Robert Samborski nie żyje. Autora „Sakramentu obłudy” wspomina Artur Nowak

8 miesięcy temu

Roberta poznałem kilka lat temu. Wysłał mi próbkę swoich wspomnień z seminarium. Były inne od całej reszty grafomańskich utyskiwań na Kościół, które otrzymywałem w tym czasie. Od razu wiedziałem, iż warto poszukać mu wydawcy, bo ma coś naprawdę sensownego do powiedzenia. W Roberta uwierzyli w Krytyce Politycznej.

Książka Sakrament obłudy. Wspomnienia z seminarium okazała się bestsellerem i otworzyła dyskusje na temat formacji polskich duchownych. Ludzi ujął prosty styl autora, a zarazem głównego bohatera, w seminarium niczym Szwejka w austrowęgierskim wojsku.

W uszach grają mi anegdoty, którymi sypał jak z rękawa, ukazując absurdy kuźni księżowskich. Na wykładach z wykładowcami seminariów usłyszał: „Kiedy biskup przemawia, choćby Chrystus musi milczeć” oraz, iż choćby jeżeli do kapłaństwa adeptów seminariów powołał sam Bóg, o tym, kto zostanie księdzem, zdecydują przełożeni.

Mam go przed oczyma, kiedy śmiał się na wspomnienie, jak to wezwał go do siebie rektor w związku z jego bardzo dobrymi wynikami w nauce. Wspominał, iż „kazał mi się zastanowić, czy nie jestem pyszny”.

Robert z kolegą wydał w zamkniętym obiegu prześmiewcze opowiastki o wykładowcach. Lektura ukazująca deficyty poznawcze i antyintelektualizm kadry wzbudziła niezadowolenie przełożonych. Samborskiego uznano niemal za demona. Nie wydał kolegi, współautora, który po dziś dzień jest księdzem.

Przez wiele lat wierzył, iż przebaczą mu ten sztubacki wybryk, ale ci mali ludzie nigdy mu nie wybaczyli. Czekał latami, ale nie został wyświęcony. Dano mu do zrozumienia, iż dla takich jak on nie ma w Kościele miejsca. Oczywiście potem się z tego śmiał, ale odejście mocno przeżył.

Tak je wspominał: „Postanowiłem, iż pójdę do lasu, położę się i będę czekać na śmierć. Ale spotkałem wilka. Spojrzał mi w oczy i tym uratował mi życie. To trwało ułamek sekundy, ale zmieniło wszystko. Zrozumiałem, iż nie ma duchowego Boga. Bóg jest w przyrodzie, Bóg to Wszechświat. To mnie zahipnotyzowało. Poczułem, iż spotkałem istotę, która wie o mnie więcej niż ja sam o sobie. Teraz prowadzę szczęśliwe, zupełnie inne życie. Chcę studiować biologię. Założyłem też stronę internetową, wziąłem psa ze schroniska. Jestem dzisiaj szczęśliwy i wiem, czego chcę w życiu.”

Takim Cię Robercie zapamiętam. Zostawiłeś wiele ważnych słów i myśli. One krążą i są nieśmiertelne. To Twoje dziedzictwo. Żaden tam Bóg, do którego ludzie uciekają przed lękiem, ale realny i wszechpotężny Świat był Ci przewodnikiem.

Robert nigdy nie bał się śmierci. Wierzył, iż jesteśmy zbiorem pierwiastków, które zmieniają się co jakiś czas, przyjmując nowe postacie. Był łagodny dla innych i siebie. Do zobaczenia w niezliczonych spotkaniach. Czuję Cię w piasku plaży, rześkim wietrze poranka, naręczu kwiatów i kropel deszczu. Jesteś obrazem zwycięstwa i to mi bardzo pomaga.

Idź do oryginalnego materiału