- Kard. Stanisław Dziwisz kiedyś stwierdził, iż ks. Tadeusz atakuje Kościół i jest szkodnikiem. To był najtrudniejszy moment w jego życiu. Myślał o odejściu z kapłaństwa — nie ma wątpliwości Tomasz Terlikowski
- W momencie walki o lustrację poważnie zawiódł się na biskupach, ale też na kolegach, którzy nagle się od niego odwrócili. Poczuł się zdradzony — dodaje dziennikarz i publicysta
- Temat tego, co wiedział i jak reagował najpierw kard. Wojtyła, a później Jan Paweł II, był dla niego niezwykle trudny. Doszedł do wniosku, iż papież musiał wiedzieć o pedofilii. Był przekonany, iż cały system jest dotknięty głęboką chorobą — tłumaczy autor książki
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Szymon Piegza: Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski przez całe życie walczył o prawdę i sprawiedliwość dla osób skrzywdzonych. Niestety, ta walka często odwracała się przeciwko niemu.
Tomasz Terlikowski: Najbardziej wtedy, gdy domagał się otwarcia archiwów IPN i przeprowadzenia pełnej lustracji ludzi Kościoła. Wiedział, iż niektórzy księża donosili i jako historyk chciał zbadać ten problem.
Ściągnął tym na siebie gigantyczne problemy.
Jego ówczesny przełożony kard. Stanisław Dziwisz najpierw zabronił mu pisania o współpracy księży z SB, później wydał zgodę, a na koniec stwierdził, iż ks. Tadeusz atakuje Kościół i jest szkodnikiem. To był najtrudniejszy moment w jego życiu.
Odsunął się od niego nie tylko kardynał, ale też spora część księży, jego kolegów.
I wtedy naprawdę myślał o odejściu z kapłaństwa. Nigdy wcześniej i nigdy później nie przechodził tak poważnego kryzysu.
W jego diecezji pojawił się choćby nieformalny zakaz zapraszania go na różne uroczystości i imprezy. W swoim środowisku stał się persona non grata. Wspierali go jednak ludzie świeccy, przyjaciele, których miał wielu i nieliczna grupa księży, i dlatego przetrwał.
Wspomnienie ks. Isakowicza-Zaleskiego. „Wtedy myślał o odejściu z kapłaństwa”
Po raz pierwszy ks. Zaleski przeżył też wielkie rozczarowanie Kościołem jako instytucją, która nie stanęła po jego stronie?
Trzeba pamiętać, iż wychował się w rodzinie głęboko wierzącej. To był taki moment w naszej historii, gdy Kościół przeżywał największy wzrost. On sam obracał się w środowisku oazowym, które było budowane przez bardzo zaangażowanych księży, ale także przez świeckich, jak choćby ruch Wiara i światło.
Jako iż sam krótko był wikarym, a nigdy proboszczem, czyli nie funkcjonował w tym kościelnym systemie, to cały czas zachowywał bardzo pozytywny obraz Kościoła. Niestety w momencie walki o lustrację poważne zawiódł się na biskupach, ale też na kolegach, którzy nagle się od niego odwrócili.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w Radwanowicach, 2013 r. Obok m.in. kard. Stanisław Dziwisz i Anna Dymna.
Poczuł się zdradzony?
Na pewno. Chyba do końca życia nie potrafił zrozumieć, dlaczego on, walczący o prawdę i sprawiedliwość, przez wielu uważany był za wroga. Zresztą jego zaangażowanie się w fundację im. Brata Alberta w Radwanowicach, sprawiły, iż już wcześniej został wykluczony z tego mainstreamowego Kościoła.
W Radwanowicach spędził połowę swojego życia. Tam pomagał osobom z niepełnosprawnościami, a oni traktowali go jak swojego ojca, później dziadka.
Trzeba pamiętać, iż pomysł założenia fundacji akurat w Radwanowicach, gdzie w latach 80. nie było choćby drogi dojazdowej do posiadłości, wydawał się zwykłym szaleństwem. Ale taki był ks. Tadeusz. jeżeli coś sobie postanowił, to nie potrafił odpuścić. Walczył o to do samego końca i potrafił zjednywać sobie różne środowiska. Bez pomocy dobrych ludzi nie mógłby rozwinąć tej działalności. Zresztą sam żył bardzo skromnie i wszystko przekazywał dla innych.
Gdy po jego śmierci pojechałem do Radwanowic, to zrozumiałem, iż istotą życia ks. Zaleskiego było właśnie schronisko dla osób z niepełnosprawnością. On z nimi mieszkał, żył razem z nimi, był jednym z nich. Właśnie stamtąd, z Radwanowic, czerpał swoją siłę. Absolutnie niesamowite jest to, iż podopieczni i pracownicy fundacji do tej pory wspominają go ze łzami w oczach.
„Ks. Isakowicz-Zaleski nie był nacjonalistą, choć miał dość konserwatywne poglądy”
Dwa razy w 1985 r. został dotkliwie pobity przez SB, mimo to ciągle pomagał „Solidarności”. Swoją nieustanną walką o lustrację przez swojego biskupa został uznany za tego, kto niszczy Kościół, a jednak się nie poddał. Dostawał pogróżki, ale nie dał się zastraszyć. Skąd brała się u niego ta bezkompromisowość?
Sam żartował, iż ma ormiańskie korzenie, więc jest uparty, jak każdy Ormianin. Faktycznie nigdy nie odpuszczał i taki był zawsze. Już w latach 80. kard. Franciszek Macharski zakazał mu angażowania się w „Solidarność”, ale on uważał, iż to jest jego powołanie, żeby pomagać.
Dokładnie z tego powodu tak ważna była dla niego lustracja. Myślał o tych, którzy zostali skrzywdzeni przez bezpiekę i skrzywdzeni przez tych, którzy donosili. Też z tego powodu podjął temat ofiar rzezi wołyńskiej. Co prawda, jego tato był świadkiem rzezi, ale ks. Tadeusz zaczął się tym tematem zajmować, kiedy przyszli do niego ludzie i zaczęli opowiadać, iż nie mogą pochować swoich bliskich.
Jeden z jego przyjaciół powiedział mi, iż kiedy ksiądz szedł do przodu, to często nie patrzył, kto za nim idzie. To znaczy, iż oddawał się jakiejś sprawie, niezależnie od tego, kto go popierał. Inni z kolei mówili, iż gdyby zobaczył, jakie środowiska go popierają, to mógłby być tym przerażony.
Msza w intencji ks. Isakowicza-Zaleskiego, Radwanowice, 2024 r.
Ks. Isakowicza-Zaleskiego popierały różne środowiska, w tym nacjonalistyczne, czy wręcz narodowo-radykalne. Nigdy nie zauważyłem, żeby mu to przeszkadzało, choćby można było odnieść wrażenie, iż było mu to na rękę.
To prawda, nie odcinał się od tego. Trzeba też uczciwie powiedzieć, iż sam nie był nacjonalistą, choć miał dość konserwatywne poglądy. Do pewnego momentu był zadeklarowanym sympatykiem Prawa i Sprawiedliwości, ale potrafił też sprzeciwić się temu środowisku.
Bardzo ostro krytykował Lecha Kaczyńskiego, a później Andrzeja Dudę za postawę wobec Wołynia. Po 10 kwietnia 2010 r. nie uległ narracji smoleńskiej. Nigdy z jego ust nie padły słowa o „zamachu smoleńskim”. I myślę też, iż z wieloma tezami narodowców kompletnie by się nie zgodził. Jego siła polegała na tym, iż choć był zanurzony w środowiskach narodowych, potrafił rozmawiać z każdym: i z Onetem, i z TVN, ale też z bardzo prawicowymi mediami. Konsekwentnie odmawiał „Gazecie Wyborczej”, która wprost przeciwstawiała się lustracji.
Narodowcy cytowali go głównie wtedy, gdy mówił o Ukrainie. A czasem mówił rzeczy, które nie zmierzały do wzajemnego pojednania, ale wręcz nastawiały oba narody przeciwko sobie.
Na pewno ks. Tadeusz kochał Ukrainę, uwielbiał tam jeździć. Z dumą mówił też o swoich ukraińskich korzeniach, o tym, iż jego dziadkowie byli grekokatolickimi duchownymi. Natomiast rzeczywiście od pewnego momentu zarówno jego wołyńskie środowisko, jak i on, chyba przestał dostrzegać skomplikowanie tej sytuacji.
Ks. Isakowicz-Zaleski na jednej z manifestacji, 2009 r.
Bo nieprawdą jest, iż wszyscy Ukraińcy są zafascynowani Banderą albo iż wszyscy są przeciwni ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej.
Zgadzam się i wcale nie zamierzam go bronić. Myślę, iż źródła jego myślenia były właśnie w trudnej historii jego rodziny. On wiedział, iż problem Wołynia istnieje na zachodzie Ukrainy, a wschodnia i centralna Ukraina w ogóle się tym nie zajmują.
Podobnie myślę, iż mógł sobie zdawać sprawę z tego, iż Ukraińcy nie gloryfikują samego Stepana Bandery, ale żyją pewnym mitem, który umacnia ich tożsamość, zwłaszcza w czasie wojny z Rosją. Ale to już dla niego było nie do zaakceptowania.
Terlikowski szczerze o ks. Isakowiczu-Zaleskim. „Był tym naprawdę załamany”
W ostatnich latach swojego życia bardzo mocno zaangażował się w pomoc osobom skrzywdzonym w Kościele. Po waszych książkach dostał mnóstwo listów, kolejne osoby prosiły go o pomoc, bo nikt z hierarchów nie chciał się tym zająć. Jego to nie dziwiło, bo pamiętał, jak Episkopat poradził sobie z tematem lustracji wśród duchownych, czyli powołał komisję, która kompletnie nic nie wyjaśniła.
On nie tylko dostawał mnóstwo listów, ale też je katalogował, odpisywał, a czasem choćby spotykał się z pokrzywdzonymi. Nie wiem, kiedy na to wszystko znajdował czas, przecież miał też obowiązki związane z fundacją. Myślę, iż gdyby kiedykolwiek Kościół powołał Rzecznika Praw Osób Skrzywdzonych, to ta funkcja powinna nosić imię ks. Tadeusza.
Dzięki niemu dowiedzieliśmy się o wielu skandalach w polskim Kościele.
Choćby o pewnym biskupie, który miał ze swoją partnerką dziecko z in vitro, o serii samobójstw w diecezji tarnowskiej, współpracy biskupów z SB, czy tuszowaniu przez nich przypadków pedofilii.
Jeśli kiedyś zostanie spisana historia Kościoła w Polsce po 1989 r., to ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski będzie jednym z pozytywniejszych bohaterów. Natomiast jego dwaj przełożeni – kard. Dziwisz i abp. Jędraszewski, zdecydowanie nie będą bohaterami pozytywnymi.
Sposób, w jaki potraktował go kard. Dziwisz, prawie doprowadził do porzucenia kapłaństwa. Co ciekawe, jego kooperacja z abp. Jędraszewskim rozpoczęła się bardzo dobrze, chwalił nowego metropolitę. Z czasem przyznał, iż się pomylił i Jędraszewski go bardzo rozczarował.
Ks. Tadeusz nie bał się krytykować abp. Jędraszewskiego za kilka rzeczy. Po pierwsze dlatego, iż zbudował wokół siebie dwór. Otoczył się grupą totumfackich, młodych księży i w ten sposób oddzielił się od reszty, stracił kontakt z rzeczywistością. Jędraszewski, choć jest już w Krakowie ponad osiem lat, nigdy tak naprawdę nie zrozumiał tego miasta, nie postępował zgodnie z tradycją.
W końcu, i to też Zaleski miał mu za złe, nie miał czasu spotykać się z duchownymi. Za to chwalił choćby kard. Dziwisza, iż odbierał telefony, zapraszał na spotkania, chciał rozmawiać. Uważał, iż obecny metropolita nie jest ojcem dla swoich księży.
Stanisław Dziwisz i Tadeusz Isakowicz-Zaleski, 2006 r.
Kolejną sprawą, którą ks. Zaleski ciągle przypominał, była niewyjaśniona afera abp. Juliusza Paetza.
Domagał się od abp. Jędraszewskiego, by wyjaśnił swoje zaangażowanie w obronę abp. Paetza. Ta postawa młodego biskupa, jakim wtedy był Jędraszewski, wcale nie była jednoznaczna. Wszystko wskazuje na to, iż na początku zachował się, jak trzeba, a dopiero potem został złamany.
A później sam łamał kręgosłupy innych, zmuszając ich do obrony Paetza.
Ks. Zaleski chciał, żeby arcybiskup to wyjaśnił. On uważał, iż w innym wypadku wszystkie opowieści Jędraszewskiego o tęczowej zarazie, o ideologii LGBT są po prostu niewiarygodne, bo to wygląda tak, jakby facet się bronił przed własną przeszłością.
Poza tym ks. Tadeusz widział, iż archidiecezja krakowska w tej chwili nie jest w stanie zmierzyć się z problemem osób skrzywdzonych. Był zaskoczony tym, iż po filmie Marcina Gutowskiego biskup zamknął archiwum i zablokował wszelkie dokumenty. Doskonale wiedział, iż strategia „oblężonej twierdzy” do niczego nie prowadzi.
Rocznica śmierci ks. Isakowicza-Zaleskiego. „To jeden z powodów, dlaczego umarł zbyt wcześnie”
Z jednej strony ks. Zaleski, jako nieliczny, mógł sobie pozwolić na krytykę biskupów i episkopatu, ale płacił za to ogromną cenę.
Myślę, iż to był jeden z powodów, dlaczego umarł zbyt wcześnie. Jako młody człowiek płacił cenę wykluczenia, osamotnienia, traktowania go jak problem dla Kościoła. To było dla niego bardzo trudne. W momentach, kiedy miał już kompletnie dość, brał swojego psa Granda i szedł na spacer lub wsiadł w samochód i jechał w głąb swojej ukochanej Europy Środkowej.
To zepchnięcie na margines na pewno go frustrowało, powodowało, iż jego wypowiedzi z czasem stawały się coraz ostrzejsze, radykalniejsze. Nie mam wątpliwości, iż gdyby Kościół potraktował go inaczej, gdyby zamiast z nim walczyć, powołał go na stanowisko koordynatora do spraw ochrony małoletnich albo koordynatora do spraw kontaktu z osobami skrzywdzonymi, to mógłby zrobić dużo dobrego. Miał przecież bardzo dużą wiedzę i doświadczenie.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski pracuje nad swoją książką nt. inwigilacji kościoła przez SB, 2006 r.
Może chodziło właśnie o to, iż miał zbyt dużą wiedzę o problemach Kościoła, co wywoływało paniczny strach. W końcu to biskupi zablokowali jego kandydaturę do państwowej komisji ds. przeciwdziałania pedofilii.
Biskupi nie rozumieli, iż walka, którą podejmował, brała się z głębokiej miłości do Kościoła, a nie dlatego, iż miał parcie na szkło, jak niektórzy sugerowali.
Gdy mówił o tym, iż papież Jan Paweł II zbyt gwałtownie został ogłoszony świętym lub, iż trzeba jak najszybciej powołać niezależną, świecką komisję, która dogłębnie zbada problem skandali seksualnych w Kościele, też robił to z głębokiej miłości.
Temat tego, co wiedział i jak reagował najpierw kard. Wojtyła, a później Jan Paweł II, był dla niego niezwykle trudny. Sam zawsze był pod wielkim wrażeniem Karola Wojtyły, ale z czasem stawiał sobie coraz więcej pytań. W końcu doszedł do wniosku, iż papież musiał wiedzieć o pedofilii i mówił o tym publicznie. Myślę też, iż był przekonany, iż cały system jest dotknięty głęboką chorobą.
Przez długi czas wierzył, iż Kościół jest w stanie sam poradzić sobie ze skandalami. Pamiętam dokładnie ten moment, kiedy przyznał, iż się mylił, iż był naiwny, bo ten system nie chce się naprawić.
I był tym załamany, bo Kościół zawsze był jego domem. Myślę, iż nie spodziewał się w tym domu tak wielkiego brudu i zła.
Ksiądz Tadeusz przez osiem miesięcy walczył z nowotworem. W momencie, gdy wydawało się, iż po ciężkiej terapii pokonał chorobę, ona zaatakowała całe jego ciało. Czasem zastanawiam się, czy w tych najtrudniejszych momentach stawiał sobie pytania o to, czy Bóg istnieje, czy było warto poświęcić mu całe życie?
Myślę, iż jeżeli chodzi o istnienie Boga, to nie miał wątpliwości, bo był człowiekiem głębokiej wiary, choć mówił o tym niechętnie. Jego bliscy, z którymi rozmawiałem, potwierdzali, iż to nie był człowiek, który opowiadał o swojej wierze, modlitwie, rozmowach z Panem Bogiem. To nie był ksiądz mistyk-gawędziarz.
Ci, którzy spędzili z nim ostatnie dni, mówili, iż unikał rozmów o śmierci.
Na pewno chciał żyć, chciał jeszcze trochę czasu, ale miał też w sobie spokój, wierzył, iż odchodzi w ramiona Ojca i iż tam będzie w końcu mógł odpocząć. Myślę, iż wątpił w Kościół, w konkretnych ludzi, ale nigdy w Boga.
„Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Sumienie polskiego Kościoła”, T.Terlikowski, WAM, 2025 r.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: szymon.piegza@redakcjaonet.pl
Czytaj inne artykuły tego autora tutaj.