i rosnąć jak nigdy dotąd. Miała więcej liści, w tym, co istotne, tych falowanych, stanowiących jedną z bardziej charakterystycznych cech tego gatunku. Suszarka została z czasem naprawiona, ale zroślichę zostawiłam na podłodze. Balkon mamy dość wąski, więc zawsze się obawiam, iż nieopatrznie stanę na którymś z liści, ale dotychczas udawało mi się tego unikać. Wierzyłam, iż pozwalając łodygom wisieć, zapewniam im najlepszy możliwy dostęp do powietrza i słońca, ale niewykluczone, iż w ten sposób hamowałam ich wzrost.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Hodowla roślin przypomina mi, jak wielu rzeczy nie jestem w stanie pojąć. Uświadamia, iż nie znam wszystkich powodów, dla których rośliny rosną i tak pięknie się prezentują. Czasami czuję się przez to mała, ale ta świadomość dodaje mi też sił, by mierzyć się z trudnymi momentami.

Z rana zerknęłam na moczące się w wodzie zaszczepki filodendrona splendid. Są trzy, a każda z nich ma szerokie soczyście zielone listki i nie najgorzej wyglądające korzenie. Moim zdaniem powinny już się nadawać do przesadzenia do ziemi. Nigdy wcześniej nie prosiłam pracowników sklepów ogrodniczych o wsparcie przy przesadzaniu ani sadzeniu swoich roślin, ale tym razem postanowiłam zasięgnąć porady eksperta. Nie tak dawno obiecałam Jeondze, iż jeżeli sadzonki ładnie się ukorzenią, umieszczę je w doniczkach i jej podaruję. Uznałam, iż dobrze byłoby się tym zająć jeszcze przed końcem roku.

Uważnie obejrzałam wszystkie zaszczepki i wybrałam te najlepiej rokujące. jeżeli któraś wydawała mi się niepewna, choćby choćby miała piękne, duże listki, wracała z powrotem do wody. Wybrane roślinki owinęłam wilgotnym ręcznikiem papierowym do papierowej koperty z warstwą folii bąbelkowej w środku, by zapewnić im ciepło. Sklep ogrodniczy, do którego planowałam się wybrać, znajdował się ledwie dziesięć minut piechotą od domu, ale wolałam być przygotowana, tym bardziej iż po deszczu nieco się ochłodziło.

Kim Keum Hee, „Rok wśród kwiatów. Dziennik koreańskiej miłośniczki roślin”, tłum. Klaudia Szary, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2025

Rzadko wychodziłam z domu z roślinami, więc nie zdawałam sobie sprawy, iż w trakcie marszu będę tak mocno je do siebie tulić, jakbym niosła ukochane zwierzątko. Bałam się, iż byle podmuch wiatru może zaszkodzić młodym listkom. Wprawdzie wiedziałam, iż mam w domu jeszcze dwie zaszczepki i nie muszę się aż tak przejmować dobrobytem tych, które ze sobą niosłam, ale nie potrafiłam nad tym zapanować.

Na miejsce dotarłam koło południa. W kwiaciarni panował ruch. Właścicielka była zajęta szykowaniem bukietu róż, ale kiedy pokazałam jej przyniesioną sadzonkę, rzuciła na nią okiem. Przez chwilę bałam się, iż florystka uzna roślinkę za zbyt małą albo wytknie jej jakąś skazę, ale ona rzuciła: „Sporawa”, i dodała, iż najmniejsza doniczka będzie za mała. Ten gatunek filodendronu rośnie bardzo gwałtownie i mocno się krzewi, więc lepiej od razu sadzić go w większych pojemnikach. Wybrałam zatem sporą glinianą donicę, a kwiaciarka poprosiła, żebym wróciła po roślinę za godzinę, bo na razie musi się zająć wcześniej złożonymi zamówieniami.

– Oczywiście. Może pani do mnie zadzwonić, kiedy będzie pani zaczynać pracę? Chciałabym zobaczyć, jak ją pani sadzi.

– Chce pani to zobaczyć? – zdziwiła się florystka.

Niewiele osób prosiło o tego typu rzeczy. Tak po prawdzie, choć ogrodnictwem zajmowałam się już od wielu lat, rzadko widywałam podobnych sobie pasjonatów przy pracy. Wielu rzeczy dowiadywałam się z książek, inne jedynie sobie wyobrażam, dlatego też byłam szczerze ciekawa, jak będzie wyglądał ten proces. Kwiaciarka stwierdziła, iż w takim razie najpierw zasadzi moją sadzonkę. Było mi głupio, iż w ten sposób przeszkodziłam jej w pracy. Podziękowałam jej.

Podejmowane przez nią działania w zasadzie nie różniły się od tych, których trzymałam się i ja. Na otwór drenażowy położyła siatkę mającą zapobiegać wymywaniu ziemi, nasypała trochę grubego żwiru, umieściła roślinę w donicy i obsypała ją ziemią, wierzch zaś pokryła warstwą kamyczków. Florystka najwyraźniej uznała mnie za początkującą ogrodniczkę i co chwila wyjaśniała, co robi w danym momencie. Zwróciłam uwagę, iż używała więcej kamyczków niż ja.

– Większa ilość sprawi, iż roślinie będzie cieplej – wyjaśniła kobieta.

Ze względu na swoje fizyczne adekwatności kamienie raczej nie są kojarzone z ciepłem, ale kiedy usłyszałam te słowa z ust kwiaciarki, wydały mi się one sensowne. Nim się zorientowałam, wyobraźnia podsunęła mi obraz miękkiego, cieplutkiego kocyka.

Skończywszy wykładanie kamyczków, florystka umieściła wśród nich dwie porowate skałki w charakterze ozdoby.

– Ładnie ją pani odchowała.

Te słowa wywołały na mojej twarzy pierwszy uśmiech po kilku ponurych dniach. kilka rzeczy jest w stanie tak bardzo podnieść mnie na duchu jak pochwała z ust osoby trzeciej. Prawda jest taka, iż wcześniej zwróciłam uwagę na dobroć kwiaciarki. Nie tak dawno przed jej sklepem ujrzałam pojemnik z białymi chryzantemami, wystawiony tam w celu upamiętnienia ofiar tragedii z dwudziestego dziewiątego października, oraz towarzyszącą mu informację, iż kwiaty można brać za darmo. Również w tej kwiaciarni zaopatrzyłam się w bukiecik, którym żegnałam swojego ukochanego psa.

Odbierając doniczkę od florystki, zapewniłam, iż mieszkam nieopodal, więc dam radę ją donieść. Pokonując tę trasę, znów dałam się ponieść obawom. Co, jeżeli wysypie mi się ziemia? jeżeli stłukę donicę? Czy wiatr nie zaszkodzi roślinie? Gdy tak szłam, tuląc do siebie donicę, zaczęłam się zastanawiać, czym ja się w ogóle martwię. Przecież korzenie są ukryte pod zapewniającą ciepło warstwą kamyczków. Mój filodendron na pewno jest zachwycony miękkością otaczającej go ziemi i gdyby mógł, machałby korzonkami jak nogami.

Ta myśl zadziałała na mnie kojąco, a zima mająca zakończyć się dopiero z nadejściem wiosny nie wydawała mi się już tak bardzo ponura.

Idź do oryginalnego materiału